Zajrzeć do duszy premiera Morawieckiego to nie lada wyzwanie. Dobrą okazją była wycieczka do Libanu. Taki tour à la Kempa w Jordanii. I ten sam stary pomysł. Dobrzy Polacy zawożą dzieciom misie przytulanki. No bo wiadomo, że ten milion z hakiem Syryjczyków, którzy uciekli do Libanu przed śmiercią, ma już wszystko. Poza paroma pluszakami i komputerami. Litości! Tam też wiedzą, że Morawiecki nie chce przyjąć ani jednego, nawet najbardziej chorego i cierpiącego dzieciaka. I że jak przyleciał na sesję zdjęciową, tak – zadowolony z siebie i swojej polityki – odleciał. Może nawet nie wie, jak głupio jego gadanie tam wybrzmiało. Syryjczycy w Libanie nie są u siebie. Są uchodźcami. Ale jaka to różnica dla duszy bankstera?
Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy