Morderca na pomniku

Morderca na pomniku

Oddział Józefa Zadzierskiego, „Wołyniaka”, zabijał Żydów, Ukraińców i Polaków. Nie oszczędzał starców, kobiet ani dzieci

18 kwietnia 1945 r. oddział partyzantów Okręgu Rzeszowskiego Narodowego Zjednoczenia Wojskowego dokonał w budynku piskorowickiej szkoły egzekucji 100 osób, w tym kobiet i dzieci. Reszta ofiar zginęła podczas próby ucieczki. Wszyscy byli Ukraińcami i oczekiwali na repatriację do ZSRR. To największa spośród licznych zbrodni popełnionych przez oddział Józefa Zadzierskiego, „Wołyniaka”. On i jego ludzie zabijali Żydów, Ukraińców i Polaków. Po samobójczej śmierci „Wołyniaka” nazwano go obrońcą narodu i bojownikiem o wolność. Trafił do panteonu „żołnierzy wyklętych”.

Kat Leżajska

Józef Zadzierski urodził się w 1923 r. Podczas wojny walczył w oddziale Narodowej Organizacji Wojskowej dowodzonym przez Franciszka Przysiężniaka, „Ojca Jana”. Struktury NOW były podporządkowane Armii Krajowej od 1942 r., jednak na Podkarpaciu w sierpniu 1944 r. rozpoczęły proces separacji od AK w związku z krytyczną oceną akcji „Burza”. Oddział „Ojca Jana”, w którym walczył „Wołyniak”, miał wielki wkład w walkę z Niemcami i mimo nacjonalistycznej orientacji politycznej podjął współpracę z innymi opcjami politycznymi. „Wołyniak” współpracował nawet z partyzantami radzieckimi i pomógł w przeprawie przez San oddziałom Armii Czerwonej gen. Nikołaja Puchowa, umożliwiając tym samym wyzwolenie Leżajska 24 lipca 1944 r. Po wejściu Armii Czerwonej „Wołyniak” został komendantem powiatowym MO w Leżajsku. Został jednak zdekonspirowany i ledwo uniknął wywózki do ZSRR. W reakcji na ogłoszenie Manifestu PKWN komenda NOW Okręgu Rzeszowskiego 26 lutego 1945 r. formalnie wznowiła działalność w ramach Narodowego Zjednoczenia Wojskowego (NZW), powołanego do życia przez struktury NOW i część NSZ.

Wiosną 1944 r. 30 funkcjonariuszy posterunku Ukraińskiej Policji Pomocniczej w Rawie Ruskiej, z Iwanem Szpontakiem, „Zalizniakiem”, na czele, zdezerterowało i utworzyło sotnię UPA na terenie powiatu lubaczowskiego. Przeczekali oni wejście wojsk radzieckich i rozpoczęli tworzenie struktur OUN, włączając w nie uciekinierów z Wehrmachtu i miejscową ludność. UPA była zwalczana przez polskie podziemie oraz MO. Obawiano się akcji wymierzonych zarówno w struktury państwowe, jak i w cywilów. Wedle źródeł WiN podziemie ukraińskie w regionie było obiektem infiltracji ze strony NKWD, a z drugiej strony stało się także wrogiem NZW.

Metody walki praktykowane przez „Wołyniaka” dalekie są jednak od działań wojennych. W styczniu i lutym 1945 r. jego oddział dokonał serii zabójstw na Ukraińcach z Leżajska i okolic. 4 lutego Zadzierski osobiście zastrzelił małżeństwo i ich służącą. W tym samym czasie zginęły też trzy kobiety. Cztery dni później jego partyzanci zastrzelili polskiego sołtysa gromady Stare Miasto. Tej nocy zamordowali także 38-letnią kobietę narodowości ukraińskiej i jej 13-letnią córkę. Partyzanci NOW/NZW dość szczegółowo opisali w zeznaniach to ostatnie zabójstwo, motywując je przeprowadzonym „dochodzeniem” w sprawie jej współpracy z Niemcami i NKWD. Jednak we wspomnieniach Ukraińców mieszkających do 1945 r. w Leżajsku zdarzenie zostało opisane nie jako egzekucja, lecz jako mord poprzedzony gwałtem na obydwu ofiarach.

18 lutego partyzanci „Wołyniaka” weszli do miasta. Obiektami ataku stały się siedziba NKWD oraz dwa domy, w których mieszkali miejscowi Żydzi. By dostać się do jednego z domów, napastnicy użyli miny przeciwczołgowej, mieszkańców zastrzelili. Zginęło dziewięciu Żydów, dwóch funkcjonariuszy NKWD i żołnierz Wojska Polskiego.

Trudno stwierdzić, ile dokładnie osób zabiła w tym czasie w okolicach Leżajska, Ożanny i Brzyskiej Woli partyzantka antykomunistyczna. Szacuje się, że w pierwszych miesiącach 1945 r. samych Ukraińców zginęło ok. 50. Jak można przeczytać we wspomnieniach Ludmiły Moorthi-Kobylańskiej, „po wyzwoleniu Leżajsk i okolice jeszcze przez kilka lat były bardzo niebezpieczne. Leżajsk nazywano Meksykiem, co oznaczało, że wszystko może się tam zdarzyć, niezależnie od praw i porządków. Przeciętny mieszkaniec, niewtajemniczony w sytuację, z trudem orientował się, kto, kogo i dlaczego zamordował, zabił czy zlikwidował”. Pod wiaduktem kolejowym znajdowano zwłoki zarówno Polaków, jak i Ukraińców.

Nasze książki o zbrodniach „wyklętych”

Być może partyzanci NOW nie podjęliby walki z nową władzą, gdyby nie represje, których ofiarą padli „Wołyniak”, „Ojciec Jan” (funkcjonariusze UB zamordowali jego ciężarną żonę) i inni członkowie zbrojnego podziemia. Jednak trudno usprawiedliwiać mordy popełnione na cywilach, którzy bardzo często, oskarżeni o kolaborację z bezpieką lub sprzyjanie OUN, zawinili tylko tym, że byli ocalałymi z Zagłady Żydami lub posiadaczami ukraińskich kenkart.

Pacyfikacja Piskorowic

3 marca 1945 r. oddział „Wołyniaka” zaatakował wieś Wołczaste, gdzie zginęły 22 osoby. Zdaniem Tomasza Berezy z rzeszowskiego IPN napad mógł mieć tło rabunkowe, ponieważ był to wczesny etap tworzenia jednostki. Mordowani byli jednak wyłącznie Ukraińcy. Nie zabijano Polaków, w tym kobiet zamężnych z Ukraińcami. Wśród zamordowanych znaleźli się tylko dwaj byli funkcjonariusze policji kolaboracyjnej oraz niejaki Michał Leszaj, weteran Błękitnej Armii gen. Józefa Hallera, uczestniczący mimo pochodzenia w walkach przeciw Ukraińskiej Republice Ludowej. Z relacji syna Leszaja wynika, że ich sąsiedzi przeżyli, gdyż jeden z oprawców na widok ukraińskich kenkart powiedział: „Uciekajcie, bo jak tamten (tj. jego kolega) tu przyjdzie, to was wszystkich zastrzeli”. Zniszczona została też wieś Kulno. W reakcji na napad grupki Ukraińców i radzieckich żołnierzy na Kuryłówkę i zabójstwo dwóch Polaków podkomendni „Wołyniaka” po potyczce z atakującymi Kuryłówkę splądrowali i spalili Kulno. Według różnych szacunków zginęło od kilkunastu do 80 Ukraińców oraz czterech żołnierzy Armii Czerwonej. Tydzień później grupa operacyjna UB i NKWD zaatakowała w odwecie Brzyską Wolę, gdzie dokonano kilkudziesięciu aresztowań i zabito trzech mieszkańców.

Sytuacja pozostawała napięta, a miejscowe służby porządkowe nie były w stanie zapobiec zabójstwom. Straty mogła ograniczyć jedynie zdecydowana postawa pojedynczych stróżów prawa. Sierż. Józef Materna, żołnierz AK i komendant posterunku MO w oddalonych o kilka kilometrów na wschód od Piskorowic Cieplicach, prywatnie znajomy Michała Leszaja z Wołczastego, miał powtarzać, że nie dopuści do wymordowania Ukraińców na swoim terenie. Zdaniem miejscowych uchronił Cieplice przed tym, co stało się w Piskorowicach.

Wieś Piskorowice była najbardziej wysuniętym na zachód skupiskiem ludności ukraińskiej ówczesnego powiatu jarosławskiego. Od 1944 r. OUN wysyłała tam swoich agitatorów. Doszło też do zabójstwa sześciu polskich mieszkańców wsi. 10 stycznia 1945 r. z broni maszynowej ostrzelano tamtejszego księdza katolickiego. W lutym z kolei zamordowano dwójkę mieszkańców narodowości ukraińskiej.

Ukraińcy z Piskorowic byli zainteresowani repatriacją na teren USRR. Jednak nastroje te były tłumione przez UPA. Podziemie ukraińskie nawoływało do pozostania i zapowiadało rychłe powstanie niepodległej Ukrainy.

23 marca partyzanci NOW/NZW zaatakowali miejscowy posterunek MO i zastrzelili trzech mieszkańców wsi. Teren w tym momencie znalazł się de facto pod ich kontrolą, z czego lokalna społeczność nie zdawała sobie sprawy.

10 kwietnia do Piskorowic przybyła komisja przesiedleńcza.

17 kwietnia do wsi Wiązownica wkroczył kureń UPA Iwana Szpontaka. Spłonęło 150 domów i zginęło 76 osób. Atak ten był pokłosiem krwawego konfliktu, w który zamieszana była m.in. samoobrona ze wsi. Obecnie błędnie tłumaczy się, że atak na Piskorowice, który nastąpił dzień później, był akcją odwetową za Wiązownicę. W rzeczywistości zbrodnia piskorowicka była starannie przygotowywana wcześniej. Jeszcze 17 kwietnia o godz. 19 do wsi przybył „komendant MO z Leżajska”, który wynegocjował u komisji przesiedleńczej przyzwolenie na aresztowanie sześciu OUN-owców. Owym „komendantem” był najprawdopodobniej „Wołyniak”. Radzieccy żołnierze ochraniający komisję ostrzegli ludność, której część ukryła się w budynku szkoły, a część u polskich sąsiadów. Wieś w obawie przed obławą opuścili też członkowie związanej z UPA samoobrony.

Oddziały partyzanckie podzieliły się na dwie części. Jedna otoczyła wieś, druga weszła do środka. Obiektem ataku stał się dom sołtysa, który wysadzono, oraz budynek szkoły, gdzie przebywało niemal 100 mieszkańców. „Wołyniak” zażądał od komisji i jej ochrony opuszczenia budynku pod groźbą jego wysadzenia. Członkowie komisji i 15 czerwonoarmistów opuścili wieś.

Zgromadzeni w szkole zostali wylegitymowani i rozstrzelani. Najmłodsza ofiara miała dwa lata. Przeżyć udało się pięciu osobom, które albo zostały nieskutecznie postrzelone, albo udawały martwe. Część mieszkańców ukrytych poza szkołą usiłowała uciec. Ci zostali jednak złapani przez pierścień dowodzony przez Józefa Krawczyka, „Kudłatego”, i zastrzeleni. Akcja trwała mniej więcej pięć godzin. W sporządzonym w czerwcu 1945 r. meldunku, którego autorstwo przypisuje się Marianowi Kazanowskiemu, „Ospałemu”, zbrodnia została określona mianem „akcji terrorystyczno-oczyszczającej”.

Piskorowice padły ofiarą kolejnych najść ze strony Kazimierza Żurawskiego, „Janosika”, oraz „Kudłatego” 21 kwietnia, 26 kwietnia i w nocy z 29 na 30 kwietnia. Łącznie w Piskorowicach zginęło 178 osób.

Jeszcze tego samego dnia partyzanci usiłowali zaatakować Cieplice. Zbrodni zapobiegli jednak Józef Materna i tamtejsza komisja przesiedleńcza, która odmówiła opuszczenia terenu.

Mordował i nadal będzie mordował

4 maja 1945 r. Franciszek Przysiężniak objął dowodzenie Komendą Oddziałów Leśnych NZW. Miesiąc wcześniej uchylał się od tej funkcji, ponieważ nie chciał dowodzić „takimi bandytami”. W związku z sytuacją w partyzantce powołał żandarmerię i usiłował zakazać „Wołyniakowi” akcji wymierzonych w Ukraińców. Uczestniczący w odprawie Józef Warfel powiedział później, że „Wołyniak” oświadczył, że „dotąd mordował Ukraińców i nadal będzie mordował”.

21 maja 1945 r. w Rudzie Różanickiej został zawarty rozejm między WiN a UPA. Wśród przedstawicieli tej ostatniej znajdował się m.in. Iwan Szpontak, „Zalizniak”. Obydwie strony wyznaczyły strefy wpływów i zobowiązały się do powstrzymania od atakowania ludności. Rozejm był o tyle skuteczny, że choć morderstwa trwały, liczba zabitych Polaków była znacznie mniejsza niż przed pacyfikacją Wiązownicy.

Oddziały NSZ i NZW nie były jednak objęte rozejmem i w dalszym ciągu prowadziły działalność antyukraińską na Lubelszczyźnie i Rzeszowszczyźnie. W Wierzchowinach oddział Pogotowia Akcji Specjalnej NSZ Mieczysława Pazderskiego, „Szarego”, wymordował 194 mieszkańców. Był to końcowy etap tzw. akcji „Za Bugiem”, zakładającej przeprowadzenie czystki etnicznej na Chełmszczyźnie i wyparcie Ukraińców z ziem polskich. 19 stycznia 1946 r. ludzie „Wołyniaka” ostrzelali greckokatolicką procesję z okazji Święta Jordanu w Dobrej. Zabili 33 osoby, głównie kobiety, dzieci i starców (najmłodsza ofiara miała rok, najstarsza 72 lata). 18 maja 1946 r. „Wołyniak” namówiony przez mieszkańców Majdanu Sieniawskiego przeprowadził wraz z nimi akcję we wsi Dobcza, w czasie której rozstrzelano 18 ukraińskich mieszkańców w wieku od 13 do 68 lat i spalono co najmniej 40 zabudowań.

W nocy z 11 na 12 listopada 1946 r. w rejonie Tarnawca, podczas pacyfikacji Zasania przez oddziały KBW i wojska, „Wołyniak” został ranny w rękę. Wdała się gangrena. Nie widząc wyjścia z sytuacji, w nocy z 28 na 29 grudnia 1946 r. Zadzierski popełnił samobójstwo.

Postać „Wołyniaka” trafiła na pomnik w Bostonie, The Boston Sculpture of Partisans. Postawiony w 1983 r. monument przedstawiający pięciu partyzantów NOW i NZW jest pierwszym pomnikiem poświęconym polskiemu podziemiu antykomunistycznemu. Autor, syn partyzanta, zadedykował go „wojownikom o wolność na całym świecie”. „Wołyniakowi” postawiono także pomnik w Tarnawcu. Opatrzono go napisem: „Bohaterski dowódca oddziału partyzanckiego NOW-AK / Polakiem być to bronić praw narodu / a jeśli trzeba w walce lec / Bo lepiej życie swe złożyć za młodu / niż za rydwanem niewolnikiem biec / Naród swemu obrońcy”. Ofiary zbrodni mają natomiast skromną tablicę pamiątkową w Piskorowicach.

Na fali mody na „żołnierzy wyklętych” powstały hagiograficzne opracowania i filmy dokumentalne. Przykład Piskorowic pokazuje jednak, że wiele elementów tej historii nie ma nic wspólnego z walką o wolność lub niepodległość. Była to wojna domowa między nową, komunistyczną władzą, partyzantką ukraińską, polskim podziemiem WiN i polskim podziemiem nacjonalistycznym. Konsekwencje w największym stopniu ponosiła ludność cywilna mordowana przez prawie wszystkie strony uczestniczące w tej wojnie.

Józef Materna, a także inni, którzy nie dali się ogłupić przez nacjonalizm lub chęć wykorzystania okazji do załatwienia sąsiedzkich porachunków, stawali w obronie ludności ukraińskiej. Ale to nie oni cieszą się statusem bohaterów narodowych. Dopóki gloryfikuje się takie formacje jak NSZ i NZW oraz „Wołyniaka”, „Kudłatego” czy „Szarego”, nie może być mowy ani o uczciwym rozliczeniu własnej historii, ani o uczciwej krytyce działalności UPA na ziemiach polskich.

Fot. IPN

Wydanie: 17/2020, 2020

Kategorie: Historia

Komentarze

  1. qwass
    qwass 2 maja, 2020, 15:40

    ktoś tuuu zapomina o Wołyniu i ludobójstwie na Polakach

    Odpowiedz na ten komentarz
  2. Anonim
    Anonim 28 maja, 2020, 19:32

    Piskorowice to odwet za zbrodnię ukraińską w Wiązownicy

    Odpowiedz na ten komentarz
    • Autor
      Autor 4 czerwca, 2020, 21:24

      Jest to wersja apologetów „Wołyniaka”. Nie ma żadnych związków przyczynowo-skutkowych między zbrodnią piskorowicką, a zbrodnią w Wiązownicy, która miała miejsce dzień wcześniej. Pacyfikacja nie była spontanicznym odwetem tylko starannie przygotowywaną akcją terrorystyczną-oczyszczającą i tak została opisana w dokumentach oddziału.

      Nawet zakładając, że był to tzw. odwet to nie świadczy to najlepiej o tym oddziale, że nie ruszył stoczyć walki z sotnią „Zalizniaka” tylko postanowił wybić grupę cywili oczekujących na repatriację. W artykule opisałem także zbrodnie, które miały miejsce przed pacyfikacją Wiązownicy i Piskorowic, w tym jedną na Żydach także tego typu założenie zupełnie nie wytrzymuje krytyki.

      Z poważaniem
      J.W.

      Odpowiedz na ten komentarz
  3. Anonim
    Anonim 11 lipca, 2021, 14:19

    Starsze pokolenie Polaków nie wspomina tak źle o Wolyniaku jakto czyni autor jW.! a wręcz bardzo krzywdząco.! Wołyniak trzymał w ryzach Ukraińców współpracującymi z Niemcami marzącymi o wolnej/bez Polaków /wielkiej Ukrainie a Żydzi? oni ochoczo współpracowali z władzą komunistyczną często naleźeli do NKWD lub do UB.O lezajskich Żydach jako dziecko słyszałem od starszych,że Żydzi wspopracują z NKWD,Słyszałem nazwiska współpracujących z komuną leżajskich Żydów.Przewijaly się nazwiska dwóch Żydów,którzy gorliwie wspolpracuja z władzami komunistycznymi.Pamiętam tylko jednego z nich/nazwisko czy pseudo/:Rudy Jodl?Bedąc uczniem drugiej klasy szkoły powszechnej w drodze do szkoły dowiedziałem się ze był zamach na Żydów tej nocy.Chciano dopaść dwu tych gorliwców/jw/ale jak zwykle bywa giną najmniej winni a szubrawcy uniknęli zasłużonej kary!

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy