Między Unią a Rosją

Między Unią a Rosją

Wiktor Janukowycz i Jarosław Kaczyński mają przynajmniej jeden punkt wspólny. Obaj są eurosceptykami

Konferencję prasową ministrów spraw zagranicznych Polski i Ukrainy, Anny Fotygi i Borysa Tarasiuka, zdominowała sprawa rezygnacji prof. Władysława Bartoszewskiego z funkcji przewodniczącego Rady Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. O niej starała się nie mówić min. Fotyga, pytana przez polskich dziennikarzy. Borys Tarasiuk, stojąc obok niej, mógł poznać jeden z polskich przypadków zależności polityki zewnętrznej od wewnętrznej. To ćwiczenie być może odbierał z ukrytą satysfakcją, myśląc: u nas nie jest jeszcze tak źle. Taki przebieg konferencji ministrów dwóch strategicznych partnerów nie jest jednak przypadkowy. W naszych wzajemnych stosunkach rozpoczyna się nowy etap, nadszedł czas na głębszy oddech.

Winna Krynica?

Newsem z konferencji ministrów była zapowiedź spotkania premierów Jarosława Kaczyńskiego i Wiktora Janukowycza w Krynicy. Minister Tarasiuk mówił najpierw o oficjalnej wizycie, następnie o spotkaniu w ramach Forum Ekonomicznego w Krynicy, ale zapewniał, że premier Janukowycz przyjedzie. Zaraz następnego dnia „Deń” poinformował, że premier decyzji jeszcze nie podjął, zastanawia się. „Ukraińska Prawda” przypomniała opozycyjną w przeszłości do oficjalnego Kijowa rolę Krynicy, gdzie jako opozycjoniści (w tym do Janukowycza, nie tylko do Kuczmy) przyjeżdżali Juszczenko i Tymoszenko. W Krynicy „opozycja” otrzymywała poparcie od Polski i Europy. Być może wątek historyczny, pamięć o roli Polski w „pomarańczowych wydarzeniach”, jak nazywa sprawę Władimir Putin, ma dla Wiktora Janukowycza istotne znaczenie, ale najważniejsze jest jednak to, o czym ma być ta rozmowa, jeśli już do niej dojdzie i politycy przełamią barierę nieufności. A z tym nie będzie łatwo, politycy kończyli przecież różne życiowe szkoły. Mają przynajmniej jeden punkt wspólny.
Premier Wiktor Janukowycz jest eurosceptykiem, podobnie jak premier Jarosław Kaczyński. Są to co prawda różne eurosceptycyzmy, mają one nieco inne genezy i zakres, ale w istocie są podobne, politycznie nierozwojowe. Europa nas nie chce, Europa ma podwójne standardy, Europa chce nas tanio kupić i wykorzystać, to stare hasła Leonida Kuczmy, jednak nadal żyją. Premier Janukowycz w swoim programie politycznym mówi wyraźnie: jesteśmy dużym, silnym i bogatym krajem, najpierw podniesiemy standard życia, doprowadzimy do rozwoju gospodarczego, a dopiero później będziemy rozmawiali z Unią. Wiktor Juszczenko jest co prawda innego zdania, deklaruje europejski kurs, ale ma coraz mniej instrumentów i jest wyraźnie rozczarowany wyczekującą postawą Brukseli. Nasza polska pozycja w Unii, gdy obóz rządowy uważa za sukces wizytę premiera Jarosława Kaczyńskiego w Brukseli, podczas której głównie przekonywał on, iż RP jest demokratycznym państwem, nie daje nam niestety mandatu do kontynuacji tradycyjnej roli adwokata Ukrainy, sami zaczynamy potrzebować w Europie adwokata. W Kijowie też czytają gazety. We Lwowie oceny zawsze były i są prosto z mostu: Kwaśniewski jaki był, taki był, ale starał się i coś zrobił, teraz słyszymy wyłącznie o jakiejś twardej linii narodowych interesów i pewności siebie, w Europie tylko się z tego śmieją.

Dwie władze

Do tego sytuacja w Kijowie nie jest klarowna. Wszystko wskazuje na to, że po kryzysie parlamentarnym i powierzeniu funkcji premiera Wiktorowi Janukowyczowi rozpoczął się okres dwuwładzy, postępującej rywalizacji między obozem prezydenta a obozem premiera. Końcowy rezultat będzie znany w 2009 r., po ogłoszeniu wyników kolejnych wyborów prezydenckich. Rząd twierdzi, że zgodnie z konstytucją prezydent nie może wydawać poleceń ministrom, nawet swoim – spraw zagranicznych, wewnętrznych, obrony; prawnicy prezydenta to kwestionują. Wbrew podpisanemu uniwersałowi rząd Janukowycza rozpoczyna batalię o uznanie języka rosyjskiego za drugi język państwowy – to przykłady pól konfliktów między obozami z ostatnich dni. W polityce zagranicznej oznacza to powrót do kuczmowskiej wielowektorowości. Juszczenko przyśpiesza w sprawie wstąpienia do NATO, Janukowycz opóźnia. Janukowycz stawia na integrację z Rosją, Juszczenko blokuje, ale jak długo będzie mógł, trudno powiedzieć. Janukowycz bardzo szybko dogadał się z Kremlem w sprawie dostaw gazu, podwyżka cen będzie niewielka, Gazprom nie ma już pretensji do Ukrainy, z rosyjskiej prasy zniknęły krytyczne wobec Ukrainy i Juszczenki artykuły. Pozytywnym bohaterem jest Wiktor Janukowycz, który zapewnił Europę, że może być spokojna o dostawy gazu zimą, Ukraina nie będzie podbierała (czytaj: kradła) gazu, tym samym przyznał, że poprzedni rząd i prezydent Juszczenko kłamali, mówiąc, że to Rosja zakręciła kurki. Zdaniem Tarasa Woźniaka, redaktora naczelnego lwowskiego kwartalnika „I”, do władzy powróciła nomenklaturowa kamaryla, która rządziła Ukrainą przez ostatnie dziesięć lat, a jedną z przyczyn jest to, iż przywódcy pomarańczowej rewolucji nie w pełni zrozumieli, co mają zrobić z władzą otrzymaną od narodu. Swoją diagnozę Taras Woźniak uzupełnia socjologiczną tezą: „Prawie połowa Ukraińców stała się w istocie narodem w politycznym sensie tego pojęcia. Natomiast połowa tak naprawdę żyje w postsowieckiej przestrzeni” (wywiad dla BBC z 25.08.2006 r.). Program polityczny to przekonać drugą połowę do demokratycznych wartości i wymienić elity polityczne. Znany eseista Jurij Andruchowycz, rozgoryczony szczególnie postępowaniem „pomarańczowych”, ostatni postulat formułuje w radykalnej formie: „To pokolenie polityków trzeba wyrzucić na śmietnik” („Zierkało Tyżnia”, 25.08.2006 r.).

Przypadek Kwaśniewskiego

Prezydent Aleksander Kwaśniewski chyba trafnie zdefiniował polityczną sytuację na Ukrainie, rozpoczynając współpracę z Leonidem Kuczmą, prezydentem Ukrainy. Prezydent był kluczem do oligarchicznego systemu władzy. Spotkania z Kuczmą, w tym nocne spacery bez krawatów po Odessie, przynosiły rezultat, m.in. był to sposób wspomagania polskich firm na Ukrainie. W ostatniej fazie tej barwnej historii Aleksandrowi Kwaśniewskiemu udało się wziąć udział w rozwiązaniu bardzo poważnego konfliktu politycznego. To zadomowienie się w Kijowie, tak krytykowane w kraju i często na Ukrainie, gdzie słyszałem: „I po co ten wasz Kwaśniewski tak często się z tym Kuczmą całuje?”, raptem okazało się przydatne. Stosunki polityczne w tym okresie (1995-2004) były zdominowane przez prezydentów. Na drugim planie funkcjonowały organizacje pozarządowe i współpraca przygraniczna. Jednak w sprawach najważniejszych, takich jak pojednanie, kontrakty firm, potrzebne były decyzje na najwyższym szczeblu, ale nie zawsze one wystarczały. Przypomnijmy w tym miejscu konflikt o cmentarz Orląt i obchody rocznicy Wołynia. Formuła Kwaśniewskiego została wyczerpana, nie tylko dlatego, że autor przestał być prezydentem. Czasy się zmieniły. Ukraina jest inna, mimo oligarchicznej kontynuacji, zmienia się też Polska, w tym polityczne obyczaje. Głównym zaniedbaniem okresu Kwaśniewskiego i Kuczmy był brak systematycznej budowy infrastruktury współpracy – kontaktów na szczeblu miast, gmin, organizacji, firm, partii politycznych, parlamentu. Tej infrastruktury brakuje też dzisiaj. I nadal jej nie budujemy. Edukacja, kultura, pomoc dzieciom, wspólne badania historyczne to tylko niektóre dziedziny, w których wspólnie możemy odnieść sukces i przyśpieszyć proces europejskiej integracji. I chyba dzisiaj rolą polityków jest przede wszystkim uruchomienie i wspieranie obywatelskiej integracji, współpracy, pomocy.

Granica

Znany ukraiński publicysta Mykoła Riabczuk za najważniejsze wspólne zadanie dla Ukrainy i Europy uważa liberalizację polityki wizowej i w niedalekiej perspektywie zniesienie wiz dla obywateli Ukrainy. Wprowadzenie wiz, podobnie jak ogłoszenie dla Ukrainy „polityki sąsiedztwa” w miejsce perspektywy członkostwa uważa Mykoła Riabczuk za głęboko niesprawiedliwe i niesłuszne. – Czym różnimy się od Rumunii i Bułgarii albo krajów bałkańskich? – pyta. – Znaleźliśmy się po złej stronie granicy i jest to bardzo niedobra sytuacja, zwłaszcza dla milionów ludzi żyjących w rejonach przygranicznych. Zostaliśmy, wbrew naszym aspiracjom, zaliczeni do rosyjskiej sfery wpływów, to był szczególnie bolesny cios zadany prozachodnim politykom ukraińskim. Bruksela broni się przed tą argumentacją, wskazując na brak rosyjsko-ukraińskiej granicy i zagrożenie falą nielegalnej emigracji. To też prawda. Riabczuk uznaje te argumenty i apeluje do swego rządu o jak najszybsze załatwienie tej sprawy, w tym przełamanie oporu Rosji, której bardzo zależy, by granicy między „bratnimi” państwami nie było. Rosja przypomina o prawie dziewięciu milionach Rosjan żyjących na Ukrainie (obywatelach Ukrainy), dzieleniu rodzin i ostatecznie o braku pieniędzy na infrastrukturę graniczną. Na Ukrainie nie ma zgody w sprawie granicy z Rosją – o ile 88% badanych przedstawicieli elit uważa brak granicy za zagrożenie bezpieczeństwa narodowego, o tyle 60% społeczeństwa traktuje zieloną granicę jako przejaw szczególnych, dobrych stosunków z północnym sąsiadem. Wielu ukraińskich polityków uważa, że budowę infrastruktury granicznej powinna/może sfinansować Unia Europejska. Jednak takie stawianie sprawy wywołuje w Unii zjawisko „zmęczenia Ukrainą”, są problemy, które każde państwo powinno rozwiązywać we własnym zakresie zgodnie z prawem międzynarodowym. Mimo tych wszystkich komplikacji warto poprzeć podstawowy postulat Mykoły Riabczuka. Zniesienie wiz, otwarcie granic na Wschodzie przyśpieszy proces demokratyzacji sąsiednich państw. Trzeba się do tego dobrze przygotować. W bliższej przyszłości do wykonania jest równie ważne zadanie – ucywilizowanie granicy polsko-ukraińskiej. To skandaliczne, że granica między dwoma dużymi państwami jest opanowana przez mafie i małe gangi, że większość mieszkańców przygranicznych regionów, turyści, naukowcy i dziennikarze są narażeni na stanie w długich, sztucznie tworzonych kolejkach, wymaga się od nich łapówek. Przejazd przez polsko-ukraińską granicę to upokarzająca przygoda. Porządna, łatwa do przekroczenia granica jest najbardziej aktualnym i realnym zadaniem dla polskich i ukraińskich polityków.

Wydanie: 2006, 36/2006

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy