I myśmy to przeżyli? (2)

I myśmy to przeżyli? (2)

W ubiegłym tygodniu pokazaliśmy codzienne życie Polaków w listopadzie 1981 roku. Dziś grudzień – do ogłoszenia stanu wojennego

Warszawa tonie w śniegu i błocie. Nie ma części zamiennych do pługów, ani paliwa. Na ulicach nic nie zapowiada świąt Bożego Narodzenia – jest brudno, ciemno, a ponure witryny sklepowe ledwo podświetla zazwyczaj jedna żarówka. Mimo to nasze dzieci pamiętają o świętym Mikołaju i wyczekują na prezenty. Nie chcemy odbierać im tej przyjemności. Co kupić, żeby wytrzymał rodzinny budżet i nie za bardzo uchodzić nóg? W sklepach gołe półki, jeśli coś się na chwilę pokazuje, np. dresy, można nabyć tylko jedną sztukę, bez prawa wyboru rozmiaru. Dopiero przed sklepem klienci dogadują się, kto jaki potrzebuje. Na bazarze bardzo drogo. Kusi Pewex z cinkciarzami przed wejściem, ale to nie jest właściwy adres dla przeciętnej rodziny.
Dlatego skończyło się na szaroburych klockach o prowokującej nazwie „Nasze lego” produkcji inwalidzkiej spółdzielni w Częstochowie i podrabianych dżinsach. My cieszyliśmy się mydełkiem Fa i kremem do golenia Polleny. Zarówno przedszkolaka, który chciał prawdziwe lego, jak i nastolatka marzącego o prawdziwych „wranglerach” pocieszaliśmy, że będą jeszcze prezenty pod choinkę.

Placki kartoflane

Przez cały listopad, w większości domów na obiad podawane są kartofle i makaron, bo oszczędzamy kartki na święta. W grudniu okazuje się, że wbrew zapowiedziom wydziałów handlu w wielu miastach, listopadowe, nie wykupione przydziały przepadają. – Oby nie było gorzej – pocieszamy się. Z mediów wiemy, że w tym miesiącu nie odstawiono ani jednego tucznika – nawet już nie marzymy o szynce na święta. Zrezygnowaliśmy z szukania śledzia na wigilię. Rybacy na Wybrzeżu wstrzymali połowy, bo protestują przeciwko podwyżce cen paliwa.
Nie upieczemy sernika, choć mamy do niego bakalie, zrobione z gotowanej w cukrze marchwi. W warszawskim Sezamie sprzedaż białego sera kończy się 10 minut po otwarciu sklepu. Ser żółty pojawia się tylko raz w miesiącu.
Najgorsze, że po chleb trzeba stać w kilkugodzinnych kolejkach, choć już nie pamiętamy smaku chrupkiej skórki. Piekarnie ograniczają wypiek, tłumacząc to brakiem mąki. Statki ze zbożem, zakupionym za granicą, stoją na redzie w szczecińskim porcie; nie ma kto rozładować, gdyż obsługa strajkuje.
Na bazarze ceny rosną z dnia na dzień. Polędwica – 1800 złotych za 1 kg, szynka 1500 złotych, ser biały 150 złotych.
5 grudnia kilogram jabłek kosztuje 45 złotych, w dwa tygodnie później już 75 złotych; kg pomarańczy 180 złotych, pieczarki, odpowiednio – 110 zł, a następnie 180 złotych, pomidory – od razu 200 zł, kilogram kurczaka 500 złotych, butelka piwa 80 złotych. Buty filcowe – 3500 zł. – to więcej niż pół średniej pensji. Dżinsy, te prawdziwe, firmowe – siedem tysięcy złotych.
Na targu w Białymstoku można kupić nawet tylko jeden papieros „popularny” – 5 złotych, z przypaleniem (nie ma zapałek), 6 złotych. To trzy razy taniej niż w Warsie pociągu ekspresowego. Stołeczne handlarki za butelkę coca-coli żądają 60 złotych, 85 złotych za paczkę „carmenów”, 400 złotych za pół litra wódki Soplica. W gospodzie GS w Niemodlinie do pół litra wódki na wynos trzeba zamówić 20 placków kartoflanych, zazwyczaj przedwczorajszych, bo konsumenci zostawiają je na stole nietknięte. Na targowisku w Turzynie sprzedają „zestaw delikatesowy”, złożony z 50 gram wódki, jednego papierosa „popularnego” i jednego ogórka. Koszt całej uczty 90 złotych.
Taniej wypadłyby zakupy w tzw. demoludach, ale nie ma dewiz dla polskich turystów, którzy chcą wyjechać do Czechosłowacji, na Węgry. Również Bułgaria zamknęła przed nami granice. Wstrzymane są wycieczki do ZSRR. Jeśli komuś uda się załapać na tzw. pociąg przyjaźni, jest traktowany na granicy jak przemytnik. W czasie kontroli celnej niejeden musi się rozebrać do naga.
Nie pojedziemy do rodziny. Pociągi mają wielogodzinne opóźnienia, benzyny starcza na pierwsze pół godziny po otwarciu stacji. Dawno już skończyły się zapasy w kanistrach schowanych na balkonach i w piwnicach. Dyrektor Głównego Inspektoratu Energetycznego proponuje, aby samochody osobowe jeździły tylko w piątki i soboty, w pozostałe dni ciężarowe, na przemian – o numerach parzystych i nieparzystych. A co z kierowcami, którzy wyjeżdżają na kilka dni?
Wódka coraz cenniejsza, zwłaszcza że stanowi już walutę wymienną, za benzynę, na łapówki dla ekspedientki, lekarza itd. Co rusz zdarza się włamanie do sklepu monopolowego. W czasie konferencji PZPR w Gorzowie ktoś z delegatów ukradł 8 butelek alkoholu, schowane pod ladą bufetu na oblewanie wyników wyborów. Barmanka pojechała po pomoc do „Solidarności”. Na kontrolę teczek i kieszeni członków partii przybyło trzech przedstawicieli Regionu.

Czy dzikie gołębie są jadalne?

Nie jest normalnie, ale my, kobiety, staramy się tego nie zauważać. Nie ma czegoś w sklepie, trzeba wymyślić produkt zastępczy. Pomaga nam w tym w „Kobieta i Życie”. Nie ma proszku do prania? Kup, droga czytelniczko, w chemicznym sodę amoniakalną i w niej zamocz pranie. Uwaga na ręce, bo soda zżera skórę, a ochronnych rękawic gumowych nie ma.
Marzniesz bez swetra, a nie masz włóczki? Spruj to, co już nie nadaje się do chodzenia i zrób na drutach pasiak albo zanieś kawałki do gręplarni. Potem trzeba kupić kołowrotek w cepelii i uprząść motki. A w ogóle, to do biura, na ulicę, ubieraj się na cebulkę: dwie pary rajstop, dwa podkoszulki, sweter. Szetlandzki pulower, który został w szafie jeszcze z epoki Gierka, można uratować ten sposób, że na łokciach naszyjemy łatki. Jeśli jest za bardzo sfilcowany, namocz go w rozgotowanej fasoli.
Dziecku przydałby się regał na książki? Zbij go ze skrzynek po owocach, pomaluj na jakiś wesoły kolor, będzie jak ze sklepu. Warto wykorzystać ocet, którego nie brakuje i zrobić keczup, taka przyprawa uszlachetni każdą mortadelę. A propos mortadeli: obtoczona w bułce tartej z powodzeniem zastąpi kotlety schabowe.
Co zrobić, jeśli dziecko nie chce czyścić zębów solą, a pasty nie ma? Przekonać je do sody oczyszczanej. Mniej szczypie.
Nie ma szamponu, myj włosy rozgotowanym korzeniem mydlika, jest w sklepach z ziołami. Na nieuchronne wyłączenia prądu (poważne opóźnienia z włączeniem bloku energetycznego w Bełchatowie) jest jeden sposób: kupić lampę naftową, są jeszcze na targowisku w Przasnyszu. Naftę ktoś widział w Jarosławiu. A w ogóle, to oszczędzać prąd, nie włączać pralki dla kilku koszul. Wielkim marnotrawstwem jest grzanie wody w pralce tylko po to, aby wylać ją do kąpieli w wannie.
Czytelniczki same podpowiadają tematy. Np. jak zjeść mięso z nutrii? Odpowiedź: w znanych nam książkach kucharskich nie ma takiego przepisu, ale sądzimy, że gdyby mocno natrzeć czosnkiem…
– Czy jadalne są dzikie gołębie, te z rynku Starego Miasta w Warszawie?
– Co zrobić, jeśli mąż nie chce codziennie jeść na obiad makaronu z keczupem własnej roboty? Odpowiedź: przerzucić się na placki kartoflane. Nie ma wprawdzie oleju, ale czasem w sklepach bywa ceres. Niech go wystoi babcia i tak nie może spać rano. (Babcie są nie do zastąpienia: Jacek Woźniak śpiewa dla nich piosenkę: „Szoruj, babciu, do kolejki”).
– Co zrobić, żeby jajecznica z jajek wapiennych nie miała przykrego zapachu siarkowodoru?
Odpowiedź: – Rozbełtać z mąką.
Zimno. W kranach woda ledwo ciepła, od włączonych piecyków elektrycznych przepalają się tablice rozdzielcze. Na to nie ma sposobu. Chyba że…
Teatr Polski w Bydgoszczy przygotował repertuar pod kątem nie ogrzewanego budynku. Będą grane tylko takie sztuki, w których aktor może występować na scenie ciepło ubrany. I żeby była oszczędna scenografia, bo nie można kupić gwoździ.
Wieś całymi nocami stoi po węgiel. Żeby nie zamarznąć, ludzie palą ogniska. Przydziały dla rolników okrojono o 1,8 miliona ton. Od grudnia małe fiaty, telewizory, pralki, lodówki są sprzedawane wyłącznie dostarczającym żywiec i górnikom. Ale chłopi mają puste chlewnie.

Nie opuścimy was w biedzie

Coraz bliżej święta, a komisja resortowa do zbadania przyczyn wielotygodniowego konfliktu strajkowego w rolniczej spółdzielni produkcyjnej w Lubogórzu opuściła zakład w poczuciu bezradności. Grupa nie strajkujących zaczęła zbierać buraki cukrowe. Działacze „Solidarności” przegonili robotników z pola.
Nadal tli się strajk w kopalni Sosnowiec. Przed bramę kopalni podrzucono fiolki z cuchnącą substancją. Zatruło się 60 osób. W kilku więzieniach, m.in. w Kamińsku, bunt więźniów. Są ofiary śmiertelne. Skazani chcą amnestii, którą obiecuje im „Solidarność”.
Przywódcy radzieccy zarzucają polskim władzom, że oddają wrogowi jedną pozycję za drugą. Zapowiadają, że mimo bezczeszczenia przez Polaków pomników i grobów żołnierzy Czerwonej Armii nie opuszczą nas w biedzie.
Wojciech Jaruzelski, który po rezygnacji Stanisława Kani jest równocześnie I sekretarzem, premierem i ministrem obrony, oświadcza na akademii barbórkowej w Dąbrowie Górniczej: „Nigdy jeszcze nie zależało tak wiele od narodowego porozumienia. Oby z utraty tej szansy nie rozliczyła nas historia”.
Określenie „ostatnia szansa” jest często używane przez obie strony: solidarnościową i pezetpeerowską. Są ku temu powody. Nic nie wyszło z listopadowego spotkania wielkiej trójki: Glemp, Wałęsa, Jaruzelski. Premier chciał ustawy o wyjątkowych uprawnieniach dla rządu, m.in. zakazującej strajku. „Solidarność” i Kościół nie zgodziły się.
Starcia uliczne w Katowicach i we Wrocławiu. Milicja chciała usunąć samochody z publikacjami drugiego obiegu.
Związany z opozycją Jan Józef Szczepański wypowiada się w „Życiu Warszawy”: „Słyszy się niekiedy głosy, że znów przykręcono śrubę. Nie jest to diagnoza trafna. Gwint tej śruby dawno się zużył. Problemy z zaopatrzeniem nie są jedyne. Nawet wówczas, gdy stanowią główne zarzewie konfliktu lokalnego, schodzą na plan dalszy z powodu ślamazarności, indolencji i arogancji czynników administracyjnych. Równocześnie bardzo wielu strajkujących sprawia wrażenie, że robi to bez wewnętrznego przekonania, tylko z poczucia lojalności wobec organizatorów akcji, której celu i sensu trudno się dopatrzyć”.
W Stoczni Gdańskiej obrady Komisji Krajowej NSZZ „Solidarności”. Antoni Tokarczuk informuje delegatów, że rozmowy ze stroną rządową zostały przerwane. Andrzej Sobieraj z Regionu Radomskiego: „Tym razem związek nie cofnie swoich żądań. Jesteśmy gotowi na kroki ostateczne”.
Słowik prosi Komisję Krajową o wyrażenie zgody na ogłoszenie strajku czynnego w Regionie Łódzkim i w sąsiednich. Region Mazowsze zamierza zorganizować masowy protest 17 grudnia. Rulewski krzyczy: „Ten rząd jest okupantem swego narodu”.
Wkrótce potem odbywają się radomskie obrady prezydium Komisji Krajowej „S” oraz szefów regionów. Przeważają opinie: konfrontacja jest nieunikniona. Jaworski do Wałęsy – jeżeli się cofniesz, osobiście utnę ci głowę.
Sobota, 12 grudnia. Posiedzenie prezydium rządu. – Miesiąc temu – mówi Jaruzelski – zwróciłem się z tej trybuny do związku „Solidarność” o zajęcie jasnego stanowiska w fundamentalnych sprawach narodu. Dłoń raz jeszcze wyciągnięta do porozumienia zawisła w powietrzu.
Niedziela, 13 grudnia. – Mamo, nie ma teleranka, zrób coś – nasze dziecko stoi jak kat nad tapczanem. – Nniech ci ojciec wyreguluje – mamroczemy, nakrywając głowę kołdrą. Nam też coś się od życia należy, jesteśmy przecież młodsze o całe 20 lat. Dziś nie stoi się w kolejkach, więc spać, spać choćby na stojąco.

Wydanie: 2001, 49/2001

Kategorie: Reportaż

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy