Między Watykanem a Hitlerem

Między Watykanem a Hitlerem

Kościół po raz pierwszy przyznaje, że watykańska dyplomacja błędnie oceniała intencje nazistów

Krytyka nie tylko historyków pontyfikatu Piusa XII (1939-1958) za bierność wobec nazizmu i jego zbrodni skłoniła Kościół do poważnej refleksji nad tym, czy należy kontynuować proces beatyfikacyjny Eugenia Paccellego, tym bardziej że odtajnienie w archiwach watykańskich niektórych dokumentów rzuca nowe światło na źródła biernej postawy tego papieża.
To, że Stolica Apostolska m.in. w trosce o sytuację Kościoła w Niemczech starała się ułożyć poprawnie stosunki z Adolfem Hitlerem – nie jest nowym odkryciem. Jednak po raz pierwszy Watykan poprzez swe źródło – dwutygodnik jezuitów „Civilta Cattolica” – przyznał, że dyplomacja watykańska popełniła poważne błędy w ocenie niebezpieczeństwa nazizmu. I że ułatwiły one uzyskanie przez Hitlera 23 marca 1933 r. w Reichstagu pełnomocnictw dających mu pełnię władzy.
„Civilta” w ostatnim grudniowym numerze odrzuca częściowo zarzuty zachodnich historiografów, według których nuncjusz apostolski w Berlinie, włoski arcybiskup Cesare Orsenigo był „jawnym entuzjastą” dojścia do władzy Hitlera, ponieważ widział w nim zaporę przeciwko rozpowszechnianiu się bolszewizmu, żydokomuny i masonerii w sercu Europy.
Po zbadaniu odtajnionej przez archiwa watykańskie korespondencji nuncjatur w Berlinie i Monachium z lat 1922-1939 autor artykułu w „Civilta”, historyk, o. Giovanni Sale, uznał, że „opinia nuncjusza na temat narodowego socjalizmu i Hitlera nie była tak jednoznacznie optymistyczna”, i że nie w pełni podzielał ją Watykan.
Prawdą jest, że w korespondencji Orseniga z Watykanem pojawia się stopniowo ton coraz większego zaniepokojenia poczynaniami nazistów, zwłaszcza po tym jak Hitler natychmiast po podpisaniu w 1933 r. konkordatu z Watykanem zaczął łamać wszystkie jego postanowienia.
Orsenigo, podobnie jak niemieccy biskupi, nie mógł też nie wiedzieć o tworzonych już w tym czasie na terenie Niemiec obozach koncentracyjnych, w których zamykano również niektórych księży. Wśród dokumentów odtajnionych wiosną tego roku znajduje się list Edith Stein, zakonnicy kanonizowanej przez Jana Pawła II, do papieża Piusa XI. Wybitna intelektualistka pochodząca z żydowskiej rodziny, powiadamiała papieża o prześladowaniach Żydów i funkcjonujących już obozach koncentracyjnych.
Kiedy jednak w 1941 r. sekretarz biskupa Berlina zwrócił się do nuncjusza o interwencję w obronie księży-męczenników skazanych za udzielanie pomocy polskim robotnikom przymusowym w Niemczech, Cesare Orsenigo odpisał: „Miłosierdzie jest dobrą i piękną rzeczą, ale jeszcze większym miłosierdziem jest niestwarzanie trudności Kościołowi”.

Raporty nuncjusza

Po wyborach z 5 marca 1933 r., w których zwolennicy Hitlera uzyskali łącznie 52% głosów, nuncjusz w depeszy do watykańskiego Sekretariatu Stanu sugerował – jak pisze o. Sale – że dla dobra Kościoła i dla uniknięcia niebezpieczeństwa schizmy byłoby konieczne, aby niemieccy biskupi doszli do jakiegoś porozumienia bądź kompromisu z narodowymi socjalistami. Zwłaszcza – dodaje nuncjusz – że nowe władze nie okazały wrogości wobec religii.
Dwa tygodnie później, w kolejnym raporcie, Orsenigo tak oceniał nastroje wśród niemieckich katolików: „Nie da się niestety zaprzeczyć, że ludność katolicka odniosła się do nowej władzy z entuzjazmem, zapominając o normach dyscyplinarnych wydanych przez Episkopat w Fuldzie, które nie odnosiły się oczywiście do postawy politycznej ruchu narodowosocjalistycznego, lecz do jego tendencji ideologiczno-religijnych”.
Gdy watykański dyplomata wysyłał depeszę, która miała się znaleźć na biurku Piusa XI, kanclerz Hitler rozpoczynał rozmowy z ks. Kaasem i innymi przywódcami katolickiej partii Centrum, która uzyskała w wyborach z 5 marca 11,2% głosów. (O 1,1% mniej niż zdobyli komuniści mimo pogromów ich lokali przez faszystowskie bojówki. Najsilniejsza partia pozostająca w opozycji do Hitlera – socjaldemokraci – miała 18,3%).
Dla uzyskania konstytucyjnych pełnomocnictw dających pełnię władzy i możność rządzenia dekretami kanclerz potrzebował większości dwóch trzecich głosów. 23 marca Reichstag, który w dniu głosowania otoczyły bojówki SA, przegłosował z poparciem katolickiego Centrum przekazanie kanclerzowi niemal nieograniczonej władzy wykonawczej w państwie. Liderzy partii Centrum, która weszła do Reichstagu dzięki poparciu tej części katolików przeciwnych Hitlerowi, stanęli wobec dylematu: z jednej strony, Hitler obiecywał im w zamian za ich głosy ochronę interesów Kościoła, z drugiej, gdyby odmówili, znaleźliby się w jednym froncie z komunistami.
Sześć dni po uzyskaniu przez Hitlera pełni władzy niemieccy biskupi – po burzliwej dyskusji – ogłosili wspólną deklarację, w której odwołali zakazy wstępowania do partii nazistowskiej zawarte listach pasterskich wielu z nich. Odwołanie wydanych przed wyborami zakazów nie było podyktowane głównie obawą przed represjami. Jednym z argumentów przeciwko otwartej konfrontacji z Hitlerem było niebezpieczeństwo rozłamu w Kościele niemieckim. Pojawiło się wobec faktu, że z 13 mln katolickich wyborców „od 6 do 7 mln – jak oceniał nuncjusz Orsenigo – głosowało na narodowy socjalizm, wbrew zakazom wydanym przez Episkopat”.

Obietnice kanclerza

Ważnym motywem zmiany stanowiska większości biskupów było uzyskanie przez partię Centrum, w zamian za jej głosy, gwarancji kanclerza dla Kościoła. Hitler potwierdził je, zresztą bardzo ogólnikowo, w przemówieniu wygłoszonym w dniu, w którym uzyskał upragnione pełnomocnictwa. Obiecując odrodzenie religijne Niemiec, deklarował: „Rząd Rzeszy widzi w chrześcijaństwie niewzruszone fundamenty życia moralnego naszego narodu i przywiązuje największą wagę do utrzymywania i rozwijania przyjaznych stosunków ze Stolicą Apostolską (…)”. „Rząd – zapewniał z emfazą führer – widzi w obu wyznaniach chrześcijańskich czynniki niezwykłej wagi dla zachowania tradycji narodowych (…) i uszanuje zawarte układy (…)”. Chodziło m.in. o konkordaty z Bawarią, Prusami i Badenią oraz zachowanie szkół wyznaniowych.
Nuncjusz entuzjastycznie ocenił mowę Hitlera jako potwierdzenie słuszności własnych ocen. Depeszował do sekretarza stanu, kard. Eugenia Pacellego: „Te słowa (kanclerza) znalazły gorący oddźwięk w sercach katolików: oczekuję, że ta przychylna reakcja przyczyni się do tego, iż Rząd dotrzyma swoich uroczystych deklaracji. Uważam, że negocjacje, które prowadził w tych dniach ks. Kaas, aby zapewnić Rządowi głosy Centrum (…), wpłynęły na Rząd, zwłaszcza jeśli chodzi o Konkordaty”.
Katolicy stanowili w Niemczech 30%. Hitlerowi zależało, zwłaszcza we wstępnej fazie umacniania władzy, na ich pozyskaniu. Jego mowa wywołała zadowolenie w Watykanie. Bardzo szybko Kościół miał się jednak przekonać, że führerowi chodziło o propagandowy efekt, zwłaszcza międzynarodowy. Niewątpliwie go uzyskał. W wielkiej mierze dzięki temu, iż rządy objął legalnie i z poparciem katolików.
Jednak ani mu się śniło dotrzymać przyrzeczeń. W ciągu następnych pięciu lat nasilały się ataki na Kościół i w końcu nie było takiego punktu konkordatu podpisanego przez Hitlera wkrótce po objęciu władzy, którego by jego rząd nie złamał. Wyjątek stanowił punkt dotyczący wypłacania pensji dla kleru z kasy państwowej. Trwały aresztowania i deportacje księży. Propaganda głosiła „nową narodowosocjalistyczną doktrynę religijną”, dla Kościoła niemożliwą do zaakceptowania.

Opcja po stronie dyktatur

Złudzenia dyplomacji watykańskiej co do możności dogadania się z Hitlerem – zdaniem wielu badaczy dziejów najnowszych – wynikały nie tylko z konserwatyzmu i programowego „antybolszewizmu” jej przedstawicieli. „To prawda, że katolicka partia Centrum miała skłonności do poszukiwania dialogu z nazistami”, mówi włoski historyk Marcello Flores, autor niedawno wydanej „Historii XX wieku”. Ale wierzyli oni, że Hitler po objęciu władzy podporządkuje się pewnym koncepcjom autorytarno-konserwatywnym, da się oswoić i w układaniu stosunków z Kościołem pójdzie śladami Mussoliniego, który przestrzegał korzystnych dla Watykanu paktów laterańskich z 1929 r. Bądź co bądź zagwarantowały międzynarodowy status prawny Państwa Watykańskiego. Takie złudzenia mieli również protestanccy konserwatyści. W podobny sposób – twierdzi Flores – rozumowała część watykańskiej hierarchii.
Nawiązując do tych złudzeń, znawca historii najnowszej Niemiec, polski historyk, prof. Jerzy Holzer, dostrzega, iż z jednej strony, wiązano nadzieje, że Hitler zagrodzi drogę czerwonym, a z drugiej, że znajdzie się w jakiejś konstelacji, w której będzie działał wraz z siłami konserwatywnymi, które reprezentowali Hindenburg, von Pappen, katoliccy konserwatyści. – Hitler jednak – mówi prof. Holzer – znacznie przelicytował takie wyobrażenia i oczekiwania, że wprawdzie jest politykiem brutalnym, ale będzie się liczył z Kościołem.
– Trzeba pamiętać – podkreśla Holzer – że nadzieje ówczesnych kręgów kościelnych i częściowo Stolicy Apostolskiej sprzyjały rozwiązaniom autorytarnym w Europie. W Kościele nie dominowała sympatia dla demokracji parlamentarnej, którą symbolizowała Francja z wyraźną przewagą ugrupowań antyklerykalnych, a nawet tendencji antykościelnych. Większość pozostałych państw była autorytarna: Austria, Portugalia, Włochy. Także Polska. Podkreślały one swój katolicki charakter. Kościół od początku poparł wspieraną militarnie przez Hitlera i Mussoliniego rebelię gen. Franco przeciwko antykościelnie nastawionej republice i zawarł z nim po jego zwycięstwie konkordat.

Papież czekał na führera

Niedoszła do skutku audiencja Hitlera u papieża podczas oficjalnej wizyty wodza Rzeszy w Rzymie w dniach 3-9 maja 1938 r. przekreśliła ostatnie resztki nadziei Piusa XI na jakieś ułożenie stosunków Kościoła z władzami III Rzeszy. Umocniła w nim ostatecznie przekonanie, iż Kościół zbyt długo łudził się, iż nazistów da się okiełznać i oswoić.
Papież zabiegał przez nuncjusza we Włoszech, abp. Francesca Borgonginiego, o spotkanie z Hitlerem. Nuncjusz zwrócił się do ministra spraw zagranicznych Mussoliniego, hrabiego Galeazza Ciana, by duce, „wykorzystując swą przyjaźń z panem Hitlerem”, skłonił go do wystąpienia z prośbą o audiencję w Watykanie. Bezskutecznie. Ten nieopisany dotąd przez historyków epizod, który świetnie charakteryzuje sytuację papieża i Watykanu w przededniu II wojny światowej, mógłby stanowić temat sensacyjnego filmu historycznego. Pius XI na dwa dni przed przybyciem Hitlera do Rzymu, gdzie Mussolini przygotował mu powitanie z cyrkową niemal pompą, ostentacyjnie wyjechał do letniej rezydencji papieży w Castel Gandolfo. Oficjalny dziennik Watykanu „L’Osservatore Romano”, napisał, że papieżowi „nie służy w tych dniach rzymskie powietrze”.
Jednocześnie Pius XI poprzez nuncjusza zapewnił włoskie MSZ, że gotów jest niezwłocznie powrócić do Watykanu, „gdyby pan kanclerz postanowił w odpowiedni sposób zwrócić się o audiencję”. Nuncjusz Francesco Borgongini, zapytany przez zastępcę Ciana, co to znaczy „w odpowiedni sposób”, wyjaśnił, że zgodnie z przyjętą praktyką Hitler musiałby się zgodzić na temat rozmowy z papieżem, którym byłoby m.in. niedotrzymywanie konkordatu przez rząd, a komunikat po audiencji powinien zawierać zapowiedź poprawy stosunków państwo-Kościół w III Rzeszy. Wiceminister spraw zagranicznych, G. Buffarini, odpowiedział z wyraźną troska, którą okazał nuncjuszowi jako katolik: „Niestety, wydaje mi się, że Hitler nie ma zamiaru odwiedzić papieża, co oczywiście wywoła złe wrażenie”.
W ten sposób Hitler złamał nienaruszalną zasadę, że każdy szef państwa przybywający z oficjalną wizytą do Rzymu, składa również wizytę papieżowi.
Następnym, który tego nie zrobił, był po wojnie Edward Ochab, ale zapewne o historycznym precedensie nikt mu nie powiedział.
Dyplomacja watykańska uzyskała w czasie wizyty führera w Rzymie tylko jedno. Na prośbę Stolicy Apostolskiej zmieniono trasę przejazdu Hitlera przez Wieczne Miasto, wyłączając z niej aleję Concilliazione prowadzącą do placu św. Piotra, gdzie mieściły się liczne eksterytorialne urzędy watykańskie. W ten sposób uniknęły upokorzenia, jakim byłby obowiązek wywieszenia flag ze swastyką.

Utopiona encyklika

Hitler, upojony zwycięstwem, jakim było gładkie przyłączenie Austrii do Niemiec, okazał Watykanowi lekceważenie i pogardę z tym większą satysfakcją, że jako osobisty afront odczuł ogłoszoną przez Piusa XI encyklikę potępiającą idee nazistowskie jako antychrześcijańskie. 14 marca 1937 r. papież opublikował pierwszą wydaną w Watykanie encyklikę w języku niemieckim, którą zatytułował „Mit brennender Sorge”, „Z palącym niepokojem”. Wskazywała na wielokrotne pogwałcenia konkordatu i piętnowała hitleryzm. Jej tekst przemycony do Rzeszy odczytano w niedzielę w 11.500 kościołach. Hitler zareagował atakiem szału i polecił przyspieszyć prace nad wyeliminowaniem Kościoła z życia publicznego.
Jak wynika z odtajnionej korespondencji nuncjatury apostolskiej w Monachium z Watykanem, władze zapowiedziały usunięcie sióstr zakonnych ze szpitala miejskiego w stolicy katolickiej Bawarii, upowszechnienie obrządku germańskiego chrztu świeckiego przez dotknięcie szpadą noworodka (matka składała przy tym zobowiązanie do wychowania dziecka „w duchu narodowego socjalizmu”) i stopniową likwidację, począwszy od 1 kwietnia 1938 r., szkół wyznaniowych.
Wkrótce po ukazaniu się encykliki potępiającej nazizm Hitler oświadczył na spotkaniu z czołowymi działaczami NSDAP w Southofen: „Za dziesięć lat chrześcijaństwo nie będzie odgrywało w Niemczech żadnej roli”.
Mimo ukończonych 81 lat i poważnej choroby serca papież przystąpił do przygotowywania nowej encykliki przeciwko hitleryzmowi, skierowanej zwłaszcza przeciwko rasizmowi, której nadal tytuł „Jedność rodzaju ludzkiego”. Tekst napisany według tez podyktowanych przez Piusa XI przez amerykańskiego jezuitę Johna La Farge’a, któremu pomagali dwaj inni jezuici, nigdy nie ujrzał światła dziennego. Papież Ambrogio Damiano Achille Ratti zmarł 10 lutego 1939 r. i nie zdążył ogłosić encykliki zawierającej bezkompromisowe potępienie idei, które doprowadziły do Holokaustu. Na nowego papieża wybrano 2 marca watykańskiego sekretarza stanu, który kierował od początku lat 30. watykańską dyplomacją, kard. Eugenia Pacellego, b. nuncjusza w Niemczech. Gotowej do publikacji antyhitlerowskiej encykliki swego poprzednika nie ogłosił.
Jako Pius XII – pisze o nim autor „Encyklopedii papieży”, JND Kelly -kierował się w czasie II wojny światowej zasadą całkowitej neutralności, którą wolał nazywać „bezstronnością” wobec uczestników konfliktu. „Chociaż był przekonany, że komunizm jest jeszcze bardziej niebezpieczny niż hitleryzm – czytamy u Kelly’ego – nie poparł ataku Hitlera na Związek Radziecki. Wyraził ubolewanie z powodu wysuniętego przez aliantów w Casablance w styczniu 1943 r. żądania bezwarunkowego poddania się Niemców”. Wcześniej odmówił potępienia najazdu Hitlera na Polskę i nie zmienił postawy nawet po proteście rządu polskiego w Londynie.

 

Wydanie: 03/2004, 2004

Kategorie: Historia

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy