Nabrani na opiekę

Nabrani na opiekę

Mieszkańcy domu opieki dowiedzieli się, że pieniądze, które wpłacali na własne mieszkania, to darowizna dla parafii

– Trzeba mieć ideę i umieć ją zrealizować – przekonywał parafian w 1992 r. ksiądz Julian N. Wtedy jeszcze proboszcz gdańskiej parafii pw. św. Kazimierza. Z parafii można było wziąć kolorowy folder. „Dom przeznaczony jest zarówno dla osób samotnych, jak i małżeństw, które mogą zakupić jedno bądź dwa mieszkania, każde o pow. 30 m kw., w zależności od swoich potrzeb”, głosił tekst reklamowy. Ze zdjęć uśmiechał się ks. Julian pochylony nad starszym panem na wózku inwalidzkim. Dziś przed sądem ks. Julian N. zeznaje, że nie miał wpływu na treść tego folderu i parafia nie jest autorem tekstu. Twierdzi też, że nigdy nikomu nie obiecywał mieszkań na własność. Ale wielu pensjonariuszy Domu Opieki Złota Jesień – nie tylko ci, którzy przed sądem domagają się zwrotu pieniędzy wraz z odsetkami albo uznania ich za właścicieli mieszkań – opowiada zgoła inne historie. Godzą się na rozmowę, tylko pod warunkiem że nie podam ich nazwisk. – Jak się nie bać, jeżeli 84-letni człowiek dostaje wypowiedzenie i ma się przeprowadzać nie wiadomo dokąd w ciągu miesiąca? – tłumaczą. Mówią też, że mają dość pohukiwań księdza wołającego z ambony, że wbili mu nóż w plecy i że do nieba idzie się tylko za dobre uczynki.

Darowizna z musu
Skusiła ich obietnica stałej opieki. Sprzedali swoje mieszkania lub oddali je dzieciom i wnukom. W połowie lat 90. płacili najpierw 500 zł, później 700 zł za metr kw. Wówczas była to średnia rynkowa cena mieszkania własnościowego w Gdańsku. Mieszkania miały mieć powierzchnię 30 m kw., ale okazało się, że są o 7–8 m mniejsze. Zaczęły się nieporozumienia z ks. Julianem N., od którego domagali się rozliczeń. Dowiedzieli się też, że pieniądze, które – jak sądzili – wpłacają na własne mieszkania, to darowizna dla parafii. Ostatnie raty wpłacali w banku, gdzie parafia miała konto. Tam kasjerka w okienku poinformowała ich, że jeśli na blankiecie wpłat nie dopiszą „darowizna dla parafii”, pieniędzy nie przyjmie. Wielu się ugięło, inni się upierali. Jedna z mieszkanek poszła później z tą „darowizną” do urzędu skarbowego, żeby odpisać sobie od podatku. Dowiedziała się, że nie może być mowy o darowiźnie, skoro w zamian otrzymała mieszkanie.
Wciąż jednak nie mogę zrozumieć, dlaczego podpisali umowy, w których są określeni mianem „lokatorów”, skoro byli przekonani, że wpłacają pieniądze na własne mieszkania.
– Takie umowy dostaliśmy – tłumaczą – mogliśmy podpisać albo te, albo… żadne. Poza tym zaufaliśmy księdzu! – powtarzają.
Niemal na każdej widnieje inny dopisek. Komuś udało się wywalczyć u księdza dopisanie do umowy żony, komuś córki czy syna. Jedna z mieszkanek wymogła na księdzu podpis pod oświadczeniem na umowie wstępnej, że pieniądze wpłaciła na własnościowe mieszkanie. To było jeszcze w 1995 r., trzy lata przed wprowadzeniem się do domu w Gdańsku na ul. Hynka 12.
– Te umowy były nazwane standardowymi, ale żadnych standardów nie trzymają – tłumaczy Lech Toporek, pełnomocnik mieszkańców skarżących parafię. – Nazywa się ich „lokatorami”, oczywiście w cudzysłowie, ale w tej samej umowie umieszcza się cenę za 1 m kw. mieszkania i określa wielkość. Teraz ksiądz tłumaczy, że pieniądze wpłacali na opiekę medyczną, kiedy już będą obłożnie chorzy. Ale fizycznie taki medyczny fundusz nie istnieje.
Najbardziej rozżaleni są brakiem opieki medycznej, którą im obiecywano. Pokazują zakryte obrazami dziury w ścianie ze sterczącymi kablami, gdzie miały być dzwonki wzywające pielęgniarki. – To miał być dom środowiskowo-rodzinny dla starszych ludzi, a nie dom opieki społecznej i dla obłożnie chorych. Oszukano nas – twierdzą.
W Domu Opieki Złota Jesień na parterze mieszkają ludzie obłożnie chorzy. – To zakład opiekuńczo-pielęgnacyjny. Przebywa tu około 40 osób, na jednej zmianie pracują cztery pielęgniarki, na noc zostaje jedna – tłumaczy kierownik administracji. Aby podać mi te informacje, musiał uzyskać zgodę ks. Juliana N., dyrektora i kapelana domu. Zastrzega, że zakład nie spełnia roli hospicjum, tylko oddziału dla osób wymagających stałej opieki, która kosztuje tu miesięcznie około 1,6 tys. zł. Na trzecim piętrze mieszka 28 osób skierowanych do Złotej Jesieni przez Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej w Gdańsku. Miesięczny pobyt kosztuje 1970 zł.
– Zatrudniamy sześć pielęgniarek na pełnych etatach – wyjaśnia Wiesława Olsza, kierowniczka DPS w Złotej Jesieni. Jest oburzona stwierdzeniami, że dla 45 „lokatorów”, mieszkających w większości na drugim piętrze, nie ma opieki. – Mogą w każdej chwili zadzwonić po pielęgniarki z dołu albo z trzeciego piętra. Na dole są też specjalistyczny gabinet lekarski i sala gimnastyczna – tłumaczy Wiesława Olsza, przekazując mi pismo protestacyjne w obronie ks. Juliana N., podpisane przez personel, wolontariuszy i samorząd domu: Wacława Helińskiego, Wiesława Gawrońskiego, Ewę Morawską, Janinę Turowską, Irenę Boską, Emilię Koper i Alicję Malec.
Moi rozmówcy twierdzą jednak, że oni z tej opieki praktycznie korzystać nie mogą. – Moja żona już nie żyje. Wprowadziliśmy się tu razem. Chorowała na raka, a ja byłem zrozpaczony i nie umiałem się nią zajmować. Wynajmowałem pielęgniarki, płaciłem za lekarza i wzywałem pogotowie – opowiada jeden z mieszkańców. Kolejny mówi o miłej i uczynnej pielęgniarce, która wezwana przez niego na pomoc do podniesienia sparaliżowanej żony przyszła niemal natychmiast. – Co z tego, skoro dosłownie za minutę musiała biec na dół. Zadzwonił po nią telefon komórkowy – dodaje.
Na rozprawie sądowej podano nazwisko emerytowanej lekarki, która miała opiekować się „całodobowo” lokatorami z drugiego piętra. Opiekuje się, ale z życzliwości, bo nikt jej za to nie płaci. Jest tylko mieszkanką domu. Gabinet lekarski, na którym wisi tabliczka z nazwiskami kilku specjalistów i godzinami przyjęć (godzinę lub dwie w tygodniu), jest zamknięty w ciągu kolejnych trzech dni, kiedy odwiedzam dom. Zamknięte są też niewielka sala gimnastyczna oraz klubokawiarnia mieszcząca się tuż pod pokojami dla chorych. Otwarte przez cały czas są drzwi do kaplicy zbudowanej ze składek mieszkańców. Z boku wisi mała tabliczka z podziękowaniami dla ks. Mieczysława. – To miejsce powstało dzięki jego staraniom, póki on był tu kapelanem, było znośnie. Złoty człowiek. Od razu rozliczył się z nami z każdej złotówki – wyjaśnia pan Zbigniew.
– Teraz trudno tu żyć – wtórują mu kolejne osoby – ciągłe awantury, stres. Jeden mieszkaniec się powiesił.
– Moi klienci zgodnie twierdzą, że gdyby od początku wiedzieli, iż nie będą właścicielami tych mieszkań i że nie mają co oczekiwać opieki, nigdy nie sprzedaliby swoich lokali – podsumowuje Lech Toporek.

Prawda wyjdzie na jaw
Mieszkańcy, którzy skarżą parafię, byli także na rozmowie u ks. Leszka Laskowskiego, nowego proboszcza: – W pierwszym tygodniu mojej pracy – mówi ksiądz – osoby te przyszły się przedstawić i poinformować, że kierują sprawę przeciwko parafii do sądu. Wśród poruszonych problemów zaszokowało mnie stwierdzenie, że w Złotej Jesieni przeszkadzają im ludzie ciężko chorzy. Mówili, że miał to być dom rodzinny i wprowadzili się tam nie po to, żeby patrzeć na ludzi chorych. A przecież oni także mogą kiedyś zachorować i te pieniądze wpłacali właśnie po to, żeby mieć później bezpłatną opiekę. Nikt nigdy nie obiecywał im mieszkań na własność, bo tak nie działa żaden dom opieki. Gdyby byli właścicielami, mogliby swoje lokale wynająć albo przekazać rodzinie. Co wtedy zostałoby z idei tego domu?
Proboszcz nie dziwi się, że lokatorzy skarżący parafię otrzymali wypowiedzenia. – Osoby te albo mają mieszkania własnościowe, albo przez kilka lat nie płaciły czynszu. (Niektórzy uiszczali tylko jego część). Jeżeli nie są zadowolone z pobytu, mogą przenieść się gdzie indziej, otrzymają zwrot wpłaconych pieniędzy. Bez odsetek – deklaruje ks. Laskowski.
Czynsz w podstawowym wymiarze płacił jeden z mieszkańców, choć zamiast 30 m kw. otrzymał maleńkie pomieszczenie, które nazywa magazynowym. Dwie osoby mają mieszkania własnościowe. – W testamencie zapisane mieszkającym w nich dzieciom i wnukom – irytują się. – A księdzu, który przecież mieszka w Złotej Jesieni, nikt nie liczy mieszkań otrzymanych od starszych ludzi jako darowizna dla parafii w zamian za pobyt na Hynka – odpiera zarzuty pan Stanisław.
Dwie mieszkanki były też w kurii. – Wysłuchałem ich, ale nie mogę ingerować w ten konflikt, bo trwa sprawa sądowa. Jestem przekonany, że prawda wyjdzie na jaw – mówi ks. kanclerz Stanisław Zięba.
Parafia pw. św. Kazimierza otrzymała od miasta nieodpłatnie w wieczyste użytkowanie trzy działki o łącznej powierzchni ponad hektara. Na cele charytatywne. Zgodnie z założeniami inwestycji funkcjonuje tylko dom Złota Jesień (choć i tam opieka jest przecież płatna), otoczony niewielkim pasem zieleni. Ale zamiast ogrodu urządzono strzeżony, płatny parking na kilkaset samochodów. Czwartą działkę (wielkości niemal 2 ha) parafia otrzymała w dzierżawę do 2003 r. na cele rekreacyjno-sportowe. Na niej też jest płatny parking. – Zgodnie z planem ta ostatnia działka jest przeznaczona na cele oświatowe. Parafia wystąpiła o nieodpłatne przekazanie tej działki w wieczystą dzierżawę, ale musieliśmy odmówić. Nikt nam przecież nie zagwarantuje, że jeśli zbuduje tam szkołę, to nie będzie pobierał czesnego. Działkę będzie można nabyć jedynie w drodze przetargu, który zostanie wkrótce rozpisany – zapewnia Wiesław Bielawski, wiceprezydent miasta Gdańska ds. polityki przestrzennej.
Dom i przyległa działka są własnością parafii, ale w kwietniu 1998 r. zawarto umowę pomiędzy parafią pw. św. Kazimierza, którą reprezentował wówczas jako proboszcz ks. Julian N., a Stowarzyszeniem Domu Opieki Złota Jesień, reprezentowanym przez wiceprezesa (prezesem stowarzyszenia był także ks. Julian N.). Na mocy tej umowy parafia zezwala stowarzyszeniu na bezpłatne użytkowanie domu, a w załącznikach określono liczbę mieszkań, ich powierzchnię oraz cele, jakie musi spełniać placówka, dołączono statut i regulamin. Ale w kolejnej umowie, zawartej w lipcu 1998 r., która przekazuje zarządzanie Złotą Jesienią stowarzyszeniu, nie ma już liczby mieszkań.
– Kto się zorientuje w sytuacji tego domu, kiedy umrzemy za 10-15 lat? – pyta pan Zbigniew. – Wprowadzą się tu rynkowi klienci, którzy będą słono płacić za opiekę. Po nas ślad zaginie.
Duńczycy przekazali parafii nieodpłatnie projekt domu, Fundacja Współpracy Polsko-Niemieckiej – część funduszy. Ufundowano im tuż przed wejściem do domu dwie pamiątkowe tablice. Lokatorom, którzy – jak wynika z podpisanych umów – przekazali wspólnie niemal 2 mln zł, nikt pamiątek nie zafundował.

dziennikarka „Głosu Wybrzeża”

Imiona bohaterów reportażu na ich prośbę zostały zmienione.

 

Wydanie: 2003, 28/2003

Kategorie: Kraj

Komentarze

  1. Barbara Szymańska
    Barbara Szymańska 24 lutego, 2017, 19:03

    Wierzę w 100% w ten komentarz.Obecnie ksiądz Julian Noga dalej zarządza tym „Domem Opieki”.W czasie obchodzenia przy okazji kolędy po różnych osiedlach zaprasza starsze osoby do przeniesienia się do swojego domu opieki w zamian za przekazanie na rzecz stowarzyszenia mieszkania.Obiecuje supr warunki . Oddałam tam nie znając prawdy o tym domu mojego ojca.
    Warunki bytu okropne.W pokojach o pow. ok. 17m kw. w większości pokoi mieszkają po trzy osoby.
    Ludzie leżą w pokojach.Opieka polega na podstawieniu jedzenia i podaniu leków.Wyżywienie pozbawione witamin .Jałowe zupy na wodzie kotlet mielony wypełniony marchewką , często podroby bo najtańsze.Pracownicy nie chcą się przemaczać narzekają po cichu na zarobki.Boją się oficjalnie coś powiedzieć bo ksiądz zaraz zwolni .Skąd te pozytywne komentarze na stronie domu opieki kto tak kłamie.Gdzie są prawdziwe opinie?Pan Ksiądz to przede wszystkim biznesmen a ksiądz tylko w czasie odprawiania mszy.Długo by opisywać .Jak chcecie przekonajcie się sami.Jak macie starszych dziadów co za długo żyją unieście ich w Domu Opieki Złota Jesień .

    Odpowiedz na ten komentarz
  2. arek
    arek 3 stycznia, 2018, 14:22

    STANOWCZO ODRADZAM pomoc dla Domu Pomocy Społecznej Złota Jesień (3 piętro) w Gdańsku ul.Hynka 12 bo nie pewności ze ta pomoc trafi do mieszkańców oto dlaczego :

    Mam na imię Arkadiusz , co roku staram się być Świętym Mikołajem,
    robię to anonimowo nie chce rozgłosu. W tym roku chciałem zrobić prezent mieszkańcom Domu Pomocy Społecznej Złota Jesień (3 piętro)
    Miałby to skromny prezent w postaci czekolady i siateczki mandarynek dla każdego mieszkańca ale sprezentowany ze szczerego serca.

    zadzwoniłem do p.socjalnej i wyjaśniłem sprawę p.socjalna ucieszyła się ,zapytałem ilu jest mieszkańców powiedziała ze 46 powiedziałem ze zamówię 47 kompletów jeden więcej dla osób które będą roznosić te paczki,powiedziałem ze paczki przyjadą 23 grudnia 2017 r. o godzinie 15.

    wszystko ok, ale okazało się ze 47 kg. mandarynek trzeba spakować bo są w skrzynkach,sklep zapewnił mi 47 reklamówek świątecznych zadzwoniłem do dpsu i zapytałem czy nie będzie problemu zapakować mandarynki p.pielęgniarka bo do niej się dodzwoniłem powiedziała ze zapakują poprosiłem żeby dać te paczki po kolacji żeby mieszkańcy wiedzieli ze to paczka od Mikołaja i tu się pojawił problem bo p.pielęgniarka powiedziała podniesionym głosem „a co to za różnica czy przed czy po kolacji”
    dla mnie była różnica wiec zadzwoniłem do p.socjalnej pani powiedziała ze się wszystkim zajmie

    24 grudnia wigilia ,mam 3 osoby znajome w dpsie po godzinie 18 zadzwoniłem do jednej z nich i zapytałem czy dostał cos od Mikołaja okazało się że nic nie dostał
    jedna z pozostałych dwóch też nic nie dostała , a trzecia dostała na kolacje 5 mandarynek (nie był to kilogram) i czekoladę

    musiałem poczekać aż miną święta i zadzwoniłem do p.oddziałowej bo nikt inny nie odbierał powiedziała ze osoby lezące których jest ponad 35 nie dostały mandarynek ponieważ by zjedli wszystko na raz (nie dziwie się bo słyszałem o mizernych porcjach jedzenia) i PANI Z KUCHNI ZADECYDOWAŁA` !!! ze będą dostawały po trochu w sumie nie dostały nic

    mój znajomy usłyszał od opiekunki jak bardzo najadła się mandarynek.
    zapytał p.oddziałowa co się stało z mandarynkami powiedziała ze wszyscy dostali powiedział ze on nie p.oddziałowa poszła do kuchni i po chwili pani z kuchni bardzo zdenerwowana przyniosła mu i drugiemu panu po siatce mandarynek i czekoladzie ze słowami „podobna ktoś tu nie dostał mandarynek” zwykła bezczelność.Moj znajomy zapytał co się stało z 30 kilogramami mandarynek bo inni mieszkańcy ich nie dostali p.oddziałowa powiedziała ze mandarynki trzeba było przebierać bo zaczęły gnić !!!
    a czekolady co stało się czekoladami ? tego nie wie nikt

    dlatego pomoc STANOWCZO ODRADZAM pomoc dla Domu Pomocy Społecznej Złota Jesień (3 piętro) nie pewności ze ta pomoc trafi do mieszkańców

    Odpowiedz na ten komentarz
  3. Zofia Gosz
    Zofia Gosz 20 marca, 2019, 12:38

    Wszędzie w każdym kraju gdzie są prywatne domy stacjonarnej opieki są odpłatne. Przecież nikt na nie nie łoży. Dla prywatnych budżet Państwa nie daje pieniędzy. Widziałam jak funkcjonują takie domy w Danii, w Anglii na przykład. Są to zazwyczaj nieduże pomieszczenia, skromne lecz schludne. Każdy dobrowolnie oddaje tam swoje rodziny. Tak jest i w innych domach tego typu w Polsce o których słyszy się niejednokrotnie w telewizji. W tym domu wg mnie są dobre warunki, bowiem są tam lekarze różnych specjalności, rehabilitanci itd. w razie każdej potrzeby. Jest też Kaplica, która dla co najmniej części jest bardzo ważna. Na pewno nie ma takiej atmosfery jak domowa, bo nie ma na co dzień rodziny, stąd też może wynikać pewna frustracja podopiecznych. Co do np. jedzenia – przecież MOPS tego musi pilnować i są instytucje które menu zatwierdzają i powinni kontrolować. Uważam tak jak w każdym domu, jednemu odpowiada obiad na przykład innemu nie. Są to warunki ogólnie znormalizowane dla takiego zbiorowego pobytu. Tak jest, a co najmniej podobnie -w każdym kraju. Jest to DOM na wzór Duński.

    Odpowiedz na ten komentarz
  4. Anonim
    Anonim 18 lipca, 2019, 21:57

    A ja słyszałam, że pobyt w domu opieki „Złota Jesień” jest wspaniały. Wiem to od osoby, której ojciec tam przebywał. Pokoje czyste, jednoosobowe lub dwuosobowe, dobre jedzenie i dobra opieka. Więc czego chcieć jeszcze ??? Ci ludzie, którzy przekazali swoje mieszkania jako darowiznę w zamian za możliwość pobytu, powinni dziękować Bogu, że jest taka możliwość i nie wnosić niesłusznych pretensji. Najgorsza jest bowiem samotna starość bez rodziny, bez pomocy.

    Odpowiedz na ten komentarz
    • Stefan Nawojski
      Stefan Nawojski 19 sierpnia, 2020, 22:58

      och jak dobrze pani Anonim się poinformowała, co prawda nie naocznie ale przecież od osoby która zna osobę, a tamta inna osobę która słyszała że podobno tam jest istny raj. Wszyscy inni którzy twierdzą inaczej, oczywiście kłamią. Brawo brawo pani Anonim ! Toć 3 osoby na 17 m.kw. mają i tak zbyt duży luksus i dlatego oddawali mandarynki pani kucharce oraz czekoladę pielęgniarce. Bo im za dobrze jest. Ale leżąc ściśnięci jak śledzie przynajmniej nie czują się samotni, bo to wg pani Anonim najważniejsze jest. Niech także podziękują bogu że pielęgniarka zeżarła ich świąteczną czekoladę, bo mogli by zatwardzenia dostać.

      Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy