W najnowszym (13/2017) numerze Przeglądu polecamy

W najnowszym (13/2017) numerze Przeglądu polecamy

Najnowszy PRZEGLĄD w poniedziałek, 27 marca, w kioskach. Polecamy:

TEMAT Z OKŁADKI
Jak przeżyć Zalewską i nie zwariować
Za chaos, z jakim wprowadzana jest reforma oświaty, zapłacą nauczyciele, rodzice, a przede wszystkim uczniowie. Nauczyciele stali się nie podmiotem zmian, a przedmiotem w walce między zwolennikami i przeciwnikami reformy. Kartą przetargową, którą uczestnicy sporu próbują sobie wyrwać, aby pokonać przeciwnika. A lista „sparingpartnerów” na tym publicznym ringu jest długa: rząd, Ministerstwo Edukacji Narodowej, partie polityczne, kuratorzy, samorządy jako organy założycielskie szkół, organizacje i stowarzyszenia oświatowe, stowarzyszenia rodziców, media – te sprzyjające ekipie rządowej i te stojące po przeciwnej stronie barykady.

Jednym z najbardziej widocznych przykładów walki o rząd dusz nauczycieli jest strajk szkolny zapowiadany przez ZNP. Głównymi postulatami są oczekiwania płacowe – 10% podwyżki wynagrodzenia zasadniczego – oraz gwarancja, że do 2022 r. nie będzie zwolnień nauczycieli ani pogorszenia warunków pracy. Jednak minister Zalewska nie przejęła się groźbą ZNP wchodzenia szkolnych organizacji związkowych w spory zbiorowe z dyrektorami o podwyżkę płac i zagwarantowanie miejsc pracy. To spór między pracownikami a pracodawcami (nauczycielami i dyrektorami szkół), ministerstwu nic do tego – skomentowała. Oświatowa Solidarność – licząca 80 tys. członków – nie popiera działań dużo większego, 200-tysięcznego ZNP. Działacze Solidarności stali się zakładnikami politycznych ambicji szefów swojej organizacji. Dotychczasowe protesty przeciwko reformie nic nie dały. Planowany strajk będzie jedynie próbą związkowej siły. Za wszelkie niepowodzenia we wprowadzaniu reformy winą zostaną obarczone samorządy. I o to chodzi PiS przed wyborami.

Lekcja przestawiania wajchy
W całej dyskusji o reformie oświaty tak naprawdę nie dyskutuje się nad sprawami fundamentalnymi: jaka powinna być edukacja dla przyszłości, jak powinna funkcjonować szkoła, jacy powinni być nauczyciele – twierdzi dr hab. Piotr Mikiewicz, socjolog edukacji. Brak m.in. tej fundamentalnej refleksji powoduje, że szkoła jest pół kroku albo i trzy kroki za zmianami społecznymi. Ten dystans może się pogłębić zwłaszcza dziś, gdy podstawa programowa będzie obejmować 12 lat edukacji, a cykl zmian cywilizacyjnych potrafi być znacznie krótszy. Najlepszym rozwiązaniem jest danie nauczycielom jak największej autonomii. Środowisko nauczycielskie poddawane jest presji ze strony rządu, rodziców i samorządów, dyrektorów szkół. Jest grupa nauczycieli, którzy nauczyli się udawać, że się zmieniają, a… od lat robią to samo. Ale nauczycieli jest około 500 tys. To jest wielobarwna, bardzo zróżnicowana grupa, pracująca w bardzo różnych środowiskach. Nie można całej szkoły, nauczycieli krytykować z góry na dół albo ich tylko chwalić. Tak naprawdę w Polsce kształcimy tylko nauczycieli edukacji wczesnoszkolnej.

WYWIAD
Falowanie i spadanie
PiS w sprawie samorządów drastycznie naruszyło zasadę, że nie należy mnożyć wrogów ponad potrzeby. Także w oświacie problemy dla rządzących będą narastać. Wewnątrz PiS zachwiała się wiara w nieomylność kierownictwa i pewność, że poprowadzi ono partię do kolejnych sukcesów. Przed partią stoi zadanie utrzymania dwóch kręgów odbiorców jej oferty: zagorzałych zwolenników narracji Jarosława Kaczyńskiego oraz tych, którzy w nią nie wierzą, jednak sądzą, że PiS – w przeciwieństwie do Platformy Obywatelskiej – coś zrobi. Sztuka polega na utrzymaniu równowagi między obiema grupami – uważa dr Jarosław Flis, socjolog polityki. – Ostry przechył w prawo grozi utratą umiarkowanych wyborców, z kolei rezygnacja z radykalizmu powoduje narażenie się ideowemu elektoratowi. Można sobie wyobrazić, że PiS spotka to, co przydarzyło się PO, która otrzymała cios w plecy od najbardziej przywiązanych do wartości liberalnych zwolenników w postaci elektoratu Nowoczesnej. Na czele takiej radykalnie prawicowej partii mógłby stanąć Antoni Macierewicz albo jakaś wyrazista postać z klubów „Gazety Polskiej”; ktoś, kto powie: może nie da się wygrać, ale z pewnością uda się wyrazić nasze poglądy, powiedzieć szczerze, co myślimy, nie idąc na żadne kompromisy. Z drugiej strony rozochocona zwycięstwem Donalda Tuska Platforma postąpiła bardzo nieroztropnie, zgłaszając wniosek o konstruktywne votum nieufności. Nowoczesna po grudniowym kryzysie parlamentarnym i obyczajowym nie jest już na fali wznoszącej.

Ptaki ciernistych krzewów
Dając dwa złote bezdomnemu, nie rozwiązujemy jego problemu, nie pomagamy w powrocie do społeczeństwa. Ale na ogół osoby bezdomne są dla nas przezroczyste – twierdzi Anna Machalica-Pułtorak, założycielka Stowarzyszenia Otwarte Drzwi niosącego pomoc osobom zagrożonym wykluczeniem społecznym. – Tymczasem musi być ktoś, kto wzmocni człowieka wychodzącego z bezdomności. Bodźcem do zmiany może być zwyczajne ludzkie zainteresowanie, życzliwość. Część bezdomnych pragnie wrócić do społeczeństwa, by na nowo odnaleźć sobie w nim miejsce, w którym będą odczuwać akceptację, zainteresowanie i życzliwość. Czasem czują się zawstydzeni, że tak nisko upadli, ale nie wiedzą, jak wrócić. Bezdomni także budują sobie pewną społeczność. Obowiązuje w niej określona hierarchia, obyczaje, ale jest też wzajemna pomoc. Spotykamy się z wielką hipokryzją ze strony państwa. Najpierw rozpija się naród, a później się go leczy. Nie ma ani jednego miejsca w Polsce, które udzielałoby pomocy osobom psychicznie zaburzonym i bezdomnym zarazem. Ci, którym się udało, są okrutni i nieludzcy, zapominają o słabych. Funduje się nam nieufność i nienawiść. Ludzie, którzy to robią, będą się smażyć w piekle. Rozwija się to społeczeństwo, w którym obywatele są dla siebie dobrzy.

KRAJ
Nie jesteśmy robotami
– Hańba, hańba, hańba – krzyczą przez szczekaczkę związkowcy na manifestacji przed siedzibą firmy Trend Fashion. Jest lipiec 2014 r. Krakowska Inicjatywa Pracownicza staje w obronie wyzyskiwanych szwaczek zatrudnionych przez firmę z Myślenic, która szyje garnitury dla takich firm jak Vistula i Próchnik. Kobiety miesięcznie zarabiały 1100 zł. Uszyty garnitur kosztował w sklepie 1300 zł. Szwaczki podjęły dwugodzinny strajk, domagając się podwyżki o 100 zł i poprawy warunków pracy. Kilka z nich zostało zwolnionych zaraz po strajku. – Pamiętam, że było nas pięć osób. Wręczyliśmy dyrekcji postulaty pracownic i poinformowaliśmy, że od tej pory to my je reprezentujemy. Trafiliśmy na wychodzącą zmianę. Przekazaliśmy pracownicom ulotki, mówiły, że jak związkowe, to wezmą więcej – wspomina Katarzyna z krakowskiej Inicjatywy Pracowniczej. Prezes firmy jednak zlekceważył grupkę związkowców, dając zielone światło dla antypracowniczych praktyk. Do akcji włączyli się klienci z całej Polski. Odbiorcy ubrań zaczęli dostawać listy ze skargami i groźbami bojkotu konsumenckiego. Przed sklepami Vistuli w Krakowie i Warszawie protestujący solidaryzowali się ze szwaczkami. – To była reakcja łańcuchowa. Rozpoznanie bojem. Wiesz, na kim możesz polegać. Taki czas, gdy związkowcy dostają wiatr w żagle – wspomina Katarzyna. Dziś Inicjatywa Pracownicza ma na koncie więcej udanych akcji. Jako pierwsi w Polsce zwracali uwagę na niebezpieczeństwo śmieciowych umów i agencji pracy tymczasowej. Ostatnio o związku było głośno, gdy sieć kawiarni Starbucks chciała na miejsce strajkujących pracowników niemieckich zatrudnić Polaków. Werbunek łamistrajków prawie się udał. Dopiero po nagłośnieniu sprawy przez Inicjatywę Pracowniczą Starbucks wycofał ofertę.

ZAGRANICA
Europejczyk z karabinem na ramieniu
Coraz więcej Europejczyków obawia się zagrożenia terrorystycznego w swoich krajach. Wielu nie wierzy już, że instytucje tradycyjnie zajmujące się walką z terroryzmem – wywiady wojskowe, Interpol czy Frontex – są w stanie zapewnić im bezpieczeństwo. Tworzy to warunki do powstawania organizacji paramilitarnych, które jako cel działalności przedstawiają ochronę kraju przed terrorystami. Większość z tych organizacji długo pozostawała niegroźna. Ot, gdzieś na Bałkanach kilku byłych wojskowych oraz paru prawicowych radykałów przebrało się w ciuchy z demobilu i przejechało kilka razy wzdłuż granicy. Media głównego nurtu bagatelizowały to zjawisko jako sezonowe. Paramilitaryści mieli zniknąć tak szybko, jak się pojawili. Wszystko wskazuje jednak na to, że będzie odwrotnie. Dzisiaj ich akcje przyjmują coraz bardziej zinstytucjonalizowane formy. Zamiast przypadkowych samochodów z napędem na cztery koła mamy oznakowane floty pojazdów. Zwykłe bluzy ustępują miejsca uniformom z naszywkami. W szeregach organizacji paramilitarnych pojawia się też coraz więcej kobiet, menedżerów średniego szczebla dużych korporacji, przedsiębiorców, a nawet nauczycieli czy wykładowców akademickich. Zdecydowana większość tych organizacji ma silny element nacjonalistyczny. Są blisko związane z prawicową ekstremą. Nie należy się spodziewać, że podczas akcji w terenie będą odróżniać „prawdziwych uchodźców od podszywających się pod nich terrorystów”.

Czynnik nieobliczalny
Angela Merkel spodziewała się w Waszyngtonie najgorszych scenariuszy. Wprawdzie Donald Trump podczas tradycyjnej sesji fotograficznej w Gabinecie Owalnym udał, że nie słyszy zachęt fotoreporterów, by podali sobie z kanclerką rękę, ale ciąg dalszy wizyty przebiegł bez większych wpadek i niemieckie media uznały jej wizytę w Waszyngtonie za pożyteczną. Na wspólnym briefingu obydwoje przywódcy zgodnie podkreślili znaczenie NATO jako filaru bezpieczeństwa transatlantyckiego i zapowiedzieli współpracę w realizacji porozumień z Mińska. Trump wyraził uznanie dla podejmowanych przez Merkel wysiłków w celu rozwiązania rosyjsko-ukraińskiego konfliktu i podziękował jej za obietnicę zwiększenia wydatków na obronność. Duże różnice stanowisk zarysowały się w dziedzinie handlu międzynarodowego. Zdaniem Trumpa Niemcy, zalewając inne rynki (nie tylko w UE) swoimi towarami, działają niesprawiedliwie. Jeśli ekonomiści Trumpa zrealizują swoje pomysły, może dojść do ostrego starcia niemiecko-amerykańskiego. Prawie co drugie miejsce pracy w Niemczech zależy bowiem od biznesu eksportowego. W 2016 r. Amerykanie nabyli niemieckie towary o wartości 107 mld euro, Niemcy zaś importowały z USA produkty za 57 mld euro.

Kobiety są ofiarami miejsca urodzenia
Wojna w Sudanie wybuchła w 2003 r., kiedy zbuntowane oddziały rdzennych czarnych Afrykanów zaczęły atakować sudański rząd – złożony głównie z Arabów – protestując przeciwko instytucjonalnemu rasizmowi i niesprawiedliwemu traktowaniu własnych plemion. Rząd Sudanu odpowiedział bezlitosnym odwetem. Ziemia była usłana szkieletami. Spomiędzy kości niektórych szkieletów wystawały fragmenty skóry w różnym stadium rozkładu. Na jednych zachowały się resztki odzieży, na innych nie, za to z prawie wszystkich trupów zdarto buty. Dobre buty zawsze przydawały się na wojnie.

Fragmenty książki Lynsey Addario „To właśnie robię. Znana fotoreporterka o życiu między wojną i miłością”.

OPINIE
Ludzie i granice
Po „aksamitnej rewolucji” Słowacy byli zdeterminowani i zdecydowani utworzyć własne państwo; uznali się za naród i skorzystali z prawa do samostanowienia, czyli z prawa do utworzenia własnego państwa. 1 stycznia 1993 r. Czesi i Słowacy podzielili sprawnie Czechosłowację na Czechy i Słowację, bez cienia wrogości, bez jednego wystrzału, zachowując znakomite relacje i wzajemny szacunek. Niestety, nikt nie oczekuje, że mieszkańcy Ukrainy zaakceptują sposób myślenia Czechów i Słowaków. Trudno w to uwierzyć, ale żarzący się konflikt na Ukrainie jest akceptowany przez wiele rządów i ich ministrów, także przez wielu polityków w Kijowie. Z wielu powodów osłabianie Rosji jest celem polityki państw, które sięgają po arsenał zimnej wojny, a konflikt na Ukrainie jest wygodnym narzędziem dla zwolenników zimnej wojny – pisze Bogdan Galwas.

KULTURA
Chciałbym posklejać pęknięty stół
– Artysta powinien mieć możliwość robienia sztuki zgodnie z zasadą obowiązującej w niej wolności, regulowanej z różną skutecznością obowiązującym prawem, czy to się komuś podoba, czy nie – podkreśla Wawrzyniec Kostrzewski, reżyser teatralny, autor interesującej telewizyjnej inscenizacji „Listów z Rosji” de Custine’a. –Tej wolności nie można również odebrać ludziom, którzy mają prawo reagować na sztukę tak czy inaczej. Tutaj też obowiązują zasady, które wytworzyła ułomna przecież demokracja. Nie można się oburzać na ludzi, że protestują, tak samo jak można robić różne rzeczy z pobudek artystycznych. Konflikty są wpisane w tę regułę. Myślę, że to jest dla większości zrozumiałe, a problem leży w kwestii finansowania sztuki, budżetów, podmiotów finansujących, decydentów. Tu potrzeba mądrości, ludzi, którzy świadomie będą rozdzielać fundusze, tak żeby wzbogacać artystyczną różnorodność.

Artysta zniknął, smutne miasteczko zostało
Nigdy nie miał zbyt wiele czasu dla dzieci, zajęty własną twórczością. Ale jako dziadek Wojciech Młynarski sprawdzał się naprawdę dobrze. – Staram się przyjaźnić z moimi wnukami – mówił. – Mam wrażenie, że nasz kontakt jest dobry, zwłaszcza ze starszym, Stasiem. Zapraszam go do restauracji na hinduskie jedzenie, które obaj lubimy. Wtedy gadamy na różne tematy, które nas interesują: o muzyce, sztuce. Rozmawiamy nawet o dziewczynach. Mój kontakt z Tadziem jest luźniejszy, bo on jest młodszy i interesuje się przede wszystkim wspinaczką, a ja w tej dziedzinie nie mogę mu służyć doświadczeniem. Myślę, że dogaduję się także z Alą. Z nią zazwyczaj rozmawiam o tańcu, np. charakterystycznym, flamenco. Pochwalam to, że tańczy, i mam wrażenie, że coś z tego będzie. Każdy sam powinien sobie znaleźć pomysł na życie. Niczego nie należy robić na siłę. Pewnie, że byłoby przyjemnie, gdyby któryś z wnuków poszedł moją drogą, ale tak się nie stało i raczej już nie stanie. Każdy kontynuuje i rozwija w sobie to, do czego ma zamiłowanie. Rodzinny portret Wojciecha Młynarskiego.

Od lat układam jeden erotyk
– Nigdy nie wynosiłam ma ołtarze ani jego pisania, ani mojej skromnej profesji – mówi Wacława Myśliwska, żona Wiesława Myśliwskiego. – Dom ma być domem. W życiu nie chodzi o to, kim jesteśmy, tylko jak i z kim jesteśmy. Zauważyłam, że ludzie na stare lata zamiast cieszyć się sobą, gorzknieją i robią się zrzędliwi. Kiedyś czekałam w kolejce do lekarza. Weszła para starszych ludzi. Potwornie się kłócili, ziali nienawiścią. Zobaczyłam kobietę, która z pogardą zwracała się do swojego schorowanego męża. Obiecałam sobie, że nigdy nie dopuszczę do tego, żebyśmy tacy byli i tak wyglądali.

Fragment książki Agnieszki Nabrdalik „Dzisiaj rozmawiamy o Pani”.

Qulturalia

HISTORIA
PKWN rodziło się w Londynie
Stalin starał się dogadać z polskim Londynem. PKWN ogłoszono dopiero miesiąc po wiosennych rozmowach Mikołajczyka z radzieckim ambasadorem. Do końca 1944 r. publikacje radzieckie nazywały PKWN nie rządem, lecz administracją. Stalin wcale nie stawiał na polską lewicę, było mu nawet obojętne, czy w przyszłej, prolondyńskiej Polsce lewica komunistyczna w ogóle dopuszczona zostanie do współistnienia, czy otrzyma znośne warunki działania. Moskwa chciała mieć natomiast gwarancję, że przyszły rząd polski będzie przyjaźnie nastawiony do ZSRR. Stąd logiczne oczekiwanie, że Mikołajczyk pozbędzie się wszystkich współrządzących, którzy wręcz manifestacyjnie wrogo odnoszą się do ZSRR. Padały tu nazwiska Sosnkowskiego, Kukiela, Radkiewicza, Kota. Ta sprawa, a nie sprawy graniczne, gdzie nie wykluczano jakiegoś kompromisu, miała dla Moskwy decydujące znaczenie. Warunek Moskwy uznano za niedopuszczalną ingerencję w wewnętrzne sprawy drugiego państwa. Tymczasem bez sprzeciwu przyjęto weto Francji wobec kandydatury gen. Bolesława Wieniawy-Długoszowskiego na prezydenta RP. Podobnie Francuzi wymusili na prezydencie Władysławie Raczkiewiczu zaakceptowanie gen. Sikorskiego na premiera rządu. Przecież pod naciskiem Brytyjczyków Mikołajczyk został premierem. Również na żądanie Brytyjczyków zdymisjonowano naczelnego wodza, gen. Sosnkowskiego. Nie rozdzierano z tych powodów szat.

ZDROWIE
Zawał, szpital… i czarna dziura
Choroby serca i układu krążenia nadal są przyczyną prawie połowy wszystkich zgonów (45,8%), a w pierwszym roku po wyjściu ze szpitala umiera ok. 10% osób, które przeżyły zawał. Są to skutki braku dobrze zorganizowanego systemu terapii i opieki kardiologicznej. – Gdyby chorzy po operacjach kardiochirurgicznych i zabiegach kardiologicznych oraz po zawałach serca byli objęci dobrą opieką i rehabilitacją kardiologiczną, żyliby na pewno znacznie dłużej – twierdzi prof. Piotr Jankowski, przewodniczący Komisji Promocji Zdrowia Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego. – Dzięki właściwej rehabilitacji i edukacji prowadzącej do zmiany stylu życia można by zmniejszyć ryzyko ich zgonu nawet o kilkadziesiąt procent. Tylko ok. 26% chorych po zawale zostaje objętych programem rehabilitacyjnym, a są rejony, gdzie ten odsetek jest jeszcze mniejszy.

KSIĄŻKI
Wiosenny detoks

FELIETONY I KOMENTARZE
Jerzy Domański: Sobiepanki pod drabinką
Tomasz Jastrun: Wentylacja mózgu
Edward Mikołajczyk: Fejki do szkoły
Agnieszka Wolny-Hamkało: Całkowite zaćmienie

Wydanie: 13/2017, 2017

Kategorie: Kraj

Komentarze

  1. kruk
    kruk 28 marca, 2017, 16:28

    Cytat z artykułu „Ptaki ciernistych krzewów”, pod rozwagę fanom państwa opiekuńczego:

    Pytanie: „Czy społeczeństwu nie zależy na bezdomnych?”
    Odpowiedź: „Powiem smutną rzecz o nas, Polakach: nie jesteśmy dobrymi ludźmi. To nie oskarżenie. Historia pokaleczyła nas, mamy kompleks krzywdy, wiele lat gnębienia za sobą. To przecież wciąż żywa pamięć – zabory, wojna. Później PRL, której polityka całkowicie zwolniła obywateli z naturalnego obowiązku pomocy, bo państwo wzięło wszystko na siebie. […]”

    Sam łapię się na tym, że gdy mijam na ulicy osoby żebrzące, myślę sobie: „przecież mamy instytucje państwowe, które mają pomagać takim ludziom, więc ja nie muszę już tego robić”.

    Przypominam też sobie czasami o Amerykanach, którzy przez długi czas nie mieli państwa opiekuńczego, nadal mają wyrobiony zwyczaj dawania pieniędzy instytucjom charytatywnym. Wg szybkiego wyszukiwania, w roku 2015 przekazali takim instytucjom 373 miliardy dolarów.

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy