Nabrani na polisy

Nabrani na polisy

Towarzystwa ubezpieczeniowe oszukały milion Polaków

Oto jak towarzystwa ubezpieczeniowe gospodarują powierzonymi im pieniędzmi. Nasz czytelnik przez trzy lata wpłacił na polisę posagową córki 18 tys. zł. Towarzystwo, siłami najlepszych fachowców od inwestycji finansowych, środki te miało pomnażać. I pomnożyło. Po czterech latach ów 18-tysięczny kapitał zarządzany przez specjalistów przyniósł aż 244 zł zysku. Trudno o gorszą inwestycję finansową. Nawet przy obecnym, zbójecko zaniżanym przez banki, oprocentowaniu rocznych wkładów, które wynosi najwyżej ok. 7%, owe 18 tys. zł przyniosłoby po trzech latach 3241 zł czystego zysku (po odliczeniu podatku). Obywatel, który tak niefortunnie zatroszczył się o los potomstwa, musi brnąć dalej. Towarzystwo wyliczyło bowiem, że jeśli rozwiąże umowę, dostanie z powrotem niespełna 20% wpłaconej sumy.
Ów rodzic i tak ma szczęście. Inny pechowiec, który zawarł polisę na życie, mającą także element inwestycyjny (czyli ubezpieczyciel miał inwestować część jego składki, by, naturalnie, ją mnożyć), w ciągu czterech lat zdążył wpłacić 8 tys. zł. Ale jego oszczędności w wyniku działań firmy ubezpieczeniowej stopniały do ok. 3,9 tys. zł. Kolejny nieszczęśnik wykupił 20-letnią polisę emerytalną, przez trzy lata płacił 150 zł miesięcznie. Gdy dowiedział się, że na koncie ma ok. 30% wpłaconej sumy, zdesperowany rozwiązał umowę. Dostał 980 zł. Podobnych przykładów można podać setki tysięcy, bo niemal każde towarzystwo ubezpieczeniowe w Polsce bezwzględnie łupi swoich klientów.
– Nie liczy się dobro ubezpieczonego, lecz wyłącznie maksymalizacja zysku. Firmy ubezpieczeniowe prowadzą w Polsce rabunkową gospodarkę i stosują zasadę zbierania wszelkimi sposobami jak największych składek, a wypłacania jak najmniej. Z premedytacją wciskają klientom kit. Teraz ludziom, którym wciśnięto ubezpieczeniowe buble, otworzyły się oczy i zachwiane zostało zaufanie do całego rynku ubezpieczeniowego – twierdzi prof. Romuald Holly, dyrektor Krajowego Instytutu Ubezpieczeń.
Skutek – coraz więcej zawiedzionych klientów rezygnuje z indywidualnego ubezpieczenia na życie z funduszem inwestycyjnym. W 2001 r. liczba anulowanych polis wzrosła prawie czterokrotnie (patrz tabela). Można zaś szacować, że polis martwych, na które ludzie przestali wpłacać składki, nie rozwiązując jednak formalnie umowy, jest ponad półtora miliona.
– Ubezpieczenia z funduszem inwestycyjnym były w Polsce szlagierem. W innych państwach nie zdobyły takiej popularności. U nas jednak prowadzono działania niemal zbrodnicze, mówiąc ludziom, że ubezpieczenie na życie z funduszem inwestycyjnym to co najmniej to samo co lokata bankowa albo i lepiej – dodaje Andrzej Mikusz z Komisji Nadzoru Ubezpieczeń i Funduszy Emerytalnych.

W biurze Rzecznika Ubezpieczonych przybywa listów od rozczarowanych, niekiedy zrozpaczonych ludzi skarżących się, że zostali oszukani przez ubezpieczycieli.
Parę pierwszych z brzegu przykładów: cztery lata oszczędzania z polisą inwestycyjną. Efekt? Z 7547 zł wpłaconych składek zostało 3,5 tys. zł. Cztery i pół roku inwestowania – wpłacono 8310 zł, zostało – 3204 zł. Pięć lat inwestowania – suma 5707 zł stopniała do 3716 zł.

Z zimną krwią

Przedstawiciele branży ubezpieczeniowej nie mają sobie nic do zarzucenia. Oczywiste przecież, że muszą odciągać ze składek klientów rozmaite opłaty, z których finansowane jest funkcjonowanie firmy. Po 20, 30 latach zainwestowane środki być może przyniosą satysfakcjonujący dochód – ale trudno oczekiwać, by stało się to już po czterech, pięciu latach.
To, że pieniądze klientów topnieją, jest też spowodowane zahamowaniem rozwoju gospodarczego. W warunkach dekoniunktury trudno inwestować z zyskiem na rynkach finansowych. ING Nationale Nederlanden informuje np., że od września 2001 do września 2002 r. ich fundusz dynamiczny, lokujący środki w akcjach i krótkoterminowych papierach wartościowych, stracił 6,86% wartości. Tzw. fundusz „klik”, zapewniający – jak zachwala ING – bezpieczeństwo ponad 90% kapitału, stracił zaś 3,35%. To i tak nic w porównaniu z Ergo Hestią Życie, której fundusz agresywny stracił w ub.r. 17,2%, czy z funduszem akcji Commercial Union (strata – 18,2%).
A mimo to firmy ubezpieczeniowe ustami swych agentów z zimną krwią obiecują złote góry, wprowadzając ludzi w błąd. Wiadomo, inwestowanie nie jest sztuką łatwą. Ale tracić każdy potrafi. Fachowcom od inwestowania finansowego powierza się zaś pieniądze po to, żeby i w gorszych warunkach potrafili zarabiać – tymczasem kompletnie tego nie umieją (przynajmniej jeśli chodzi o pieniądze klientów).
Jednak o własne dochody towarzystwa ubezpieczeniowe potrafią dbać bardzo dobrze. Opłat jest bowiem bez liku – administracyjna, manipulacyjna, za ryzyko, za zarządzanie, alokacyjna, akwizycyjna… Towarzystwa ubezpieczeniowe stosują tu najrozmaitsze nazwy, nie informując swych klientów o wszystkich rodzajach „tytułów płatniczych” i łącznej ich wysokości. – My nie jesteśmy przecież ZUS-em, pomocą społeczną czy instytucją charytatywną, mamy wypracować zyski dla naszych akcjonariuszy – mówi Ryszard Karpowicz, wiceprezes Gerling Życie.
Towarzystwa dobrze wiedzą, że klienci, którzy pojmą, jak bardzo są naciągani, będą protestować i próbować rozwiązywania umów. Dlatego więc anulowanie polisy wiążą z wysokimi potrąceniami (tzw. opłata likwidacyjna). Ten, kto rezygnuje z polisy po dwóch latach, z reguły nie dostanie ani grosza z tego, co zainwestował. Później – też niewiele.

Nigdy w życiu

A mimo to ludzi przerażonych tym, jak z ich kapitałami postępują firmy ubezpieczeniowe, i pragnących rezygnować, wciąż przybywa. Zdaniem Andrzeja Wojtyńskiego, prezesa Gerling Polska, rozmiary zjawiska wycofywania się z umów nie są do końca znane. Towarzystwa ubezpieczeniowe bardzo niechętnie ujawniają takie dane i możliwie jak najpóźniej uznają polisy za zamknięte.
„Przegląd” dotarł jednak do liczb mówiących, z jakimi towarzystwami rozstajemy się najczęściej (patrz tabela). Lider tej listy, Commercial Union, istotnie nie chwali się liczbą polis na życie anulowanych przez klientów. – Zasady informowania o naszej działalności nie przewidują podawania takich liczb – twierdzi Bohdan Białorucki, rzecznik firmy.
Jarosław Myjak, prezes całej grupy CU w Polsce, uważa, że sektor ubezpieczeń na życie oferujący zarządzanie oszczędnościami jak wszystkie dziedziny gospodarki odczuwa skutki spowolnienia wzrostu i bezrobocia. – Niektórzy klienci rezygnują z ubezpieczenia, bo sytuacja zmusza ich do sięgnięcia po długoterminowe oszczędności. To, że wobec kłopotów w gospodarce i na rynku pracy część klientów ogranicza inwestycje, nie tylko zgromadzone na rachunku polis na życie, jest zjawiskiem normalnym. Żywimy nadzieję, że klienci, których sytuacja zmusza teraz do rozwiązania umów, za pewien czas do nas wrócą – wyjaśnia prezes Myjak.
Czy rzeczywiście wrócą? Marek Nawracaj miał polisę przez pięć lat: – W tym czasie zainwestowałem w Commercial Union 14,7 tys. zł. Liczyłem, że dorobię sobie do emerytury. Gdy stwierdziłem, że pieniędzy nie przybywa, rozwiązałem umowę. Oddano mi 11,8 tys. zł. Gdybym te pieniądze ulokował w banku, miałbym dziś ponad 25 tys. zł. Nigdy nie powtórzę podobnego błędu.
– Czuję się oszukany. To, co mówią agenci, co napisano w ogólnych warunkach umów i rzeczywistość, to trzy różne rzeczy. Agent obiecuje kokosy, zaś ogólnych warunków umowy normalny człowiek nie jest w stanie zrozumieć. W Nationale Nederlanden wykupiłem polisę na życie (z sumą 45 tys. zł) mającą część inwestycyjną. Przez cztery lata zapłaciłem ponad 7,5 tys. zł. Gdy rozwiązałem umowę, oddali 3,7 tys. zł. To przerażające, co oni robią. Mimo długotrwałej korespondencji nikt mi nie wyjaśnił, jak obliczane są koszty towarzystwa. Gdybym w innej firmie ubezpieczeniowej wykupił zwykłą polisę na życie z sumą 45 tys. zł, przez te cztery lata zapłaciłbym tylko 1,6 tys. zł. Resztę sam mógłbym złożyć w banku lub przeznaczyć na zakup obligacji. Jestem takim frajerem, że aż strach – opowiada Michał Lang.
– Polisy z częścią inwestycyjną pojawiły się u nas w latach 90. Polacy słyszeli, że na Zachodzie polisa to majątek, oglądali kryminały, w których mordowano się dla ubezpieczenia, i uwierzyli, że to złoty interes. Ale na Zachodzie ludzie od stu lat stykają się z rozmaitymi produktami ubezpieczeniowymi, mają doświadczenie i potrafią ocenić, co jest dobre. U nas agenci działają wedle zasady „byle sprzedać”, namawiają ludzi do podejmowania w ciągu kilku minut decyzji rodzących skutki przez 20-30 lat – mówi dyr. Krystyna Krawczyk z biura Rzecznika Ubezpieczonych.

Pojedziemy na łów

W dodatku opłaty pobierane od klientów przez towarzystwa ubezpieczeniowe w Polsce są znacznie wyższe niż w państwach Europy Zachodniej. Jak mówi prof. Holly, niektóre polisy mogą tu być nawet pięć razy droższe niż w USA. – Na rozwiniętych, zachodnich rynkach ubezpieczeniowych, gdzie są silne ruchy konsumenckie, takich produktów jak u nas po prostu się nie sprzedaje. W Polsce ciągle mamy greenfield, wolne tereny łowieckie – mówi Adam Sankowski, prezes Izby Pośredników Ubezpieczeniowych i Finansowych.
W porównaniu z liczbą anulowanych polis skarg do Rzecznika Ubezpieczonych napływa wciąż bardzo mało, to sam wierzchołek góry lodowej. Ubezpieczeni najczęściej nie wiedzą o istnieniu urzędu mającego ich chronić. A poza tym w tych sprawach rzecznik niewiele może pomóc. Oczywiście, sąd mógłby towarzystwu wymierzyć karę za naruszenie zapisów w polisie czy w ogólnych warunkach umów, ale rzecz w tym, że formalnie nie są one naruszane. – Te umowy nie mają takich wad prawnych, żeby można było skutecznie je zaskarżyć. Nad ich zapisami siedzieli przecież fachowcy. Jest w umowie czy w ogólnych warunkach sformułowanie, że towarzystwo pobiera opłaty? Jest. A że nigdzie nie napisano, w jakiej wysokości, nie można postawić zarzutu, iż są za wysokie. Jeśli towarzystwo ubezpieczeniowe pisze, że „koszty ustali zarząd”, jest to świętą prawdą. W Unii Europejskiej obowiązuje dyrektywa określająca, jak muszą być sformułowane umowy ubezpieczeniowe, by należycie chroniły interesy klientów. U nas dopiero teraz rodzi się w bólach zapis w projekcie nowej ustawy o działalności ubezpieczeniowej mający przybliżać nas do tych standardów. Sejm pracuje nad projektem, ale firmy ubezpieczeniowe uważają te przepisy za nadmierne obciążenie, opór jest bardzo duży – uważa dyr. Krystyna Krawczyk.
Jeśli nawet klient przestudiuje ogólne warunki umowy, to po przebrnięciu przez skomplikowane sformułowania umieszczone na kilkudziesięciu stronach dowie się że „suma ubezpieczenia może ulec redukcji do wysokości wskazanej przez towarzystwo”, „wycena jednostek uczestnictwa jest dokonywana według zasad ustalonych przez towarzystwo”, „za operację przeniesienia środków pomiędzy funduszami pobierana jest opłata ustalana przez towarzystwo”. Nie ma żadnych konkretów, z których wynikałoby, dlaczego opłaty pobierane przez towarzystwo są takie, a nie inne.
Po przebrnięciu przez ogólne warunki umowy będziemy zatem wiedzieć, że towarzystwo może zrobić z naszymi pieniędzmi, co mu się podoba, wedle reguł dowolnie przez siebie ustalanych. I od nikogo nie dowiemy się niczego więcej. Sylwia W., agentka towarzystwa Allianz, zapytana o to, jak oblicza się sumę, którą otrzymuje osoba anulująca polisę, mówi: – Otrzyma pan sumę odpowiadającą wartości jednostek uczestnictwa przeliczonej na złotówki w dniu rozwiązania umowy („jednostki uczestnictwa” w języku towarzystw ubezpieczeniowych to „części o równej wartości, na które podzielony jest każdy fundusz, czyli wydzielona część aktywów towarzystwa” – przyp. aut.). Agentka nawet słowem nie wspomniała o opłatach, jakie z moich składek potrąci sobie ubezpieczyciel przy rozwiązywaniu umowy.
To zresztą normalne. Agenci nie wspominają o takich kwestiach przy namawianiu klientów do podpisywania umów. Przeciwnie, robią jak najbardziej zachęcające rachunki symulacyjne, zapowiadają duże zyski. I niewiele pomoże tu ostrożność.
Alicja M. chciała być ostrożna: – Wykupiłam w Metropolitan Life polisę zapewniającą i ubezpieczenie na wypadek śmierci, i pomnożenie pieniędzy powierzonych towarzystwu (ok. 55 tys. zł – oszczędności całego życia). Gdy agent zapewniał, że mój kapitał przynosić będzie ok. 350 zł miesięcznie, poleciłam na piśmie, by wypracowane każdego miesiąca zyski przelewano na moje konto bankowe. Rzeczywiście, pieniądze napływały. Kiedy jednak po kilku miesiącach sprawdziłam rozliczenia, okazało się, że towarzystwo przekazywało nie żadne zyski, których oczywiście nie było, lecz po prostu odpowiednią sumę pobraną z powierzonego mu kapitału. Oni wykonywali więc normalne zlecenie przelewu części moich pieniędzy. Po kilkunastu latach takiego „mnożenia zysków” te 55 tys. stopniałoby do zera – mówi. Alicja M. chce rozwiązać umowę, ale dowiedziała się, że towarzystwo ubezpieczeniowe zabierze jej wtedy 12% kapitału.

Ramię akwizycyjne

„Środowisko agenturalne” nie chce wziąć na siebie odpowiedzialności za nabieranie Polaków. – Agenci mówią tylko to, co im każe towarzystwo ubezpieczeniowe. To towarzystwa przygotowują te obłudne, absolutnie niewiarygodne rachunki symulacyjne przedstawiane przez agentów przyszłym klientom. Na prowadzonych przez towarzystwa szkoleniach dla agentów 93% czasu zajmują podstawowe techniki sprzedaży, a tylko 7% wiedza o produktach ubezpieczeniowych. Wszystko po to, by nakłonić ludzi do kupienia jak największej liczby polis – twierdzi Adam Sankowski.
– To były nie tyle szkolenia, ile tresura agentów. Oni są przecież ramieniem akwizycyjnym towarzystwa ubezpieczeniowego. Jeśli nie zapewniają napływu składki, natychmiast rozwiązuje się z nimi umowę. To twardy, brutalny biznes – dopowiada prof. Romuald Holly.
– Przecież agenci są od tego, żeby sprzedawać ubezpieczenia. Jeśli tego nie robią, to rozwiązuje się z nimi umowę – ripostuje Ryszard Bociong, prezes Commercial Union Polska-Towarzystwo Ubezpieczeń Ogólnych.
– Dlaczego w zawodzie agenta jest tak duża rotacja? Bo ludzie nie wytrzymują ciągłej presji szefów i nacisków na zwiększanie liczby nowych polis. Mówili mi: „Ty nie masz myśleć, ty masz sprzedawać” – opowiada jeden z agentów. – Ja miałam dość tego, co się dzieje, przez te oszustwa odeszłam od ubezpieczeń. Agenci sami nie są do końca zorientowani, co sprzedają, bo na szkoleniach rozmyślnie nie mówi się im wszystkiego – zwierza się Krystyna Gut, była agentka ubezpieczeniowa.
Zdaniem prof. Jana Monkiewicza, przewodniczącego KNUiFE, prawdą jest, że agenci nie informowali rzetelnie o specyfice polis ubezpieczeniowych z funduszem inwestycyjnym i robili wszystko, by zdobyć nowych klientów. Rozczarowanie wynikami jest więc duże. Ale na rezygnację z polis wpłynęła i sytuacja gospodarcza, wielu ludziom po prostu zaczęło brakować pieniędzy na opłacanie składek ubezpieczeniowych.
– Selekcja agentów była niedostateczna, towarzystwa ubezpieczeniowe nie przywiązywały do tego wagi. Agenci zaś sprzedawali polisy z częścią inwestycyjną osobom 60-letnim i starszym, nie mówiąc im, że mają minimalne szanse na zyski i po kilku latach zgromadzą bardzo niewielkie sumy. Sprawą oczywistą jest – i tego przestrzegamy – że klient musi być bardzo rzetelnie informowany o tym, jaką umowę zawiera – dodaje Bogusław Sosnowski, prezes towarzystwa FinLife.

Obiecują kokosy – wpuszczają w maliny

W 2001 r. polisy na życie miało 10 mln Polaków (z tego 4 mln polisy indywidualne). Roczna wysokość zebranych składek to 9260 mln zł, zaś wysokość wypłaconych odszkodowań – zaledwie 3312 mln zł. Zestawienie tych liczb dobrze pokazuje, jak gigantycznym interesem są w Polsce polisy na życie.
W ubezpieczeniach na życie następuje koncentracja zysków. Dziesięć najmocniejszych towarzystw zarobiło, 25 słabszych zanotowało straty. Generalnie jednak branża jest niesłychanie dochodowa. Łączny zysk z ubezpieczeń na życie w pierwszym półroczu br. wyniósł 333 mln zł – to aż o 166 mln więcej niż w pierwszej połowie 2001 r.
Ubezpieczyciele są oczywiście zainteresowani dalszym wzrostem sprzedaży polis z funduszem inwestycyjnym, bo dają one największe zyski. I choć coraz więcej takich polis zostaje anulowanych, ludzi chętnych do podpisywania nowych umów, świadomie wprowadzanych w błąd, wciąż niestety nie brakuje.


Dziesięć rad dla tych, którzy chcą się ubezpieczać

* Zmieńmy filozofię ubezpieczeniową. Nie traktujmy towarzystwa ubezpieczeniowego jak opiekuna, który będzie pilnować naszej osoby i mienia. Towarzystwo to bezwzględny, doskonale przygotowany, silny i podstępny przeciwnik, który chce nas złupić. Podchodźmy do niego jak do kogoś, komu pożyczamy duże pieniądze i musimy zrobić wszystko, by w razie konieczności móc je odzyskać.
* Bądźmy przygotowani na najgorsze. Towarzystwo ubezpieczeniowe wykorzysta każdą szansę, żeby ściągnąć od nas najwyższe, jakie zdoła, opłaty oraz zapłacić tak mało i tak późno, jak to tylko będzie możliwe. Nie będzie chciało udostępnić nam żadnych dokumentów, na podstawie których wylicza wysokość odszkodowania i swoje opłaty – ale zakwestionuje nasze oświadczenia, podważy ekspertyzy i wyniki badań, podda nas śledztwu. Dyr. Krystyna Krawczyk z biura Rzecznika Ubezpieczonych porównała praktyki części towarzystw do sądów kapturowych. Pamiętajmy więc, że wszystko, co powiemy i zrobimy, może być użyte przeciwko nam. Nie liczmy na wyrozumiałość. Idziemy w ostry bój.
* Agent ubezpieczeniowy nie jest przewodnikiem i doradcą, który bezpiecznie ma nas przeprowadzić przez meandry skomplikowanego świata ubezpieczeń. Jego celem jest skłonienie nas do podpisania umowy. Od tego zależy jego praca i pensja. Będzie zaglądał(a) nam w oczy, chwalił(a) urodę dzieci, mówił(a) nam ciepło po imieniu. Gdy już podpiszemy – straci zainteresowanie. Jeśli w przyszłości się odezwie, to tylko po to, by upewnić się, czy płacimy składki i czy w związku z tym może da się nam wcisnąć jeszcze jakieś rozszerzenie umowy.
* Nie wierzmy w bajki agentów, jakie to pieniądze zarobimy po dziesięciu czy 15 latach płacenia składek. Te obietnice pięknie brzmią, ale rachunki symulacyjne są wyssane z palca, oparto je na nierealnych, zbyt optymistycznych założeniach, a poza tym nie uwzględniają opłat, jakie zabiera towarzystwo z naszej składki. Nie bez powodu niektóre towarzystwa ubezpieczeniowe (te bardziej rzetelne) w swych prospektach piszą najdrobniejszym maczkiem: „Prezentowane wyniki są oparte na historycznych danych i nie stanowią obietnicy na przyszłość”.
* Nie zawracajmy sobie głowy studiowaniem ogólnych warunków umów. I tak niewiele z nich pojmiemy. To kilkadziesiąt stron rozmyślnie zapisanych niezrozumiałym, pseudofachowym żargonem. Cel jest jeden – maksymalna ochrona towarzystwa przed ewentualnymi procesami ze strony zdesperowanych klientów. Kto np. zrozumie, co to znaczy, że: „jeśli wartość jednostek uczestnictwa zaewidencjonowanych na rachunkach jednostek przekracza wysokość sumy ubezpieczenia, ubezpieczający może w każdym czasie dokonać częściowego wykupu polisy. Kwota częściowego wykupu nie może przekroczyć większej z wartości różnicy między wartością jednostek uczestnictwa znajdujących się na rachunkach jednostek a sumą ubezpieczenia”?
* Koniecznie zapytajmy jednak agenta, kiedy towarzystwo może nie zapłacić tego, do czego się zobowiązało. Dowiemy się m.in., że jeśli ubezpieczymy się na wypadek poważnej choroby i zachorujemy na raka, towarzystwo nic nam nie zapłaci, gdy będzie to np. nowotwór skóry (czerniak złośliwy w stadium inwazyjnym), przewlekła białaczka limfatyczna czy nowotwór związany z zakażeniem HIV.
* Nagrywajmy nasze rozmowy z agentami ubezpieczeniowymi. Za działania agenta odpowiada towarzystwo – trzeba zatem agentowi udowodnić, że obiecując nam kokosy, wpuścił nas w maliny. Takie rozmowy toczą się zazwyczaj w cztery oczy, więc udokumentowanie ich przebiegu będzie jak najbardziej pożądane.
* Gdy nie jesteśmy absolutnie pewni, że chcemy płacić składki przez co najmniej 20 lat i na pewno nigdy przed upływem tego czasu nie będą nam potrzebne pieniądze przeznaczane na polisę, w żadnym wypadku nie zawierajmy umowy z częścią inwestycyjną. Ponoć istnieje cień szansy, że po 20 latach gospodarowania naszymi pieniędzmi towarzystwo ubezpieczeniowe odda nam parę groszy więcej, niż wzięło (tak przynajmniej mówią niektórzy fachowcy), ale jeszcze nikomu w Polsce nie udało się o tym przekonać na własnej skórze. Ów zysk jest nader wątpliwy, bo w niemałej mierze zależy od tzw. kosztów ryzyka ubezpieczeniowego, wyliczanych według tajemniczych, znanych tylko zarządom towarzystw, algorytmów.
* Jeżeli jednak jesteśmy na tyle zamożni, że nie przeszkadza nam czekanie na pieniądze przez 20-30 lat, w ostateczności możemy zawrzeć umowę – ale tylko taką, w której towarzystwo ubezpieczeniowe zobowiązuje się, iż po upływie określonego czasu oszczędzania wypłaci nie mniej niż zapisaną w umowie sumę. Wprawdzie niemal na pewno nie wypłaci nam ani grosza więcej ponad to, do czego się zobowiązało, ale przynajmniej unikniemy rozczarowania. Umowy z sumą gwarantowaną to jedyny pewny sposób, by nie stracić części składek – choć kwota ta będzie na pewno niższa od tego, co w tym samym czasie dałyby lokaty bankowe. Ale żaden bank nie oferuje lokat 30-letnich, chroniących przed pokusą wcześniejszego odebrania pieniędzy.
* Najlepiej zaś, jeśli swoje kontakty z towarzystwem ubezpieczeniowym ograniczymy do klasycznych umów, zapewniających odszkodowanie w wypadku utraty życia lub zdrowia. Nie gódźmy się na to, by towarzystwa zajmowały się „pomnażaniem” naszych kapitałów. „Fachowcy” z towarzystw ubezpieczeniowych albo zmarnują nasze pieniądze, albo – jeśli wybierzemy bezpieczny sposób inwestowania – przeznaczą je na obligacje państwowe lub zaniosą do banków. Równie dobrze sami możemy to zrobić i nie będziemy wtedy płacić im prowizji.


Komu już dziękujemy

Dziesięć towarzystw, gdzie anulowano najwięcej indywidualnych polis na życie:

Liczba anulowanych polis
2001 r. Pierwsze półrocze br.
Commercial Union 148.137 95.481
ING Nationale Nederlanden 85.297 38.519
Amplico Life 45.295 18.516

PZU Życie 38.282 25.404
Credit Suisse 23.338 9033
Ergo Hestia 19.885 6643
Allianz Życie 11.885 4609
Compensa Życie 10.426 9109
Sampo 7974 1493

Nordea Polska 7356 3023


Skargi napływające do Rzecznika Ubezpieczonych dotyczące polis na życie

2000 r. – 296
2001 r. – 349
I półrocze 2001 r. – 174
II półrocze 2002 r. – 193*

* Dla porównania warto dodać, że w I półroczu 2002 r. w porównaniu z I półroczem 2001 r. liczba skarg na ubezpieczenia komunikacyjne zmniejszyła się o ponad 19%.

źródło: Biuro Rzecznika Ubezpieczonych


Ustawa o działalności ubezpieczeniowej (projekt)
* Ogólne warunki ubezpieczenia oraz umowa ubezpieczenia powinny być formułowane jednoznacznie i w sposób zrozumiały.
* Postanowienia sformułowane niejednoznacznie interpretuje się na korzyść ubezpieczonego.
* Zakład ubezpieczeń jest obowiązany do zawarcia w umowie ubezpieczenia:
– definicji poszczególnych świadczeń,
– wysokości składek odpowiadających poszczególnym świadczeniom,
– zasad ustalania świadczeń należnych z tytułu umowy i wartości wykupu ubezpieczenia,
– zasad ustalania wysokości kosztów oraz wszelkich innych obciążeń potrącanych ze składek ubezpieczeniowych lub z ubezpieczeniowego funduszu kapitałowego,
– regulaminu lokowania środków ubezpieczeniowego funduszu kapitałowego.

PS Dziś towarzystwa ubezpieczeniowe w Polsce nie muszą przestrzegać żadnego z tych zapisów.

 

 

Wydanie: 2002, 48/2002

Kategorie: Kraj

Komentarze

  1. Marcin
    Marcin 26 lutego, 2015, 11:41

    Witam Serdecznie Jak większość osób dałem nabić się w polise inwestycyjną. Poszedłem do banku założyć lokatę a wyszedłem nieświadomy z polisolokatą… O tym fakcie dowiedziałem się dopiero po jakimś czasie jak zalogowałem się na konto internetowe i zobaczyłem, że zniknęło z niego parę tysięcy. Interweniowałem w tej sprawie w banku jednak bez skutku. Telefony do rzecznika kończyły się z kolei tym, że zaproponował zerwanie produktu i walkę o resztę pieniędzy na drodze sądowej. Skorzystałem z usług kancelarii odszkodowawczej Lex i w 3 miesiące odzyskałem pieniądze od ubezpieczyciela. Była to olbrzymia nauczka na przyszłość aby czytać to co się podpisuje. Dla osób poszkodowanych w podobny sposób zostawiam tel kontaktowy do osoby która mi pomogła: 531 151 536

    Odpowiedz na ten komentarz
  2. koloss
    koloss 12 marca, 2015, 14:31

    kasę da się odzyskać, trzeba tylko powalczyć, jestem najlepszym przykładem. Tylko do tego trzeba sądu, kancelarii – mi akurat pomógł Lex z Wrocka, także mogę z czystym sumieniem polecić. Podaje nr do p. Łukasza, który pomógł mi: 533-133-590.

    Odpowiedz na ten komentarz
  3. oszukany
    oszukany 12 stycznia, 2016, 14:52

    OSZUŚCI WYŁUDZACZE
    pracujący ludzie od wycen nie posiadają kompetencji!
    auto jest warte przykładowo 20 000 zł a oni odszkodowanie przy całkowitej szkodzie proponują 8500 zł
    ZŁODZIEJE!!!!

    NIE DAJCIE SIĘ OSZUKIWAĆ
    ERGO HESTIA TO OSZUŚCI I WYŁUDZACZE
    przyjąć pieniążki za OC to potrafią a z wynagrodzeniem szkód – umywają ręce i płacą grosze
    Żeby ich też ta sama wycena spotkała
    ŻYCZĘ IM BANKRUCTWA I KARY ZA NACIĄGANIE LUDZI.
    Powinni siedzieć w więzieniu!

    Odpowiedz na ten komentarz
  4. Invictus
    Invictus 20 kwietnia, 2016, 12:36

    Zapraszam do kontaktu osoby, które nie są usatysfakcjonowane ze swojej polisy inwestycyjnej inaczej polisolokaty oraz osoby, które utraciły swoje pieniądze w skutek zakończenia swojej inwestycji. Reprezentuję kancelarią prawną Invictus, która skutecznie odzyskuje opłaty likwidacyjne z produktów tj. Aegon, Axa, Skandia, Generali, Nordea, Open Life, TU Europa, Allianz. W sprawie pytań proszę o kontakt pod numerem telefonu: 883 555 181 lub pisać na maila: nikola.fait@kancelariainvictus.pl

    Odpowiedz na ten komentarz
  5. jasyrka
    jasyrka 20 kwietnia, 2016, 19:42

    Nowy Rok a w kroku starocia 🙁 Taki klimat.

    Odpowiedz na ten komentarz
  6. Marek
    Marek 29 kwietnia, 2016, 15:22

    Oszukanym przez towarzystwa ubezpieczeń, polecam specjalistyczną kancelarię virtus, dzięki której odzyskałem swoje pieniądze, zatrzymane przez Axę. Prawnicy kancelarii działają bardzo sprawnie i profesjonalnie. Zostawiam kontakt do kancelarii: 533 870 724.

    Odpowiedz na ten komentarz
  7. Anonim
    Anonim 12 sierpnia, 2016, 04:30

    Ja również skorzystałam z pomocy prawnika, zawarłam ugodę i odzyskałam 90% wpłaconego kapitału. Pozostawiam namiary dla pozostałych oszukanych 530 442 133

    Odpowiedz na ten komentarz
  8. milagros77
    milagros77 6 lutego, 2017, 12:49

    Nie sądziłam, że tyle osób zostało oszukanych! Mój ojciec też dał się namówić na Poliso-lokatę, a kiedy zorientował się, że zysku z tego nie ma postanowił zrezygnować. Kwota likwidacji była prawie, że sumą środków na niej zbieranych. Postanowił udać się do kancelarii Primus, gdzie Pan Marek pomógł w odzyskaniu pieniędzy.

    Odpowiedz na ten komentarz
  9. Maryska33
    Maryska33 11 kwietnia, 2017, 17:43

    Powiem Wam, że na mnie bardzo duże wrażenie akurat zrobiła pani ewelina Pruszyńska z Kancelaria Invictus z Wrocka . Miałam okazję z nią współpracować. Powiem szczerze, że jak dla mnie wykazała się kobieta bardzo dużym profesjonalizmem oraz wiedzą w zakresie polisolokat 🙂 Polecam ją do takich spraw!

    Odpowiedz na ten komentarz
  10. Invictus
    Invictus 19 kwietnia, 2017, 14:51

    Witam serdecznie
    Świadczymy usługi z zakresu dochodzenia roszczeń o zwrot opłat likwidacyjnych z tytułu rozwiązania umowy ubezpieczenia na życie z ubezpieczeniowym funduszem kapitałowym z składką regularną tak zwanych poliso lokat

    Wyspecjalizowany zespół adwokatów i radców prawnych od lat skutecznie dochodzi od ubezpieczycieli roszczeń o zwrot pobranych opłat likwidacyjnych i pomaga w formalnościach związanych z rozwiązaniem umowy oraz likwidacją polisy

    Nasza kancelaria jest w stanie przeprowadzić cały proces związany z dochodzeniem ww. roszczeń od ubezpieczycieli i banków w krótkim okresie przy minimum formalności i absolutnym wyeliminowaniu kosztów ze strony klientów

    Zainteresowane osoby proszę o kontakt
    E-mail: patryk.stawczyk@kancelariainvictus.pl
    Tel: 530841668

    Odpowiedz na ten komentarz
  11. Wk..R...iony Dżony !
    Wk..R...iony Dżony ! 11 kwietnia, 2019, 10:01

    Zadzwoniłem na infolinię .Podałem nr mojej polisy w Nordea którą przejęło PKO Życie .Pani poinformowała mnie że kwota to ponad 70 tyś złotych ,należy tylko wypełnić stosowny druk i wysłać do nich poleconym. Jakież było moje zdziwienie jak po miesiącu otrzymałem mail że właśnie rozpatrują mój wniosek ,a 2,5h później kolejny mail że już został rozpatrzony i wysłano do mnie pismo w celu informacyjnym. Wchodzę na konto po chwili podane w druku wykupu i jakie jest moje ZDZIWIENIE ???? Przelew od PKO z zawartym nr polisy czyli wszystko się zgadza a kwota ?? Kwota 50 razy mniejsza niż podana przez dysponenta na infolinii .Czyli zamiast 70000 zł przelali 1414 zł .Dzwonię i podaję nr polisy Pani informuje mnie że jest dla mnie kwota ponad 70 tyś po czym mówi że wysłano mi 1414 lecz nic nie powinienem dostać bo w aneksie który ponoć podpisałem było zapisane że jeżeli przestanę wpłacać pieniądze tracę WSZYSTKO !! Więc pytam jak ?? Dziesiątki pytań i zero konkretów …sprawa w toku ,wysłali mi jakieś tabelki,regulaminy i załączniki w których nie ma nr polisy,moich personaliów ani podpisów …czekam na wyjaśnienia BO wpłaciłem im do 2012 roku ponad 50 tyś złotych a dziś mamy 2019 WIĘC PYTAM GDZIE JEST KASAAAAA !!!! Gdzie jest kasa złodziejeeeeeeeeeee !

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy