Morze kwaśne

Procesy geologiczne nie dotrzymują tempa człowiekowi

Castello Aragonese (na zdjęciu obok) to malutka wyspa, wyrastająca wprost z Morza Tyrreńskiego. Do tej leżącej jakieś 30 km na południowy zachód od Neapolu wysepki można dotrzeć z większej wyspy Ischia długim, wąskim, kamiennym mostem. Na końcu mostu stoi budka, w której za 10 euro można kupić bilet umożliwiający wejście – lub wjazd windą – do wielkiego zamku, od którego pochodzi nazwa wyspy. W zamku znajduje się wystawa średniowiecznych narzędzi tortur, a także elegancki hotel i kawiarnia pod chmurką. (…) Podobnie jak wiele innych małych wysp Castello Aragonese stanowi efekt działania potężnych sił, w tym wypadku przemieszczania się Afryki na północ. (…) Od czasu do czasu ten proces skutkuje gwałtownymi erupcjami wulkanu (…). Częściej jest powodem wydobywania się bąbelków gazu z kominów wulkanicznych na dnie morza. Tak się składa, że ten gaz to prawie w 100% dwutlenek węgla.

Dwutlenek węgla ma wiele ciekawych właściwości, a jedną z nich jest to, że rozpuszcza się w wodzie, tworząc kwas. Na Ischię przybyłam w styczniu, poza sezonem, specjalnie po to, żeby popływać w bąbelkowej, zakwaszonej zatoce. Dwoje biologów morskich, Jason Hall-Spencer i Maria Cristina Buia, obiecało mi pokazać kominy – pod warunkiem że nie nadciągnie zapowiadany sztorm. Był chłodny, szary dzień, gdy w łodzi rybackiej, która została przerobiona na statek badawczy, opływaliśmy Castello Aragonese i zarzucaliśmy kotwicę jakieś 20 m od klifów. Z łodzi nie widziałam kominów, ale domyślałam się, gdzie są. Białawy pasek pąkli (Balanus) ciągnął się dookoła wyspy, nie było go tylko nad miejscem wypływu gazu.

„Pąkle są bardzo wytrzymałe”, zauważył Hall-Spencer, Brytyjczyk o blond włosach, które rosły w nieprzewidywalnych kierunkach. Miał na sobie tzw. suchy skafander, który zgodnie z nazwą ma nie dopuścić do tego, by jego właściciel się zamoczył. Wyglądał tak, jakby się przygotowywał do wyprawy w kosmos. (…) Wszyscy włożyliśmy maski i płetwy i wskoczyliśmy do wody.

Była lodowata. Hall-Spencer miał nóż. Podważył nim jeżowce przywierające do skały i wyciągnął rękę w moją stronę. Ich kolce miały kolor czarnego atramentu. Popłynęliśmy dalej, wzdłuż południowego brzegu wyspy, w kierunku kominów. Hall-Spencer i Buia często się zatrzymywali, żeby zebrać próbki – koralowce, ślimaki, wodorosty, małże – które umieszczali w siatkach ciągniętych za sobą. Kiedy byliśmy już wystarczająco blisko, zobaczyłam pęcherzyki unoszące się z dna morza niczym kropelki rtęci. Trawa morska falowała pod nami. Źdźbła miały dziwnie żywy zielony kolor. To dlatego, że nie było tu małych organizmów, które zazwyczaj je pokrywają. Im bardziej zbliżaliśmy się do kominów, tym mniej było rzeczy do zbierania. Ani śladu jeżowców, małży i pąkli. Buia znalazła czareczki (Patella) przyczepione do klifu. Ich skorupki były niemal przezroczyste. Obok przepływały meduzy o odcień bledsze niż morze. „Uważaj – ostrzegał mnie Hall-Spencer. – Parzą”.

OD POCZĄTKU rewolucji przemysłowej ludzie spalili tak dużo paliw kopalnych – węgla, ropy i gazu ziemnego – że dodali ok. 365 mld ton węgla do atmosfery. Wylesianie dołożyło do tego ok. 180 mld ton. Co roku uwalniamy kolejne 9 mld ton, a liczba ta każdego roku wzrasta o 6%. W rezultacie obecnie stężenie dwutlenku węgla w powietrzu – nieco powyżej 400 części na milion (ppm) – jest wyższe niż w każdym innym momencie ostatnich 800 tys. lat, a prawdopodobnie wyższe niż kiedykolwiek w ciągu ostatnich kilku milionów lat. Jeśli ta tendencja się utrzyma, do 2050 r. stężenie CO2 przekroczy 500 ppm, czyli będzie wynosić dwa razy więcej niż w czasach przedprzemysłowych. Oczekuje się, że spowoduje to wzrost średniej temperatury na świecie o 2-4 st. C, co z kolei stanie się przyczyną różnych wydarzeń, w tym zniknięcia większości pozostałych lodowców, zalania nisko położonych wysp i przybrzeżnych miast oraz topnienia arktycznej czapy lodowej. A to nie wszystko.

OCEANY POKRYWAJĄ 70% powierzchni Ziemi. Wszędzie tam, gdzie woda i powietrze się kontaktują, następuje wymiana. Gazy z atmosfery są absorbowane przez ocean, a gazy rozpuszczone w oceanie – uwalniane do atmosfery. Wszystko gra do czasu, gdy te dwa procesy pozostają we względnej równowadze. Jeśli zmienia się skład atmosfery, do czego właśnie walnie się przyczyniamy, ta równowaga zostaje zachwiana: więcej dwutlenku węgla dostaje się do wody, niż się z niej wydostaje. Ludzie wciąż dodają dwutlenek węgla do mórz, podobnie jak robią to kominy wulkaniczne, tyle że z góry, a nie z dołu, i na skalę globalną. W tym roku same tylko oceany zaabsorbują 2,5 mld ton węgla. Z prognoz wynika, że w przyszłym roku będzie go tyle samo. Codziennie każdy Amerykanin dodaje 3 kg węgla do morza.

Strony: 1 2

Wydanie: 2016, 41/2016

Kategorie: Ekologia

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy