Nad Peresem

Jakoś zupełnie niepostrzeżenie minęła książka Szimona Peresa „Podróż sentymentalna z Teodorem Herzlem” w przekładzie Bogdana Drozdowskiego. Choć sam Peres to przecież laureat pokojowej Nagrody Nobla, w Polsce bywał i tym razem także przyjechał. Być może, sytuacja była nie po temu, bo o pokoju na Bliskim Wschodzie trudno w tej chwili mówić. Chyba nawet nie wszyscy wiedzą, kto to był Herzl. Otóż był to człowiek, który wymyślił państwo Izrael, wiedeński dziennikarz schyłku XIX w. Potraktowano go jak wariata, a jego syjonistyczną wizję jako rodzaj halucynacji. Okazało się jednak, ż literaci miewają racje. Dzisiaj w Izraelu imię Herzla noszą góry i miasta, ze dwie kopy instytutów i instytucji. Otóż Herzl napisał między innymi polityczną SF, rodzaj utopii o państwie żydowskim. Peres, polityk współczesny, wykorzystał tę okoliczność, aby skonfrontować marzenie Herzla z rzeczywistością. Jest to książka człowieka dumnego ze swojego państwa, ale chyba napisana jeszcze przed dzisiejszą rewoltą palestyńską.
W każdym razie nieprawdopodobne politycznie marzenie Herzla o własnym państwie spełniło się. A było stokroć trudniejsze do realizacji niż XIX-wieczne sny Polaków o niepodległości. Także wymagało niemal cudownych zbiegów okoliczności, co tu gadać, kosztowało rzekę krwi. Polacy przynajmniej byli na miejscu, a obywateli przyszłego Izraela trzeba było importować. Tak się złożyło, że podczas targów książki wysłuchałem wykładu izraelskiego intelektualisty Abrahama Jehoshuy o tej właśnie problematyce. Ale Jehoshua mówił coś wręcz przeciwnego niż Peres. Jego zdaniem, sami Żydzi wprawdzie niby marzyli o własnym państwie, ale powrotu do Palestyny starali się za wszelką cenę uniknąć. Wrócili, kiedy już zupełnie nie mieli wyboru. Zresztą i Peres przyznaje, że można było liczyć tylko na imigracje ze Wschodu, a nie na przykład ze Stanów. Cóż, a czy w Polsce nie jest tak samo? Chcą wrócić do kraju Polacy z Kazachstanu, ale już nie z Kalifornii.
Najwyższym marzeniem Peresa jest pokój. Ale nie sposób w aktualnej sytuacji wymyślić czegoś sensownego. Nasze spory z Ukraińcami o cmentarz Orląt to w porównaniu z problemami Izraela niemal dziecinne przekomarzania. Ani Żydzi nie mogą spełnić postulatów arabskich, ani Arabowie izraelskich. I to chyba nawet przy najlepszej woli, a gdzie tej dobrej woli i u kogo szukać? Arabowie wreszcie znaleźli przeciw Izraelowi, a może nawet przeciw całemu Zachodowi straszną, ale skuteczną broń: terroryzm samobójczy. Jak walczyć z człowiekiem, który sam chce zginąć? Japońscy kamikadze byli podczas II wojny światowej prawdziwym biczem bożym na amerykańską flotę. Ale współczesny terrorysta samobójca nie musi mieć specjalnego bojowego samolotu. W ogóle samolot mu niepotrzebny, chyba że chce zaatakować Nowy Jork.
Sytuacja Izraela jest po stokroć trudniejsza. Nie da się odgrodzić żadną ścianą Żydów od Palestyńczyków, zważywszy, że obie społeczności żyją we współzależności ekonomicznej. Izraelczycy nie mogą spełnić arabskich warunków, czyli powrotu wysiedlonych, bo jest ich tak wielu, że Żydzi znów staną się mniejszością ze wszystkimi tego konsekwencjami. A czy jest winą arabów, że się mnożą szybciej niż Żydzi? Nawet Żydzi w diasporze czy Polacy pod zaborami robili to samo. Trudno więc nawet o znalezienie odpowiedzialnego. Arafat prawdopodobnie nie panuje nad palestyńskimi jastrzębiami i nawet nie bardzo się o to stara. Ale gdyby się starał z całej siły, niewiele to pomoże. Tu trzeba by chyba nowego Mahometa. Nie zazdroszczę ani jednym, ani drugim.
Wróćmy do książki Peresa. Potwierdza ona pogłoskę, że w Izraelu uważa się, że historia skończyła się na Masadzie, a zaczęła z powrotem od Herzla czy też jego prekursorów. Zupełny nonsens. Ponieważ napisałem historię Żydów, mogę spokojnie stwierdzić, że to nieprawda. Może można tak powiedzieć o historii politycznej, ale i to nie. Czyż w XIX w. Polska nie miała historii? Miała, chociaż bardzo nieszczęśliwą. Żydzi tak samo, chociaż trwało to 20 razy dłużej. Z tym moim „Gojem patrzącym na Żyda” mam zresztą paradoksalną sytuacje, bo sami Żydzi dowiadują się z niej o własnej historii. Myślę, że zgubili coś bardzo ważnego.

Wydanie: 2002, 27/2002

Kategorie: Felietony

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy