Mur wstydu

Mur wstydu

Specjaliści ostrzegali Trumpa, że wojna z Meksykiem jest aktem samodestrukcji

Prezydent Meksyku Enrique Peña Nieto odwołał spotkanie z prezydentem USA Donaldem Trumpem w srawie układu o wolnym handlu. Spowodowane zostało to podpisaniem przez Trumpa rozporządzenia o budowie muru granicznego i zapowiedzią, że jeśli Meksyk nie zamierza zapłacić za budowę, to lepiej będzie odwołać wizytę w USA.

Meksykańscy politycy, bez względu na ich poglądy, mówią o historycznym policzku wymierzonym krajowi. Nie wiadomo, co dalej z Północnoamerykańskim Układem o Wolnym Handlu (NAFTA) i przyszłością relacji między państwami, które dzieli 3,1 tys. km granicy, a łączą silne więzy demograficzne, gospodarcze i kulturalne. Decydując o budowie muru, Trump zastosował wobec biednego sąsiada formuły czysto imperialne.

Strategia upokorzenia

Według „Washington Post” koszt budowy wyceniany jest na 25 mld dol. Mur zaczęto stawiać już w roku 1993, za prezydentury Billa Clintona, i wówczas nie wywołało to takiego oburzenia. W tej chwili konstrukcja ma 1,1 tys. km i ciągnie się od Tijuany po Tecate i Mexicali. Na kolejnym odcinku granicy zamontowano mur wirtualny – z kamerami i czujnikami termicznymi. Jest on strzeżony przez 20 tys. funkcjonariuszy. Ostatnia część granicy to przeszkody naturalne w postaci rzek oraz pustyń Sonora i Chihuahua, gdzie temperatury dochodzą do plus 50 stopni. W ciągu ostatnich 20 lat poniosło tam śmierć ok. 8 tys. osób, które próbowały przedostać się do USA.

José Manuel Valenzuela z instytutu Colegio de la Frontera Norte, zajmującego się problematyką regionu przygranicznego, uważa, że nie chodzi tu tylko o budowę muru, ale o strategię upokorzenia, o uderzenie w miasta, które dla emigrantów są swego rodzaju sanktuariami, w ekologię i przygraniczne parki naturalne. Grupy przestępców, które zawsze atakowały i mordowały migrantów na granicy, otrzymały teraz zachętę do działania. Już budowa pierwszej części muru w latach 90. wcale nie zmniejszyła migracji, zwiększyła natomiast liczbę przestępstw.

Najbardziej dynamiczna granica

Trump zmusza Meksyk do zapłacenia za coś, co jest efektem jego własnej decyzji. Sposób zapłaty sobie wybierze: może to być konfiskata przelewów z USA do Meksyku albo podniesienie opłat za importowane towary meksykańskie. W ten sposób będzie miał duży wpływ na gospodarkę i sytuację wewnętrzną południowego sąsiada. Przelewy Meksykanów z USA dla rodzin w kraju stanowiły bowiem w 2016 r. 2,8% meksykańskiego PKB. Szczególne znaczenie miały dla przygranicznych stanów: Michoacán, Guerrero czy Oaxaca. Jeśli natomiast Trump zdecyduje się na podwyższenie opłat za import, osłabi to meksykańską gospodarkę. Niezależnie od tego pewny jest spadek zaufania do amerykańskich inwestycji w Meksyku.

Warto odnotować materiał opublikowany w marcu 2016 r. przez American Immigration Council (AIC), przygotowywany dla Trumpa. Mówi się w nim o negatywnych konsekwencjach budowy muru: o milionach turystów, pracowników i studentów, którzy codziennie przekraczają południową granicę, czy miliardach dolarów z wymiany handlowej, które stwarzają miejsca pracy dla 6 mln Amerykanów. Dzienna wartość wymiany handlowej między USA i Meksykiem oscyluje bowiem wokół 1 mld dol., przez co granica na Rio Grande del Norte (dla Meksykanów – Rio Bravo) jest uważana za jedną z najbardziej dynamicznych na świecie. Według AIC 13 mln turystów meksykańskich wydaje w czasie pobytu w USA ok. 8,7 mld dol. W konkluzji American Immigration Council stwierdza: „Trump patrzy na region przygraniczny wyłącznie przez pryzmat przemytników narkotyków i morderców, tymczasem taka wizja mija się zupełnie z rzeczywistością. Ogłoszenie wojny z Meksykiem byłoby aktem samodestrukcji”.

Ten i podobne głosy krytyczne nowy prezydent zupełnie zbagatelizował. Podejmując decyzję o budowie muru, nie wziął pod uwagę żywotnych interesów Kalifornii czy Teksasu, dla których Meksyk jest pierwszym partnerem gospodarczym. Dlatego władze obu stanów protestowały przeciw pomijaniu ich przy tak istotnej decyzji.

Powrotna fala imigrantów

Fakty przeczą też stawianej przez Trumpa tezie o zalewie imigrantów z Meksyku. Atrakcyjność USA dla Meksykanów spadła od kryzysu finansowego w 2008 r. i zaostrzenia kontroli policyjnej na granicy. Według instytutu badawczego Pew Research Center w roku 2014 odnotowano najniższy od 15 lat wskaźnik wyjazdów Meksykanów do USA. Mało tego, liczba powracających do kraju była wyższa od wyjeżdżających. W sumie w latach 2009-2014 wyjechało ze Stanów Zjednoczonych ok. 1 mln Meksykanów, a przybyło do USA 860 tys. Od 2013 r. do USA przyjeżdża więcej imigrantów z Chin niż z Meksyku.

Maleje także liczba wydalonych Meksykanów. W 2015 r. była ona najniższa od 2007 r. – rząd Baracka Obamy deportował 333 341 nielegalnych meksykańskich imigrantów. Od 2009 r. w sumie wydalono z USA 2,7 mln Meksykanów.

Rządowi Meksyku nie będzie łatwo zapewnić powracającym odpowiedniej liczby miejsc pracy. Gdyby doszło do blokady przelewów, ubyłoby środków na rozwój przedsiębiorczości, a to oznaczałoby dalszy wzrost i tak już dużej przestępczości. W sumie decyzje amerykańskiego rządu przyczyniłyby się do dalszej destabilizacji kraju i regionu.

Wydanie: 06/2017, 2017

Kategorie: Świat

Komentarze

  1. Dom
    Dom 7 lutego, 2017, 09:34

    A dlaczego mur wstydu?
    W chwili obecnej granica USA jest nieszczelna, i przekraczają ja ekonomiczni imigranci jak również kryminaliści i handlarze narkotyków.
    Wolał by pana zamiast muru postawić dywizje marines i strzelać do przekraczających granice jak do kaczek? Co jest tańsze i bardziej humanitarne?

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy