Minister na pół gwizdka

Minister na pół gwizdka

Jak nie San Escobar, to eksperyment, bo tak o ministrze Jacku Czaputowiczu mówi prezes partii rządzącej. Mamy więc trzeci rok braku czegoś, co się nazywa polityką zagraniczną. Dla Nowogrodzkiej polityka zagraniczna ma sens tylko jako przedłużenie gry o interesy partii. Tu i teraz. A miarą skuteczności tak rozumianej polityki jest jak najwyższe poparcie wyborców. Ważny jest efekt doraźny, a cena, jaką trzeba zapłacić, choćby za granicą, ma małe znaczenie. Oczywiście do czasu. Bo gdy Amerykanie tupną nogą, politykę godnościową zastępuje polityka upokarzających umizgów. I to na kolanach. W sumie nic nowego. Powtórka z poprzedniego rozdania politycznego.

Czaputowicz, podobnie jak Morawiecki, miał choć trochę ocieplić relacje Polski z Unią i najważniejszymi dla nas krajami. Wydawałoby się, że nawet dla tych panów nie jest to zadanie zbyt trudne. Bo przecież bardzo ciężko jest te relacje jeszcze pogorszyć. A zrobienie przez Czaputowicza i Morawieckiego czegoś sensownego byłoby już znaczącym postępem. Byłoby, gdyby nie dość zasadnicza przeszkoda. Partia wysłała Czaputowicza na tę misję bez broni i amunicji. Z zadaniem, że ma być tak, jak było, tylko milej. Prawdziwa mission impossible. Nie do wygrania. Na korzyść Czaputowicza przemawia jednak to, że choć nic nie mógł zmienić, to chociaż niewiele zepsuł. W przeciwieństwie do premiera Morawieckiego, który wcześniejsze problemy pomnożył o własne gafy i błędy.

Exposé Czaputowicza było potwierdzeniem braku politycznej samodzielności i słabej pozycji w obozie władzy. Bezskutecznie czekałem na choć jedną głębszą myśl. Wartą analizy i dającą nadzieję na realne wyjście z tej paskudnej sytuacji, w której nasz kraj z winy władzy się znajduje. Zamiast tego było majaczenie o silnej pozycji Polski w Unii. Patrząc prosto w oczy słuchaczom, Czaputowicz mówił, że jesteśmy silnym państwem, które skutecznie wpływa na politykę Unii Europejskiej. Zażartował więc sobie. Z siebie i swojego rządu. Tylko Polakom jakoś nie do śmiechu.

Wydanie: 13/2018, 2018

Kategorie: Felietony, Jerzy Domański

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy