Dzwoni jakaś telewizja z pytaniem, czy wezmę udział w ich programie. Jaka telewizja? Republika. Uszom nie wierzę. O czym mamy rozmawiać? Jeszcze nie wiedzą, ale na jakiś aktualny temat. Z kim byłbym w programie? Ze Stanisławem Michalkiewiczem. O, nie ma mowy. Podobnie jak po stanie wojennym są zasady, nie zawsze jasne, gdzie wypada się pokazać, a gdzie nie, z kim można, a z kim nie. Republika powstała kilka lat temu specjalnie dla prawicy, nie z publicznych pieniędzy. A to na media publiczne został zrobiony zamach i nastąpiło ich wrogie przejęcie. W publicznych więc nie wypada występować, a w Republice chyba od biedy można? Czy jestem pewien? Takie myśli przebiegają mi przez głowę w Lidlu, gdzie ten telefon mnie zaskoczył. Z tamtych dawnych czasów pamiętam wagę słowa bojkot, szczelność tej formy protestu w kręgach intelektualnych. I to, z jaką pogardą mówiło się o ludziach, którzy go łamali: kolaborant.
Wracając do Stanisława Michalkiewicza. Jemu antysemityzm padł na rozum i ma z tego powodu kłopoty, boją się go nawet prawicowe media. A pamiętam inne czasy, początek stanu wojennego. Stanisław Michalkiewicz przychodzi potajemnie do mieszkania znajomego, gdzie wręczam mu numer naszego podziemnego pisma „Wezwanie” – bierze go do druku w tajnej drukarni. To były pierwsze miesiące stanu wojennego, straszny czas. Tak, wtedy wszyscy byliśmy razem, bez względu na chemię mózgu. A teraz niemal wszyscy, którzy byli wtedy dla mnie śmiertelnymi wrogami, jeśli żyją, są mi obojętni albo są po mojej liberalnej stronie. Tak się porobiło.
•
A jak się ma antysemityzm w Polsce? Chyba traci swoją moc, zdumiewające, że ją miał tak długo, bez obiektu pod ręką. Teraz prawica narodowa korzysta z innych źródeł. Chociaż podział swoi-obcy jest kultywowany. I wraca co chwila sprawa przodków, złego dziedzictwa w sposobie myślenia. Liberalizm i brak myślenia narodowego, tej neoendeckiej chemii, jest uważany za zły spadek, który dyskwalifikuje człowieka. W czasach stalinowskich takim złym spadkiem było burżuazyjne myślenie. Każdy był tym naznaczony jak grzechem pierworodnym. Bolszewizm wraca. Stąd samokrytyki. A czy Kurski nie złożył samokrytyki?
•
Smoleńsk – nie było jeszcze chyba takiej katastrofy lotniczej, w której błąd pilotów byłby tak oczywisty, bogato udokumentowany, a zostałby tak mocno zepchnięty na drugi, trzeci plan przez magiczne myślenie i chęć politycznej zemsty jednego człowieka. Nie przypomina się, że osiem lat temu był podobny wypadek wojskowej casy, w którym zginęła elita oficerów polskiego lotnictwa. Tam też był oczywisty błąd pilotów, nadmierne przechylenie samolotu podczas lądowania. A premier Miller, który o mało nie stracił życia w rządowym helikopterze? Może nowa podkomisja powinna badać te trzy przypadki razem, bo coś je na pewno łączy. Polskie bałaganiarstwo.
•
Jesteśmy jak dzieci, które ciągle wyliczają, ilu krzywd doznała nasza Polska zaledwie pół roku od najazdu wewnętrznych barbarzyńców. Nowa władza złamała konstytucję, ubezwłasnowolniła Trybunał Konstytucyjny, zlikwidowała służbę cywilną, upolityczniła prokuraturę i zablokowała handel ziemią. Rozpoczęła wielką czystkę w spółkach skarbu państwa, instytucjach i mediach publicznych. Skłóciła się z Unią Europejską i ze Stanami Zjednoczonymi. Ma apetyt na drakońskie prawo antyaborcyjne. I zaczyna się spektakl smoleński, tam najwięcej paranoi. Ciekawe, jak długa będzie wyliczanka dokonań polskiej prawicy za trzy lata.
•
Słowa tracą na wadze, znajoma pisze mi: „Jesteśmy w rękach szaleńców, idiotów, cyników, widzimy, jak podcinają gałąź, na której wszyscy siedzimy, i nic nie możemy zrobić. Skazali nas na wygnanie. Zawładnęli naszą przestrzenią, odcinają powoli tlen”. Co mnie uderza w tych słowach? Są trafne, ale też jest w nich wielka przesada. Nie ma przemocy, większość mediów jest nadal wolna – ale dokąd to zmierza? Dlaczego nasze oburzenie, niesmak i niezgoda sięgają tak głęboko? Zabierają nam nasz dawny patriotyzm. W to miejsce wstawiają karykaturę miłości ojczyzny. Kultywuje się nowy rodzaj patriotyzmu, nazwijmy go zacietrzewionym i nienawistnym. Nie wzrusza, ale odpycha.
Trwa nabór do nowej władzy. Ileż posad jest do obsadzenia. Jaka pokusa dla wielu. Kiedy ktoś wchodzi w „nowe”, zaczyna się utożsamiać ze stanem rzeczy i bronić swojej decyzji. Tak powstaje armia najemników. Są już uwikłani i zaczynają się identyfikować z grupą. A grupie nadaje ton Kaczyński ze swoją obsesją zemsty za zabicie mu brata. Jest w tym element paranoi, więc sytuacja robi się paranoiczna. Na pewno coś wymyślą, by po czterech latach nie oddać skarbu władzy, z tym całym zasobem przeróbek i udoskonaleń, jakich już dokonali i dokonają.
Pewnie,po co rozmawiać z kimś o innych niż własne,poglądach.Najprzyjemniej dyskutuje się w gronie jednakowo myślących.Można się pogrzać w ciepełku samouwielbienia.Jakże łatwo przychodzi wtedy do głowy,że skoro wszyscy wokół mają takie samo zdanie jak ja-to musi oznaczać że ja mam rację!
Dobrze!!!
Niby racja,ale nie z Michalkiewiczem daruj OGI!
To jeden z ostatnich co potrafi komentować naszą rzeczywistość z takim ciepłym umiarem. Cenię sobie udział p. Jastruna w „Krzywym zwierciadle”. Jego umiar w doborze słów w zderzeniu z p. Watłym to „woda z ogniem”. Choć obaj pogląd na rzeczywistość polityczna mają niemal identyczny. Obie formy ich wypowiedzi mi odpowiadają. Gdyby tylko p. Jastrun częściej tam bywał !