Narzeczony z sieci

Narzeczony z sieci

Miliony młodych ludzi przemierzają cyberprzestrzeń w poszukiwaniu partnerów

Marzymy o wysokim brunecie lub delikatnej blondynce, jesteśmy spragnieni burzliwego romansu, szalonych przygód czy romantycznego spaceru we dwoje? Cóż, jeśli nie mamy czasu albo szczęścia i nie spotkaliśmy naszego ideału, możemy go sobie… ściągnąć z Internetu. W Polsce powstaje coraz więcej serwisów wyręczających biura matrymonialne w poszukiwaniu partnera dla samotnych. Wystarczy, że w wyszukiwarce wpiszemy słowo „randka”, a odnajdziemy dziesiątki stron, na których możemy wybrać się na e-schadzkę.

W poszukiwaniu e-romansu

Na łowy z myszką wybierają się przede wszystkim panowie. Według Tomasza Judyckiego z portalu eRandka, na jedną kobietę przypada kilku mężczyzn. Powód jest prosty – mężczyzna to osobnik wiecznie poszukujący, kobiecie zazwyczaj wystarczy jeden mężczyzna, zwłaszcza jeśli jest przez nią zaobrączkowany. Pod adresem www.dateme.com.pl panów poszukujących pani jest prawie tysiąc, natomiast pań poszukujących pana – około 250. Internet stał się idealną skrzynką kontaktową dla homoseksualistów, biseksualistów czy transwestytów. Serwisy dzielą więc oferty na przeznaczone dla heteroseksualistów i dla „kochających inaczej”.
Aby nie tracić czasu na poszukiwania, oferty podzielone są także ze względu na cel znajomości. Na www.e-schadzka.com mamy więc do wyboru anonse towarzyskie (180), matrymonialne (56), korespondencyjne (5), imprezowe (10), erotyczne (1124) oraz tzw. sponsoring (406).
Najważniejsze to wyróżnić się na tle osób prezentujących się w sieci. Przyciągają niebanalne, dowcipne uwagi na temat siebie i świata. Dobra charakterystyka powinna zawierać haczyk. Okazuje się, że panowie nie chcą czytać wydumanych ogólników. Bardziej interesuje ich, że kandydatka na przyjaciółkę nie cierpi pająków albo uwielbia włóczyć się po mieście bez celu. Odzew ze strony płci brzydkiej murowany. Zabłysnąć musimy w kilku zdaniach, bo elaboratu na nasz temat nikomu nie będzie chciało się czytać. Najczęściej uderzamy w tony:
– poetyckie: „Gdy powiem – kocham cię; będzie to znaczyło, że jesteś Światem, w którym od poczęcia pragnąłem żyć! Gdy powiem – kocham cię; będzie to znaczyło, że jesteś Słońcem! A to, co dotąd za słońce miałem… jedynie chwiejnej świecy blaskiem było…”; „Szukasz prawdziwego faceta? Chcesz spijać słodki nektar pożądania? Nie masz nikogo, kto mógłby ukoić Twe zmysły…”.
– żebracze: „Sympatyczny, puszysty chłopak pozna kogoś równie sympatycznego… Jestem w dość nieciekawej sytuacji rodzinnej. Czy znajdzie się ktoś, kto mnie do siebie zaprosi na dwa, trzy dni. Gwarantuję uczciwość i pomoc w domu”; „Czy znajdziesz w swoim sercu wystarczająco dużo miejsca dla mnie i mojego syna?”.
– oszczędnościowe: „Przystojny i nie mam zamiaru sponsorować” (sądząc z zamieszczonego zdjęcia prawdziwa jest tylko ta ostatnia informacja).
– szczere: „Jestem w miarę atrakcyjnym facetem, o większej potrzebie spędzenia czasu z kobietą na upojnych nocach, aniżeli mam to w obecnej chwili”.
Niektóre serwisy rejestrują, ile osób przeczytało ogłoszenie i ile na nie odpowiedziało. Rekord pobiła „wysoka blondynka” – 447 razy przeczytane ogłoszenie i 10 odpowiedzi.

Gdzie jesteś, ideale?

O ile trudno jest opisać się w kilku zdaniach, to zdecydowanie łatwiej określić oczekiwania wobec przyszłego partnera. Rzadko zdarza się proste wyznanie „Poszukuję normalnego faceta”. Częściej poprzeczka ustawiona jest znacznie wyżej. „Mój 100% rycerz powinien być wysoki, aby pięknie prezentować się w srebrzystej zbroi. Poza tym powinien mieć gołębie serce, duszę romantyka i wiedzieć, po co na świecie są takie rośliny jak kwiaty. Powinien również być wykształcony, aby zabawiać mnie rozmową, bo to cenię najwyżej w drugiej osobie”, wymienia 30-letnia Wodniczka.
Poszukuje się panów do tańca i do różańca, z poczuciem humoru, amatorów domowego ciepła i szalonych przygód, złotych rączek, obcokrajowców polskiego pochodzenia, panów dbających o higienę (!), zapewniających poczucie bezpieczeństwa, ceniących uczciwość, pracowitych, otwartych na „lekki sponsoring”.
W Internecie roi się od mężczyzn idealnych, tak przynajmniej wynika z umieszczanych przez nich anonsów. „Cześć, mam na imię X i szukam kogoś tylko dla siebie. Jestem bardzo uczuciowym i wrażliwym mężczyzną i nie bardzo podoba mi się moja samotność. Chcę kochać… Nie chcę, żeby przepiękne lata namiętności i młodości zginęły jak łzy w deszczu. Potrzebuję Ciebie jak powietrza, żeby znów poczuć życie w sobie, po prostu życie…”, wyznaje romantycznie Mężczyzna. „Szukam żony jak szalony”, przekonuje lakonicznie, acz z zapałem mieszkaniec Torunia. „Poszukuję dziewczyny potrafiącej do maksimum zaabsorbować sobą faceta. Lubię przygody z domieszką ekscytującej emocji. Jeśli chodzi o mnie: mam ciemne patrzałki i czuprynę”, reklamuje się Radek.
– Kiedy siadam przed komputerem, staję się szczuplejszy, wyższy, lepiej wykształcony i bardziej szalony niż w rzeczywistości. To bardzo miłe, bo po jakimś czasie sam zaczynam wierzyć, że tak wyglądam. Co złego w tym, że trochę koloryzuję w listach? Przecież dziewczyny twierdzą, że powierzchowność nie jest najważniejsza – przyznaje jednak w rozmowie Paweł, którego randkowanie w sieci jest ulubionym sposobem na spędzenie wolnego czasu.

Sieć pełna… idiotów

Chociaż randki w sieci mogą sprawiać przyjemność, nie wolno zapominać o niebezpieczeństwach czyhających na internautów. „W Internecie procent różnych skrzywionych osobowości, oszołomów i idiotów jest nieco wyższy niż w całym społeczeństwie. Niemal każda kobieta, która jest aktywna w Internecie, ma za sobą przynajmniej jedną głupią lub przykrą przygodę”, czytamy na stronie e-Randka. Przykre doświadczenia nie omijają także panów. – Kiedy dziewczyna pisze, że jest wyzwolona i otwarta na propozycje, zazwyczaj okazuje się, że to albo prostytutka, albo facet, który podszywa się pod kobietę – przyznaje 30-letni Kamil, pilnie śledzący randkowe anonse.
„Jeśli ogłoszenie brzmi tak, jak sam chciałbyś, żeby brzmiało, to przypuszczalnie napisał je mężczyzna”, ostrzega w portalu e-randka Tomasz Judycki.
Cóż, w Internecie nie jest inaczej, lepiej, bardziej kolorowo. Jest tak samo jak w życiu, dlatego trzeba być nastawionym również na rozczarowanie.

PS Wszystkie internetowe pseudonimy osób występujących w tekście zostały zmienione.


Rady dla e-randkowiczów:
– nie rozpisuj się od razu, gdzie pracujesz, jak się nazywasz, czy mieszkasz sama, jaką masz sytuację materialną,
– nie podawaj firmowego e-mailu, korzystaj z prywatnego,
– zaznacz, jakie masz oczekiwania wobec przyszłej znajomości, jeśli nie interesuje Cię przelotny romans, po prostu to napisz,
– nie fantazjuj, na dłuższą metę nie uda ci się oszukiwać,
– gdy nadejdzie moment pierwszego kontaktu telefonicznego, to raczej kobieta powinna poprosić o numer i zadzwonić do mężczyzny,
– nie umawiaj się pochopnie – lepiej pomailować jakiś czas, przekonać się, czy nadajecie na tych samych falach,
– uważaj przy wysyłaniu swojego zdjęcia – może się okazać, że po małej obróbce zobaczysz swoją twarz na zdjęciach pornograficznych,
– jeśli zdecydowałaś się na spotkanie, nie trzymaj tego w tajemnicy. Najlepiej wybierz się na spotkanie z koleżanką. Pomyśl też o odwrocie, na wypadek, gdyby twój internetowy oblubieniec okazał się kompletnym nieporozumieniem.


Amant numer jeden

Loguję się na stronach telewizji Polsat, w serwisie „Randki”. Wystarczy wypełnić prosty formularz (m.in. pytania o nałogi, miejsce zamieszkania) oraz napisać kilka słów o sobie. Nie trzeba nawet podawać imienia, wystarczy pseudonim i już można przeglądać dane wszystkich osób zapisanych do klubu. Tym razem to nie ja przeglądałam oferty. To Zły wybrał mnie.
„Cześć skarbie. Po prostu lubię żyć. Niestety, jestem zapracowany. Jeśli interesuje cię przygoda ze mną, odpisz”.
Uważa się za „spoko faceta”. Zdarza mu się „wypić piwko” i wypala „spoko paczkę dziennie”. W następnym liście jeszcze jaśniej sprecyzował swoje cele i od razu złożył propozycję nie do odrzucenai. „Co powiesz na mały wypadzik, na bzykanko?”. Zły nie doczekał się odpowiedzi.

Amant numer dwa

Raul, jako jeden z nielicznych, od początku budził sympatię. Jego e-maile od początku były wesołe i pogodne. Nie narzucał się, nie był wścibski, świetnie wymieniało się z nim spostrzeżenia. Lubił beztroskie chwile i uważał, że życie powinno być kolorowe. I, na co kobiety są wyjątkowo czułe, pamiętał szczegóły, np. nazwę ulubionych cukierków. Zamierzaliśmy spotkać się w świecie rzeczywistym. Niestety, los bywa złośliwy. Zamilkłam na kilka dni, a portal, w którym Raul miał konto internetowe, przestał działać. Straciliśmy ze sobą kontakt.

Amant numer trzy

Po kilku wymienionych listach porozmawiałam z Rafałem przez telefon. Sprawiał miłe wrażenie, więc umówiliśmy się. Zdecydowaliśmy się na spotkanie na neutralnym gruncie, w cichej knajpce. Początkowo wszystko przebiegało spokojnie. Jednak w miarę upływu czasu i ilości wypitego przez Rafała piwa jego obecność stawała się coraz bardziej męcząca. Zanudzał mnie opowieściami o swojej byłej dziewczynie, która po kilku spędzonych razem latach okazała się wyjątkowo niewdzięczną i fałszywą istotą. Odliczałam minuty i uciekłam przy pierwszej okazji.

Wydanie: 07/2003, 2003

Kategorie: Nauka

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy