Miłość w habicie

Miłość w habicie

„Matka Joanna od Aniołów”, czyli odwieczny dramat namiętności

APAGE!

Ona jest przeoryszą, którą opętały demony. On jezuitą przysłanym jej na ratunek przez władzę kościelną. Między nimi – szatan. Bywa. Więc tylko odprawić egzorcyzmy i każde z nich może wrócić do swej mniszej celi. Otóż nie! Od tych egzorcyzmów nie ma już powrotu do zwykłego życia zakonnego. Bo szatan, który stanął między nimi, wprawdzie ustąpił, ale jego miejsce zajęła miłość.
Wszystko rozgrywa się w XVII w. na Kresach, na Smoleńszczyźnie, ale nie mamy poczucia, że to dawno i daleko. Matka Joanna od Aniołów (Lucyna Winnicka) jest kobietą zjawiskowo piękną, a – o ile pozwala zgadywać szata zakonna – także zgrabną. Przy tym subtelną, zalotną i – dumną. Powinna się kajać, bo może to i jej wina, że za swoje mieszkanie obrało ją siedem demonów, a ona powiada z odcieniem chełpliwości: „Ode mnie się wszystko zaczęło”. Wszystko, czyli zbiorowe opętanie, jakie dotknęło mniszki w prowadzonym przez nią klasztorze. Podczas zbiorowych egzorcyzmów matka Joanna nie próbuje nawet ukrywać, iż imponuje jej rola wprawdzie dwuznaczna, ale jednak główna w tym widowisku.

Później powie, że zawsze zależało jej najbardziej na tym, żeby błyszczeć. Mogłaby być wielką świętą albo wielką grzesznicą, ale nie godzi się być przeciętną. Jest okazja, by z podobnych intymności zwierzyć się przystojnemu mężczyźnie. Jezuita, o. Suryn, jest przecież jej egzorcystą, ale i spowiednikiem. Matka przełożona spędza więc z nim długie godziny na rozmowach – było nie było – intymnych. (…)

Ale o. Suryn już powziął rozeznanie, że z tą kobietą (!), a nie obiektem w habicie, łączy go miłość. I to taka na śmierć i życie. A nawet na wieczność. Pewnego dnia ona stawia pytanie: „A jeżeli mnie szatan opuści, a ciebie opęta?”. I to podsuwa zakochanemu jezuicie myśl: tak, dopuści się jakiejś odrażającej zbrodni i w ten sposób zwabi „jej” szatana do własnej duszy. Za cenę własnego zbawienia uwolni ukochaną kobietę od cierpień. Już chwyta za siekierę…
Mroczny, ponury dramat egzystencjalny… (…)

ANTY-, ANTY-, ANTY

Film wyreżyserowany przez Jerzego Kawalerowicza to dzieło pełne, skończone, a wielu zgodzi się zapewne, że arcydzieło. Bliskie było Złotej Palmy w Cannes w maju 1961 r., ale skończyło się na Palmie Srebrnej, być może – trudno to dziś rozsądzić – z powodu nacisków na grono jurorskie ze strony zarówno Watykanu, jak i rodzimego episkopatu. Film uznano bowiem zgodnie – nie pytając reżysera o jego intencje – za paszkwil antykościelny. Hierarchia naciskała wręcz, aby film usunąć z zestawu konkursowego i pewnie by do tego doszło, gdyby dyrekcja Festiwalu nie zdecydowała się wyświetlić kontrowersyjnego dzieła już w pierwszym dniu pokazów konkursowych. (…) „Byli w Polsce i tacy księża, co z ambony kościoła w trakcie kazania napominali ludzi, żeby omijali nasz film szerokim łukiem – wspominała po latach Lucyna Winnicka. – Dokładnie wyglądało to tak, że »Matka Joanna…« otrzymała ze strony Biura do spraw Radia, Filmu i Telewizji Komisji Episkopatu Polski kategorię »Niedozwolony«. Wprost lub pośrednio występuje przeciwko zasadom wiary i obyczajów”. Reakcja wiernych okazała się – jak bywa w takich przypadkach – odwrotna od zamierzonej.

„Władze komunistyczne uważały, że jest to film za bardzo katolicki, a katolickie, że jest za bardzo antyklerykalny. W związku z tym wszyscy chcieli zobaczyć »Matkę Joannę od Aniołów« i ten film miał bardzo duże powodzenie” – konkludował reżyser. (…)

Strony: 1 2 3 4

Wydanie: 2016, 39/2016

Kategorie: Książki

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy