Nasz człowiek w NATO

Nasz człowiek w NATO

Spadochroniarz, najmłodszy z polskich generałów, jako pierwszy oficer z Europy Środkowej dowodzi korpusem Sojuszu Rozmowa z generałem dywizji, Mieczysławem Bieńkiem, z-cą dowódcy 3. Korpusu NATO w Turcji – Korpus wojsk NATO… Dla cywila brzmi to poważnie. To chyba bardzo duży oddział żołnierzy? – Rzeczywiście, 3. Korpus, w którym pełnię funkcję zastępcy dowódcy, to dosyć duży związek operacyjny. Nie mogę, oczywiście, wymienić dokładnej liczby wojskowych, którzy służą w tej jednostce. Jednak miarą wielkości korpusu może być choćby fakt, że sztab mojej jednostki – i to na czas pokoju – liczy ponad 300 oficerów. A wliczając wszystkie jednostki zabezpieczenia sztabu, pododdziały sztabowe, będzie to ponad 900 oficerów. – Co jest istotą funkcjonowania takiej jednostki natowskiej? – Wysoka mobilność całej jednostki i zdolność do rozwinięcia w bardzo krótkim czasie poszczególnych jednostek do ewentualnych działań bojowych w dowolnym rejonie świata, łącznie z obszarami, które pozostają poza klasycznym terenem działania NATO… – Czyli terytoriami państw członkowskich Sojuszu? – Tak, ale – podkreślam – jeśli będzie odpowiednia rezolucja Rady Bezpieczeństwa ONZ, nakazująca nam takie działanie. – Z ilu krajów pochodzą żołnierze korpusu? – Dokładnie z 14. Dowódcą jest generał turecki, jego zastępcą Polak, czyli ja. Notabene polskich oficerów jest w naszym korpusie jeszcze czterech. Jeden z nich, pułkownik Jerzy Dereń, pełni odpowiedzialną funkcję szefa struktury zarządzającej kadrami korpusu, tzw. G1. Szefem sztabu jest na razie generał turecki, ale wkrótce zastąpi go Amerykanin lub przedstawiciel innego kraju. W szerokim dowództwie jednostki jest jeszcze generał z Niemiec. Wśród żołnierzy dominują oczywiście Turcy, ale są także całe pododdziały z wielu innych krajów. – Jak wygląda na co dzień praca w Stambule? – Każdego dnia pojawiają się nowe wyzwania. Najbliższa poważna próba dla całego korpusu to przejście testu finalnego pełnej gotowości operacyjnej. Zdajemy ten egzamin już w październiku. Będą to dwutygodniowe ćwiczenia z daleka od baz codziennego stacjonowania jednostek, z przerzutami wojsk drogą lądową i morską, a cenzurkę wystawią nam dowódcy z Dowództwa Strategicznego NATO w Mons. Mocno pracujemy, żeby wszystko poszło jak trzeba. – Jak się wygrywa konkurs na tak wysokie stanowisko w natowskim wojsku? – Najpierw Komitet Wojskowy NATO informuje 19 państw członkowskich, że poszukuje się takiego oficera. Szef Sztabu Generalnego, generał Czesław Piątas, w porozumieniu z ministrem obrony narodowej musiał najpierw zdecydować, czy nasz kraj jest zainteresowany takim stanowiskiem, a potem wskazał moją osobę jako kandydata z Polski. Byłem w tym czasie tylko generałem brygady – a funkcja zastępcy dowódcy korpusu w NATO to posada dla generała dwugwiazdkowego – ale władze polskie uznały, że mam wystarczające doświadczenie i wiedzę, by o takie stanowisko powalczyć. – Jak wyglądała sama kwalifikacja? – Odbyłem wiele rozmów z dowódcami NATO, potem moją kandydaturę – podobnie jak kandydatury innych generałów – rozpatrywano w Komitecie Wojskowym Sojuszu. W finalnej rozgrywce znalazło się trzech generałów. – Rywale pochodzili z nowych krajów NATO? – Nie mogę podać konkretnych państw, ale obaj pochodzili z najstarszych krajów członkowskich, o bardzo dużym potencjale militarnym. A wracając do samego konkursu, ważnym elementem były rozmowy w tureckim sztabie generalnym i przedstawianie swojej koncepcji działania. W sumie cała procedura trwała półtora miesiąca. Od 20 maja 2002 r. służę już w korpusie w Stambule. Moja kadencja powinna trwać trzy lata. – Ilu wojskowych z nowych państw NATO pełni podobne funkcje w wojskach Sojuszu? – Do tej pory podobnego przypadku nie ma. W sumie ma być sześć korpusów szybkiego reagowania NATO, niektóre są jeszcze w fazie budowy. W korpusie stacjonującym w Holandii podobną do mojej funkcję pełni generał włoski, z kolei we Włoszech – Brytyjczyk, a w Hiszpanii – generał z Portugalii. Czyli rzeczywiście jestem pierwszy… – To chyba już jakaś tradycja? – Żartobliwie można tak powiedzieć. Byłem przecież pierwszym środkowoeuropejskim dowódcą, który dowodził żołnierzami z Europy Zachodniej jako dowódca Brygady Nordycko-Polskiej w Bośni, w skład której wchodziły

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2002, 34/2002

Kategorie: Wywiady