Młodzi w służbie przemocy

Młodzi w służbie przemocy

Paweł Kukiz jest zwiastunem tego, co nadejdzie, czyli świata Prawa i Sprawiedliwości

Prof. Jan Kurowicki – filozof

Panie profesorze, dzięki pańskiej książce zrozumiałem, że to „ludożercy” zjedli Bronisława Komorowskiego.
– Nikt się tego nie spodziewał, a ja to napisałem. Pamięta pan ostatnie zdania z umieszczonego w książce eseju „W krainie ludożerców”?
 Mam go przed sobą: „…kiedyś (może niebawem) nauczą się robić smakowite pieczyste z wrogów i obcych. Wtedy raczej nie będzie nam do śmiechu”. Kiedy pan to napisał?
– Przed rokiem.
Kim są owi „ludożercy”?
– To młodzi ludzie, skrzywdzeni przez obecny ustrój, manifestujący swoje niezadowolenie w sposób niekiedy skrajnie niepoprawny politycznie. Nazwałem ich „ludożercami”, bo wielu z nich marzy się pieczyste z sytych i zadowolonych z siebie apologetów istniejącego porządku ustrojowego i układu sił na scenie politycznej.

Pożreć obcego

Widziałem fotografię Pawła Kukiza z dubeltówką, w stroju myśliwskim i w czapce z lisa na głowie. Zrozumiałem, że właśnie wrócił z polowania na znienawidzonego Tomasza Lisa. Czy Kukiz jest „ludożercą”?
– Nie, on – podobnie jak Tomasz Lis – należy do beneficjentów przemiany ustrojowej, czego nie ukrywa w swoim oświadczeniu majątkowym. Przywódca antysystemowców sam mocno tkwi w systemie – jest radnym wojewódzkim, należy do lokalnego układu politycznego. Jeśli poluje, to z zamiłowania, a nie z głodu. Gdybyśmy odwołali się do kategorii współczesnej polskiej socjologii, nie znajdziemy żadnej wyraźnej definicji, która precyzyjnie charakteryzowałaby „ludożerców”. Ja powołuję się na klasyka polskiej socjologii Stefana Czarnowskiego, który jeszcze w międzywojniu, opisując zbliżoną grupę społeczną – osoby bez żadnego trwałego zakorzenienia w strukturach produkcyjnych, usługowych i instytucjach państwowych – nazwał ją „ludźmi zbędnymi w służbie przemocy”.
Po czym ich rozpoznać?
– Nie pracują lub przechodzą z jednej śmieciówki na drugą. W żadnej firmie nie zagrzeją miejsca na dłużej, o etacie nawet nie marzą. Warunki pracy, a także sytuacja życiowa – nie mają własnej rodziny, mieszkają z rodzicami, często pozostają na ich utrzymaniu – sprawiają, że są spychani na margines, zawieszeni w próżni społecznej. Czarnowski zauważył, że tacy ludzie stanowią zaplecze wszelkich ruchów radykalnych, zwłaszcza prawicowych – są podatni na hasła konserwatywne, nacjonalistyczne, faszystowskie. Pożarliby żywcem każdego Żyda, Ruskiego czy Niemca, zapraszając do udziału w uczcie innych „prawdziwych Polaków”. Przesiąkli tym, co wpaja się im od ponad ćwierćwiecza: powinni liczyć na siebie, własną przedsiębiorczość, jeśli tylko będą konsekwentni, dojdą do bogactw, które znają jedynie z telewizji. Na ogół są znacznie lepiej wykształceni niż ich rodzice, ale gdy próbują stanąć do wyścigu szczurów, okazuje się, że nie ma dla nich miejsca nawet na linii startu. Nie wiedzą, co ze sobą zrobić, czują, że w tym świecie nie ma dla nich przyszłości. Jednak mimo że sami nie odnieśli sukcesu, na ludzi z samego dołu drabiny społecznej – gorzej ubranych, bezdomnych, trwale wykluczonych – patrzą z pogardą.
Uważają się za lepszych?
– Zdecydowanie. Aby uzasadnić swoje aspiracje i przynależność do wyższej kategorii, przywdziewają historyczne kostiumy, powołują się na jakieś – ich zdaniem szczytne – wartości, wydarzenia i postacie z przeszłości. To nie jest żadna uporządkowana tradycja, lecz jej substytut – poręczne wytrychy symboliczne, które definiują ich sytuację.
Awangarda politycznej sfory

Szaman tej grupy, Paweł Kukiz, ubiera się w koszulki odwołujące się do ruchu oporu i „żołnierzy wyklętych”, zakłada biało-czerwoną opaskę powstańczą.
– On dobrze odzwierciedla to, co tkwi w wyobraźni i umysłach kilku milionów ludzi – nie tylko młodych.
Jako wieloletni muzyk estradowy, obserwujący publiczność, doskonale wyczuwa jej nastrój, energię.
– Właśnie tak. Jego przyodziewek to nie tylko ubranie, ale także gesty i słowa, które idealnie trafiają do fanów. Gdy zakończyła się pierwsza tura wyborów prezydenckich, kazał im zaśpiewać „Jeszcze Polska nie zginęła…”.
Jak pan to odczytał?
– „Ludożercy” zbliżają się. W ich kulturze hymn jest czymś tak samo ważnym jak opaski i koszulki, w które się przebierają.
Do tych samych symboli – państwa podziemnego, powstania warszawskiego, „żołnierzy wyklętych” – odwołują się także główne partie systemu: Prawo i Sprawiedliwość oraz Platforma Obywatelska.
– Kukiz i ci, którzy usiłują się wokół niego skupić, uważają się jednak za awangardę tej całej politycznej sfory.
Pracownicy IPN z Białegostoku opowiadali kibicom na stadionie Jagiellonii o ekshumacji ofiar zbrodni stalinowskich. To kto tu jest awangardą?
– Nie chodzi o to, kto jest awangardą, lecz o to, kto się czuje najdoskonalszym współczesnym wcieleniem powstańców i „żołnierzy wyklętych”. Od 25 lat w szkole, kościołach, mediach, muzeach, na pokazach grup rekonstrukcyjnych odbywa się systematyczne pranie mózgów. Establishment III RP wytworzył nacjonalistyczną narrację historyczną i środki jej przekazu. To wszystko starają się przejąć Kukiz i jego grupa, sądząc, że są najbardziej godni tych haseł i rekwizytów. To myślenie nie jest zresztą pozbawione racjonalnego ziarna: antysystemowi zwolennicy Kukiza w sensie ekonomicznym, społecznym i kulturowym są wyklęci, dlatego słusznie wcielają się w tych „wyklętych”. Kukiz ucieleśnia ich symbolikę historyczną. Jak jednak mawiał Hegel, a za nim Marks, historia powtarza się dwa razy: raz jako tragedia, a drugi – jako farsa. Kukiz to wytwór farsy naszej historii.
Ona jednak może obrócić się znowu w tragedię.
– Tak. Wkrótce po pierwszym wydaniu „18 brumaire’a Ludwika Bonaparte”, w którym Marks analizował powtarzanie się wydarzeń historii jako farsy, doszło do tragedii. Po upadku Komuny Paryskiej utopiono we krwi proletariat – faktycznie wyklęty lud.

Zmienić, żeby nie zmienić

Dlaczego antysystemowcy czerpią natchnienie z „żołnierzy wyklętych”, a nie z ludu wyklętego, który ruszał z posad bryłę świata?
– Bo nie chcą ruszyć z posad Ziemi, chcą jedynie ruszyć posady, żeby je zawłaszczyć. Tu nie chodzi zresztą o „ludożerców”, lecz o bezpośrednie zaplecze Kukiza – doświadczonych, zaprawionych w walkach o władzę i wpływy graczy politycznych i gospodarczych. Oni doskonale wiedzą, gdzie stoją konfitury, są dobrze zakorzenieni w obecnym systemie, lecz chcieliby więcej. Ich celem jest zajęcie miejsca głównych beneficjentów systemu. Dlatego tak głośno krzyczą o oddaniu władzy obywatelom i zniszczeniu partiokracji, czyli obecnej elity. Działają zgodnie z myślą zawartą w jednym z dramatów Ionesco: wiele trzeba zmienić, żeby nic się nie zmieniło.
Antysystemowcy Kukiza są do bólu systemowi – wyznają neoliberalizm gospodarczy i konserwatyzm światopoglądowy.
– Nie rozumieją, na czym polega istota stosunków społecznych w Polsce. Do tego niezbędna jest wiedza: znajomość teorii socjologicznych, filozoficznych, ekonomicznych, które pozwoliłyby młodym ludziom zrozumieć, w jakim społeczeństwie żyją. Ale te teorie są niepopularne, bo krytykują panujący porządek. Mamy mnóstwo profesorów ekonomii, politologii, socjologii, filozofii, jednak większość z nich zajmuje się apologetyką, a nie krytyką obecnego systemu. Nikt nie jest tym zainteresowany, dlatego w najlepsze trwa odmóżdżanie kolejnych pokoleń wchodzących w dorosłość. Ci, którzy trzymają władzę, nie są zainteresowani zmianą tej sytuacji. Dlatego dochodzi do absurdu: antysystemowcy pielęgnują bogoojczyźniane mity i domagają się zwiększenia roli rynku. System kojarzą najczęściej z systemem podatków i zabezpieczeń społecznych, które chcą znieść.
System kojarzą także z państwem – jawi się im ono jako wróg.
– I słusznie, od ćwierć wieku to państwo systematycznie i konsekwentnie maksymalizuje przywileje świata kapitału, a równocześnie minimalizuje prawa świata pracy. Państwo jest represyjne, bo odbiera zdobycze socjalne, bezpłatną edukację i opiekę medyczną, pewność pracy i emerytury, a więc to, co stanowi o stabilizacji życiowej i zakorzenieniu. Pokrzywdzonych przez system pozbawiono nawet możliwości skutecznej samoorganizacji.
Kierunek Węgry

A ruch Kukiza?
– To struktura hierarchiczna, na jej czele stoi charyzmatyczny lider, który o wszystkim decyduje. W świetnej książce „Prywatyzując Polskę. O bobofrutach, wielkim biznesie i restrukturyzacji pracy” amerykańska antropolożka Elizabeth Dunn porównała funkcjonowanie fabryki państwowej w Polsce Ludowej ze sprywatyzowaną w III RP. W państwowej fabryce praca produkcyjna wymagała współdziałania ludzi, była w nią wpisana ich inwencja. Ta zespołowa forma pracy sprawiała, że fabryka stawała się sposobem organizowania się ludzi, także polityczną szkołą organizacji. Dlatego możliwe było powstanie Solidarności. Po prywatyzacji od pracowników nie oczekuje się żadnej inwencji, a jedynie ścisłego wykonywania poleceń nadzoru. W takich warunkach każdy pracownik skazany jest na siebie, staje się bezradny, niezdolny do tworzenia organizacji. Ruch Kukiza wyniesie do władzy nie wykorzenionych „ludożerców”, lecz osoby schowane dziś za plecami lidera. Poza tym Kukiz jest zwiastunem tego, co nadejdzie, czyli świata Prawa i Sprawiedliwości. Jarosław Kaczyński już zapowiedział, że zrobi w Polsce to, co Viktor Orbán na Węgrzech, czyli doprowadzi do autorytarnych zmian w państwie. On już wie, że Unia Europejska i Stany Zjednoczone nie przeszkodzą mu w tym. Tak jak w przypadku Węgier zachodnie stolice będą milczały, bo dla nich wszystko jest w porządku, dopóki ich inwestycje są bezpieczne i przynoszą zyski. Zresztą kapitał zagraniczny potrzebuje karnych, zdyscyplinowanych i najlepiej przerażonych brakiem perspektyw, a przez to tanich, pracowników.
Szef Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker niedawno żartobliwie przywitał Orbána słowami: „Cześć, dyktatorze!”. Unia już się oswoiła z Węgrami, pewnie oswoi się z Jarosławem Kaczyńskim, jeśli zdobędzie on władzę.
– Nie wątpię w to. PiS do tej pory się chwali, że w czasie jego rządów nastąpił rekordowy napływ bezpośrednich inwestycji zagranicznych.
Zjadając swoją następną ofiarę, Platformę Obywatelską, antysystemowcy Kukiza torują drogę do władzy PiS?
– I wszystkim nacjonalistycznym tworom, które nie są bliskie PiS. Ci, którzy mogliby stanowić masę krytyczną zapobiegającą radykalizmowi narodowo-katolickiej prawicy, wyjadą z kraju.
3 mln głosujących na Kukiza świadczy o tym, że może nie wszyscy wyjadą.
– Wyjadą, bo znowu będą rozczarowani. Przed emigracją może ich powstrzymać jedynie zamknięcie drogi do pracy w Anglii, Niemczech i innych krajach. Młodzi uciekną, w kraju zostaną starzy, półgłówki, intelektualiści i – oczywiście – Kościół. Nie wykluczam, że po wygranych przez PiS wyborach Kościół zapragnie uczestniczyć w bezpośrednim sprawowaniu władzy. Słowa bliskiego współpracownika Andrzeja Dudy, Krzysztofa Szczerskiego, o państwie wyznaniowym, dyktaturze Ewangelii nie wzięły się z powietrza. W wyniku XVIII- i XIX-wiecznych rewolucji mieszczańskich świeckie instytucje państwa przejęły aparat ideologiczny, szkolny, media, kulturę, politykę wobec rodziny. Po upadku Polski Ludowej Kościół w naszym kraju podporządkował sobie ponownie rodzinę, aparat szkolny, znaczną część mediów. Sporo ma do przejęcia w dziedzinie kultury. Ale to się da zrobić. Jeśli Kościołowi zostaną stworzone warunki do rozpalania stosów, w Polsce zrobi się cieplutko. Jedyna nadzieja w tym, że budowa państwa kościelnego doprowadzi do ostrej antyklerykalnej reakcji. Antyklerykalizm co prawda nie zmienia świata, ale może spowodować postępowe zmiany, jakie już dawno dokonały się na Zachodzie.
Co oznacza bycie antysystemowcem?
– Antysystemowy to radykalnie antykapitalistyczny. Niestety, w Polsce nawet lewica jest do bólu systemowa i apologetyczna. Nawet jej w głowie nie zaświta, żeby inaczej spojrzeć na otaczający świat. Dzisiejszą klasę polityczną, niezależnie od przynależności partyjnej, łączy splot wewnętrznych interesów, a także powiązania z interesami świata kapitału. To nie przypadek, że wiceminister w lewicowym rządzie został prezesem polskiego oddziału zagranicznego banku. Antysystemowość jest umowna – sprowadza się do wymiany polityków, ale nie polityki. Nowi ludzie będą reprodukować stary układ.
Może następne pokolenie antysystemowców odwoła się do wyklętego ludu ziemi i antykapitalizmu?
– Trudno przewiedzieć, co będzie w przyszłości. Zwłaszcza że kompetencje wyborców są niewielkie, oni kierują się doraźnymi emocjami, stereotypami, często podrzuconymi przez media. Chciałbym sądzić, że czas, który obecnie przeżywamy, jest etapem niezbędnym do wykrystalizowania się nowej, rzeczywiście antysystemowej siły. Wiele zależy od sytuacji zewnętrznej, zobaczymy, jak będzie się kształtował świat, kapitalizm. Z jednej strony, dobrze mieć nadzieję, ale z drugiej, wiadomo, że była ona, jest i będzie matką głupich.

 

Wydanie: 2015, 25/2015

Kategorie: Wywiady

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy