Na Kasprowy przez Luksemburg

Na Kasprowy przez Luksemburg

Prywatyzacja Polskich Kolei Linowych była gigantycznym przekrętem dokonanym w majestacie prawa – uważa radny Jerzy Figiel

Burmistrz Zakopanego Leszek Dorula list otwarty do Polskich Kolei Linowych, w którym domaga się tańszych biletów na przejazd kolejką na Kasprowy Wierch, zaczął od słów: „Jako akcjonariusz spółki…”. Napisał tak, bo rzeczywiście cztery gminy: Zakopane, Poronin, Kościelisko i Bukowina Tatrzańska, mają w tej spółce śladową ilość 0,23% akcji. Dlatego zarząd PKL odpowiednio swojego akcjonariusza potraktował i odpisał: „Sądzimy, że ustalone przez Polskie Koleje Linowe ceny są na właściwym poziomie. Świadczą o tym prowadzone przez Spółkę badania satysfakcji klientów, z których wynika, że rośnie zarówno poziom świadczonych przez Spółkę usług, jak i poziom zadowolenia turystów”.
Tymczasem burmistrz ma całkowitą rację. Od czasu prywatyzacji spółki Polskie Koleje Linowe, czyli od czterech lat, ceny za przejazdy kolejką na Kasprowy Wierch systematycznie rosną i teraz bilet góra-dół kosztuje 69 zł, przy wcześniejszej rezerwacji godziny – 99 zł, a całodzienny skipass – 135 zł. Tak wysokie ceny negatywnie wpływają na odbiór Zakopanego przez turystów, szczególnie mniej zamożnych. Dlatego Leszek Dorula prosił o „przeanalizowanie aktualnego cennika i dokonanie w nim koniecznych zmian, tak by był on adekwatny do finansowych możliwości pasażerów oraz rzeczywistych kosztów funkcjonowania kolei”.

– Ze względu na drastyczne podniesienie cen biletów już prawie nie korzystam z kolejki ani z wyciągów narciarskich na Kasprowym Wierchu – mówi dr Marek Głogoczowski, mieszkający na emeryturze w Zakopanem filozof, alpinista i instruktor skialpinizmu. – Gdy jeszcze pięć lat temu PKL były państwowe i po bilet na Kasprowy Wierch, kosztujący 53 zł, stało się, podobnie jak dziś, w długiej kolejce, to do wyciągu na Goryczkowej podchodziłem na piechotę w niecałą godzinę, tam kupowałem za 80 zł karnet wieloprzejazdowy, ważny na cały sezon. Wtedy jeden wyjazd wyciągiem na Goryczkowej kosztował mnie 8 zł, a na Gąsienicowej – 5 zł. Teraz nie ma karnetów, pojedynczy przejazd tymi wyciągami kosztuje aż 20 zł. Co więcej, 50-letniego już wyciągu na Goryczkowej nikt nie modernizuje, krzesełka tak jak dawniej tłuką narciarza w łydki przy wsiadaniu. Tylko ceny po sprywatyzowaniu wzrosły na Goryczkowej o 250%, a na Gąsienicowej aż o 400%!
– Dawniej na Kasprowy Wierch wjeżdżały całe rodziny – wspomina radny Zakopanego Józef Figiel. – Dzisiaj stać na to tylko ludzi biznesu. Dla przeciętnej wieloosobowej rodziny koszty są zbyt duże. Nie widzę też, aby obecni właściciele prowadzili jakieś inwestycje, oni tylko podnoszą ceny przejazdów i transferują zyski za granicę.

Podobne zdanie na temat cen biletów ma tatrzański starosta Józef Bąk. – Burmistrz, występując o obniżenie cen biletów na Kasprowy, ma rację. Nasz region żyje z usług turystycznych i wszyscy powinniśmy się starać, aby ceny były przystępne – nie tylko dla bogatych, ale i dla mniej zasobnych. Cztery lata temu, gdy PKL należały do PKP, bilety były znacznie tańsze. Teraz to prywatna spółka, do której należą nie tylko koleje na Kasprowym Wierchu, ale także na Gubałówkę, Jaworzynę Krynicką, Górę Parkową, Palenicę, górę Żar i Mosorny Groń. Na Kasprowym PKL jest monopolistą i może robić z cenami, co tylko chce. A przecież są w naszym kraju przepisy antymonopolowe. Czy tymi cenami nie powinny się zająć instytucje do tego upoważnione? Uważam poza tym, że państwo polskie nie powinno sprzedawać firm, które są monopolistami i przynoszą duże dochody. Przed prywatyzacją Polskie Koleje Linowe miały ok. 55 mln zł przychodów rocznie, a zysk w granicach 13 mln.

Rada w roli słupa

Sposób, w jaki sprywatyzowano państwową spółkę Polskie Koleje Linowe, to scenariusz na film sensacyjny. Wszystko odbyło się w majestacie prawa, przy pełnej akceptacji Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji oraz Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Sprawę tej prywatyzacji badały CBA, NIK oraz Ministerstwo Infrastruktury i żaden organ kontrolny nie wykrył większych nieprawidłowości.
Gdy w 2012 r. Polskie Koleje Państwowe ogłosiły, że z powodu trudności finansowych chcą sprzedać Polskie Koleje Linowe, samorządowcy z Podhala poczuli ekscytację. Wreszcie jest szansa na przejęcie firmy przynoszącej rocznie kilkanaście milionów złotych. Teraz sami będą decydowali o kolejkach górskich, w tym o tej najważniejszej – na Kasprowy Wierch.

PKL chcieli kupić Słowacy, ale do tego nie można było dopuścić, bo to konkurenci tuż zza granicy. Chęć zakupu wyrażali też dwaj miejscowi biznesmeni, ale kolej byłaby wtedy prywatna, a powinna być samorządowa. Uznano, że najlepiej będzie, gdy PKL kupią cztery gminy tatrzańskie. Koleje górskie będą nasze, polskie i góralskie.

– Prywatyzacja PKL to był gigantyczny przekręt prywatyzacyjny dokonany w majestacie prawa – twierdzi Józef Figiel. – Wiem, o czym mówię, bo jako radny Zakopanego również w tym uczestniczyłem. Najpierw powiedziano nam, że podejmujemy uchwałę o utworzeniu gminnej spółki celowej, by wziąć udział w prywatyzacji Polskich Kolei Linowych i przejąć pakiet większościowy nowej spółki. Podjęliśmy więc uchwałę intencyjną o powołaniu międzygminnej spółki akcyjnej Polskie Koleje Górskie, do której Zakopane wniesie 325 tys. zł, a gminy Kościelisko, Poronin i Bukowina Tatrzańska po 20 tys. zł. Wszystko wyglądało pięknie. Ale przed głosowaniem zapytałem na sesji ówczesnego burmistrza Janusza Majchera, w jaki sposób gminy chcą kupić PKL, mając tylko 400 tys. zł, skoro Polskie Koleje Państwowe żądają 215 mln? Kto da resztę? Wtedy pan burmistrz odpowiedział: „Panie radny, ja tego zdradzić nie mogę, to jest tajemnica spółki”. Gdy to usłyszałem, natychmiast zapaliło mi się czerwone światełko. Dlatego głosowałem przeciwko powołaniu tej spółki. Poczułem, że coś tu nie gra, i miałem dobrego nosa. Nas, radnych, użyto tylko do podjęcia uchwały i upoważnienia burmistrza do założenia spółki. Reszta działa się już za naszymi plecami i zupełnie poza kontrolą samorządów, za wiedzą rządu i ministerstw, podobno w zgodzie z prawem. Tego przeciętny człowiek nie może zrozumieć. Jednego dnia radni zakładają samorządową spółkę, a następnego dnia dowiadują się, że ona jest już prywatna, bo 99,77% udziałów ma spółka Altura założona w Luksemburgu przez fundusz Mid Europa Partners.

Takiej czujności jak Józef Figiel nie wykazali inni radni i poparli utworzenie nowej spółki, nawet nie czytając jej statutu, który umożliwiał dokonanie zmian własnościowych. Dlatego starosta tatrzański Józef Bąk uważa, że radni też nie są tu bez winy.

– Cztery lata temu Zakopane i trzy tatrzańskie gminy odegrały rolę słupa, umożliwiając podmiotowi prywatnemu zakupienie Polskich Kolei Linowych – mówi starosta Józef Bąk. – Gdyby obecny właściciel kolejek nie posłużył się marką samorządów, prawdopodobnie nie doszłoby do tej transakcji. Spółka samorządowa z dnia na dzień stała się spółką prywatną. Całą operację przeprowadził burmistrz Zakopanego Janusz Majcher, a opinia publiczna nie zorientowała się w naturze przekształceń własnościowych. Wszystko było załatwiane poufnie, do dzisiaj żaden radny nie zna treści umowy prywatyzacyjnej. Ja też nie wiem, co jest w tym dokumencie.

Powrót do ojczyzny

Repolonizację PKL zapowiedzieli prezydent Andrzej Duda, premier Beata Szydło i Jarosław Kaczyński. Minister infrastruktury Andrzej Adamczyk stwierdził niedawno, że jego resort jest bliski wypracowania formuły, która pozwoli kolejce na Kasprowy Wierch wrócić do „rodzimych właścicieli”, choć nie zdradził, jak ten powrót ma wyglądać. Już wiadomo, że pomimo zaangażowania w sprawę CBA, NIK i prokuratury, nie uda się unieważnić przeprowadzonej cztery lata temu prywatyzacji PKL.

Także samorządowcy z Podhala zastanawiają się, co zrobić, aby na Kasprowy Wierch nie jeździć przez Luksemburg. Starosta Bąk twierdzi, że ma kilka pomysłów na repolonizację PKL, nie chce jednak zdradzać szczegółów. Spółka Altura wyraziła chęć sprzedaży Polskich Kolei Linowych i planuje to zrobić w ofercie publicznej poprzez Giełdę Papierów Wartościowych. W prospekcie emisyjnym zostaną przedstawione szczegóły i tatrzańskie gminy, podobnie jak każdy dorosły Polak, będą miały prawo nabyć akcje tej firmy. Szefowie funduszu, do którego należy luksemburska spółka, nie ukrywają, że Mid Europa Partners chce na tej sprzedaży zarobić.

Jan Piczura, szef PiS w powiecie tatrzańskim, ostatnio często jeżdżący na nartach z prezydentem Andrzejem Dudą, sądzi, że decyzja o zakupie PKL jest już przesądzona i gdyby samorządom podhalańskim zabrakło pieniędzy, udziałowcem być może stanie się również Ministerstwo Infrastruktury. Starania o zakup kolejek linowych aktywnie wspiera burmistrz Zakopanego Leszek Dorula, bo koleje linowe są niezwykle ważne dla regionu i samorządy lokalne muszą mieć wpływ na ich funkcjonowanie. Nie może być tak, że o cenach za przejazdy decyduje ktoś w Luksemburgu. Samorządowcy z Podhala twierdzą, że dzisiaj są mądrzejsi i nie dadzą się już ograć w tak dziecinny sposób jak cztery lata temu.

Wydanie: 15/2017, 2017

Kategorie: Kraj

Komentarze

  1. Anonim
    Anonim 16 kwietnia, 2017, 10:45

    Ciągle żyjemy w państwie Ma(j)cherów i czas odebrać te zmachrowane majatki i przywrócić prawowitym właścicielom …!?

    Odpowiedz na ten komentarz
  2. Etyka gospodarowania
    Etyka gospodarowania 17 kwietnia, 2017, 21:06

    Cyruś-Bachleda – kolejny geniusz.

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy