Gdy mówią o historii, zawsze kłamią

Gdy mówią o historii, zawsze kłamią

Spadkobiercy szmalcowników, kolaborantów i bandytów mordujących i okradających Polaków, Żydów, Rosjan, Słowaków i kogo tylko się dało piszą swoją wersję historii. Jaką? Widzimy i słyszymy. Corocznego gloryfikowania „żołnierzy wyklętych” przez znanych z prawdomówności polityków prawicy nie mącą fakty. Odsłanianiu kolejnych tablic pamiątkowych towarzyszą peany niezłomnego prezydenta na cześć niezłomnych „wyklętych”. I opowieści Morawieckiego o bohaterskich czynach własnej rodziny.

Ci dwaj, gdy mówią o historii, zawsze kłamią. Duda potrafił powiedzieć, że w każdym polskim lesie byli po wojnie „prawdziwi patrioci”. Prezydent udaje, że nie wie, że ofiarami tych „patriotów” byli wiejscy nauczyciele, geodeci dzielący ziemię między bezrolnych chłopów, sołtysi, kobiety i dzieci. Wychwala „wyklętych”, a w pogardzie ma miliony Polaków, którzy odbudowali kraj z ruin.

Z rąk „wyklętych” zginęły po wojnie 5143 osoby. Co powinno zmuszać każdego człowieka, a nawet polityka, do głębszej refleksji. Bo przecież jeśli są ofiary, to muszą też być sprawcy. Jak można pogodzić wiedzę o brutalnej śmierci 187 dzieci w wieku do 14 lat ze składaniem hołdu ich mordercom? Znane są miejsca, gdzie dochodziło do zbrodni. Ofiary mają imiona i nazwiska. Niestety, nie mają nawet skromnych tabliczek na murze ani kamienia na polu czy w lesie, gdzie dopadła je śmierć.

Słowa wygłaszane 1 marca są zamierzoną manifestacją. Niemądrą. Ideologicznie zacietrzewioną. Kłamstwem kwestionującym nawet ich, IPN-owskie, opracowania. A pomysł, by nominacje generalskie powiązać z „żołnierzami wyklętymi”, jest głupotą upokarzającą tych oficerów.

Kiedy PiS czciło swoich bohaterów: „Ognia”, „Burego”, „Łupaszkę”, „Bohuna” i innych, bandytów mających na sumieniu wiele cywilnych ofiar, w tym kobiety i dzieci, to rodziny zamordowanych opłakiwały swoich krewnych.

Nie pamiętam, by był w PiS choć jeden sprawiedliwy, który pochylił się nad cierpieniami tych ludzi. Politycy weszli w rolę spadkobierców „wyklętych”, a nie ich ofiar. Jednym tchem wymieniają postacie tak skrajnie różne jak „Bury”, „Łupaszka” i „Ogień” oraz gen. August Fieldorf „Nil” czy rtm. Witold Pilecki. Przecież to oczywista paranoja. I plugawienie pamięci faktycznych bohaterów.

Wydanie: 11/2021, 2021

Kategorie: Felietony, Jerzy Domański

Komentarze

  1. fly
    fly 10 marca, 2021, 14:27

    Nic dodać, nic ująć ! Tak się stało przy bierności lewicy i ustawicznych ustępstwach wobec styropianu
    Za PO była wersja lajt , a za PiS już poooooszło ! Teraz to religia państwowa . Tak jak rusofobia !

    Odpowiedz na ten komentarz
  2. Radoslaw
    Radoslaw 10 marca, 2021, 21:33

    Przykładów na to, że „wykleci” dopuszczali się zwyczajnych zbrodni podal Przeglad dość i nie będę tego wątku rozwijać. Chciałbym zwrócić uwagę na dwa inne elementy tego niesłychanego fałszerstwa historycznego, jakim jest kult „wykletch”. 
    Pierwszy to twierdzenie, jakoby walczyli oni o „wolną i demokratyczną” Polskę. Tzn. jaką? Taką, jak przed 1939 rokiem – czyli zwyczajną wojskową dyktaturę, reprezentującą interesy góra 10-20% najbogatszych i celowo utrzymującą w nędzy całą resztę, uniemożliwiając jej awans społeczny? Rządy wojskowej junty, brutalnie tłumiącej wszelkie społeczne protesty, depczącej sądownictwo, zastraszającej i wsadzającej do więzień posłów opozycji – to miałby być ten wzór demokracji i wolności? A po wojnie – jak miałaby wyglądać demokracja w państwie, które w 1945 roku było ruiną materialną, umysłową i moralną, gdzie może z 5-10% populacji w ogóle rozumiało, jak działa państwo (jakiekolwiek) – bo tylko taki (z grubsza) odsetek miał wykształcenie ponadpodstawowe. W 1945 roku demokracja nie była w Polsce żadną realną opcją. Wybór był tylko między lewicowym autorytaryzmem i brutalnym, prawicowym totalitaryzmem, którego celem było przywrócenie na wpół feudalnego modelu II RP. I to był prawdziwy cel wyklętych – a nie żadna demokracja. Natomiast autorytarny socjalizm (z każdą dekadą coraz bardziej liberalny) w końcu przywiódł Polaków do demokracji, budując jej podstawę, jaką jest egalitarne, wykształcone, zurbanizowane społeczeństwo. Natomiast owa „wolność”, o którą walczyli „wyklęci” stałaby się prymitywną, prawicową dyktaturą, na wzór Ameryki Łacińskiej, gdzie w niekończących się wojnach domowych i zamachach stanu (inspirowanych „demokratycznie” przez amerykańskie ambasady) zginęło setki tysięcy ludzi. A jakość życia jest grubo poniżej socjalistycznej Kuby (i to mimo, że jest ona od dekad niszczona przez amerykańskie sankcje).Salwador, Nikaragua czy Gwatemala – to  miałoby być to lepsze dla Polski i Polaków? Wystarczy sobie poczytać Kapuścińskiego, żeby wiedzieć, jak wyglądała w tym regionie „demokracja” pod amerykańską egidą. „Wyklęci” rządziliby takimi samymi metodami, jakimi zmierzali do zdobycia władzy – mordem, grabieżą, terrorem.
    Drugi, jeszcze bardziej odrażający element wyklętej legendy, to wyczekiwanie jej bohaterów na III wojnę światową. Na miłość boską – czy Polacy naprawdę nie rozumieją, czym byłaby  taka wojna?! Totalną i ostateczną zagładą narodu polskiego! Dość powiedzieć, że wojna koreańska, która toczyła się w tym samym czasie, kiedy „wyklęci” prowadzili swoją „patriotyczną działalność” pochłonęła życie ok. 5 mln ludzi! Amerykanie prowadzili na Północy bombardowania dywanowe, tak długo, aż już nie mieli czego bombardować. Zginęło 2 mln cywilów, reszta chroniła się w tunelach, bo na powierzchni nic już nie zostało. A trzeba pamiętać, że Amerykanie nie użyli tam broni atomowej – choć byli o krok. W Polsce użyliby jej z całą pewnością. Kilka lat temu ujawnione zostały plany atomowych bombardowań bloku wschodniego i kilku jeszcze krajów, sporządzone przez amerykańskie dowództwo strategicznych sił powietrznych. Plany pochodzą z lat 50-tych – zatem z czasów, kiedy ZSRR nie miał żadnych środków zaatakowania USA, nie ma więc żadnego tłumaczenia, że były one obroną przed „komunistycznym zagrożeniem” . To były plany ordynarnej eksterminacji dziesiątków milionów bezbronnych ludzi w ciągu kilku godzin, a całkowitej zagłady narodów w ciągu kilku następnych lat. Może Polacy tak kochający „wyklętych” powinni zobaczyć skany oryginalnych maszynopisów, z nazwami i dokładnymi współrzędnymi geograficznymi polskich miast, na które ich idole chcieli sprowadzić atomową zagładę? I przy każdej nazwie – od kilku do kilkudziesięciu uderzeń, KAŻDE z siłą od kilku do kilkudziesięciu razy przekraczającą te z Hiroszimy. Czyli np. sama Warszawa dostałaby, ku radości „wyklętch”, od Amerykanów „prezent” w postaci kul ognia, sumarycznie z grubsza 100-200 razy potężniejszych, niż te które zgładziły miasta japońskie! Praktycznie wszyscy warszawiacy, pracowicie odbudowujący stolicę, zniknęliby razem z nią w ciągu sekund. 1/3 Polaków zginęłaby natychmiast, reszta zmarłaby najpóźniej w ciągu kilku lat, w męczarniach choroby popromiennej, z ran, których nie byłoby czym leczyć, z zimna i głodu, bo post-atomowej pustyni nie byłoby czym uprawiać. Zresztą po co, skoro nędznych, skażonych plonów i tak nie byłoby gdzie przerobić na żywność – też zatrutą promieniotwórczością. I ludzie, którzy wyczekiwali zagłady własnego narodu (a nawet uczestniczyli w jej przygotowaniu) mają być dziś dla tego narodu wzorcem? Czy ostateczna granica obłędu została już w Polsce przekroczona, czy jeszcze jakaś została? Boję się myśleć, jaka…
    Rozwijany od kilku lat kult wyklętych (w połączeniu z mitologizowaniem II RP) to masowe pranie Polakom mózgów, przygotowanie ideologiczne do przywrócenia w Polsce takiej samej społecznej nędzy, niesprawiedliwości i przemocy, jaka panowała za II RP. Chyłkiem demontuje się położone przez Polskę Ludową fundamenty prawdziwie cywilizowanego, demokratycznego społeczeństwa: powszechny system edukacji, opieki zdrowotnej i emerytalny. Dlatego trzeba maksymalnie PRL zohydzić, jednocześnie gloryfikując II RP, która w swoim kształcie ustrojowym i społecznym nie mogła, nie chciała i nie zamierzała takich reform dokonać. Nie jest przypadkiem, że „wyklęci” byli szczególnie aktywni na terenach południowo-wschodnich, gdzie silne były wpływy przedwojennego ziemiaństwa. Pełnili oni taką samą rolę, jak płatne zbiry na usługach wielkich właścicieli ziemskich na Sycylii. Właśnie z tych zbirów wzięła się później sycylijska mafia i cała nędza i bezprawie włoskiego Południa. Nie jest to chyba wzorzec godny naśladowania. A  może właśnie teraz jest? Kreuje się w Polsce mit jakoby II RP była częścią zachodniej cywilizacji, z której została rzekomo wyrwana przez „komunizm”. Nic bardziej błędnego. II RP była peryferyjnym, zacofanym rolniczym krajem, na wpół skolonizowanym przez Zachód. Faszyzującą dyktaturą, której nikt na Zachodzie nie traktował poważnie. To dopiero Polska Ludowa zrealizowała w praktyce dwa ideały francuskiego republikanizmu: równość i braterstwo. Trzeci z nich, wolność, musiała być ograniczona, bo w przeciwnym razie wróciłyby relacje społeczne sprzed II w.św. Co niestety dzieje się od 1989 roku. Tak jest – za fasadą zagranicznych firm i blichtrem hipermarketów, od 1989 roku Polska ODDALA się od demokratycznych wartości, a nie do nich zbliża!

    Odpowiedz na ten komentarz
  3. Przemysław Widmański
    Przemysław Widmański 12 marca, 2021, 11:04

    Tekst redaktora Domańskiego mądry i niezwykle potrzebny, wydaje się jednak, że nie dotyka sedna problemu. To temat na osobny artykuł, nie na komentarz pod felietonem, ale choćby w zarysie warto problem poruszyć. Całe przyszłe nieszczęście z uświęcaniem mitu tzw. „żołnierzy wyklętych” zaczęło się wraz z absolutnie kuriozalnym rozwiązaniem prawnym wprowadzonym ustawą z 1991 r. o uznaniu za nieważne orzeczeń wydanych wobec osób represjonowanych za działalność na rzecz niepodległego bytu Państwa Polskiego. Ta nieznana instytucjom prawa forma unieważnienia prawomocnego wyroku sądowego w istocie swej bezprawna, nie znająca precedensu, zaprzeczająca idei demokratycznego państwa prawa depenalizowała przestępczą działalność tzw. „wyklętych”. Trzeba bowiem stwierdzić wprost, iż logicznie rzecz ujmując, wraz z unieważnieniem wyroku, unieważniano znaczenie czynu przestępczego. Od tej pory zbrodnie zabójstwa, zgwałcenia, rozboju, okaleczenia, czy kradzieży dokonane w imieniu nacjonalistycznej wizji państwa uznano za niepodlegające karze a co więcej, nie traktowano ich jako przestępstwa, gdyż przestępstwo ścigane być musi. Aktem ustawowym wyjęto spod prawa ogromną ilość ludzi, na których dokonanie przestępstw, w tym zabójstw, uznano za dozwolone, czyniąc z nich praktycznie banitów, Zdehumanizowano tym samym Polaków tworzących nowa władzę i im sprzyjających, a polskie państwo, prawo i sądownictw uznano za zbrodnicze. Uznano tym samym, że komunistyczne sądy „represjonowały” wydając wyroki za zabójstwo z nienawiści rasowej, nietolerancji religijnej, z zemsty czy zwykłego bandytyzmu. Unieważniono więc wyroki za zabójstwo Żydów, Słowaków, prawosławnych, chłopów, uznając, że były dopuszczalne skoro nie podlegają sankcji a wyroki były niesłuszne, To kuriozum prawne nie zostało skrytykowane przez uznających się za demokratów ówczesnych karnistów i konstytucjonalistów, choć ustawa ma wszelkie cechy, aby uznać ja za niekonstytucyjną. Wprowadza nierówność wobec prawa w dodatku działając wstecz. Przyjęto to za dobrą monetę zmian i usankcjonowano bezprawie jakim jest z całą pewnością uznanie, że morderstwa noszące nierzadko znamiona ludobójstwa nie są przestępstwami i nie podlegają ściganiu. Hurtowo unieważniane w latach następnych wyroku wydane na „wyklętych” za pospolite zbrodnie na ludności cywilnej stały się podwaliną pod przyszły kult zbrodniarzy i ich mitologizację, której apogeum było uchwalenie święta pamięci „żołnierzy wyklętych” przy biernej postawie lewicy.

    Odpowiedz na ten komentarz
    • Radoslaw
      Radoslaw 12 marca, 2021, 11:47

      „Zdehumanizowano tym samym Polaków tworzących nowa władzę i im sprzyjających, a polskie państwo, prawo i sądownictw uznano za zbrodnicze”
      Współczesnym Polakom to jak widać nie przeszkadza, że ich własnych rodziców i dziadków uważa sie za „kolaborantów komunistycznego” reżimu, bo skorzystali np. z całego mechanizmu awansu społecznego Polski Ludowej. Mało tego, współcześni Polacy do dziś korzystają z dziedzictwa tego „reżimu”, na który jednocześnie ostentacyjnie plują.
      Nie ma sensu dyskutowanie o praworządności w społeczeństwie tak głeboko przeżartym zakłamaniem, demoralizacją i głupotą. Przecież całe bezprawie reprywatyzacji też było i jest możliwe dzieki poszechnemu przyzwoleniu Polaków na oddawanie tego co rzekomo „komuniści ukradli”. W 90% robotniczo-chłopskie społeczeństwo uroiło sobie, że ich przodkowie byli ziemianami, fabrykantami albo bogatymi kupcami. Natomiast owi komuniści byli jak garstka kosmitów, która pod osłoną ruskich tanków w 1945 roku pozbawili kilkadziesiąt milionów Polaków ich bogactw.
      Wytworzono klimat nienawiści do „komuny” i wszystkie normy prawne mają sie temu podporządkować.

      Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy