Najlepsza z seksu

Najlepsza z seksu

Polka ustanowiła erotyczny rekord świata. Nasza branża pornograficzna wciąż trzyma się mocno

Rację miał prof. Norman Davies twierdząc, że tym najlepszym, co nasz kraj może wnieść do zjednoczonej Europy, jest parę milionów Polek. Na targach Eroticon, podczas pokazów seksu na żywo, nasze dziewczęta starały się, jak mogły, i wspierały panów z najwyższym, nazwijmy to, oddaniem.
Niestety, partnerzy nie za bardzo stawali na wysokości zadania. Jeden z nich, po występie zakończonym nader nikłymi brawkami, postanowił się wytłumaczyć. – Przepraszam, ale już tyle miałem tych pokazów… – oświadczył ze sceny. Rzeczywiście, męska część polskiej ekipy wyglądała na cokolwiek przemęczoną.
– To nie żadni debiutanci, lecz profesjonaliści. Amatorów nikt nie wpuściłby na scenę podczas takiej imprezy. Stres może jednak dawać się we znaki. Pokazy na żywo są czymś innym niż występy przed kamerą, bez widowni – tłumaczyła Jadwiga Dymowska, przedstawicielka organizatorów. – Ale nie wszyscy mają kłopoty. Niech pan zwróci uwagę na Roberta Rosenberga, artystę z Czech. To wspaniale zbudowany, silny, zdrowy mężczyzna, który nie ma problemów, mimo że na Eroticonie występował parę razy dziennie. On osiąga finał metodami naturalnymi, nie stosuje żadnych środków pobudzających.
– Skąd pani wie, że nie stosuje?
– Jestem pewna na 95%. Nasi zresztą też nic nie stosują, bo jeśli artyści mają problemy, jest to niezbity dowód, iż nie sięgają po żadne sztuczne wspomaganie.
– A co z polskimi dziewczynami? Czy to także profesjonalistki?
– Uczestniczki pokazów nie są prostytutkami. Dziewczyny z agencji nie decydują się na udział w takich pokazach. Widzowie, kamery, brak intymności – to dla nich zbyt trudna próba. Owszem, prostytutki przychodzą na Eroticon, przypatrują się występom. Wie pan, po czym można je poznać? Po butach. Wszystkie są na bardzo wysokich koturnach.

To idzie młodzież

Dziewczyny na Eroticonie wyróżniały się jednak nie tyle butami, co skąpym strojem – i trzeba powiedzieć, że bardzo wiele pracownic rodzimej porno branży jest naprawdę niezwykłej urody. Na czas trwania imprezy hala targowa Mokotów zamieniła się w jeden wielki sex shop. Panienki zachęcały do odwiedzenia stoisk, doradzały, rozdawały reklamy portali pornograficznych (przecież prawie 90% wejść na strony internetowe dotyczy wyłącznie erotyki) – a na scenie ich koleżanki tańczyły na golasa, same lub w rozmaitych układach zbiorowych.
Oprócz występów na żywo, zainteresowaniem widzów cieszyły się przede wszystkim kasety wideo. Z tego, co mówiły przedstawicielki wystawców, polską klientelę interesuje przede wszystkim tzw. nurt rębny – czyli jak najwięcej ostrej akcji, bez dodatkowych ozdobników. Nieustającym powodzeniem cieszą się kasety z nastolatkami. – Dziewczyna musi być jak najmłodsza, szczupła i drobna, z niewinną buzią. Polaków, w przeciwieństwie do Amerykanów, nie kręcą blondyny z potężnym silikonowym biustem i wulgarnymi rysami. Facet zaś, wiadomo, powinien być potężny i dobrze wyposażony przez naturę. Chodzi o to, by jak największy był kontrast między nim a jego drobną partnerką – wyjaśniała jedna z hostess, która sama doskonale odpowiadała temu wzorcowi, wyglądając jak ucieleśnienie niewinności.
W polskim porno biznesie pracuje dziś kilka tysięcy osób – „artyści”, producenci, kamerzyści, powstaje coraz więcej filmów. Są one przaśne i toporne, a występujący w nich aktorzy wciąż jeszcze dość wyraźnie odbiegają od opisanego wyżej polskiego ideału. Mimo to filmy te łatwiej niż produkcje zagraniczne zdobywają uznanie naszych widzów, gdyż nie odbiegają od ich poziomu i prezentują znane im realia. Bardzo dużym powodzeniem cieszyła się np. seria zatytułowana „Śląski karnawał”.
– Na nasze castingi przychodzi dużo dziewcząt i mężczyzn, którzy chcą wystąpić na planie. To na ogół młodzi, samotni jeszcze ludzie, nie jest tak, że zjawiają się stałe pary. I chętnych mamy coraz więcej – mówi Jadwiga Dymowska. – A taki konkurs jak ten to dla nas doskonała okazja do przeprowadzenia naboru wśród panów – dodaje kierownik produkcji, Leszek Jarosz.
Podczas targów sprzedawano też najrozmaitsze akcesoria erotyczne i wymyślne stroje, swój kącik mieli zwolennicy sado-maso. Jednak skóra, guma i bicze, tak popularne w Niemczech, dość powoli zdobywają sobie prawo obywatelstwa w rodzimej erotyce. Niewiele miejsca na Eroticonie zajmowały prezerwatywy – i niewielkie budziły zainteresowanie, mimo że ich sprzedaż w Polsce stale wzrasta. Największy producent – Unimil – nie pojawił się na targach. – Byliśmy bodaj dwa lata temu, ale Eroticon nie jest imprezą, która powodowałaby wzrost sprzedaży naszych produktów. Nowości, takie jak np. prezerwatywy o zapachu czekoladowym, cieszą się coraz większym zainteresowaniem. Dla ich skutecznej promocji wykorzystujemy jednak inne okazje, jak np. walentynki – wyjaśniła Natalia Zwinogrodzka, dyrektor handlowy Unimilu.
Triumfy na Eroticonie święcił natomiast tatuaż, cieszący się nad Wisłą, z dość tajemniczych powodów, coraz większym zainteresowaniem. Cała targowa aleja została zajęta przez mistrzów i mistrzynie igły i wielu widzów korzystało z możliwości zrobienia sobie tatuażu lub przekłucia najróżniejszych części ciała.
Targi pokazały, że biznes pornograficzny w Polsce, mimo recesji, wciąż się kręci. Rosnące kłopoty z nawiązywaniem więzi międzyludzkich, alienacja, poczucie osamotnienia – nieodłączni towarzysze życia w państwach, gdzie panują tzw. wilcze prawa kapitalizmu – stale napędzają klientów przemysłowi erotycznemu.
Widzami wypełniającymi wielką halę targową byli niemal wyłącznie panowie dość młodzi, krótko ostrzyżeni, o twarzach nie grzeszących raczej inteligencją. To burzy mit, iż konsumentami pornografii są u nas z reguły podtatusiali faceci po czterdziestce.
I właśnie ta młodsza część polskiego społeczeństwa wzięła udział w biciu seksualnego rekordu świata przez młodą Polkę, śliczną brunetkę, Klaudię Figurę (to oczywiście pseudonim artystyczny). – Gdy dowiedziałam się o możliwości ustanowienia rekordu świata w dymaniu, aż podskoczyłam z radości – oświadczyła.
Udało się, rekord padł w niedzielę, 10 lutego. Dotychczas dzierżyła go niejaka Houston z USA – 620 razy jednego dnia. Nasza Klaudia miała zaś aż 646 kontaktów w ciągu 12 godzin. Dwie panie, które obok Klaudii przez całą niedzielę leżały na czerwonych stolikach, wypadły nieco gorzej. Egzotyczna piękność, Mayara z Brazylii, zaliczyła 633 razy i do samego końca walczyła o zwycięstwo. – Jestem zdrową, spragnioną seksu kotką – zawiadamiała. Angielka Claire Brown wycofała się po 466 kontaktach, bo – jak powiedziała – „wszystko ją już bolało w środku”. Polka natomiast doskonale wytrzymała kondycyjnie trudy imprezy. Jak oświadczyła, czuła pewną „inność” swego miejsca, aż tyle razy penetrowanego, ale nie było to nic, co by jej bardzo przeszkadzało.

Zróbmy to razem

Na początku chętnych do bicia rekordu brakowało. Prowadzący imprezę odwoływali się więc do pobudek patriotycznych: – Panowie, pomóżcie, by rekord z Ameryki trafił do Polski! Weźcie udział w próbie!

Kandydaci byli nieco stremowani, lecz się przełamywali: – Mam trochę cykora, ale co tam, mogę podejść i dziesięć razy. Byle zdrowia starczyło – mówił jeden z nich.
Udział wymagał pewnych formalności. Uczestnicy musieli zrobić zdjęcie (twarzy) i ksero dowodu osobistego, należało zapoznać się z regulaminem (patrz obok) oraz wypełnić specjalny kwestionariusz, w którym, oprócz typowych danych osobowych, trzeba było podać i nieco inne informacje: – Jeszcze nie wpisał pan wymiarów członka w zwisie – pouczała jednego z chętnych dziewczyna przyjmująca zgłoszenia.
Uczestnicy rozbierali się do naga, zakładali białe lub czerwone koszulki z napisem „Zawodnik”, niektórzy prosili o maski zasłaniające twarz – i w licznym gronie czekali na swą kolejkę. Wielu z nich już wtedy intensywnie przygotowywało się do próby. – Nie chciałbym się skompromitować. A to dla mnie wspaniała impreza. Gdzie indziej mógłbym za darmo współżyć z trzema tak pięknymi dziewczynami, i to z różnych krajów? – cieszył się jeden z uczestników.
Samo ustanawianie rekordu odbywało się bez udziału szerokiej publiczności, aby jej reakcje nie przeszkadzały zawodniczkom w koncentracji. Widzowie obserwowali próbę na wielkim telebimie.
– Panowie, za chwilę wejdziecie do sali, gdzie bity jest rekord. Tam dostaniecie prezerwatywy. Możecie podchodzić wielokrotnie, ale musicie zmieniać gumę. Do waszej dyspozycji są „podnietki”, które zakładają, obciągają, usztywniają – informował jeden z organizatorów. I rzeczywiście, cztery miło uśmiechnięte dziewczyny wszelkimi sposobami dbały o to, by panowie mogli w gotowości podejść do bijących rekord dam. Przy każdej rekordzistce stało wiaderko na zużyte prezerwatywy. Przypominało to dobrze zorganizowaną produkcję taśmową: zawodnik chwyta rekordzistkę za biust, zbliżenie, ona daje sygnał, że próba zaliczona, sięga po żel, na elektronicznym liczniku wyskakuje nowa cyfra… Asystentki sprawnie kierowały ruchem: – Następny do Mayary! Następny proszę do Claire! Następny do Klaudii! – wołały. I wycierały rekordzistki, gdy zawodnicy korzystali z „bonusa”, co polegało na tym, że – używając terminologii organizatorów – któraś z dziewczyn „pozwalała niektórym kandydatom zakończyć zbliżenie oblaniem jej ciała życiodajnym płynem”. – Każda z nich miała już po kilka orgazmów. Jeżeli jest o krok od spełnienia, to czasami potrzebuje wizualizacji, aby osiągnąć finał. Wtedy daje znak zawodnikowi, żeby zrobił to na jej ciało – fachowo wyjaśnił konferansjer, Jacek Banach.

Triumf upartej Klaudii

Oczywiście, nie zawsze wszystko szło sprawnie. Rekordzistki musiały niekiedy pomagać zawodnikom i zachęcać ich do intensywniejszej akcji. Na ich twarzach z czasem pojawiło się zmęczenie, coraz częściej zmieniały pozycję lub stosowały inne metody kontaktu z zawodnikami: – Zgodnie z regulaminem liczą się zarówno tzw. immisje do pochwy, jak i stosunek oralny – oświadczyli przedstawiciele Eroticonu.

– Kiedy widziałam, że panowie są gotowi, to pozwalałam im na „bonusa”. Miałam orgazm dwa razy, tak gdzieś w połowie próby. Bicie rekordu było jednak męczące, tyle godzin leżenia. Żel, który stosowałyśmy, ułatwiał włożenie, ale wiadomo, że odczuwałam ból, tak jak i pozostałe dwie dziewczyny – powiedziała Klaudia Figura.
Sposób zaliczania prób wywołał pewne kontrowersje, bo niektórzy kontaktowali się z rekordzistkami nawet po kilkanaście razy, jak pewien mocno już starszy zawodnik z wąsami, na którego prowadzący imprezę mówili „Dziadek”. Jego pojawienie się za każdym razem wzbudzało aplauz widowni.
– Nie ma żadnej szansy, by zaliczać próbę tylko wtedy, gdy zawodnik ma wytrysk. Próba jest zaliczona, kiedy facet podchodzi – i „puka”, a potem dziewczyna mówi „następny”. To wystarcza – wyjaśniał Leszek Jarosz, kierownik produkcji. Polski rekord został więc ustanowiony wedle wszelkich reguł porno sztuki, a wynik Klaudii Figury będzie zapisany w annałach.
– Klaudia jest spod znaku Koziorożca, uparcie chce osiągnąć swój cel, jest wytrwała. Ma pana ponad dwa razy starszego od siebie, który jej pomaga i wspiera ją. To bardzo dobry układ, wiem, bo sam mam bardzo młodą partnerkę – mówi Jacek Banach.
Klaudia to modelka jednej z firm branży erotycznej. Sama się zgłosiła do bicia rekordu – i zwyciężyła. Oto przykład konsekwentnego dążenia do sukcesu, którego nam dziś tak bardzo potrzeba!. A jaka pracowita. Już po jednodniowej przerwie wystąpiła na planie filmu „Wesele”. – Oczywiście, w wersji hard – powiedziała.

 

Wydanie: 07/2002, 2002

Kategorie: Obserwacje

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy