Moje dziecko mnie bije

Moje dziecko mnie bije

Rocznie tysiące katowanych matek donosi na własne dziecko. Milczy kilkadziesiąt tysięcy

Najbardziej nerwowy z całej gromady jest 34-letni Tadzio. Lubi złapać kabel od kosiarki, pogrzebacz albo szlauch. Pani Irena odsłania koślawy nadgarstek, o którym mówi: on już na nic. – Kruche, to poszło – dziś obwinia stare kości. Ale wtedy coś jej pękło w sercu i sprawy prokuratorskiej nie wycofała. Tadek na razie siedzi cicho. Lecz ona zna Tadzia. Widzi, jak czasem zagryza wargę i tak się ociera, niby niechcący…
Ani policja, ani Ministerstwo Sprawiedliwości nie mają statystyk mówiących o bitych rodzicach. Tego typu przypadki wciąż są wrzucane do jednego wora, nazywanego przemocą w rodzinie. Jednak według policjantów na co dzień patrolujących nasze osiedla, przypadek katowanej matki lub ojca zdarza się średnio trzy razy na sto interwencji.
W 2002 r. zanotowano blisko 97 tys. policyjnych interwencji dotyczących tzw. domówek, czyli przemocy w rodzinie. Przekładając te dane na doświadczenie policjantów z patroli, możemy więc mówić o niemal 3 tys. rodziców bitych przez swoje dzieci. Bardziej szokują statystyki Niebieskiej Linii, sporządzone specjalnie dla tygodnika „Przegląd” – od 1 stycznia do 29 lutego 2004 r. odebrano 2561 telefonów dotyczących przemocy w rodzinie. W 200 przypadkach jako sprawcę zgłoszono rodzone dziecko, w 72 poproszono o interwencję.
Organizacje zajmujące się tym tematem boją się odpowiedzialności za liczby. Przypuszczają jednak, że przemoc może dotykać nawet kilkudziesięciu tysięcy ojców i matek. Bo większość milczy. Nikt nie zmusi do donosu na własne dziecko. „Ballady o Januszku” trwają czasem latami…

Matka katów

Drzwi do pokoiku pani Ireny mają klamkę tylko od wewnątrz. Na noc mocuje ją jeszcze sznurkiem do futryny. Ale synowie znajdują sposoby. Godzinami potrafią kręcić łyżką w zawiasach… Zawias zwykle zeskakuje. Ten na strychu też. Ostatnio pani Irena sama się tam zamknęła. Na trzy dni. Tadzia złapali, jak po kielichu wiózł ślimaki do miasta, a Czesio na nią „z byka”: „Ten intruz musiał zawiadomić”. Ale to Czesiu zapukał w końcu, żeby coś zjadła.
– Wyjść stąd nie wyjdę – zapiera się 60-letnia matka jedenastki, przestraszona, żeby ta rozmowa ze wsi Żydy koło Sokółki nie poszła w świat. – Mam tu prawo dożyć. Zresztą różnie bywa – ożywia się. – Czasem są jak do rany przyłóż. Jak to w gromadzie. Każdemu co innego leży, to się burzy.
Od pięciu lat, gdy zmarł gospodarz i ojciec, złe przeplata się z dobrym. Pani Irena nawet to rozumie, że „grzbiet ma sińcem zajdziony niekiedy”. Choć pomyślała nieraz: „Zabiję którego, czy co?”. – Coś pęka człowiekowi tu, pod sercem – mówi z przerażeniem o swoich myślach. – Ale iść z rękami na takich drabów?
A chłopów jak dęby sobie wychowała. Najbardziej zawzięty jest Czesio. Ostatnio ledwo wyszła z chlewa, tak się rzucił za kurczaki, które pani Irena na korytarz wypuściła, żeby kwoki im ziarna nie zjadły. Dobrze, że wszedł na to Paweł, który bije rzadko. Raz tylko wziął za łeb, gdy pompowała wodę. Dlaczego o tę wodę poszło, matka też nawet rozumie. Susza była w zeszłym roku.
Krzysztof, jak to Krzysztof, idzie z rękami wyjątkowo. Za gardło złapał tylko przy zbieraniu truskawek. Była policja, ale ludzie wycofali się ze świadczenia. – W czyje prosa nie wsadzaj nosa. Ludzie nie są od poskramiania cudzych dzieci – zacina się w sobie matka. Kobieta prosta i spracowana, nie zna ani broszur o agresji, ani swoich praw. Za to jest w żywym różańcu. Odmawia ten różaniec za Tadzia, Krzysia, Czesia. Ubiegłego lata trzy tygodnie spała w kartoflach, to na modlitwę miała dużo czasu. Pani od spraw przemocy w rodzinie powiedziała jej potem, że nawet siniaka od syna trzeba dokumentować. Inaczej nie ma sprawy. Pani Irena woli „puścić tego siniaka jak kamień w wodę”.

Gdy ofiara kocha kata

Zamykają w komórkach, oblewają wrzątkiem, przytrzaskują palce w szufladzie. Ten rodzaj piekła, według telefonów odebranych przez Niebieską Linię, stanowi 8% domowych interwencji. Ale nazywany jest szarą strefą, bo ciężko ocenić rzeczywistą skalę zjawiska. – Tę przemoc najtrudniej zmierzyć – mówi Grażyna Strupińska z Niebieskiej Linii. – Bo kto tak naprawdę ma świadomość, co już nią jest? Matka, która mieszka z synem alkoholikiem, wyłudzającym od niej rentę?
Jak pokazują sondaże, definicja przemocy, zwłaszcza dla matek o niższym wykształceniu, nie jest do końca jasna. Wahają się w ankietach, czy jest nią już naplucie do talerza. Obelgi, zmuszanie do poniżających rzeczy, kradzież pieniędzy zwykle traktują ulgowo, bo nie zostawiają siniaków. Jak mówi Grażyna Strupińska, ten temat to prawdziwy ugór, jeśli chodzi o badania, kampanie, statystyki. Starsi, niedołężni rodzice mieszkający kątem u swoich dzieci nawet nie zdają sobie sprawy, że zmuszanie do opieki nad ich dziećmi również może mieć formę wymuszenia.
Do poradni dzwonią matki, które się przełamały. Ile siniaków trzeba, żeby sięgnęły po słuchawkę? Serce pęka dłużej, gdy katem jest syn. Taka pułapka. Emocjonalny szach. – Oni są absolutnie bezradni – tłumaczy Nina Pająk, psycholog z katowickiego Ośrodka Interwencji Kryzysowej, do której zgłaszają się rodzice bici przez 15- i 50-latków. – Nie wahają się między wyborem dobra lub zła. To wybór bardziej konfliktowy. Jak z greckiej tragedii. Zawsze między złem. A pytanie, na które muszą odpowiedzieć, brzmi: które zło jest gorsze? I która miłość silniejsza – wybaczająca i tolerująca czy stawiająca granice? Zawsze proszą o taką pomoc, żeby tylko nie krzywdzić dziecka. „Ja na swoje rodzone nie doniosę”, płaczą. Nad tym ich poczuciem „donosu” trzeba pracować długo.
Nina Pająk przyznaje, że ofiar z obdukcją lekarską przychodzi coraz więcej. Ale to wcale nie musi być sygnałem rosnącej agresji. Może pobity rodzic przestaje po prostu się wstydzić? Media i apele organizacji zajmujących się przemocą przyczyniają się zapewne do faktu, że w społeczeństwie rodzi się coś w rodzaju przyzwolenia na rozmowę o tego rodzaju upokorzeniu. Choć w polskich realiach to wciąż trudna rozmowa. Oprócz społecznych i religijnych kontekstów funkcjonuje w nas coś takiego jak kult rodzica, stereotyp nietykalnej matki Polki. Trudno z nim się zmierzyć i powiedzieć głośno: „Moje dziecko mnie bije”.
– Przestają milczeć zwykle wtedy, gdy w domu zabraknie ojca – mówi Grażyna Strupińska. – Dopóki żył, agresję trzymał w ryzach. Rzadziej pomocy szukają ojcowie. Zwykle wtedy, gdy są już na tyle niedołężni, że nie dają rady odpowiadać siłą. Zdrowi załatwiają to w czterech ścianach. Wiejskie kobiety, z wielopokoleniowych gospodarstw, nie dzwonią wcale. „Ja się poskarżę, jego zabiorą, a zagroda zmarnieje”, tłumaczą.
Po serii eksperymentów na psach w psychologii powstała koncepcja wyuczonej bezradności. Psy poddawano w klatkach wstrząsom elektrycznym. Po pewnym czasie nie uciekały nawet wtedy, gdy klatki były otwarte. Bo pozycja ofiary wciąga równie mocno jak pozycja kata. Z zewnątrz trudno zrozumieć, że kat nie zawsze jest potworem. Umie kupić mamie kwiaty, zapytać o zdrowie. W cyklach przemocy wynagradzanie piekła nazywa się miodowym miesiącem. Wraca cyklicznie. Jest jak pranie mózgu. Ona czeka na tę twarz „swojego aniołka”. Ona przecież „dla dziecka wszystko”. Bez względu na to, czy ma trzy lata czy 30.
Dlatego pomaganie bywa niewdzięczne. Nie jest łatwo pójść w nocy do sąsiadów i zakazać bicia matki.

Domówka

„W trakcie awantury wołaj o pomoc! Uciekaj! Nie pozwól się wpędzić w taki kąt w mieszkaniu, skąd trudno uciec. Jeśli to możliwe, zawiadom policję (tel. 997 – połączenie bezpłatne)”, ostrzega broszura Niebieskiej Linii. Niewiele można pomóc bitym ojcu i matce. Co innego, gdy cierpi „ono”. Polska policja jest coraz lepiej przygotowana do stawienia czoła przemocy wobec nieletnich. Dorosłego nikt nie zamknie w pokoju do przesłuchań z chomikiem w roli spowiednika.
Art. 207, par. 1 kk mówi: „Kto znęca się fizycznie lub psychicznie nad osobą najbliższą lub nad inną osobą pozostającą w stałym lub przemijającym stosunku zależności od sprawcy albo nad małoletnim lub osobą nieporadną ze względu na jej stan psychiczny lub fizyczny – podlega karze pozbawienia wolności od trzech miesięcy do lat pięciu”.

Dopisek „ściganie z urzędu” oznacza, że wszczęcie postępowania przez policję lub prokuraturę powinno być niezależne od chęci czy woli poszkodowanego. Ale zdarza się, że zarówno komisariaty, jak i polskie prawo pozostają bezradne wobec sekretów czterech ścian. – Jeśli na przykład matka z uporem będzie twierdziła, że spadła ze schodów, niewiele możemy zrobić – mówi nadkom. Grażyna Puchalska z Komendy Głównej Policji. – W takich przypadkach funkcjonujemy jedynie jako pogotowie policyjne. W trakcie awantury możemy przewieźć do izby zatrzymań czy wytrzeźwień. Ale o tym, co dalej, decyduje chęć współpracy z organami ścigania.
„Zdechniesz, jak pójdę siedzieć”, syczał do pani Ireny Tadek, gdy toczył się przewód. Spała czujna jak wilk. – A skąd ja wiem, czy nie udusiłby, gdyby obrońca tak nie zbijał wyroku, że dostał trzy lata na trzy w zawieszeniu? – zastanawia się. Jeśli nawet dojdzie do procesu, czekające na rozprawę strony potrafią „ocierać się” o siebie latami. Zwykle mieszkają pod jednym dachem. Najczęstsze wyroki to zawieszenie.
Policjanci z „domówek” przyznają, że najczęściej nad matką i ojcem znęcają się alkoholicy. Albo domagają się emerytury, albo wyrzucają na ulicę, każąc żebrać, gdy pieniędzy już zabraknie.
Czasem biją chorzy psychicznie. Dziennikarze telewizyjnych programów interwencyjnych co jakiś czas pokazują reportaż o tym, jak trudno uwolnić się od niechcącego się leczyć syna schizofrenika czy narkomana, który po 18. roku życia nie może być zmuszony do terapii. Nie ma szczegółowych regulacji problemów matek, do których narkomani i psychopaci wracają z odwyku i szpitalnej kuracji. Zwykle znów dostają ataków.
60-letnia Helena P. nie wychowała sobie ani pijaka, ani przestępcy, ani psychopaty. Zadbanego obejścia w Raszynie nic nie wyróżnia. Może to, że na furtce wiszą dwie skrzynki na listy. Podział rzeczy posunęli z synem do absurdu. Oddzielne liczniki, żarówki, rolki papieru toaletowego, oddzielne kalendarze, w których każda ze stron notuje wzajemne sądowe sprawy. A ponieważ we wspólnej łazience czynny kurek od wody jest syna, matka sedes spłukuje wiaderkiem, które przynosi ze swojego ujęcia w kuchni. Wszystkie drzwi w domu mają zamki na klucz.
„Wina i społeczna szkodliwość czynu ze względu na krótki czasokres jego trwania oraz okoliczności popełnienia nie są znaczne”, matka czyta postanowienie Sądu Rejonowego w Warszawie. – Sąd nas zobowiązał do wzajemnego współżycia we wspólnym domu. Ale jak tu żyć? – rozwija ze ściereczki komplet noży. – Tym dużym straszył, że założy na głowę worek i wywiezie do lasu, tym drewnianym, że wrzuci do szamba, a tamtym…
Teczka z obdukcjami jest gruba: „Rozpoznanie: wstrząs mózgu”. Dostała wtedy od synowej drewnianą dechą do krojenia wędliny. Dalej: „Rozpoznanie: wybite dwie dolne jedynki, krwiak 2 na 3 cm na głowie, trzy siniaki na lewym sutku, rana tłuczona przedramienia i grzbietu”. – Chciałam wejść do łazienki. Ale światło w łazience jest podłączone do licznika syna.
– Urodzić dziecko, które wybije ci zęby? – pyta. A przecież jak dziś pamięta ten poród. Jechała aż do Garwolina. Najpierw wozem, potem pociągiem, w końcu chłop podwiózł ją na bańkach z mlekiem. Ile to nocy nie przespała, taki był płaczliwy! Potem częściej była w szkole niż on, to przepuszczali. A gdy ojciec robił awantury, Adam sam namawiał do rozwodu. Była jego „mamuśką”, dopóki nie przyszła niedobra synowa.
Pani Helena jest już spakowana do Tworek. Jedzie na obserwację, bo syn twierdzi, że sama się okalecza.
43-letni Adam na kuchennym stole rozkłada podobną teczkę z papierami: – Jak mogłem pluć jej do talerza, skoro ma oddzielną kuchnię? A zęby? Już dawno wypadły. Pani mnie pyta, czy mam serce dla tego człowieka?
Słowo matka nie chce mu przejść przez gardło.

Gdy kat ma twarz anioła

Jeszcze 20 lat temu standard był taki: ona ma na głowie dom i 40-letniego syna alkoholika, którego wyrzuciła żona. Uważano, że do przemocy dochodzi wyłącznie w rodzinach alkoholowego marginesu. Tymczasem statystyki mówią, że uzależnienia to dwie trzecie powodów przemocy. W tzw. porządnych domach też rosną kaci. Przemoc ze strony tych ostatnich nazywa się trzeźwą. Zwykle odbywa się w białych rękawiczkach. – Im wyżej społecznie usytuowana rodzina, tym bardziej wyrafinowane piekło – przyznaje Grażyna Strupińska. – Siniaka widać, boli, można się poskarżyć. Ofiara z siniakiem jest wiarygodna. A jak udowodnić zaszczucie?
Piekło dobrych domów nie lubi wychodzić na zewnątrz. Nie lubi krwi i krzyków na klatkach schodowych. Bicie odbywa się często przez kołdrę, a sprawcy są znani na osiedlu ze społecznikowskiej wrażliwości. Twarz ministranta jest ich najmocniejszym alibi.
Wojtuś ma taką twarz. Żaden z niego „byczy facet”. Wojtusia pani Zofia, emerytowana nauczycielka z Poznania, urodziła w strasznych bólach. Do dziś jest tak delikatny, że potrafi zemdleć na szczepieniu. Pani Zofia zdejmuje z regału fotografię, z której uśmiecha się wysoki brunet, śliczny jak z brazylijskiej telenoweli. Wojtuś, pracownik banku, jest też pedantyczny do przesady. Codziennie, dokładnie o 19.20, odcedzając ziemniaki, pani Zofia słyszy stuk drzwi na klatce schodowej. Drzwi nigdy nie stuknęły 10 minut później. Syn ma tak dużą potrzebę kontrolowania innych, że ustalił matce godziny, w których może skorzystać z toalety. Denerwuje go nawet, jak kicha. Bo… nie ma na to wpływu. Właściwie rzadko bije. Tylko ten rygor…
Do Zakładu Poprawczego dla Dziewcząt w Falenicy pod Warszawą trafiają takie „dzieci” o rysach ministranta. Jak Gosia. Podczas rozmowy Gosia radośnie chrupie marchewkę. – To wcale nie tak, że chciałam podciąć żyły babci. Ona mnie źle zrozumiała. Przecież mówiłam: podetnę SOBIE żyły – „wkręca” mnie Gosia. – No to babcia zadzwoniła na policję, że grożę jej nożem.
Nic więcej. No, raz kopnęła babcię w piszczel. Ale niechcący.
– Na pozór to rzeczywiście aniołki – opowiada Edward Jakubowicz, terapeuta i wicedyrektor zakładu w Falenicy. – Tymczasem przemoc stosowana przez córeczki jest znacznie dokuczliwsza niż męska. Jest psychiczna, długotrwała i wyrachowana. Dziewczynki nie używają siły. Za to są perfekcyjne w przemocy manipulacyjnej. Stosują głównie szantaż, np. powieszę się, zrobię sobie krzywdę. Bardzo lubią też straszyć kolegami.
Niejedna „grzeczna” 17-latka trafiła do Falenicy za… pobicie taty. – Jak to się dzieje, że nie radzi sobie duży, 40-letni ojciec? – zastanawia się Edward Jakubowicz. – Miałem kiedyś 16-latkę z okolic Łodzi. Porządna trzyosobowa rodzina, dobry status materialny, tata właściciel hurtowni, mama główna księgowa. Dziewczyna groźbami „Moi koledzy ci pokażą!” wymuszała od taty pieniądze. Zaprosiłem rodziców na terapię. „Wiesz, córciu – mówił tata – my nie chcemy wiele”. Zawsze używał zaimka my. On dla niej nie istniał jako „ja”. Był maszynką do robienia pieniędzy. Zresztą dla mamy też nie istniał…

Jak wychowałaś, matko

Opinia schroniska dla nieletnich w Szczecinie o 19-letnim Piotrze M., skierowanym przez sąd rodzinny do Zakładu Poprawczego w Mrozach za znęcanie się nad matką: „Od dzieciństwa był świadkiem i ofiarą przemocy. Dziś wobec matki stosuje takie metody, jakie cechowały ojca. W miarę dorastania agresja słowna przerodziła się w fizyczną. Impulsywny. Silnie nastawiony na zaspokojenie potrzeb. Pytany o powody twierdzi, że jest jedynym mężczyzną w domu, więc należy go słuchać”.
– To wrażliwy i potulny chłopiec – ocenia wychowanka Bogdan Reska, dyrektor zakładu w Mrozach. – I płacze czasem ze wzruszenia. Ale w warunkach zakładu nie dominuje nad innymi. Bicia matki tu się nie wybacza. Dla tych chłopaków matka jest symbolem. Ojciec nie. Inna sprawa, że ten symbol traci na wartości, gdy jadą na przepustkę. W domu znów stają się bezwzględni: „Ty stara k…, daj pieniądze albo cię zabiję”.
Kiedyś stare ciotki radziły matkom: kochaj dziecko, a reszta przyjdzie sama. Tymczasem wraz z XX-wieczną nobilitacją podświadomości i faktu, że ego rodzi się czyściutkie jak niezapisana karta, wchłaniając wszystko, co zdarzy się po drodze, specjaliści od wychowania szukają logicznych przyczyn dla faktu, iż z maleństwa wyrasta kat. Nikt przecież nie rodzi się z mocną pięścią, mówią. Coś musi się przytrafić między kołyską a okresem dojrzewania. Najbardziej lubianą teorią jest ta, że człowiek bity bije. Ponoć 44% maltretowanych kobiet odreagowuje na swoich dzieciach. Te znęcają się nad kotami, potem tłuką rodziców. Bije też świadek bicia, powielając agresywne rozwiązywanie konfliktów między mamą i tatą, na które napatrzył się w dzieciństwie. Jeśli jest to chłopak, najpierw gryzie tatę w pięty, kiedy ten rzuca się na matkę, potem szybko „pompuje się fizycznie”, żeby tylko skoczyć do ojca na poważnie i zrewanżować się za mamę.
– Starzejący się rodzice dostają często to, co sami dali – tłumaczy Edward Jakubowicz. – Ale powody agresji mogą być różne: geny, transowa muzyka, subkultury. Nie doceniamy, jak ogromny wpływ na jednostkę ma grupa. Gdy wśród grzecznych chłopców trafi się chociaż jeden z rodziny patologicznej, jest prawie pewne, że to on narzuci swoje wzorce. Grzeczny chłopiec, żeby być kimś w oczach kumpli, może nawet zabić matkę.
Poradniki dla rodziców radzą, jak zawczasu wyeliminować agresję: „Znajdź dziecku podwórko, to najlepsza grupa terapeutyczna. Twórz ramy i reguły zachowania. Nie mów: jesteś niegrzeczny. Mów: sprawiłeś mi przykrość. Ty jesteś szefem. Jeśli za karę nie kupiłeś zabawki, nie pozwól, by babcia kupiła na pocieszenie. Jeśli ono wpadnie we wściekłość, przytul je z całych sił tak, żeby nie mogło wierzgać”. – Małe dziecko socjalizujemy – mówi prof. Anna Kwak, socjolog rodziny z Uniwersytetu Warszawskiego. – Uczymy, czego nie można. Jeśli uderza matkę, a ona reaguje śmiechem, brak reakcji się zemści. To skomplikowany splot okoliczności, ale nic się nie dzieje bez przyczyny.
„Jak wychowałaś, matko, tak masz”, powiedział proboszcz pani Irenie. Ale czy to takie oczywiste przekładnie? Czy przystawianie mamie do czoła suszarki do włosów z okrzykiem: „Poddaj się!” jest już początkiem? Czy rodzice są winni wychowaniu oprawcy, bo nie zadali w porę pytania: jak czułbyś się na miejscu kota, którego właśnie kręcisz za ogon?
– Każda z bitych matek przychodzi tu z ogromnym poczuciem winy za dziecko: sama urodziłam, sama wychowałam, w którymś momencie zrobiłam źle – opowiada Grażyna Strupińska. – Tymczasem to nie takie proste – określić wczesne symptomy kata i wejść z profilaktyką.
Przez ubiegłe dziesięciolecia bardziej ujarzmiano niż wychowywano. Kary cielesne były powszechne do czasu, gdy zaczęto agitować za tzw. bezstresowym wychowaniem. A skoro w miłości nie może być kary, dzieci coraz częściej kontrolują się same. Tylko czy są do tego przygotowane?
Luis Alarcon, szef Niebieskiej Linii, wykładowca w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej, przestrzega przed agresywną polaryzacją poglądów w podejściu do tematu: moje dziecko mnie bije: – Nikt nie rodzi się ani ofiarą, ani sprawcą przemocy, zwłaszcza wobec najbliższych. To złożone uwarunkowania psychiczne. Choć na pewno katów nie usprawiedliwia fakt, że 95% z nich było ofiarami agresji. Obciążeniem nie powinno być też bezwartościowe stwierdzenie „Widzisz, jak wychowałaś”. Spirala przemocy wtedy się nakręca.

Pytanie o proporcje

W Żarach jest wiele takich domów jak dom Eugeniusza M. Trójka dzieci, cienki budżet i żona na saksach we Włoszech. Gdy zakład pogrzebowy zabrał zwłoki Eugeniusza M., dzieci włączyły radio i zajęły się robieniem kolacji. To 15-letnia Ania M. wpadła na pomysł, żeby na tatę wynająć mordercę. O wszystko się czepiał. Na przykład o to, że zbyt późno wracała z dyskoteki, albo o to, że nie odrabiała lekcji.
Dzieci drobiazgowo aranżują scenariusz. I rzadko chybiają. Dziecięcość jest ich mocną stroną. Eliminuje czujność. Oprócz kuchennego noża lubią użyć do „tego” celu szalika ulubionego klubu albo kija bejsbolowego, który niejedno już wytrzymał. Finały historii o małych mordercach coraz częściej bulwersują sąsiadów z osiedla. „A taki grzeczny był z niego chłopczyk”, słychać komentarze w telewizyjnych kronikach kryminalnych, które zaczęły naprawiać rodzinne sprawy.
Lata 60. ubiegłego wieku przyniosły nie tylko odwilż w wychowaniu. Dziecko stało się człowiekiem. – Freud zrewolucjonizował pod tym względem cały wiek XX. Gdy dostrzeżono, jakie ważne w życiu jest dzieciństwo, o prawach dziecka zaczęto krzyczeć coraz głośniej – mówi Grażyna Strupińska.
Jest taki rysunek Andrzeja Mleczki – duży tata przekłada przez kolano berbecia i tłumaczy mu klapsem: „Tyle razy ci mówiłem, żebyś nie bił słabszych od siebie”. Kampanie medialne z cyklu „dzieciństwo bez przemocy” co jakiś czas przypominają o tym, że dziecko to człowiek, ma prawo do wzrastania w środowisku wolnym od przemocy. I ma. Obowiązkiem dorosłych jest mu to zapewnić. Pytanie tylko, jak wywarzyć proporcje. Według broszur zajmujących się tematyką przemocy, dziecko jest ofiarą nawet wtedy, gdy straszy się je karami ze strony sił ponadnaturalnych (np. kosmitów, Boga, diabła), gdy się podnosi głos, zbyt przerażająco gestykuluje, przerywa, zmienia temat, przekręca słowa dziecka, przegląda jego rzeczy na biurku…
Czy jakaś książeczka tak precyzyjnie opisuje obowiązki dzieci wobec rodziców? Kiedy ostatnio ktoś powiedział głośno, że też są ludźmi, mają prawo do bezpiecznego starzenia się? Socjologowie rodziny mówią, że nie można odwrócić problemu, tak aby go przypadkiem nie wynaturzyć, a nierównowaga sił w kampaniach medialnych to żadna niesprawiedliwość. Dziecko jest po prostu słabsze.
A może jednak warto zastanowić się nad pytaniem, czy sprawiedliwa jest konstytucyjna rodzina?


Przemoc jest:
* Intencjonalna. Zawsze za nią stoi jakiś zamiar.
* Oparta na asymetrii sił, tzn. jedna osoba ma znaczącą przewagę nad drugą w kilku obszarach funkcjonowania społecznego.
* Narusza prawa i dobra drugiego człowieka.
* Powoduje szkody fizyczne i/lub psychiczne.


Rodzinne koszmary
* Radlin koło Wodzisławia Śląskiego. 27-letni Hubert S. zgwałcił własną matkę. Lekarze orzekli, że miał pełną zdolność do rozpoznania czynu. Dostał cztery lata.
* Warszawa. 41-letni ślusarz Arkadiusz J. chciał pożyczyć od ojca pieniądze. Ciało przykrył firanką i podpalił.
* Lubicz pod Grodkowem. 48-letni Roman B. groził matce granatem F1. Miał już za znęcanie wyrok w zawieszeniu.
* Chruścina Nyska. 31-letni mężczyzna skatował podczas snu rodziców. Użył do tego łopatki od węgla.
* Niesiobęd koło Przasnysza. 77-letnią Eufemię M. syn i synowa dwa miesiące trzymali w kurniku zamkniętym na metalowy skobel. Dali jej siennik i kubeł na nieczystości. Gehenna matki zaczęła się, gdy upoważniła syna do odbierania emerytury na poczcie. Chora na nogi, nie dała rady chodzić.


– Jeśli zostałaś pobita, zgłoś się do lekarza po obdukcję (jako dowód w sprawie jest ważna półtora roku).
– Gdy wezwałaś policję, zapisuj numery służbowe policjantów oraz dokładną datę interwencji. To ważny dowód w sprawie karnej.
– Od kilku lat policja w czasie interwencji domowej wypełnia tzw. niebieską kartę. Stanowi ona dokumentację przemocy. Zawsze w sądzie można się do niej odwołać.
– W przypadku założenia sprawy karnej istotne są następujące dowody: obdukcje lekarskie, lista świadków (nie trzeba pytać ich o zgodę), kasety z nagraniem awantury, zdjęcia obrażeń, zdemolowanych pomieszczeń albo sprzętów.
– Policja ma prawo zatrzymać osoby stwarzające w sposób oczywisty bezpośrednie zagrożenie dla życia lub zdrowia ludzkiego, a także mienia (Art. 15, pkt 3 Ustawy o policji).
– Informacji szukaj w Ogólnopolskim Pogotowiu dla Ofiar Przemocy w Rodzinie. Tel.: 0-801-1200-02 (płatny pierwszy impuls) i (0-22) 666-00-60 (linia płatna) lub pod policyjnym numerem dla ofiar przestępstw: 0-800-1420-555.

 

 

Wydanie: 17/2004, 2004

Kategorie: Obserwacje
Tagi: Edyta Gietka

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy