Misja się kończy, trauma zostaje

W zagranicznych misjach i operacjach wojskowych wzięło udział ponad 109 tys. polskich żołnierzy i pracowników wojska. Ilu z nich dotknął stres pourazowy, nie wiadomo

Wojna kiedyś się kończy, trauma żołnierzy – nigdy. Ten fundamentalny mit amerykańskiego kina i literatury i klucz emocjonalny do rozliczeń z własną historią oczekiwał wiele lat na sprawdzenie jego racji przez naukę. Film „Johnny poszedł na wojnę” z 1971 r. czy powieść „Paragraf 22” z roku 1961 znalazły potwierdzenie w wojskowej psychiatrii dopiero na początku lat 80. Do Polaków świadomość, że bohaterstwo ma różne oblicza i PTSD (posttraumatic stress disorder) może zabijać tak samo jak broń, dociera dopiero teraz. Kilka miesięcy przed planowanym zakończeniem misji w Afganistanie i po wojnie w Zatoce Perskiej.

Uciec jak najdalej

Przez prawie tydzień media donosiły o zabłąkanym w Tatrach, przemarzniętym i wychudzonym mężczyźnie, usiłując ustalić jego tożsamość. Choć był przytomny, nie mówił. Zareagował, dopiero gdy lekarz odezwał się do niego po arabsku, a potem po angielsku. Okazało się, że odnaleziony to 36-letni Włodzimierz N., były zawodowy żołnierz Centralnej Grupy Działań Psychologicznych, której zadaniem jest infiltracja grup terrorystycznych w krajach, gdzie pełnią misję polscy żołnierze. Brał udział w misjach w Libanie i w Iraku. Czy wykonywał aż tak poważne zadania, nie jest pewne. Działanie jego grupy raczej ograniczało się do nasłuchu irackiej telewizji. W 2006 r. Włodzimierz N., po 11 latach służby, pożegnał się z armią ze względu na stan zdrowia. Wojskowa komisja lekarska wysłała go na tymczasową, dwuletnią rentę, ustalając kolejne badania na rok 2008. Włodzimierz N. nie pojawił się na nich. W momencie odnalezienia miał przy sobie zapalniczkę, różaniec i charakterystyczny dla amerykańskich jednostek specjalnych nóż. W czerwcu zeszłego roku poinformował rodzinę, że wyjeżdża zaciągnąć się do prywatnej armii jednego z dużych międzynarodowych konsorcjów, dlatego nikt go nie poszukiwał.
Kilka miesięcy wcześniej w podobnych okolicznościach – nie w górach, ale w szwedzkich lasach – odnalazł się żołnierz, który był na misji w Afganistanie. Wyszedł wieczorem z domu i piechotą przez Niemcy dotarł aż do Skandynawii. Lekarze z trudem uratowali mu nogi, którym w wyniku odmrożeń groziła amputacja.

Dotyk wojny

Nagłośnione medialnie przypadki zwróciły uwagę na konsekwencje psychiczne tzw. pokojowych misji wojskowych. Jedną z nich jest PTSD – zespół stresu pourazowego, zaburzenie psychiczne z grupy lękowych, którego źródłem jest głębokie przeżycie traumatycznego zdarzenia, mogące stanowić poważne zagrożenie dla życia lub zdrowia. – W skrajnych przypadkach dochodzi do tzw. dysocjacji. Osoba tak bardzo przeżywa jakieś wydarzenie, że traci orientację w przestrzeni, poczucie czasu i kontakt z rzeczywistością. To przypomina traumę ludzi, którzy ulegli wypadkom komunikacyjnym – mówi prof. Stanisław Ilnicki z Kliniki Psychiatrii i Stresu Bojowego Wojskowego Instytutu Medycznego. Ale o zaburzeniu decyduje nie tylko jedno wyjątkowo silne doznanie. Do jego rozwoju mogą się przyczynić również zjawiska długotrwałe i często powtarzające się, jak ciągły strach o własne życie. PTSD może się rozwijać powoli. Jego objawy nie są ani szybko, ani łatwo dostrzegalne, tak jak okoliczności, które mogą wydobyć chorobę z ukrycia. – Zdarza się, że między powrotem z wojny a wystąpieniem objawów pojawiają się inne zdarzenia, które działają prowokująco na PTSD. Z reguły zaburzenie powinno się ujawnić do sześciu miesięcy od jego nabycia, ale nie wyklucza się opóźnionych początków – dodaje prof. Ilnicki.
W latach 1953-2010 w 84 misjach i zagranicznych operacjach wojskowych wzięło udział ponad 109 tys. polskich żołnierzy i pracowników wojska. Życie straciło 107 żołnierzy, dziewięciu popełniło samobójstwo (choć żadne nie wydarzyło się w Iraku czy Afganistanie), prawie 800 doznało trwałego uszczerbku na zdrowiu i zostało inwalidami. Nie wiadomo, ilu żołnierzy straciło zdrowie w wyniku traumy psychicznej. Od powstania w lipcu 2005 r. warszawskiej Kliniki Psychiatrii i Stresu Bojowego przy Szaserów leczyło się w niej 206 żołnierzy. Wszystkich hospitalizacji w Polsce było ok. 300. Pierwsze badania stresu pourazowego w Polsce przeprowadzono w ubiegłym roku w Klinice Psychiatrii i Stresu Bojowego. Przepytano ponad 160 byłych żołnierzy misji pokojowych. Tylko 10% przyznało się do problemów w życiu rodzinnym i zawodowym.
– Według mnie te statystyki są zaniżone o co najmniej kilka procent – uważa Tomasz Kloc, uczestnik wojny w Zatoce Perskiej, dziś prezes Stowarzyszenia Rannych i Poszkodowanych w Misjach Poza Granicami Kraju. – Wielu żołnierzy, którzy byli w Iraku, to żołnierze nadterminowi. Zaraz po powrocie do kraju zrzucali mundur i nie mieli kontaktu z wojskowym psychologiem, więc nikt nie interesował się ich stanem psychicznym.
Kilka miesięcy temu prof. Ilnicki wyraził opinię, że systematyczne badanie rozpowszechnienia zaburzeń wśród uczestników misji utrudniały dotychczas niezrozumienie celowości takich badań i opieszałość we wdrażaniu niezbędnych narzędzi badawczych i środków technicznych.
Szacunki z 2011 r., dotyczące żołnierzy amerykańskich powracających z Afganistanu, mówią, że 5-15% potrzebna będzie pomoc psychologa w dotarciu nie tylko do domu, ale też do siebie. Jednak wojsko portugalskie, działające w tym samym czasie i na tym samym froncie, odnotowało zaledwie 3% dotkniętych PTSD. Dlaczego? W portugalskich siłach zbrojnych równie ważne jak uzbrojenie i przygotowanie techniczne okazało się doświadczenie wyniesione z wojen kolonialnych prowadzonych w Afryce w latach 60. i 70. Znaczna część ich uczestników, pozbawiona opieki psychologicznej, trafiała do szpitali psychiatrycznych, a PTSD klasyfikowano tylko w kategoriach „silnej reakcji stresowej”. Portugalczycy uruchomili specjalny program systematycznej pomocy poszkodowanym żołnierzom. Zwrócono uwagę, że z traumatycznymi skutkami wojny łatwiej radzą sobie żołnierze zawodowi niż powoływani w powszechnej mobilizacji cywile. Jednak szybko przekonano się, że nawet najbardziej zaawansowana opieka medyczna nie potrafi wyeliminować zjawiska stresu pourazowego. Doświadczenie obecności śmierci, nieustannego strachu, zagrożenia, zabijania wywołuje zmiany w psychice żołnierzy, które mogą ukrywać się miesiącami i ujawnić dopiero pod wpływem określonych bodźców. Tylko że już poza kontrolą wojskowych psychiatrów. – Testy psychologiczne, którym poddawani są żołnierze wracający z misji, mają jedynie charakter przesiewowy. Na ich podstawie PTSD można stwierdzić tylko wstępnie, właściwe wyniki daje dopiero obserwacja kliniczna. Sam udział w misji nie jest wystarczającą przesłanką. Musi się zdarzyć coś ekstra, bo jest różnica między stresem bojowym a traumatycznym – mówi prof. Ilnicki.

Jak wirus

Zespół stresu pourazowego żołnierze bardzo często przywożą z pola walki do domu i przez wiele miesięcy nieświadomie dzielą się traumatycznym doświadczeniem z najbliższymi. Bezsenność, nocne koszmary, natrętnie wracające wspomnienia, uporczywy powrót do źródeł lęku, apatia – lub przeciwnie, agresja – depresja, nieuzasadniony niepokój są najczęściej występującymi objawami PTSD, dotykającego, jak każda choroba, nie tylko pacjentów, lecz także ich rodziny. Przenosi się on na stosunki międzyludzkie i karierę zawodową. Pojawiają się nadpobudliwość, wyostrzona czujność, nadmierna podejrzliwość i nieufność.
– Żołnierze nie chcą wracać do przeszłości, nie rozmawiają o niej, unikają nawet kontaktu z przedmiotami, które źle się kojarzą – wylicza prof. Ilnicki. – PTSD może przybrać też formę odrętwienia albo izolacji. Człowiek staje się nieczuły, niewrażliwy, zapada się w siebie, ucieka od swojego środowiska.
PTSD jest również zaburzeniem neurobiologicznym, jego skutkiem są zmiany w strukturach mózgu, ale – jak zauważa prof. Ilnicki – zmiany te mają charakter odwracalny nawet wtedy, gdy są nieleczone. Żołnierze nauczyli się z nimi żyć i chować przed najbliższymi. – W człowieku, zwłaszcza o silnej psychice, uruchamiają się mechanizmy obronne i jakoś funkcjonuje.
Przyczyną uzewnętrznienia się choroby po dłuższym czasie jest bardzo często zderzenie oczekiwań i ambicji z realiami. Zamiast z fanfarami na cześć bohatera i powszechnym szacunkiem żołnierz spotyka się z reakcją negatywną. Dochodzi do rozczarowania, wtórnej agresji, zobojętnienia, a za nimi pojawiają się narkomania, problemy alkoholowe, bezdomność, społeczna dysfunkcyjność.
Nigdy nie wiadomo, co i kiedy może się wydarzyć w głowach żołnierzy, którzy doznali szoku na polu walki. Niedawno Polak weteran wojen w Iraku dokonał na Wyspach Brytyjskich podwójnego morderstwa na ludziach, z którymi mieszkał. Wcześniej jego znajomi mówili, że po powrocie z wojny zmienił się nie do poznania. Zamiast otwartego, uśmiechniętego młodego człowieka, jakim go pamiętali, przyjechał mężczyzna zamknięty w sobie, niespokojny. Odszedł z wojska i nie wiedział, co ma dalej robić. Stowarzyszenie Poszkodowanych w Misjach wspiera teraz jego matkę.

Strach większy niż ja

„Program osłony psychologicznej uczestników misji poza granicami państwa i ich rodzin”, przygotowany w 2010 r. w MON na wzór przepisów wprowadzonych w amerykańskiej armii w 2005 r., nazywa opóźnione działanie zaburzeń psychicznych odroczeniem i przewiduje pomoc zarówno żołnierzom, jak i rodzinom.
Z badań dr Karen Quigley, psychiatry z New Jersey Medical School, która od 2003 r. zajmuje się kondycją psychiczną żołnierzy wysyłanych na misje, wynika, że skuteczne wsparcie musi mieć charakter wielowymiarowy, od specjalistycznego do społecznego i rodzinnego, a kontrola stanu psychicznego żołnierzy powinna być regularna i długofalowa, bo żadne badania, nawet te najbardziej ekstremalne, nie są w stanie oddać sytuacji bezpośredniego starcia.
Poddani terapii żołnierze tłumaczą najczęściej, że nie mogą pokonać strachu, bo jest „większy niż oni sami”. Ale prawda bywa czasami inna. Tłumią strach z troski o swoją przyszłość. Zaledwie 30% pacjentów dr Quigley przyznało się, że potrzebuje pomocy.
W Polsce w wielu przypadkach żołnierze uznają zdiagnozowanie PTSD za przeszkodę w dalszej karierze wojskowej i świadomie ignorują chorobę. Prof. Ilnicki potwierdza, że wielu wypiera się stresu pourazowego, wybierając alkohol, lekarstwa lub narkotyki. Wolą tłumić w sobie lęk.
Tomasz Kloc, prezes Stowarzyszenia Rannych i Poszkodowanych w Misjach Poza Granicami Kraju, uważa, że najtrudniej jest przekonać żołnierzy, że leczenie zamiast szkodzić, pomaga. Zgadza się, że program osłony psychologicznej jest w stanie zapewnić konieczną pomoc, jednak brakuje mechanizmów, które pozwoliłyby żołnierzom w sposób bardziej intymny, niejako poza procedurami, zmierzyć się z problemem potraumatycznego lęku. W Iraku zdarzały się przypadki odsuwania żołnierzy od służby i broni, bo zgłaszali się po pomoc do psychologów. – Byli dowódcy, którzy nie rozumieli problemu – potwierdza Tomasz Kloc. Mniej więcej 15 na 2 tys. żołnierzy wraca z misji do kraju z powodu stanu zdrowia, w tym zaledwie jeden ze względu na stres pourazowy. Jednak te wskaźniki mogą być inne, ponieważ wielu żołnierzy w obawie przed stygmatyzacją deklaruje powrót do domu „na własną prośbę”.
– Każdy kiedyś może wrócić do równowagi, ale nie musi być potem jak Rambo. Nie ma konieczności angażowania ich później w jednostkach szturmowych. Przy wysokich kwalifikacjach mogą pracować gdzie indziej – uważa prof. Ilnicki. Tylko kto i kiedy w naszym wojsku nad tym się zastanowi.
Artur Zawisza


Afganistan pół roku dłużej
9 lutego, dzień przed znalezieniem w Tatrach Włodzimierza N., odbyło się spotkanie Stowarzyszenia Rannych i Poszkodowanych w Misjach Poza Granicami Kraju z przedstawicielami BBN. Jedną z omawianych spraw było wejście w życie 1 marca ustawy o weteranach, o którą żołnierze walczyli od kilku lat. Z braku ustawy w Polsce Międzynarodowy Dzień Weterana jest obchodzony tylko nieoficjalnie, a przygotowany Dom Weterana w Lądku-Zdroju nie może zostać otwarty.
13 kwietnia upłynąłby termin pobytu polskiego kontyngentu w Afganistanie. Rada Ministrów 21 lutego zwróciła się do prezydenta o jego przedłużenie o kolejne sześć miesięcy. Do 13 października 2,5 tys. polskich żołnierzy i cywilnych pracowników wojska będzie wypełniać m.in. zadania o charakterze militarnym w prowincji Ghazni. Do najważniejszych należą ochrona ważnych szlaków komunikacyjnych: odcinka drogi Kabul-Kandahar i drogi Ghazni-Sarana. Afganistan sąsiaduje z Iranem, określanym w nowej doktrynie obronnej naszych sojuszników z USA jako wróg numer jeden.

 

 

 

Wydanie: 09/2012, 2012

Kategorie: Zdrowie

Komentarze

  1. elq
    elq 29 lutego, 2012, 15:03

    NIC a nic mnie nie obchodzi „trauma” psów wojny zabijających ludzi broniących swojego kraju w imię interesów OBCEGO kraju, za pieniądze polskiego podatnika.
    To zas…., rzekomo moje Państwo, okrada mnie na każdym kroku, daje po 40 latach pracy głodową emeryturę, której relatywna wartość w pięć lat od otrzymania spadła o 50%, ale wciąż ma mnóstwo kasy na opłacanie bandytów na tzw. misjach!
    Jakie interesy ma Polska w Afganistanie? ŻADNE! Po prostu nasi rządzący nie mogą istnieć bez lizania d… kolejnemu Wielkiemu Bratu!
    Tak więc, zamiast wydawać mizerne środki NFZ na leczenie „traumy” bandziorów, należy ich wysłać do kraju tych, których interesom służyli! Niech ich tam „wyleczą”.
    I bardzo proszę – bez wciskania mi pierdół, że to „polscy żołnierze” – bo KAŻDY z nich pojechał na ten bandycki zarobek Z WŁASNEJ WOLI!!
    Dosyć marnowania pieniędzy biednego polskiego społeczeństwa!
    Dosyć płaczu nad ich nieszczęściem – pora pisać PRAWDĘ Panie Redaktorze Zawisza, kim są i co robią polscy najemnicy w Afganistanie!
    Z wyrazami
    elq

    Odpowiedz na ten komentarz
    • matka
      matka "psa wojny" 2 grudnia, 2012, 14:13

      musisz być bardzo zdesperowany pisząc tak podłą opinię na temat tego o czym nie masz zielonego pojęcia,nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo i jak wile ludzi ranisz-to ty w tym momencie jesteś BANDYTĄ!!!!!!!!I NIECH CIBIE I TOBIE PODOBNYM ………

      Odpowiedz na ten komentarz
    • "Bandzior" 26 kwietnia, 2016, 20:55

      Jestem byłym Żołnierzem, który brał udział w misjach, i napisze Ci tak cwaniaczku..
      Gdy dojdzie wojna do Polski to mam nadzieje, że Cię jako pierwszego puszczą do obrony Kraju jako „mięso armatnie”
      lub Bedziesz skomlał jak su*ka w rui w piwnicy i błagał Żołnierzy by bronili Twojego tłustego dup*ska, i mam nadzieje, że każdy jeden człowiek czy też żołnierz przekona się co naprawdę w Tobie tkwi i odwróci się od Ciebie, i będzie pierd*olił takie głupoty na Ciebie, jak Ty na nas, Na Żołnierzy Polskiej Armii.

      Odpowiedz na ten komentarz
  2. b
    b 8 sierpnia, 2014, 19:26

    niestety to prawda, po misji sa pozostawieni sami bez opieki, a negatywne skutki widac nawet pare lat i pewnie przez reszte zycia, jak pomoc takiej osobie?

    Odpowiedz na ten komentarz
  3. inżynier
    inżynier 15 maja, 2016, 20:10

    Po 5 latach bezrobocia też mam stres pourazowy, chociaż pracuję już wiele lat od tamtego czasu zawsze wraca do mnie tamten koszmar, gdy byłem pogardzanym „nikim” na łasce rodziny.

    Odpowiedz na ten komentarz
  4. Anonim
    Anonim 24 października, 2017, 20:45

    Mam brata który bral udział w misji w Kosowie mial 20 lat kidy tam pojechal.Byl
    tam 5 miesięcy. To prawda chcial zarobić. Po 3 miesiącach po powrocie zostal pierwszy raz skazany na pobyt w szpitalu psychiatrycznym.Mija czas 17 lat .I prawie raz w roku musi tam wracac .Do dzis nikt z nas nie wie co tam się stalo ze nie mozna od niego nic sie dowiedziec o Kosowie i jego przeżyciach. .Jezeli ktos ma podobna sytua
    cję .Proszę o pomoc i kontakt .
    003905226993 .

    Odpowiedz na ten komentarz
  5. Anonim
    Anonim 25 października, 2017, 18:45

    00390522699300.

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy