W mocy księżyca

W mocy księżyca

Lunatycy dopiero we śnie ujawniają swą drugą naturę

Francuski bajkopisarz La Fontaine był – jak twierdzą niektórzy – lunatykiem i najpiękniejsze bajki pisał w sennym transie. We współczesnym Paryżu pewien somnambulik kilkakrotnie przepłynął Sekwanę. Z kolei pewna młoda Angielka paradowała po swojej dzielnicy w stroju Ewy.
Podobnych historii krąży mnóstwo. O lunatykach budzących się w wannie czy w ogrodzie sąsiada, pałaszujących mrożone mięso, papierosy z masłem lub pokarm dla kotów, przestawiających meble, włączających radio lub odbywających dalekie podróże, niekiedy samochodem albo pociągiem. Jednym z rekordzistów jest 11-letni Michael Dixon z Danville w stanie Illinois, który w 1987 r. wsiadł do pociągu towarowego i przejechał 160 km, zanim się obudził.
Bywa jednak, że spokojni zazwyczaj lunatycy nagle stają się niebezpieczni. Dla siebie i otoczenia. Żołnierz lunatyk zastrzelił nocą kolegę na warcie, bo był przekonany, że mierzy do wroga. W Sydney młoda kobieta wypadła z okna własnego mieszkania. Obudziła się na bruku z połamanymi nogami i rękami. Inna poodkręcała kurki gazowe i we śnie wysadziła się w powietrze.
Mark Twain wymyślił kiedyś receptę dla lunatyków: jedno pudełko pinezek przed snem starannie rozsypać wokół łóżka ostrzami do góry. W razie potrzeby powtórzyć. I to jak dotąd jest jedna z najskuteczniejszych metod. Na pewno mamy coraz większe problemy ze spokojnym snem i coraz częściej lekceważymy sygnały naszego organizmu. W 1996 r. na kłopoty ze snem skarżyło się 25% Polaków, teraz – prawie co czwarty.
Co do somnambulizmu, popularnego lunatykowania, to ciągle dość rzadka choroba. Również dlatego, że 99% przypadków bagatelizuje się lub przegapia. Ale jeden na sto może się skończyć tragicznie. Po prostu rodzina nie zdąży kogoś upilnować.
W Poradni Leczenia Zaburzeń Snu w Warszawie mówią, że liczba lunatyków się nie zmieniła. Zmieniło się raczej ich zachowanie. Kilkadziesiąt lat temu jednemu somnambulikowi na stu zdarzało się kogoś pobić. Teraz przydarza się to dziesięciu.

Tragiczny finał

Według jednej z teorii, lunatyk podąża nie do srebrnej tarczy na niebie, lecz do matki, którą pamięta, jak kołysała go i tuliła w dzieciństwie. Blady blask księżycowego światła kojarzy mu się jakoby z bielą matczynej koszuli nocnej. Obecnie teoria księżycowa nie ma już wielu zwolenników, chociaż niektórzy specjaliści uważają, że światło srebrnego globu może wywoływać somnambulizm, bowiem pobudza produkcję pewnych hormonów, np. melatoniny.
Teoria teorią, ale rodziny lunatyków i tak są skazane na domowe dyżury, a ich mieszkania powoli przeistaczają się w dziwne twierdze, z których najtrudniej się… wydostać. Kraty w oknach, mocne zawiasy, nowe zamki w drzwiach.
Czasami okazuje się, że to za mało. Tak było z 16-letnim Marcinem z Łodzi, który od kilku lat wstawał we śnie i mamrotał coś pod nosem. Kilka razy chciał wyjść na klatkę schodową. Ale wtedy zawsze ktoś zdążał i zawracał go do łóżka. Do czasu, gdy chłopak zabił się, skacząc z czwartego piętra.
Podobnych tragicznych opowieści nie brakuje. Mały Brytyjczyk Stuart Miller ze skłonnością do somnambulizmu we wrześniu 1993 r. wypadł nocą z okna trzeciego piętra wieżowca, w którym mieszkał z matką. Już jako 16-latek Stuart otrzymał odszkodowanie w wysokości 1,35 mln funtów. Sąd uznał, że Rada Miejska w Reading, do której należał budynek, powinna była zadbać o odpowiednie zabezpieczenie okien.
W kwietniu 2002 r. wstrząśnięte władze wojskowe w Austrii sprowadziły różdżkarzy po serii przypadków somnambulizmu, które wydarzyły się w koszarach w Strass (Styria). Dwóch żołnierzy wypadło nocą z okna sypialni, doznając ciężkich obrażeń. Innych lunatyków w ostatniej chwili zdołali powstrzymać koledzy. Rzecznik sił zbrojnych oświadczył: „Nie wiemy, dlaczego tak się dzieje, ale mamy otwarte umysły, dlatego sprowadziliśmy różdżkarzy, aby wykryli ewentualne źródła negatywnej energii”. Różdżkarze jednak niewiele wskórali. Po pewnym czasie przypadki somnambulizmu ustały.

Odważny somnambulik

Lunatycy nie czują strachu, dlatego są zdolni do wyczynów, o których potem zupełnie nie pamiętają. W transie poruszają się automatycznie, często z szeroko otwartymi oczami. Następnego dnia rano czują się jak po nieprzespanej nocy. – O somnambulizmie wiadomo na razie, że pojawia się w najgłębszych stadiach snu. Dlatego wybudzony lunatyk niczego nie pamięta i może być nerwowy – mówi psychiatra z poradni leczenia zaburzeń snu, dr Michał Skalski. – Kiedyś mój pacjent o mały włos nie wybił oka swojemu ojcu.
W środku nocy dziecko nagle siada na łóżku, zaczyna coś niewyraźnie bełkotać, a po jakichś 30 sekundach z powrotem zasypia. To tzw. niepełny lunatyzm, lekceważony przez większość rodziców. Tymczasem pojawia się u 20-50% dzieci w wieku szkolnym. U większości takie objawy ustępują bez śladu. Ale tylko u większości, bo u 1-3% dorosłych występuje już pełna postać lunatyzmu, a nocne wycieczki mogą trwać pół godziny i dłużej. – Nie mówiąc już o tym, że jeżeli człowiek nie robi w nocy nic drastycznego, to skąd ma wiedzieć, co się z nim dzieje – dodaje Michał Skalski.
Medycyna nie ma jeszcze gotowej recepty na nieświadome nocne wędrówki. Teorii jest sporo. Według jednej z hipotez, to forma padaczki, bo wykresy EEG podczas lunatycznych epizodów są zbliżone do towarzyszących atakom tej choroby. Uważa się też, że są uwarunkowane genetycznie, bo lubią przechodzić z ojca na syna, że u dzieci bywają skutkiem wysokiej gorączki, że są rodzajem nerwicy, bo nasilają się pod wpływem dużych stresów, i w końcu, że są specyficznym rodzajem autohipnozy.
Jedna z najnowszych teorii mówi, że lunatyzm to efekt zaburzeń poszczególnych faz snu, które zmieniają się mniej więcej co półtorej godziny. Podczas głębokiego snu, gdy wypoczywa mózg, aktywne są mięśnie. W fazie marzeń natomiast mózg jest aktywny, a mięśnie rozluźnione. W zdrowym śnie mózg i mięśnie nie są jednocześnie aktywne. U lunatyków taka połączona aktywność zdarza się często.
W lutym 2003 r. opublikowano wyniki studium przeprowadzonego przez zespół europejskich naukowców w Szwajcarii. Przeanalizowano dane 74 pacjentów, którzy w ciągu 30 lat byli leczeni z somnambulizmu w szpitalu w Bernie. Przebadano również 60 osób cierpiących na tę przypadłość oraz 60 zdrowych. Okazało się, że skłonność do somnambulizmu jest w pewnym stopniu dziedziczna i warunkowana przez geny, ściślej mówiąc, przez system około 100 genów zwany HLA, kontrolujący produkcję protein odpowiedzialnych za funkcjonowanie systemu immunologicznego. U połowy somnambulików wykryto określony rodzaj tego systemu (zwany HLA-DQB1). Występował on natomiast tylko u 24% ludzi zdrowych. Doktor Mahdi Tafti, który brał udział w badaniach, wyjaśnia: „Nie są to geny somnambulizmu, lecz osoby z tym wariantem genów narażone są na trzyipółkrotnie większe ryzyko nieświadomych nocnych spacerów. Ryzyko zwiększa się dodatkowo, jeśli zjawisko somnambulizmu występowało w rodzinie. Być może, uzyskane obecnie informacje pomogą opracować skuteczne lekarstwo, aczkolwiek potrwa to jakiś czas, gdyż fenomen ma różne przyczyny, np. bodźce środowiska i stres”. Przeprowadzone w Szwajcarii studium dowiodło ponadto, że somnambulizm może mieć niebezpieczne następstwa. 32% pacjentów przeżyło podczas nocnych wędrówek dramatyczne incydenty związane niekiedy z użyciem przemocy, zaś 19% doznało nawet obrażeń

Powiedz mi, jak śpisz…

Specjaliści od lat podejmują próby leczenia somnambulizmu. Pacjent zasypia w ciemnym, wygłuszonym pomieszczeniu podłączony do specjalistycznej aparatury, która ma pokazać, co dzieje się z jego ciałem podczas snu. Elektroencefalograf, śledzący aktywność mózgu, elektromiografia – do obserwowania napięcia mięśniowego i elektrookulografia – do badania ruchu gałek ocznych. – Obserwacje podczas snu to podstawa – mówi dr Skalski. W jego poradni pod opieką są całe rodziny. Spacerowała we śnie babka, matka, córka, a teraz wnuczka.
Diagnostyka somnambulizmu idzie w dwóch kierunkach. Bywa, że są to zaburzenia z kręgu padaczki, których klinicznymi objawami są właśnie nocne eskapady. Drugi kierunek to zaburzenia dysocjacyjne, czyli mówiąc językiem przedwojennym, stany histerii. Skoro mogą pojawiać się w dzień, to tym bardziej w nocy, kiedy wszystkie hamulce są uśpione. – Jeżeli pacjent ma zdiagnozowaną padaczkę, to leczy się go lekami przeciwpadaczkowymi. Jeśli nie, sprawa jest otwarta – mówi Michał Skalski.
– A decyzja o leczeniu zależy od nasilenia dolegliwości. Nie każdego trzeba od razu tłumić psychotropami. Pewien 18-latek co drugą noc zrywał się do okna. Gdy rozebrałem go do badania, okazało się, że całe ciało miał pokryte głębokimi bliznami. Jedna wyglądała tak, jakby o mały włos nie odciął sobie nogi. Tutaj leki były konieczne.
Zdaniem terapeutki Klary Olszewskiej, leczenie lunatyków jest bardzo żmudne, bo na początku pacjent nie widzi potrzeby współpracy. – Ludzie chętniej leczą ciało, natomiast zapominają o psychice. Dlatego można się tylko domyślać, co się w niej kryje – mówi. – Kiedyś pijany ojciec wieczorem okładał pasem kilkuletniego Kazia, a teraz dorosły Kazimierz, gdy tylko zaśnie, rozpoczyna senne wędrówki. Terapia polega na tym, żeby sobie uświadomić, co tkwi w naszej świadomości. I dopiero wtedy można zacząć leczenie.
– Ale poza lękami są tu jeszcze pewne predyspozycje biologiczne – dodaje Michał Skalski. Jego zdaniem, chodzenie do terapeuty ma sens. Bo nawet jeżeli nie wpłynie na częstotliwość zachowań, zawsze może złagodzić objawy.

Gdy wstaje księżyc, budzą się upiory

Doświadczeni prawnicy twierdzą, że sprawy, w których obrońcy usiłują przedstawić swego klienta jako lunatyka, są prawdziwym koszmarem dla sądu. Znanych jest ponad 10 przypadków morderstw popełnionych przez prawdziwych lub domniemanych somnambulików. W maju 1987 r. Kenneth Parks z Toronto, bezrobotny cierpiący na bezsenność i stres z powodu długów hazardowych, wsiadł nad ranem do samochodu, przejechał 23 km i zasztyletował teściową. Potem pojechał na policję i powiedział: „Myślę, że kogoś zabiłem. Mam rany na rękach”. Adwokat zdołał przekonać sąd, że Parks popełnił wprawdzie morderstwo, ale jest niewinny, gdyż działał bez świadomości, we śnie. Został uniewinniony. Nie uwierzono za to innemu Kanadyjczykowi, który uśmiercił żonę, ukrył jej ciało i zbiegł do Meksyku. Daremnie zapewniał, że obudził się dopiero na granicy meksykańskiej.
W styczniu 1997 r. Scott Falater z Phoenix (Arizona) zmasakrował żonę Yarmilę, zadając jej 44 ciosy wielkim nożem myśliwskim. Następnie wrzucił konającą ofiarę do basenu i przytrzymywał tak długo, aż utonęła. Zdjął zakrwawione ubranie i ukrył je w bagażniku samochodu. Obandażował pokaleczone ręce i położył się spać. Obudzony przez policję, zapytał: „Gdzie jest moja żona?”. Podczas procesu zaklinał się, że zbrodnię popełnił we śnie i niczego nie pamięta. Przebieg wydarzeń widział jednak sąsiad Greg Koons, który zeznał: „Falater był cały zakrwawiony. Nagle wszedł do domu. Kilka razy włączył i wyłączył światło, uspokoił ujadającego psa i znów wyszedł, nakładając rękawice. W pewnej chwili rozejrzał się uważnie dokoła. Schowałem się za pinię. Nagle zobaczyłem, że przy basenie leży Yarmila, która jeszcze się rusza. Scott chwycił żonę, włożył jej głowę do wody i trzymał tak długo, aż przestała się szamotać. Jego ruchy wcale nie przypominały lunatyka”. Podczas procesu prokurator grzmiał: „Oskarżony słyszał o uniewinnionym zabójcy teściowej z Kanady, dlatego podaje się za somnambulika”. „Gdyby twierdził, że spał, usiłując ukraść płytę ze sklepu muzycznego, może byśmy mu uwierzyli. Ale zostawił zakrwawione zwłoki kobiety i poszedł ukrywać dowody. Jeśli poprosi przysięgłych o uniewinnienie, powinien otrzymać odpowiedź: „Tak, ale tylko we śnie””, napisał komentator gazety „Arizona Republic”. Ławnicy podzielili tę opinię. W styczniu 2000 r. „mordercę lunatyka” skazano na dożywocie bez prawa do ułaskawienia.
Wciąż niewyjaśniony pozostaje ponury dramat, który rozegrał się w nocy 24 września 2001 r. w niemieckim mieście Hügelsheim. 42-letni Uwe J. został zabity we śnie jednym pchnięciem kuchennego noża. Żona wywiozła ciało męża i ukryła je w lesie. Aresztowana twierdziła, że jest niewinna, a Uwe zginął z rąk córki, 12-letniej Hanny, która dokonała tego nieświadomie, w stanie somnambulizmu. „Musiałam ukryć ciało, aby chronić moje dziecko”, powtarzała Ursel J. Hanna rzeczywiście cierpiała na zaburzenia snu, pewnej nocy wkroczyła do pokoju rodziców z nożem w dłoni. Mimo to sąd w Baden-Baden skazał Ursel J. na dożywocie.
Richard Overton z Mays Landing (stan Nowy Jork) był nocnym kierowcą ciężarówki. Od lat cierpiał na somnambulizm. W 1998 r. odwiedził przyjaciółkę pracującą jako opiekunka do dziecka. W nocy niespodziewanie obudził się nagi w łóżku siedmioletniej dziewczynki „Co robisz w moim pokoju?”, zapytał osłupiały. „To jest mój pokój!”, krzyknęło dziecko i zaczęło wzywać pomocy. Przysięgli uznali wprawdzie, że kierowca jest lunatykiem, i oczyścili go z zarzutu przestępstwa seksualnego, orzekli jednak, że naraził dziewczynkę na niebezpieczeństwo, więc musi trzy lata spędzić w więzieniu. Overton przyrzekł w sądzie, że gdy tylko wyjdzie na wolność, zainstaluje w swoim domu urządzenia wykrywające ruch.
– Wszelkie zachowania agresywne biorą się z tego, co drzemie w człowieku. Jeżeli uda się wykazać, że oskarżony ma skłonności do lunatykowania, oznacza to, że w chwili popełniania zbrodni był niepoczytalny – podsumowuje Michał Skalski.
Ciekawe, czy w najbliższym czasie doczekamy się plagi lunatyków, nieświadomych przestępców, którzy na swoją obronę będą mieli zawsze: „Panie sędzio, to nie ja, to ten księżyc”.

 

 

Wydanie: 2003, 36/2003

Kategorie: Obserwacje

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy