W najnowszym (28/2018) numerze Przeglądu polecamy

W najnowszym (28/2018) numerze Przeglądu polecamy

W poniedziałek 9 lipca w kioskach 28 numer tygodnika PRZEGLĄD. Polecamy w nim:

TEMAT Z OKŁADKI
Bez poczucia winy
Od czasu pierwszego przewrotu politycznego na Ukrainie z 2004 r. szerzy się tam kult najbardziej ponurych postaci symbolizujących nacjonalizm ukraiński. Czci się każdy przejaw antypolskiego szowinizmu – od rzezi humańskiej po rzeź wołyńską. Strona ukraińska nie przyjmuje do wiadomości nie tylko oczywistych faktów historycznych dotyczących zbrodniczej działalności Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów i Ukraińskiej Powstańczej Armii, ale nawet wyników ekshumacji w Hruszowicach. Pomajdanowa Ukraina nie chce historycznego rozliczenia ze zbrodniczą przeszłością formacji, których pamięć kultywuje i uznaje za fundament ukraińskiej tożsamości narodowej. Nie chce dopuścić do upamiętnienia ofiar ludobójstwa wołyńsko-małopolskiego, ich ekshumacji i godnego pochówku. Istotą polityki historycznej kreowanej przez ukraiński IPN jest zrzucenie odpowiedzialności za „wydarzenia wołyńskie” na Polaków i II RP.
Powszechny na pomajdanowej Ukrainie kult OUN i UPA są efektem także polskiej polityki. Postsolidarnościowe siły polityczne III RP nie chciały widzieć, że w politycznym zapleczu Wiktora Juszczenki znaczącą rolę odgrywały organizacje nacjonalistyczne kultywujące pamięć Stepana Bandery i UPA. Nie chciały widzieć banderowskiej symboliki Prawego Sektora ani pomników i muzeów Bandery, Szuchewycza i innych zbrodniarzy. Próbowano pacyfikować środowiska kresowe, by nie domagały się prawdy historycznej od Ukrainy. Niektórzy publicyści i politycy polscy popierali nawet wybielanie zbrodniczej historii nacjonalizmu ukraińskiego oraz bagatelizowali jego radykalnie antypolski charakter.

WYWIAD
Czerwona niepodległość
Wbrew wszelkim głupcom, polska lewica ma swój wielowiekowy dorobek – stwierdza jednoznacznie historyk, prof. Michał Śliwa. – Niezgodne z prawicową polityką historyczną jest dziś przypominanie, że dzięki rewolucjom rosyjskim, lutowej i październikowej, Polska mogła odzyskać niepodległość. Demontując carski despotyzm, polscy rewolucjoniści działający w Rosji przybliżali niepodległość Polski. Nie da się ich wygumkować z polskiej historii, wymazać ich pozytywnego wpływu na dokonania i postanowienia rosyjskich rewolucjonistów. A gdy Polska odzyskała niepodległość, to lewica z kręgu PPS i PSL Wyzwolenie tworzyła pierwsze kadry odrodzonego państwa. I to dzięki lewicy Polska wchodziła w niepodległość z mocno zarysowaną wizją państwa demokratycznego, o rozbudowanych prawach społecznych i socjalnych obywateli. Tego się nie docenia, nie przyjmuje do wiadomości, że bez tej lewicowej podbudowy nie udałoby się tak szybko uchwalić i wprowadzić w życie niezwykle demokratycznych i socjalnych praw, konstytucji państwa republiki demokratycznej, jak wtedy w skrócie mówiono. To naprawdę były śmiałe i nowoczesne rozwiązania, radykalne, wręcz rewolucyjne.

KRAJ
Ostatnia bariera praworządności
Kadencja prof. Małgorzaty Gersdorf kończy się 30 kwietnia 2020 r. Jest to jasne, oczywiste i bezdyskusyjne. Skrócenie kadencji pierwszego prezesa Sądu Najwyższego za pomocą przepisu niższej rangi jest naruszeniem konstytucji – a więc oczywistym bezprawiem, za które grozi nie tylko odpowiedzialność konstytucyjna (czyli proces przed Trybunałem Stanu), lecz także zwykła odpowiedzialność karna. Osoby, które dopuściły się tego, powinny stanąć przed sądem za nadużycie władzy. Mówi o tym art. 231 Kodeksu karnego: „Funkcjonariusz publiczny, który przekraczając swoje uprawnienia lub nie dopełniając obowiązków, działa na szkodę interesu publicznego lub prywatnego, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3. Jeżeli sprawca dopuszcza się tego czynu w celu osiągnięcia korzyści majątkowej lub osobistej, podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10”. Jak stwierdza tenże Kodeks karny, prezydent Rzeczypospolitej Polskiej oraz posłowie i senatorowie to funkcjonariusze publiczni. Prof. Gersdorf nie miała prawa zgłaszać się do prezydenta po decyzję dotyczącą zgody na dokończenie tej kadencji. Byłoby to przyzwoleniem na łamanie praworządności.

Miodokrady
W Lubochowie w województwie pomorskim największym pszczelarzem jest sołtys Andrzej Twardowski. W maju jego osiem pasiek liczących 230 uli, rozrzuconych kilka kilometrów od siebie w niedostępnych miejscach, ograbiono w połowie z miodu i z pszczół. – Gdyby policja uważniej przyjrzała się sprawie, może dałoby się złodziei schwytać. Straty szacuję na 100-150 tys. zł – co najmniej 50 tys. zł za sam miód i drugie tyle za pszczoły, bo moje rodziny pszczele są zadbane i wyselekcjonowane – mówi poszkodowany. – Takiej kradzieży nie mógł dokonać ktoś, kto się na pszczelarstwie zupełnie się nie zna. Ktoś musiał odwirować miód na miejscu. Ktoś wyjmował inteligentnie kilka najcięższych ramek z miodem, a lekkie, z nektarem, zostawiał, delikatnie je rozsuwając, żebym nie zauważył braku. Kradzieże to nie jedyny ból głowy pszczelarzy. Wskutek postępu cywilizacyjnego i związanych z nim chorób pszczół i bezmyślnego stosowania przez rolników środków ochrony roślin giną całe pasieki. Jest taka przepowiednia przypisywana Einsteinowi, że jeśli zginie ostatnia pszczoła, ludziom zostaną cztery lata życia.

Miliony z niepełnosprawnymi w tle
Za niemal 53 mln zł PFRON musiał dokupić usługi utrzymania i modyfikacji oraz prawa autorskie i kody źródłowe do działającego od lat Systemu Obsługi Dofinansowań i Refundacji (SODiR). Zakupu dokonano w trybie zamówienie publicznego z wolnej ręki, negocjacje prowadzono tylko z jednym wykonawcą – Sygnity SA. W tej procedurze przetargowej najważniejsze są kody źródłowe do SODiR. Fundusz je zakupuje, ale nie mając praw majątkowych do systemu, nie może się nimi posługiwać. Zdolna i upoważniona do wykonywania zamawianych przez fundusz usług obsługi SODiR jest tylko firma Sygnity SA. Notabene fundusz nie posiada również dokumentacji technicznej systemu i gdyby w przyszłości chciał do obsługi SODiR skorzystać z usług firmy konkurencyjnej, byłoby to niemożliwe. System działa w PFRON od 2003 r. Przez ten czas za jego stworzenie i kolejne modyfikacje Sygnity S.A. otrzymała z PFRON ponad 40 mln zł. Teraz fundusz musi płacić po raz kolejny. Tak niekorzystny dla zamawiającego ciąg transakcji może budzić zastanowienie, a nawet podejrzenia. W marcu 2017 r. CBA otrzymało informację na temat możliwości popełnienia przestępstwa w PFRON. Minął rok i na razie nic nie wskazuje, by sprawa w CBA wzbudziła zainteresowanie.

Zostawcie mnie, chłopcy
30 czerwca 1988 r. w Warszawie wędkarz idący o świcie Wybrzeżem Kościuszkowskim znalazł nieprzytomnego 69-letniego mężczyznę z ranami na głowie. Natychmiastowa operacja nie uratowała życia pacjenta, którego początkowo oznaczono jako NN, a który po kilku godzinach okazał się Janem Strzeleckim. Docent zmarł, nie odzyskawszy przytomności. Były różne tropy śledztwa. Dzielnicowi w całym kraju, tajniacy rozglądali się za osobami, które nagle się wzbogaciły. Wszak z portfela ofiary zginęło sporo pieniędzy. W śledztwie uczestniczyło kilka tysięcy ludzi. Zwrot dokonał się dzięki telewizyjnej audycji „997”. Najpierw zgłosił się taksówkarz. Leżał w szpitalu, kiedy usłyszał ze szklanego ekranu o napadzie. Skojarzył, że nad ranem 30 sierpnia wiózł dwóch młodych chłopaków do Ząbek. Mieli gruby zwitek pieniędzy, którym dzielili się na pół. Na konferencji prasowej rzecznik Komendy Głównej MO podaje nazwiska podejrzanych o zbrodnię. To pracujący w FSO 19-letni Marek M. i Krzysztof Ch. Tymczasem w audycji Radia Wolna Europa użyto sformułowania, że tragiczna śmierć Jana Strzeleckiego jest wynikiem porachunków MSW z niezależnym intelektualistą. 10 lat później prof. Andrzej Paczkowski, członek Kolegium IPN, na prośbę Jadwigi Strzeleckiej przejrzał UB-owską teczkę Strzeleckiego. Nie znalazł tam nic, co by świadczyło, że socjolog był szczególnie inwigilowany przez tajne służby.

Z książki Heleny Kowalik „PeeReL zza krat. Głośne sprawy sądowe z lat 1945-1989”, PWN.

ZAGRANICA
Ropa, religia, narody, interesy
Bliski Wschód przypomina wielopiętrowy labirynt sprzecznych interesów – mówi ambasador Krzysztof Płomiński, emerytowany dyplomata. – Arabia Saudyjska walczy o swoją przyszłość oraz pozycję obrońcy islamu i wpływów arabizmu, chociaż jedność arabska już dawno się rozleciała i nigdy nie wróci, a świat muzułmański dawno nie był tak zdezintegrowany. Konfrontacja Arabii Saudyjskiej i jej sojuszników z Iranem jest faktem w Syrii, Iraku, Libanie i w Jemenie. Arabia Saudyjska czuje, że jest w tej chwili u szczytu swojej potęgi. Arabia Saudyjska, Zjednoczone Emiraty Arabskie oraz Izrael wiele zrobiły, by Donald Trump został prezydentem. A nie wiadomo, jak długo będzie u władzy. W związku z tym jest to kwestia wykorzystania momentu, który może już się nie powtórzyć, również jeśli chodzi o uwarunkowania regionalne. Pomału zbliża się kres ery naftowej. Czyli również dominacji Arabii Saudyjskiej na globalnym rynku energii. Do tego producentów ropy przybyło, pojawiły się nowe sposoby jej wydobycia, przede wszystkim w USA. W relacjach Arabii z sąsiadami, z Katarem i Iranem, jest pewien rodzaj obsesji, powodowanej i realnymi, i wyolbrzymionymi zagrożeniami, również ze strony wielorakich ugrupowań islamskich, które dla jednych graczy mogą być wyjętymi spod prawa terrorystami, a dla drugich pożądanymi sojusznikami. To nie jest kierowanie się racjonalną oceną sytuacji, poszukiwanie wspólnych interesów, ale po prostu wrzucanie do worka z napisem „wróg”.

Co zrobi López Obrador
Prezydentem Meksyku został Andrés Manuel López Obrador. Po raz pierwszy w historii krajem będzie rządził lewicowy lider społeczny o największym poparciu wyborców. Partia nowego prezydenta, powstały w 2014 r. Ruch Odnowy Narodowej (Morena), rządzić będzie też stolicą i większością stanów. W zapowiedziach Obradora nie ma żadnych objawów radykalizmu, a wręcz odwrotnie, widać dowody umiarkowania. W licznych wystąpieniach dawał do zrozumienia, że wielka reforma będzie w gruncie rzeczy powrotem do skromności. Wierzy w siebie. Podejrzliwie traktuje innych i instytucje publiczne, które dla niego są zabawkami w rękach mafii, ustawy zaś są nieistotne. Tylko on i naród, który reprezentuje, budzą zaufanie. Jego polityka będzie więc nieustannym tworzeniem przeciwników. Wskazując wrogów i powołując się na grożące z ich strony niebezpieczeństwo, będzie mobilizował tłumy swoich zwolenników. W partii Lópeza Obradora, jak u Perona, jest miejsce dla wszystkich, pod warunkiem, że przysięgną szacunek i wierność przywódcy.

Kandydatka zza baru
Alexandria Ocasio-Cortez, niespełna 29-letnia córka imigrantów z Puerto Rico, wychowana na robotniczych osiedlach południowego Bronksu, zwyciężyła w nowojorskich prawyborach do Kongresu z ramienia Partii Demokratycznej. O aktywności politycznej zaczęła myśleć w 2015 r., kiedy pracowała w sztabie Berniego Sandersa. Ocasio-Cortez publicznie przyznaje, że chce kontynuować jego pracę z kampanii. I widać to w jej własnym programie. Mówi: „Nadszedł czas, by wszyscy w Nowym Jorku zastanowili się, w czyim interesie zmieniało się nasze miasto przez ostatnie 20 lat”, mocno uderzając w elitę nowojorskiej Partii Demokratycznej. Proponuje zmiany zarówno na szczeblu stanowym, jak i federalnym. Chce reformy podatkowej, tak aby – jak mówi w wyborczej reklamówce – „przestali nas reprezentować milionerzy, którzy nie płacą tutaj podatków, nie piją naszej wody, nie oddychają naszym powietrzem”. Na agendę bierze też zaniedbany od dawna sektor mieszkań komunalnych, podkreślając, że rodziny pracowników fizycznych nie są w stanie płacić coraz wyższych czynszów. Postuluje również inwestowanie w transport publiczny, co w Nowym Jorku jest palącą potrzebą. Czy Ocasio-Cortez skieruje Partię Demokratyczną na bardziej postępową drogę?

OPINIE
Czy chiński juan zastąpi dolara
Chiny od ponad ćwierć wieku przeżywają okres prosperity. PKB przez prawie 20 lat zwiększał się w tempie około 10% rocznie, a niekiedy jeszcze szybciej. W ostatnich latach tempo to jest nadal wysokie, dla Europejczyków wręcz astronomiczne, choć 6-7% rocznie nie satysfakcjonuje Chińczyków. Jest to bowiem naród z wielkimi ambicjami. Tematem dnia jest obecnie w Chinach pytanie, kiedy ich waluta narodowa – juan będzie walutą światową. Chiński model rozwoju gospodarczego przeszedł znaczącą ewolucję od autonomicznego do uzależnionego od pozycji Chin na rynkach zagranicznych. Nie oznacza to jednak, że zwiększające się stopniowo w świecie zapotrzebowanie na juana jest wystarczające, by przekształcić go w pieniądz światowy – uważa prof. Paweł Bożyk. – Po pierwsze, udział Chin w wymianie międzynarodowej, mimo zauważalnego postępu w ostatnim ćwierćwieczu, pozostaje zbyt mały, by mogły marzyć o przekształceniu juana w walutę światową. Po drugie, ich ekspansja na rynkach światowych dokonuje się przy niskiej jakości, a w rezultacie niskich cenach chińskich towarów. Po trzecie wreszcie, rosnąca pozycja Chin w gospodarce światowej ma głównie charakter ilościowy, a nie jakościowy. Poza udoskonaleniem oferty eksportowej Chińczycy muszą zdecydowanie zwiększyć swoje inwestycje na rynkach zagranicznych, rozwinąć kooperację w produkcji, położyć akcent na współpracę naukowo-techniczną itp. Chodzi o to, by tą drogą zwiększyć zapotrzebowanie zagranicy na rozliczanie transakcji w juanach, i to w dłuższej perspektywie.

Jaka populacja, taka demokracja
Przed nami jesienią wybory samorządowe, a w przyszłym roku do Parlamentu Europejskiego, Sejmu i Senatu. Za każdym razem poważną część elektoratu stanowią wyborcy niemający jednoznacznych preferencji – pisze prof. Stanisław Kwiatkowski. – Dla sztabów wyborczych ta niezdecydowana grupa powinna być szczególnym obiektem zainteresowania. To kilkanaście procent głosów do pozyskania w kampanii poprzedzającej głosowanie. W polskich warunkach mogą one przeważyć szalę zwycięstwa. Niezdecydowani w swoich poglądach politycznych nie różnią się niczym szczególnym od aktywnych wyborców. To znaczy, że wszystkie ugrupowania mają równe szanse przekonać ich do siebie, mogą liczyć na mniej więcej takie samo ewentualne poparcie.
Duży wpływ na frekwencję ma motywacja negatywna, tzn. chęć sprzeciwu, protestu, odwetu na przeciwnikach lub rządzących. Krótko mówiąc, część głosującego elektoratu raczej protestuje niż dokonuje wyboru. Podobnie część nieobecnych w lokalach wyborczych w dniu głosowania traktuje to jako formę protestu („nie głosuję, bo mam ich gdzieś”). Umiarkowany radykalizm, organizowane protesty i populistyczne obiecanki mogą ułatwić dojście do władzy i stanowisk, ale z tych samych powodów łatwo stracić poparcie społeczne. Dotychczasowi populiści ginęli od własnej broni; przepadali z tych samych powodów, z jakich zyskiwali nominacje.

KULTURA
Za młodzi na ślub
Film „Na plaży Chesil” to uniwersalna opowieść o miłości, pożądaniu, braku zrozumienia i współczucia, niecierpliwości młodego chłopaka – mówi Billy Howle, aktor brytyjski. – To także film o ideałach i naturze męskości. Kwestią kluczową w relacji Florence i Edwarda jest też brak zrozumienia, że seks, fizyczność w związku to nie tylko sprawa samego zbliżenia, przywiązania i czułości, ale też komunikacji, wsłuchiwania się w potrzeby drugiej strony. Na szczęście w dzisiejszych czasach jesteśmy na tyle otwarci, że możemy rozmawiać o seksie i związkach publicznie. Nie wzbudza to już takich kontrowersji jak być może w czasach, w których przyszło żyć i wybierać Florence i Edwardowi.

Człowiek zawsze się obroni
Chcę robić filmy o tych, którym świat nie sprzyja – mówi reżyser Grzegorz Zariczny. Dokumentem „Gwizdek” wygrał sekcję filmów krótkometrażowych na najważniejszym na świecie przeglądzie kina niezależnego Sundance w amerykańskim Park City. Jego fabularny debiut „Fale” w 2016 r. trafił do konkursu głównego imprezy w Karlowych Warach. Człowiek sukcesu? Tak to brzmi, ale niczego nie dostał w prezencie. O własnych siłach, z niemałym trudem, dochodził do miejsca, w którym jest dzisiaj. I dobrze pamięta swoją drogę. – Jestem zwyczajnym chłopakiem ze zwyczajnej rodziny – mówi. – Wyrosłem w podkrakowskiej wsi. Nauka w liceum w Nowej Hucie była dla mnie gigantycznym skokiem. Długo miałem poczucie, że jestem gorszy od kolegów wychowanych w mieście. Teraz trochę się zbudowałem, ale tamto uczucie wciąż mam w tyle głowy. I chcę robić filmy o tych, którym świat nie sprzyja. O ludziach wyrzuconych na margines, mozolnie walczących o odrobinę szczęścia i powodzenia, z niemałym trudem usiłujących uporządkować własne życie.

Fragmenty książki Barbary Hollender „Od Munka do Maślony”, Prószyński i S-ka.

Qulturalia

ZDROWIE
Nowa nadzieja dla chorych na SM
Chorzy na stwardnienie rozsiane (sclerosis multiplex – SM) dostali nowy lek. Skutecznie hamuje on rozwój choroby w najgorszej postaci – pierwotnie postępującej. W styczniu został zarejestrowany w Europie i jest dostępny w krajach UE, Szwajcarii, Stanach Zjednoczonych, Ameryce Południowej, Australii, Izraelu i na Ukrainie. W Polsce czeka na refundację. Nowy lek może zmienić życie setek chorych w Polsce, powstrzymując postęp choroby. Musi być jednak dostępny. W tej chwili jest on w pełni odpłatny, a koszt jednej terapii to 60 tys. zł. W ciągu roku chory musi przejść dwa takie cykle. Wprawdzie wydatki na terapię pacjenta z SM wzrosły z 3,5 tys. zł w 2008 r. do 9,2 tys. zł w roku 2016, ale nie na tyle, by stworzyć wszystkim dobre warunki lecznicze, co już zapewnia nauka.

NAUKA
Ewolucja człowieka trwa
Karin Bojs, doktor honoris causa Uniwersytetu Sztokholmskiego, autorka książki „Moja europejska rodzina. Pierwsze 54 000 lat” odwiedziła 10 krajów, m.in. Polskę, szukając śladów rozwoju człowieka. – Dzięki badaniom archeologów i genealogów wiemy, że wszyscy pochodzimy z Afryki, skąd rozeszliśmy się na cały świat. Badania DNA pozwoliły odkryć, że mamy w sobie geny neandertalczyka – z tym że mieszkańcy Azji i Afryki mają tych genów ciut więcej niż Europejczycy. Współczesny człowiek, Szwed czy Polak, jest „wytworem” wielkich migracji i kultur: zbierackich, łowieckich i pasterskich. Człowiek neandertalski unikał kontaktów z Homo sapiens, ale i tak zniknął z powierzchni ziemi. Być może wybiliśmy naszych „krewnych”, może przynieśliśmy choroby, na które nie byli odporni. Jest też teoria o wchłonięciu. Porównanie materiału genetycznego obu gatunków wykazuje różnice w zaledwie ułamku procenta. Pewne odkrycia sugerują, że mogło dochodzić do krzyżowania się Homo sapiens neanderthalensisHomo sapiens sapiens. Na tej podstawie wysunięto hipotezę o możliwości wchłonięcia neandertalczyków do populacji współczesnego człowieka. Zapewne dalsze badania DNA pozwolą odkryć prawdę.

FELIETONY I KOMENTARZE
Jerzy Domański: Wołyń – coraz dalej od prawdy
Jan Widacki: Tu nie chodzi tylko o obronę sądów
Roman Kurkiewicz: Wara wam, czyli w obronie mazania po ścianach
Tomasz Jastrun: Taśmy pamięci
Ludwik Stomma: Przykry zapach pieniędzy
Edward Mikołajczyk: Ameryka zadziera z Kurskim

Wydanie: 2018, 28/2018

Kategorie: Kraj

Komentarze

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy