Morderstwo za kierownicą

Morderstwo za kierownicą

Po raz pierwszy niemiecki sąd skazał na dożywocie pirata drogowego

W ubiegłym tygodniu Sąd Krajowy w berlińskiej dzielnicy Moabit skazał na dożywocie dwóch piratów drogowych – i napisał nowy rozdział w historii niemieckiego prawa.

W lutym 2016 r. młodzi mężczyźni urządzili na stołecznym Kurfürstendammie nielegalny wyścig samochodowy, doprowadzając do śmierci 69-letniego emeryta. Wyrok jest jeszcze nieprawomocny, obrońca oskarżonych chce wnieść apelację i odczekać na orzeczenie Federalnego Trybunału Sprawiedliwości. Prokurator Christian Fröhlich ma jednak nadzieję, że surowym werdyktem sędzia już teraz wysłał czytelny sygnał. „To było morderstwo za kierownicą. Hamdi H. i Marvin N. działali z niskich pobudek i odpowiadają za śmierć niewinnego człowieka. Myślę, że daliśmy naśladowcom do zrozumienia, że takie idiotyczne czyny się nie opłacają”, mówił, wychodząc z sali sądowej.

Piraci gnali w centrum miasta 160 km/godz., przejeżdżając przez 11 czerwonych świateł. Jeden z kierowców staranował kilka blokad drogowych. W pobliżu znanego domu towarowego KaDeWe doszło w końcu do wypadku śmiertelnego. 27-letni Hamdi H. zderzył się z dżipem, który miał pierwszeństwo przejazdu. Uderzenie było tak silne, że wytrzymały skądinąd samochód terenowy przeleciał kilkadziesiąt metrów. Kierowca różowego dżipa, Michael Warshitsky, zginął na miejscu. Sprawca wypadku nie odniósł prawie żadnych obrażeń. Podczas procesu obaj oskarżeni nie skomentowali postawionych im zarzutów.

Bezprecedensowy wyrok

Jacqueline Bächli-Biétry, szwajcarska psycholog ruchu drogowego, po wyczerpujących rozmowach ze sprawcami opisuje ich jako osoby oderwane od rzeczywistości, niepotrafiące się zdobyć na realistyczną ocenę sytuacji, w której narażają życie innych. „Piraci drogowi zwykle chcą dowartościować swoje ego. Hamdi nie miał perspektyw, ale był zakochany w swoim używanym, podregulowanym audi. Znamienne, że jest recydywistą, mającym na koncie wiele wykroczeń drogowych. Berlińska policja już kilkakrotnie złapała go na gorącym uczynku, jednak mimo kolejnych napomnień nigdy nie poniósł należytej kary. Od miesięcy siedzi w areszcie śledczym, a można odnieść wrażenie, że do dziś nie pojął, co tak naprawdę zrobił. Uważam, że wyrok jest słuszny, choć tacy sprawcy powinni przede wszystkim poddać się terapii. Bez leczenia ryzyko nawrotu jest zbyt wysokie”, tłumaczy psycholożka.

Niezależnie od ostatecznej decyzji, jaką podejmą sędziowie Federalnego Trybunału Sprawiedliwości w Karlsruhe, ich koledzy z Berlina już teraz napisali nowy rozdział w historii prawa. Kwestia winy była wprawdzie od początku ewidentna, ale stawiane przez prokuraturę zarzuty budziły wśród prawników spore kontrowersje, nie mówiąc o samym wyroku. Dotychczas uczestnicy nielegalnych wyścigów samochodowych odpowiadali co najwyżej za stworzenie zagrożenia w ruchu drogowym i otrzymywali kary o wiele niższe. W tym przypadku oskarżyciele wytoczyli ciężkie działa, wysuwając zarzut najcięższy z możliwych – morderstwa z premedytacją.

„Wyrok jest zbyt surowy i uwłacza elementarnym zasadom naszego prawa. Absolutnym novum jest założenie, że każdy kierowca, który przekracza określoną prędkość, jest mordercą działającym z premedytacją. Mój klient przecenił swoje umiejętności, ale na pewno nie chciał nikogo zabić”, utrzymywał obrońca Peter Zuriel. Natomiast prokurator Fröhlich stwierdził, że wypadek ten nosi wszelkie znamiona zabójstwa: „Kierowcy być może nie planowali morderstwa, lecz skutki nielegalnego wyścigu w takim miejscu, w centrum, musiały być im znane”.

Pomijając rozważania prawników, decyzja sądu wśród samych berlińczyków budzi pozytywny odzew. Niemniej jednak warto się przyjrzeć warunkom, które powinny zostać spełnione w przypadku postawienia tak mocnego zarzutu i wydania wyroku dożywocia. Niemiecki Kodeks karny wymaga zaistnienia określonych znamion, takich jak zamiar popełnienia zbrodni z powodu chciwości, aktu zdrady, okrucieństwa lub za pomocą środków niebezpiecznych dla ogółu. Albo w celu ukrycia wcześniejszych wykroczeń. W Berlinie oskarżyciele uznali, że obaj sprawcy popełnili morderstwo, choć np. kierowca mercedesa, 25-letni Marvin N., nie brał bezpośredniego udziału w wypadku. „Wyrok jest uzasadniony, oskarżeni zastosowali środki niebezpieczne dla ogółu, kierując się nikczemnymi motywami”, zapewniał Fröhlich. Peter Zuriel nie krył zaskoczenia. „Marvin wcale nie zderzył się z dżipem, ale dostał dożywocie. Śmiem wątpić, że tym surowym wyrokiem sąd położy kres nielegalnym wyścigom”, mówił tabloidowi „BZ”. Wcześniej berliński adwokat żądał dla głównego sprawcy orzeczenia kary za nieumyślne spowodowanie śmierci, a dla jego kolegi za stworzenie zagrożenia w ruchu drogowym.

Ostrzejsze kary

Podnoszące tę sprawę media wskazują jednak, że niektórzy politycy od lat dokładają wszelkich starań, aby zaostrzyć kary dla piratów drogowych. Dobitnym przykładem zlekceważenia problemu przez prawników była historia 24-letniego motocyklisty recydywisty z Bremy, który w ubiegłym roku potrącił ze skutkiem śmiertelnym emeryta. Już wówczas prokuratura domagała się dożywocia. W styczniu motocyklistę skazano za nieumyślne zabójstwo na dwa i pół roku pozbawienia wolności. Dla wielu ten wyrok był zbyt łagodny. Lokalne rządy Nadrenii Północnej-Westfalii i Hesji przygotowały wspólny projekt ustawy uznającej nielegalne wyścigi samochodowe za przestępstwo, a nie jak dotąd wykroczenie. Pod inicjatywą podpisało się również Federalne Ministerstwo Transportu, a szef Niemieckiego Związku Zawodowego Policjantów (DpolG), Ernst Walter, nazwał niedawno piratów drogowych potencjalnymi mordercami.

Obecnie recydywistom przyłapanym na gorącym uczynku grozi kara grzywny 400 euro i miesiąc zakazu prowadzenia pojazdu. Natomiast nowy projekt ustawy przewiduje, że za sam udział w ulicznym wyścigu kierowca może powędrować do więzienia nawet na dwa lata bez zawieszenia, oraz stracić na zawsze samochód i prawo jazdy. Kierowcom stanowiącym zagrożenie dla osób trzecich groziłaby kara 10 lat więzienia, a przy faktycznym zabójstwie – nawet dożywocie. Co ciekawe, mimo że za berlińskim wyrokiem przemawiają płynące z doświadczenia przekonania, opinie publicystów na ten temat są podzielone.

Linia frontu przebiega jak zwykle pomiędzy lewicą a prawicą. „Sprawę można z całą pewnością uznać za umyślne morderstwo. Wyrok Sądu Krajowego w Berlinie jest pokazowy, ale słuszny. Miejmy nadzieję, że podziała odstraszająco na innych wielbicieli prędkości. Ten, kto gna 160 km/godz. w centrum miasta samochodem, działa z niskich pobudek i spełnia znamiona czynu karalnego. Życie lub zdrowie innych jest mu obojętne”, napisała „Neue Osnabrücker Zeitung”. Konserwatywna „Frankfurter Allgemeine Zeitung” tak daleko się nie posunęła. „Wyrok dla piratów drogowych w Berlinie dotyczy przypadku ekstremalnego. Ale przecież prawie każdy z nas siedzi w takim »niebezpiecznym dla ogółu« produkcie. Czy wszyscy jesteśmy potencjalnymi zabójcami?”, pytał Reinhard Müller. Lokalna „Hannoversche Allgemeine Zeitung” poddała decyzję stołecznych sędziów bardziej złożonemu osądowi. Jörg Köpke wskazał szerszy kontekst zjawiska, wykraczający poza granice Niemiec: „Berliński wyrok może w kwestii kar dla piratów drogowych przybliżyć Niemcy do zasad panujących w Szwajcarii. U naszych południowych sąsiadów samochody sprawców wykroczeń w ruchu ulicznym, którzy zaledwie przekroczyli określoną prędkość, są bezlitośnie konfiskowane. Zauważmy, że nie tylko nielegalne wyścigi są zagrożeniem dla życia. Zbyt wiele osób ginie w wypadkach w ruchu drogowym z powodu nieprzestrzegania prędkości. Kto za późno hamuje, przegrywa, a z nim kierowca, który trzymał się przepisów. Wyrok w Berlinie powinien wywołać stosowne refleksje u wszystkich kierowców”.

Strach na polskich drogach

Strach przed piratami drogowymi panuje także nad Wisłą, tyle że nasi sędziowie z rzadka wymierzają stosowne kary. Uczciwe śledztwa musiałyby ujawnić kilka tajemnic, na czele z największą i najpilniej strzeżoną, a mimo to najbardziej oczywistą – rozmiarem bałaganu. Daleko nam do tak drakońskich kar jak w Niemczech czy Szwajcarii. Mateusz S., który 1 stycznia 2014 r. w Kamieniu Pomorskim zabił pięcioro dorosłych i dziecko, a zranił trzy inne osoby, został skazany na 15 lat więzienia. Na jedynie cztery i pół roku pozbawienia wolności oraz 10-letni zakaz prowadzenia pojazdu warszawski sąd skazał w styczniu br. Kamila G., który pół roku temu na ul. Targowej u zbiegu z ul. Kijowską śmiertelnie potrącił 14-letnią Klaudię. 26-letni kierowca miał już długą kryminalną historię: oszustw, wyłudzeń i składania fałszywych zeznań.

W sprawie berlińskiego wyroku Niemcy zarzucają organom ścigania tylko jedno niedopatrzenie: że Hamdi H. nie został wyłączony z ruchu drogowego już wcześniej. Kamil G. też był recydywistą. Już w lutym 2015 r. cofnięto mu uprawnienia do kierowania samochodem. W tym czasie został trzykrotnie zatrzymany przez policję. Za każdym razem policjanci stawiali mu zarzuty z art. 180 a Kodeksu karnego, przewidującego karę grzywny lub dwóch lat więzienia za jazdę bez uprawnień. Ale niebawem pirat odzyskał prawo jazdy – kilka miesięcy przed wypadkiem na warszawskiej Pradze. Dwa lata temu polskie media pełne były skarg na Roberta N., osławionego „Froga”, który – utwierdzony w poczuciu bezkarności – urządzał podrasowanym białym bmw szaleńcze rajdy. Mimo ponad 80 wykroczeń, licznych napomnień i punktów karnych, a także udowodnienia winy przez sąd Robert N. długo pozostawał bezkarny, bo za każdym razem sprawa się przedawniała. – Skończył się okres bezkarności bandytów drogowych, ograniczymy nieodpowiedzialne zachowania tych, którzy naruszają zasady bezpieczeństwa, siejąc śmierć i zniszczenie na polskich drogach – zapowiada wiceminister sprawiedliwości Michał Wójcik.

Takie tragedie jak te w Berlinie i Warszawie bulwersują, bo sprawcy są recydywistami, którzy w przeszłości jawnie lekceważyli zasady prawa i wymiar sprawiedliwości. Nad Wisłą co roku z powodu przedawnienia unika kary ponad 1 tys. sprawców wykroczeń drogowych. W 2016 r. zaledwie wobec kilku kierowców spośród przeszło 1 tys. skazanych za jazdę bez uprawnień orzeczono sądowy zakaz prowadzenia pojazdów. Na pobłażliwość mogli liczyć nawet ci, którzy jadąc pod wpływem alkoholu, spowodowali śmierć innych osób. Niemieckie przepisy są bez wątpienia bardziej rygorystyczne.

Statystyki dowodzą, że bezkarność rozzuchwala: w Polsce w 100 wypadkach drogowych ginie aż dziewięć osób, podczas gdy w Niemczech, Austrii czy Szwajcarii – tylko jedna. Druzgocący raport NIK nie pozostawia złudzeń: polskie drogi są wyjątkowo niebezpieczne, szczególnie dla pieszych i rowerzystów, których ginie u nas najwięcej w Europie. Nic więc dziwnego, że Ministerstwo Sprawiedliwości domaga się zaostrzenia przepisów. Według nowej „ustawy antypirackiej” wykroczenia będą się przedawniać nie po dwóch, lecz po trzech latach. Jeśli kierowca pod wpływem alkoholu kogoś zrani lub zabije, trafi do więzienia na co najmniej dwa lata, przy czym kara nie będzie mogła zostać zawieszona. Natomiast ten, kto po odebraniu prawa jazdy siądzie za kierownicą, naraża się na karę pozbawienia wolności do lat dwóch i nawet 15-letni zakaz prowadzenia pojazdu. Podobne wyroki były dotąd orzekane rzadko lub w zawieszeniu. W odróżnieniu od krucjaty, którą minister Zbigniew Ziobro prowadzi właśnie w polskim środowisku sędziowskim, akurat tym planom trudno odmówić słuszności.

Wydanie: 10/2017, 2017

Kategorie: Świat

Komentarze

  1. Juliusz Wnuk
    Juliusz Wnuk 14 marca, 2017, 13:58

    Publicznie wykonac egzekucje na tych „orlach intelektu i kierownicy”…

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy