Na podwójnym gazie

Na podwójnym gazie

Po raz pierwszy od lat rośnie w Polsce liczba osób, do których nie dociera prosta zasada: piłeś, nie jedź

W drogówce mówią, że kierowcy idą na rekord. Rekord, jak wiadomo, na polskich drogach to rzecz powszednia. Pojawia się co rusz w postaci rażącego przekroczenia prędkości – w Mikołowie kierowca w terenie zabudowanym, przy ograniczeniu do 50 km/godz., jechał z prędkością 167 km/godz. Albo liczby punktów karnych – w Zamościu 27-latek zarobił ich 600, do tego mandaty na łączną kwotę ponad 30 tys. zł. Ale w centralnej Polsce rekord trafił się tam, gdzie ludzie z branży spodziewali się go najmniej. – Akurat tego dnia prowadziłam przy stacjach benzynowych akcję „Bezpieczna autostrada – to dziecinnie proste”, kiedy podszedł do mnie pijany mężczyzna. W środku dnia, jak gdyby nigdy nic, wiózł rodzinę na wakacje nad morze – mówi Agata Gajos, dyrektor zarządzająca stowarzyszenia Partnerstwo dla Bezpieczeństwa Drogowego. Na zmiany na lepsze się nie zanosi. Tylko w ostatnich tygodniach padło w kraju kilka kolejnych niechlubnych rekordów.

Ciemnogród na bani

Podkarpackie. Na przenośnym alkomacie brakuje skali. 44-latka, jak potem się okaże, z ponad 4 promilami alkoholu w organizmie, zatrzyma inny kierowca („Świadek zauważył, że kierowca jechał bardzo wolno całą szerokością jezdni”). Warmińsko-Mazurskie. Pijany parkuje auto na środku ulicy i zasypia. Przypadkowa kobieta zabiera mu kluczyki i wzywa służby. „W czasie oczekiwania na przyjazd policji mężczyzna zachowuje się agresywnie, odrywa zderzak od swojego pojazdu”, zapiszą potem funkcjonariusze. Lubuskie. Policjanci zatrzymują 30-latkę w ciąży, prowadzi auto, mając ponad 2,5 promila alkoholu. „Nie kojarzy w ogóle, że uderzyła wcześniej w bariery energochłonne”. Mazowieckie. Kierowca jest tak pijany, że po przyjeździe na stację benzynową chce zapłacić za paliwo, którego nie zatankował. „Bełkocze, zaczyna wymachiwać rękami i przeklinać”. Badanie wykaże 2,5 promila.

– Tego już nawet nie da się nazwać brawurą i głupotą, to przestępcza nieodpowiedzialność – oburza się psycholog społeczny Jacek Santorski, który wcześniej pracował w zespole doradców komendanta głównego policji. – Słowa brawura i głupota zawierają jakieś usprawiedliwienie, a na to nie ma żadnego. Wiedza, jak alkohol działa na organizm, jest powszechna. Nie żyjemy przecież w ciemnogrodzie!

– Ja bym była nawet bardziej precyzyjna. Mówimy najczęściej: wypadek spowodowany pod wpływem alkoholu, ale dla mnie to nie jest wypadek. To celowe działanie i tak powinno być traktowane – przekonuje Agata Gajos. – Przecież to nie tak, że czegoś nie zobaczyliśmy, że ktoś nam nagle zajechał drogę, sytuacja losowa. Nie! Sami świadomie podjęliśmy decyzję, żeby wsiąść do samochodu w stanie wskazującym.

Problem też w tym, że po raz pierwszy od lat rośnie w Polsce liczba osób, do których nie dociera prosta zasada: piłeś, nie jedź. O ile w 2011 r. było ich 183,5 tys., w 2015 r. – 128,9 tys., a w 2018 r. – 104,6 tys., o tyle teraz już 69 tys. To oznacza wzrost o 5,4% w porównaniu z analogicznym okresem ubiegłego roku. Przy czym, co także wiadomo z policyjnych statystyk, trzy czwarte tych kierowców dopuściło się przestępstwa, czyli prowadziło z ponad pół promilem alkoholu w organizmie. Czytaj: nie siadło za kółko po tylko jednym piwie.

– Wzrost ten niepokoi tym bardziej, że od dawna w tym zakresie nie był notowany – mówił w rozmowie z PAP podinsp. Radosław Kobryś. Zastrzegał jednocześnie, że jeśli trend się utrzyma, czeka nas roczny wzrost rzędu nawet 11%.

11 litrów na głowę

Główny problem polega na tym, że Polacy piją coraz więcej – przegoniliśmy już Francuzów, Włochów i Rosjan. Teraz przypada na nas 11 litrów czystego spirytusu rocznie, podczas gdy w 2005 r. było to 9,5 litra, a w latach 70. – 5 litrów.

Ale łatwy dostęp do alkoholu czy jego niska cena (od 5 zł za 100 ml) wszystkiego nie tłumaczą. Rosnąca liczba kierowców na podwójnym gazie to również kwestia mentalności, zastrzegają eksperci. – Niemiec, gdy słyszy, że jest taki lub inny przepis, to czy przepis jest głupi, czy nie, będzie go przestrzegać. Bo takie jest prawo i kropka. A u nas? Jak jest prawo, to znaczy, że trzeba je obejść – przekonują. Ich zdaniem tym także należy tłumaczyć sytuacje, w których policja np. w Łódzkiem zatrzymuje pijanych rodziców przewożących czteroletnie dziecko. 46-latek ma ponad 1 promil alkoholu w organizmie, 45-latka – 2,5. Kilka dni wcześniej, również w powiecie rawskim, patrol wylegitymował mężczyznę, który miał 3 promile. Wiózł partnerkę – też nietrzeźwą – z 15-miesięcznym dzieckiem na kolanach. Dodatkowo auto było w złym stanie technicznym, bez tylnego zderzaka i z pękniętą lampą.

Kiedy jednak zapytać Polaków, czy w ciągu ostatnich 30 dni prowadzili pojazd, mimo że stężenie alkoholu we krwi przekraczało dopuszczalny limit, przyznają się do tego rzadko – zauważa Ilona Buttler z Instytutu Transportu Samochodowego. Na potwierdzenie przywołuje wyniki badań ESRA z grudnia 2018 r., przeprowadzonych w ponad 30 krajach. Do jazdy w takim stanie przynajmniej raz w ostatnim miesiącu przyznało się 6,4% polskich kierowców. Dla Węgrów wskaźnik ten wyniósł 3,9%, a dla Finów – 4,1%. Wyraźnie częściej według deklaracji za kierownicę siadali pod wpływem np. Francuzi (22,3%), Hiszpanie (17,1%) i Włosi (13,7%).

O tym, że wbrew zapewnieniom jazda po alkoholu ma w Polsce duże przyzwolenie społeczne, przekonany jest dr Piotr Jabłoński, dyrektor Krajowego Biura ds. Przeciwdziałania Narkomanii: – 8% dorosłych Polaków deklaruje, że zna kogoś, kto w ciągu ostatnich 12 miesięcy kierował samochodem (lub innym pojazdem mechanicznym – przyp. red.) po alkoholu. Częściej takie deklaracje składają mężczyźni (11%), rzadziej kobiety (6%).

Ba, 2% deklaruje, że zna osoby, które prowadziły pod wpływem marihuany i/lub haszyszu, a po 1% – amfetaminy i dopalaczy. – Dodatkowo 2% przyznaje, że zna ludzi, którzy robili to pod wpływem leków mogących zaburzać świadomość – dodaje dr Jabłoński.

Co tak rozzuchwala Polaków? Przede wszystkim poczucie bezkarności („Policyjne testy wykrywają jedynie 5-6 najpopularniejszych substancji”). Poza tym rozpowszechnione w mediach społecznościowych informacje, jak zamaskować picie alkoholu, by np. siąść za kółko („Efekt odurzenia mają znosić amfetamina czy metaamfetamina”). Zresztą mamy tego przykład z ostatnich tygodni: 40-latek na A4, na pasie w kierunku Rzeszowa, powoduje wypadek, testy wykażą potem u niego obecność i alkoholu, i narkotyków. O jazdę pod wpływem kilku substancji odurzających podejrzewany był także Kamil Durczok, który na drodze krajowej pod Piotrkowem Trybunalskim doprowadził do kolizji. Prokuratura wyklucza u niego „obecność substancji o charakterze narkotycznym”. Nie chce jednak komentować medialnych doniesień, że we krwi dziennikarza znaleziono „jakieś śladowe ilości leku psychotropowego” („Kwestia zażywania leków to prywatna sprawa”).

Tylko jedno piwko

„Jestem zaprawiony w boju”, „Nie wierzę w statystyki”, „To tylko jedno piwko” – kierowcy po alkoholu stosują cały system racjonalizacji. To przede wszystkim młodzi – między 25. a 39. rokiem życia (43%), rzadziej między 40. a 59. (28,8%). Głównie z województw śląskiego (12,5 tys.) i małopolskiego (9 tys.). Co też wiadomo z danych KGP, najwięcej wypadków powodują w kwietniu i sierpniu (po 11,2%). Przyczynami są niedostosowanie prędkości (50,9%), nieustąpienia pierwszeństwa (10%) i niezachowanie bezpiecznej odległości (4,8%).

Gdy jadą na podwójnym gazie, nierzadko tłumaczą: „Nie było komu mnie odwieźć”, „To tylko na chwilę, o tu, na stację”, „Zaraz wracam, to po dziecko”. Albo: „A bo się pokłóciłem z żoną/mężem i potrzebowałem/potrzebowałam się odstresować”. Wydaje im się, że są nieśmiertelni. Ba, są tego nawet pewni – podobnie jak tego, że lepiej się prowadzi po alkoholu. „Mnie to nie przeszkadza, bo już tak robiłem”, „Przecież dobry ze mnie kierowca” czy „To w końcu tylko lokalny przejazd”.

Policja nie przypomina sobie przypadków, żeby kierowca przyznał się, że zawinił. „Co się stało?! Przecież jadę bezpiecznie!”, „No dobra, wypiłem. I co z tego?” albo „Najadłem się kwaśnych jabłek”, można wtedy usłyszeć.

Tymczasem jazda w stanie nietrzeźwym jest w Polsce przestępstwem z art. 178a par. 1 kk, grozi za to do dwóch lat więzienia. Tyle teoria. W praktyce sądy skazały z tego powodu jedynie ok. 48 tys. osób, ale co piątej wyrok zawiesiły. Za kratami znalazło się 660 osób, a najwyższa kara spotkała jedynie osiem osób (dane za 2017 r.). Z reguły karano grzywną – najniższą z możliwych, czyli do 1 tys. zł.

Na trzech oponach

Podlaskie. Policja po pościgu zatrzymuje nietrzeźwego kierowcę. Ma prawie 3 promile alkoholu we krwi, wcześniej jedzie zygzakiem. Po sprawdzeniu w bazie danych okazuje się, że od 2013 r. obowiązuje go zakaz prowadzenia pojazdów.

Śląskie. Nietrzeźwy kierowca (2 promile) jeździ samochodem po górskich szlakach, na koniec auto stacza się ze skarpy. Zakaz siadania za kółkiem od grudnia. Małopolskie. Pijany pędzi po mieście na trzech oponach. Też z zakazem.

I najgłośniejszy przypadek. Z Kamienia Pomorskiego. 26-latek wjeżdża w grupę osób na deptaku. Jest pijany i po narkotykach. Bez okularów, choć ma obowiązek ich noszenia. Osiem lat wcześniej odpowiadał za jazdę po alkoholu i na rok stracił prawo jazdy, co również nie niepokoi pasażerki. Dopiero kiedy okazuje się, że zginęło sześć osób, w tym dziecko, rząd zaczyna się przyglądać bezpieczeństwu na drogach.

– Natychmiast pojawiły się różne propozycje. Wskazywano m.in. obowiązek posiadania w samochodzie urządzenia do kontroli stanu trzeźwości. Skończyło się jak zwykle, wprowadzono wyższe kary za jazdę pod wpływem alkoholu – przypomina Ilona Buttler z Instytutu Transportu Samochodowego. Kara dla kierowcy, który po raz pierwszy został zatrzymany za jazdę w stanie nietrzeźwości, miała wynosić 5 tys. zł, a dwa razy tyle, gdy został on zatrzymany po raz drugi. Jeżeli z kolei spowodował wypadek z ofiarami w ludziach (zabici lub ciężko ranni), sąd obligatoryjnie orzeka nawiązkę w wysokości nie mniejszej niż 10 tys. zł.

Zaostrzono też przepisy dotyczące zakazu prowadzenia pojazdu. Po zmianach okres ten wynosi 3-15 lat (poprzednio 1-10 lat) w przypadku pierwszego przestępstwa, a gdy kierowca zostanie zatrzymany ponownie z tego samego powodu – traci prawo jazdy dożywotnio. – Warto przypomnieć, że poprzednio dożywotnio tracili prawo jazdy jedynie kierowcy, którzy w stanie nietrzeźwości spowodowali wypadek z ofiarami śmiertelnymi i/lub ciężko rannymi – dopowiada specjalistka z ITS.

W nowych przepisach pojawiła się dodatkowo możliwość stosowania blokad alkoholowych. Ilona Buttler: – Po upływie co najmniej połowy orzeczonego zakazu prowadzenia pojazdów kierowca może wystąpić do sądu o zgodę na prowadzenie pojazdu z blokadą alkoholową. Oznacza to, że przed każdym uruchomieniem silnika musi się poddać kontroli stanu trzeźwości. Jeżeli wypił alkohol, silnik nie zostanie uruchomiony. Gdy zakaz prowadzenia pojazdów orzeczono dożywotnio, kierowca może się ubiegać o możliwość prowadzenia pojazdu z blokadą, ale dopiero po upływie co najmniej 10 lat.

Zmiany w przepisach Kodeksu karnego wprowadzono w maju 2015 r., jednak wiele wskazuje, że wpływ na ograniczenie liczby pijanych kierowców miały mniejszy, niż się spodziewano, zastrzega ITS. Dlatego po raz kolejny niektóre zapisy zostały zaostrzone w 2018 r.

Prawo na siłę nie robi przestępców

„Nie no, Polska ma w tej chwili jedne z najbardziej restrykcyjnych przepisów dotyczących pijanych za kółkiem”, ironizują eksperci. Przypominają, że niebawem minie 20 lat od ostatniej podwyżki mandatów.

Kierowcy z kolei próbują zdefiniować pojęcie „pijany kierowca”. „Bo jest spora różnica pomiędzy takim, co ma 0,3, a np. 2,5. A mam wrażenie, że wszyscy są wrzucani do jednego worka. W krajach anglosaskich dopuszczalne jest 0,5 – ilu tam dopiero jeździ pijanych”, przekonują jedni, podczas gdy drudzy piszą wprost: „Dopuszczalne stężenia alkoholu są w Polsce niezwykle niskie. W innych krajach te normy są na sporo wyższym poziomie i sytuacja ta powoduje, że prawo na siłę nie robi z ludzi przestępców”.

Wpisy się mnożą, podobnie jak pomysły na zmniejszenie liczby pijanych kierowców na drogach. Rozwiązania problemu jednak brakuje. Co mogłoby nim być? Ilona Butler: – Na pewno zwiększenie skuteczności dotychczas stosowanych metod prewencyjnych, upowszechnienie blokad alkoholowych np. w pojazdach przewożących ludzi i towary, większe zaangażowanie użytkowników dróg w ujawnianie przypadków prowadzenia pojazdów pod wpływem alkoholu, rozwój usług transportowych umożliwiających rozwożenie nietrzeźwych kierowców do domów…

Jacek Santorski: – Lubiłbym, żeby Polacy w sprawach dotyczących bezpieczeństwa na drogach mieli wspólny front.

Dr Piotr Jabłoński: – Ideałem byłoby nie tylko podniesienie kar, ale przede wszystkim uczynienie prawa bezwzględnie egzekwowanym. Droga do skuteczności wiedzie poprzez zwiększone kontrole policji, wyposażenie jej w zaawansowane narzędzia diagnostyczne – nie tylko chemiczne – do badania kierowców i przez powszechną edukację społeczną. Chodziłoby o pokazanie, że prawo nie jest pustym zapisem, a racji bytu nie mają stwierdzenia: mnie nie złapią, będę sprytniejszy, policja nie ma testów. W skrócie: wszyscy są frajerami, a ja jestem cwany.

Agata Gajos: – Kara powinna być nie tylko dotkliwa, ale przede wszystkim nieuchronna i natychmiastowa. Żeby nie było tak, że a to alkomat był niesprawny, a to pomiar niemiarodajny, więc będę się odwoływać przez lata i nie poniosę konsekwencji.

Na pytanie, czy wzorem miałaby dla nas się stać Skandynawia, Agata Gajos odpowiada: – Dlaczego nie, tym bardziej że pomysłów im nie brakuje. W Norwegii np. karę wylicza się na podstawie miesięcznych zarobków sprawcy. Im są wyższe, tym wyższy mandat. Nawet półtorej pensji, co ma skutecznie odstraszać recydywistów. Ci, którzy unikają płacenia kar, mogą trafić do więzienia nawet na 150 dni. Z kolei w Danii za jazdę po alkoholu traci się nie tylko prawo jazdy, ale i samochód. Ten trafia potem na licytację. Nie, kierowca nie ma możliwości odzyskania auta.

Czy w Polsce to by przeszło? – Nawet tego próbowano – wzdycha Agata Gajos – ale padały argumenty: to samochód nie samego kierowcy, lecz całej rodziny. Jak on będzie żył? Jak zarobi na dzieci? Nikt nie patrzył na to, że świadomie podjął decyzję, że siada za kółko pod wpływem. Przecież są dowody na to, jak alkohol wpływa na kierowcę.

Jeszcze wcześniej zgłaszane były inne propozycje: publikowanie zdjęć pijanych kierowców, ujawnianie ich nazwisk i wprowadzenie pojęcia „stan nietrzeźwości w stopniu wysokim”. Wszystkie odrzucano („Projektodawca strzela za daleko sankcją”, przekonywał podczas debaty sejmowej ówczesny wiceminister sprawiedliwości Michał Królikowski).

Eksperci nie zamierzają jednak rezygnować. Zwłaszcza że wiedzą teraz i to, że z winy nietrzeźwych kierowców zwiększyła się w tym roku liczba rannych na drogach – o 25% (to już prawie 1 tys. osób). Dr Piotr Jabłoński: – Po raz pierwszy planujemy rozpisać konkurs na nowy typ kampanii. Ma być skierowana nie tyle do kierowców, ile do pasażerów lub świadków niebezpiecznych zachowań. Start jeszcze w tym roku.

Fot. Adam Staskiewicz/East News

Wydanie: 2019, 37/2019

Kategorie: Kraj

Komentarze

  1. ireneusz50
    ireneusz50 11 września, 2019, 16:39

    polska to kraj ludzi pozbawionych wyobraźni, debilem jest ksiądz, ale i polityk, policjant, sędzia czy znana osobistość, to jest wszystko bydło z pochodzeniem z rynsztoka, co skutkuje brakiem szacunku dla zasad współżycia społecznego, schlanie sie jak świnia, nie przynosi żadnej ujmy, wręcz przeciwnie, pamiętamy Durczoka, Cimoszewicza, ale i znany dziennikarz, i wiele bardzo szacownych osób.

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy