Mińsk bez Majdanu

Mińsk bez Majdanu

Bywały lata, że często jeździłem nad Bug, w rejony Terespola i granicy w Brześciu. Poznałem piękny kościół w Kodniu i prawosławny klasztor w Jabłecznej. To z niego wywodzą się abp Abel, biskup polowy Jerzy i przeor Atanazy, dziś też biskup. Okolice nadbużańskie to jedyny w swoim rodzaju pejzaż. Ale tym, co mnie najbardziej tam ciągnęło, byli miejscowi mówiący z charakterystycznym zaśpiewem. Spracowani, a jednocześnie pogodni, ciekawi nowin, ale trwający przy swoich obyczajach. Białorusini, którzy tam przyjeżdżali, byli podobni. Często na handel, ale też towarzysko, by trochę pobiesiadować. Po polskiej czy białoruskiej stronie. Wspominam o tym, bo obserwując to, co się dzieje na Białorusi, myślę przede wszystkim o tych ludziach. Co z nimi będzie? Gdzie ich rzuci kolejna zawierucha, na którą nie mają wpływu?

Łukaszenka rządzi Białorusią przez 26 lat. Bardzo twardą ręką. Politycy zużywają się i nowe pokolenia Białorusinów mają go dość.

Kończy się więc pewna epoka. Łukaszenka będzie próbował uniknąć losu wygnańca albo jeszcze gorszego, ale wszystko, co może osiągnąć, to współudział w załatwieniu sukcesji, akceptowalnej dla większości społeczeństwa. I jakieś gwarancje na bezpieczną emeryturę dla siebie.

Taki scenariusz byłby korzystny dla wszystkich. A najbardziej dla tych, którzy boją się powtórki tego, co było na Ukrainie. Marzenie głupków – Majdan w Mińsku, a później w Moskwie. Pamiętam polskich polityków i dziennikarzy z czasów Majdanu, jak opiewali niebiańską i czarną sotnię i pomarańczową rewolucję. Pamiętam, jak oszukiwali ludzi nierealnymi obietnicami. Teraz niektórzy latali po Mińsku, bredząc to samo, co w Kijowie.

Białorusini wiedzą, jak skończyła się rewolucja na Ukrainie. Znają skutki wojny domowej. Boją się, że u nich może być tak samo. Niestety, zwykle naród ma niewielki wpływ na tragiczny w skutkach bieg wydarzeń.

Cenę za geopolitykę płacą zwykli ludzie. Pomoc z zewnątrz sprowadzi się do oświadczeń i not protestacyjnych. Puste gesty. Rację ma noblistka Swiatłana Aleksijewicz, że „istnieje zagrożenie, że stracimy własne państwo”. Obronić jak największą niezależność państwa i nie dopuścić do wojny domowej to główne zadanie wszystkich stron konfliktu na Białorusi. Bo jak nie, to może być jeszcze gorzej. Nietrudno sobie wyobrazić rządy bardziej dyktatorskie.

Łukaszenka opisywany jest jako ostatni dyktator w Europie. Orbán na Węgrzech nie jest oczywiście dyktatorem. To po prostu demokrata nowego typu.

A to, co było wokół wyborów prezydenckich w Polsce, to pewnie wzorzec, który chcemy podarować Białorusi? I w gratisie jeszcze nasz model Trybunału Konstytucyjnego? Lub doświadczenia z mediami w służbie partii władzy?

Wydanie: 2020, 38/2020

Kategorie: Felietony, Jerzy Domański

Komentarze

  1. Pawel
    Pawel 18 września, 2020, 12:09

    Smialbym raczej napisac ze nowe pokolenie jak to mlodzi chca czegos innego nie majac najmniejszego pojecia czego. Lukaszenko moze nie jest bez grzechu ale za to ma zrownowazony rozwoj w kraju, to czego u nas nie ma, no i wieksza niezaleznosc gospodarcza niz np Polska, gdzie 80 procent przemyslu jest w rekach zachodu.Sam przemysl spozywczy wart okolo 100mld euro jest w rekach Jeronimo Martins i Lidla.Kto na to pozwala?

    Odpowiedz na ten komentarz
    • Radoslaw
      Radoslaw 18 września, 2020, 16:25

      „Sam przemysl spozywczy wart okolo 100mld euro jest w rekach Jeronimo Martins i Lidla.”
      To cenna informacja, slyszalem o tym wczesniej… Zatem nie dosc, ze polska wies zyje w duzym stopniu nie z rolnictwa, tylko z zasilkow z UE, przypadkowych prac, rent itd, to jeszcze co wyprodukuje, juz od etapu przetworstwa jest kontrolowane przez zagraniczny kapital. Maszyny rolnicze – tez glownie import! Czyli biologiczny byt narodu jest uzalezniony od decyzji obcych korporacji i rzadow!
      Za PRL-u bylo polskie rolnictwo indywidualne, byly polskie PGR, byl polski przemysl spozywczy, w Polsce produkowano maszyny i inne srodki produkcji. Mozna krytykowac to czy tamto, ale caly sektor rolny byl w polskich rekach, potrafil udzwignac wzrost populacji o prawie 60% i zapewnic rewolucyjna poprawe jakosci wyzywienia narodu – w 1938 roku spozycie miesa na mieszkanca wynosilo 22 kg/rocznie, w 1945 roku, po uwzglednieniu zniszczen wojennych mozna przyjac, ze spadlo do 10-15 kg/rocznie. Pod koniec epoki gierkowskiej – ok. 75 kg! W dekadzie lat 80-tych, kiedy rzekomo „nic nie bylo”, spadlo o jakies 10 kg, czego z pewnoscia nie da sie nazwac glodem.
      Lukaszenka popelnil blad bo powinien byl stopniowo przekazywac wladze w rece mlodszych pokolen, nie doprowadzajac do powstania rewolucyjnego napiecia. A tak mamy do czynienia z rewolucja dzieciarni, ktora z latwoscia zostanie zmanipulowana przez zagraniczne osrodki wladzy. Ogladam regularnie zachodnie media – jak zwykle, kreuja ten sam prymitywny obrazek post-komunistycznego dyktatora i mlodych, postepowych, prozachodnich demokratow. Czyli tzw. pozytecznych idiotow, ktorzy sprzedadza wlasny kraj kolonizatorom.

      Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy