NAZCA – modlitwa do bogów deszczu

NAZCA – modlitwa do bogów deszczu

Tajemnicze geoglify były szlakami rytualnych procesji i ceremonii religijnych

Gigantyczne naziemne rysunki z peruwiańskiego płaskowyżu Nazca fascynowały ludzkość od dziesięcioleci. Uważano, że można je dostrzec tylko z lotu ptaka. Niestrudzony łowca kosmitów, Erich von Däniken, uznał je za pasy startowe dla pojazdów z innych planet.
Däniken nie twierdził, że stworzyli je piloci latających talerzy, lecz krajowcy, pragnący zachęcić gwiezdnych podróżników do ponownego lądowania.
Geoglify (wielkie naziemne rysunki) sporządzone zostały na obszarze ponad 80 km kw. na płaskowyżu między miastami Nazca i Palpa, na pampasach de Jumana w Peru. To 800 linii prostych, 300 figur geometrycznych – trójkątów, trapezów, spirali i 70 najbardziej spektakularnych wizerunków zwierząt i roślin, przy czym figury zwierząt zostały wykonane jako pierwsze. Z powietrza można dostrzec wielką małpę ze zwiniętym ogonem, podobizny ptaków, pająka, jaszczurki i wieloryba. Proste linie mają niekiedy 40 km długości. Największe rysunki zwierząt sięgają 280 m. W 2006 r. naukowcy japońscy z uniwersytetu Yamagata podczas analizy amerykańskich zdjęć satelitarnych odkryli 100 nowych rysunków, a zapewne to jeszcze nie koniec.
Na płaskowyżu Nazca prawie nie ma opadów ani wiatrów, w roku panuje stała temperatura ok. 25 stopni Celsjusza, gleba więc nie eroduje. W takich warunkach geoglify mogły przetrwać tysiąclecia. Po raz pierwszy zagadkowe rysunki zostały dostrzeżone w latach 20. XX w., kiedy nad peruwiańską pustynią zaczęły latać samoloty. Informacjami dostarczonymi przez podekscytowanych pasażerów zainteresował się miejscowy lekarz i antropolog, Toribio Mejia Xespe. Doszedł do wniosku, że na płaskowyżu znajdują się „wspaniałe ceremonialne artefakty z epoki Inków”. Badania archeologiczne wykazały jednak, że geoglify sporządzono stulecia przed narodzinami inkaskiego imperium. Naziemne rysunki są dziełem Indian z kultury Nazca, która kwitła mniej więcej w latach 50 p.n.e.-600 n.e. Niektórzy jednak powątpiewali, czy prymitywni peruwiańscy Indianie byli zdolni do stworzenia tak precyzyjnych wizerunków. Reprezentanci archeologii nieortodoksyjnej głosili, że geoglify z Nazca są świadectwem nieznanej starożytnej kultury, współczesnej cywilizacji egipskiej i sumeryjskiej. Do dziś w różnego rodzaju „odkrywczych” książkach można spotkać podobne tezy.
Dyskutowano nad chronologią geoglifów, najwięcej emocji budziła jednak inna kwestia: w jakim celu zrobiono ogromne rysunki. Pojawiła się hipoteza kanałów nawadniających, szybko jednak ją zarzucono.
Geoglify badała przez pół wieku, aż do śmierci w 1998 r., niemiecka geograf Maria Reiche, która

niestrudzenie trwała na pustyni

bez prądu czy bieżącej wody. Miejscowi Indianie nazywali ją z podziwem Świętą Marią albo Panią od Linii. Reiche twierdziła, że rysunki są ogromnym kalendarzem astronomicznym, za pomocą którego Indianie Nazca określali czas siewów i zbiorów.
Ale w 1965 r. przybył na peruwiański płaskowyż astronom Gerald Hawkins, który właśnie zakończył badania zagadkowej megalitycznej budowli Stonehenge w Wielkiej Brytanii, niekiedy również uważanej za starożytne obserwatorium nieba. Hawkins zebrał dane, które później wprowadził do komputera. Astronom opowiadał: „Nakarmiliśmy komputer azymutami, kątami przecięcia, aby sprawdzić, w którym kierunku nieba wskazują rysunki i czy są zorientowane na Księżyc, Słońce, planety oraz na 45 najjaśniejszych gwiazd. Okazało się, że nie ma żadnej korelacji”. Po tych badaniach wielu uznało, że teorię kalendarza astronomicznego należy odłożyć do lamusa.
Obecnie Johny Isla, peruwiański naukowiec z Andyjskiego Instytutu Studiów Archeologicznych w Limie, twierdzi, że znalazł rozwiązanie zagadki. Isla strawił na badanie geoglifów prawie połowę swego 44-letniego życia. Przez kilka miesięcy w roku mieszka w mieście Palpa. Tu, w przeciwieństwie do Nazca, naziemne wizerunki znajdują się w pobliżu osiedli dawnych kultur. W Palpa znacznie łatwiej jest też uzyskać zezwolenie na prace archeologiczne. Johny Isla postanowił rozwiązać sekret rysunków, analizując siedziby ich twórców oraz warunki klimatyczne, w jakich powstawały geoglify. Dobrał sobie do pomocy wspaniały międzynarodowy zespół, w skład którego weszli geografowie, geofizycy, antropolodzy, ale także przedstawiciele tak egzotycznie brzmiących specjalności jak geomatyka, archeometalurgia czy paleogenetyka. Ta doborowa ekipa sporządziła nie tylko pierwszą, kompletną mapę płaskowyżu Nazca, ale także jego model trójwymiarowy. Szybko doszło do pierwszej sensacji. Niemiecki archeolog Karsten Lambert wielkim nakładem pracy dokonał symulacji komputerowej, z której wynikało, że większość geoglifów można oglądać z różnych punktów na ziemi. Nieprawdą jest, że rysunki widoczne były tylko z lotu ptaka. Nie potrzeba wysuwać hipotezy UFO czy chociażby balonów z bawełny.
Johny Isla i jego koledzy odnaleźli wśród rysunków resztki dziesięciometrowych drewnianych pali. Takie pale, ozdobione proporcami, przedstawione są na wielu naczyniach kultury Nazca. Przypuszczalnie starożytni inżynierowie wspinali się na pale, aby z wysokości nadzorować sporządzanie wizerunków. Johny Isla wykazał, że Indianie Nazca nie byli pierwszymi twórcami geoglifów. Tajemnicze rysunki zaczął tworzyć lud kultury Paracas, z której później rozwinęła się cywilizacja Nazca (jeszcze niedawno uważano, że były to całkowicie różne kultury). Około 600 r. p.n.e. Indianie Paracas postanowili odtworzyć obrazy ze swej ceramiki także na stokach wzgórz koło miasta Palpa. Tak powstały geoglify z wizerunkami ptaków, przypominających koty bóstw oraz wielkookiego Boga Oko, najważniejszego z bogów kultury Paracas. Tę technikę przejęła i rozwinęła kultura Nazca. Na płaskowyżu powstała sieć linii i rysunków, która z upływem czasu stawała się coraz gęstsza. Był to prawdziwy

rytualny krajobraz.

Johny Isla i inni badacze z jego zespołu doszli do wniosku, że geoglify wyznaczały szlaki procesji religijnych. Powyższą hipotezę wysunięto już wcześniej, jednak nikt nie potrafił jej udowodnić. Ale teraz archeolodzy są pewni swego – na skrzyżowaniach i w kluczowych punktach linii z Nazca odnaleźli kamienne ołtarze oraz dary składane w ofierze, m.in. naczynia, w których prawdopodobnie było piwo z kukurydzy – napój dla bóstw. W pobliżu ołtarzy natrafiono też na resztki starożytnych owoców morza. Uwagę naukowców zwróciły morskie muszle Spondylus, które zazwyczaj występują w dalekim Ekwadorze i trafiają na południe tylko w czasie wyjątkowo obfitych deszczów, np. podczas fenomenu pogodowego El Niźo. Dla mieszkańców pustyni morskie muszle były najwidoczniej symbolem płodności. „Przy sporządzaniu geoglifów najważniejszą rolę odgrywały kulty wodne”, twierdzi niemiecki badacz Marcus Reindel z Bonn, który na zlecenie Komisji ds. Archeologii Kultur Pozaeuropejskich prowadził badania w Nazca.
Zaopatrzenie w wodę było dla ludu Nazca sprawą życia i śmierci. Na płaskowyżu prawie nie padało, rzeki z Andów niosły wodę tylko przez kilka miesięcy. Indianie sporządzili więc skomplikowany system przeważnie podziemnych kanałów i korytarzy długości 150 km, który częściowo funkcjonuje do dziś. Trzeba było jednak także zapewnić przychylność bogów poprzez procesje i hojne dary. Wierzono, że tylko błagalne ceremonie skłonią bóstwa do zesłania życiodajnego deszczu.
Przez wieki

niebianie byli łaskawi.

W Andach padały rzęsiste deszcze. Pola przynosiły obfite plony. Indianie Nazca, dobroduszni i bogobojni rolnicy nieznający wojen, byli zdrowi i żyli (jak na owe czasy) zadziwiająco długo. Jak dowiodły badania około 350 mumii z kultury Nazca, średnia długość życia wynosiła około 38 lat. Dwa tysiące lat później, w XIX w., Europejczycy żyli przeciętnie 42 lata.
Ludzie Nazca zbudowali imponujące miasto Cahuahi, nad którym górowała 30-metrowa piramida. Prace wykopaliskowe wykazały, że Cahuahi nie było właściwie miastem, lecz wielkim sanktuarium, centrum kultu. Prawdziwym miastem ludu Nazca był inny znaczący ośrodek – Ventilla. Uroczyste procesje ciągnęły z Cahuahi do Ventilla jedną z wyznaczonych w pustynnej ziemi prostych linii. W końcu jednak doszło do zmian klimatycznych. Deszcze przestały padać, a jeśli już padały, to dochodziło do prawdziwych powodzi, które zmiatały całe osady. Kapłani zintensyfikowali ceremonie religijne, aby przebłagać gniewne bóstwa. Sporządzano wciąż nowe geoglify, przy czym proste linie i trapezy prawie zawsze były skierowane w stronę bogatych w wodę gór. Nie udało się jednak odwrócić przeznaczenia. Susza stawała się coraz dotkliwsza. W końcu zrozpaczeni Indianie Nazca opuścili swe siedziby. Zanim odeszli, dokonali rytualnego
zamknięcia sanktuarium – pokryli Cahuahi, spustoszone uprzednio przez trzęsienie ziemi, warstwą gliny. Po kilku stuleciach, gdy klimat znów stał się bardziej wilgotny, ludzie wrócili na płaskowyż Nazca. Ale utracili pamięć o cywilizacji i dziwnych rysunkach, procesyjnych szlakach swoich przodków.

Bawełniany balon

Amerykański biznesmen Jim Woodman wystąpił z tezą, że Indianie Nazca posługiwali się załogowymi balonami napełnionymi gorącym powietrzem, aby oglądać swe dzieło. W 1975 r. przedsiębiorczy Woodman zbudował bawełniany balon, do którego dołączył wyplecioną przez Indian gondolę z trzciny. Wykorzystał przy tym wzory domniemanych balonów występujących na naczyniach z Nazca. Niezwykły aparat wzbił się w powietrze i pomyślnie wylądował, lecz ekscentryczny Amerykanin przekonał niewielu.

 

Wydanie: 2007, 32/2007

Kategorie: Nauka

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy