Nie byliśmy mięsem armatnim – rozmowa z prof. Zbigniewem Wawrem

Nie byliśmy mięsem armatnim – rozmowa z prof. Zbigniewem Wawrem

Zdobycie ruin klasztoru Monte Cassino nie byłoby możliwe, gdyby alianci nie przerwali Linii Gustawa

Prof. Zbigniew Wawer – dyrektor Muzeum Wojska Polskiego, autor licznych publikacji z zakresu historii wojskowości, m.in. książek na temat bitwy o Monte Cassino.

Czy droga do Rzymu musiała prowadzić przez Monte Cassino, czy nie można było wejść do niego, omijając Linię Gustawa?
– Na to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Amerykanie szukali obejścia tej linii, innej drogi do Rzymu. Znaleźli ją niedaleko Wiecznego Miasta, pod Anzio. Przeprowadzili nawet desant 6. Korpusu, ale napotykając silny opór Niemców, utknęli w miejscu. Alianci, chcąc szybko zająć Rzym, rozważali różne warianty. Można to było zrobić desantem spadochronowym, przejmując lotniska wokół Rzymu, jednak alianci nie mieli odpowiednich sił, by tę operację przeprowadzić, bo wszystkie główne wojska gromadzono w Anglii do operacji „Overlord” – lądowania w Normandii. Desant spadochronowy był więc wykluczony, chociaż opracowywano jego przeprowadzenie na zapleczu Rzymu.

Czyli został atak jedynie od południa?
– Uderzenie od północy, od strony Morza Adriatyckiego, raczej nie wchodziło w rachubę, ze względu na ukształtowanie terenu, brak dróg, tereny malaryczne i ogniska cholery oraz problemy logistyczne. Łatwiejszy do wykonania był plan uderzenia od południa. Od tej strony do Rzymu prowadziły dwie drogi: nr 7 i 6. Droga nr 7 wiodła wzdłuż morza, natomiast droga nr 6 doliną rzeki Liri, u stóp masywu Monte Cassino przez miasteczko Cassino. Według sztabowców, natarcie drogą nr 7 (miejscami bardzo wąską) było trudne ze względu na możliwość zablokowania jej przez zniszczenie posuwających się czołgów. W związku z tym wybrano drogę nr 6, która w dolinie Liri umożliwiała rozwinięcie oddziałów pancernych.

Spory dowódców

Wiadomo, że w sztabie aliantów w sprawie wyboru drogi nie było jednomyślności.
– Nie tylko w tej sprawie, bo w ogóle były rozbieżności co do celu i kierunku ataku. Nie jest tajemnicą, że dochodziło do ostrych starć pomiędzy dwoma dowódcami, mianowicie dowódcą 5. Armii amerykańskiej gen. Markiem W. Clarkiem a dowódcą 8. Armii brytyjskiej gen. Oliverem Leesem, który realizował zadania postawione przez dowódcę Alianckiej Armii Włoch gen. Harolda Alexandra. Głównym celem aliantów było zniszczenie niemieckich armii znajdujących się w rejonie Rzymu, a następnie zajęcie miasta. Inaczej postrzegał wykonanie tego zadania dowódca 5. Armii, który w pierwszej kolejności chciał zająć Rzym, a potem okrążyć siły niemieckie.
Gen. Clark, ignorując rozkazy Alexandra, skierował swoje oddziały na Rzym (zajął go 4 czerwca 1944 r.), zamiast wykorzystać lukę w liniach nieprzyjaciela i zamknąć w kotle cofające się dywizje niemieckie. Clark chciał zaistnieć jako zwycięzca i sam, a dokładnie na czele swoich oddziałów, w glorii chwały wejść do Wiecznego Miasta. Premier Wielkiej Brytanii Winston Churchill w korespondencji skierowanej do gen. Alexandra pisał, aby ten poskromił swojego podkomendnego, bo zdobycie Rzymu to zadanie drugorzędne, pierwszym celem jest zniszczenie niemieckich 10. i 14. Armii.

Masyw Monte Cassino w niemieckich planach był głównym punktem oporu?
– Jednym z wielu. Początkowo nie był najlepiej ufortyfikowany. Mało tego, Niemców w ogóle nie było w klasztorze, gdyż według uzgodnień miał być zachowany jako zabytek klasy światowej.

Zanim Polacy przystąpili do walki, bitwa o Monte Cassino miała trzy etapy.
– W pierwszej bitwie, w dolinie Liri ogromne straty ponieśli Amerykanie, nie mniej poległo Francuzów. W drugiej i trzeciej do szturmu przystąpili Nowozelandczycy. To oni prosili o zbombardowanie klasztoru, a właściwie domagali się go (konkretnie ich dowódca gen. Bernard Freyberg). I zrobiono to. Zburzenie klasztoru nic jednak nie dało. Odwrotnie, nawet przyczyniło się do tego, że stał się twierdzą prawie nie do zdobycia, bo jego ruiny przeistoczyły się w bunkry, w dodatku weszli do niego spadochroniarze niemieccy i zajęli znakomite pozycje, mając tym samym świetne pole widzenia i ostrzału. Trzeci etap, podczas którego toczyła się bitwa o miasteczko Cassino, też okazał się nierozstrzygnięty. I tak przystąpiono do czwartej bitwy z udziałem Polaków.

Dlaczego trzy poprzednie próby zajęcia wzgórz wokół Monte Cassino się nie powiodły?
– Trzeba to tłumaczyć świetną obroną niemiecką i ogromnymi stratami wojsk alianckich. Ufortyfikowanie masywu Monte Cassino już po pierwszej bitwie zostało wzmocnione. W ogóle trzeba powiedzieć, że w tym rejonie Linia Gustawa była przez Niemców bardzo dobrze zaplanowana i skonstruowana.

Czemu w czwartym natarciu przewidziano udział 2. Korpusu gen. Andersa?
– A kogo mieli jeszcze do dyspozycji? Nowozelandczycy przecież się wycofali, ponosząc ogromne straty w drugiej i trzeciej bitwie. W rezerwie aliantów był tylko korpus polski.

Decyzja Andersa

Gen. Anders podjął decyzję sam.
– Dokładnie to wspólnie z szefem sztabu płk. dypl. Kazimierzem Wiśniowskim.

Ale nie konsultując się z rządem w Londynie i bez jego zgody.
– Nie miał z nim żadnego kontaktu, bo obowiązywała cisza radiowa. Poza tym, i to jest najważniejsze, trzeba pamiętać o treści umowy polsko-brytyjskiej z 5 sierpnia 1940 r. Jasno z niej wynikało, że polscy dowódcy podlegający brytyjskim przełożonym mieli wypełniać ich rozkazy.

Anders mógł się nie zgodzić?
– Owszem, mógł. Istniała taka możliwość, ale dowódca 8. Armii mógł wyznaczyć na jego miejsce kogoś innego. Równocześnie rozpowszechniane w prasie światowej tezy stalinowskiej propagandy o tym, że Polacy ewakuowali się z ZSRR, aby uniknąć walki, okazałyby się prawdziwe. Można również postawić pytanie, gdzie polskie oddziały mogłyby zostać skierowane. W dolinę rzeki Liri – nie, bo polskie dywizje piechoty były słabsze od brytyjskich, ze względu na brak ludzi składały się z dwóch brygad piechoty, a nie z trzech. 2. Korpus miał tylko jedną brygadę pancerną, co uniemożliwiało szybkie i głębokie wejście w dolinę. Mieliśmy za to silną artylerię, która jest bardziej przydatna do takiego typu walk jak w masywie Monte Cassino.

W świadomości Polaków zakodowane jest myślenie, że to my zdobyliśmy Monte Cassino. Nie patrzy się na działania innych, którzy też zadawali Niemcom ciężkie straty, zdobywali ich pozycje.
– Bo patrzy się na zdobycie ruin klasztoru, ale oczywiście nie byłoby to możliwe, gdyby alianci nie przerwali Linii Gustawa w masywie Aurunci. Dokonał tego przy dużych stratach dwa i pół razy liczniejszy od 2. Korpusu Polskiego Francuski Korpus Ekspedycyjny, w skład którego wchodzili marokańscy i tunezyjscy górale, którzy niejednokrotnie mogli wytrzymać bez jedzenia i picia o wiele dłużej niż zwykłe jednostki wojskowe.

Dlaczego Niemcy tak ofiarnie bronili Linii Gustawa i klasztoru na Monte Cassino?
– Po pierwsze, wstrzymywali w ten sposób marsz aliantów na Rzym i dalej w głąb Włoch, po drugie, obrona klasztoru stała się dla propagandy hitlerowskiej pewnym symbolem. Informacje o powiewającej nad jego gruzami nazistowskiej fladze oraz hasło „Monte Cassino broni się” powtarzano w wielu niemieckich audycjach radiowych i w kronikach filmowych przez pięć miesięcy 1944 r. Miało to wpływ na zachowanie się żołnierzy broniących Linii Gustawa, nie mówiąc już o innych Niemcach w III Rzeszy. Pamiętajmy, że na działania militarne składają się również wojny psychologiczne i propagandowe.

Niewykorzystane zwycięstwo

Zbombardowanie klasztoru było konieczne?
– Nie, nie było. Swoje zrobiły ogromne naciski gen. Freyberga na gen. Alexandra i wprowadzenie dowódcy Alianckiej Armii Włoch w błąd informacjami, że zburzenie klasztoru ułatwi opanowanie całego masywu Monte Cassino. W tym czasie wywiad aliancki przechwycił jedną z depesz niemieckich, która miała świadczyć o kwaterowaniu w klasztorze niemieckiego oddziału. Później szef sztabu gen. Alexandra tłumaczył, że zostali wprowadzeni w błąd w wyniku niepełnego, nieumiejętnego odczytania depeszy.

Czy to, co się stało z klasztorem, miało wpływ na zachowanie wojsk niemieckich w późniejszym etapie wojny, tzn. na niebronienie Rzymu, Wenecji?
– Moim zdaniem, nie. Mussolini, który wtedy próbował powrócić do władzy, chciał Rzym oszczędzić. Stąd m.in. jego naciski na Hitlera, żeby miasto uczynić otwartym.

Nie brakuje głosów, że zwycięstwo w bitwie o Monte Cassino nie zostało wykorzystane, bo pozwolono wycofać się 14. armii niemieckiej.
– Znana jest korespondencja między premierem Winstonem Churchillem a gen. Alexandrem i tym ostatnim a gen. Clarkiem. Dla Clarka najważniejszy był Rzym, wejście do niego, a nie otoczenie i zniszczenie dwóch armii niemieckich, które znalazłyby się w tragicznej sytuacji. Hitler na początku w ogóle zakazał im odwrotu. Dopiero w trzeciej dekadzie maja, po naciskach gen. Alfreda Jodla, zmienił zdanie. Gdyby niemieckie armie zostały zniszczone w okolicach Rzymu, kampania włoska zakończyłaby się o wiele wcześniej. Alianci mogliby dojść do Niziny Padańskiej o wiele szybciej. To nie ulega wątpliwości.

Hitler też wydał polecenie włączenia klasztoru do kompleksu Linii Gustawa.
– Ale marsz. Albert Kesselring nie brał tego pod uwagę, nie uwzględniał klasztoru jako punktu obrony. To jest ważne. Hitler wtedy wiele rzeczy mówił, ale Kesselring nie brał tego wszystkiego pod uwagę. Tak samo jak alianci chciał respektować porozumienie z papieżem, mówiące, że 21 zabytków kultury światowej, sakralnej zostanie oszczędzonych.

Część historyków zarzuca aliantom małe skoordynowanie działań wojsk.
– Po latach, kiedy znamy wszystkie dokumenty, można lansować taką tezę. Dowódcy obu alianckich armii realizowali wyznaczone im zadania. Jednak po 13 maja gen. Clark widział realizację swojego zadania zupełnie inaczej.

O słabej koordynacji ma świadczyć wielkość strat.
– Owszem, straty były bardzo duże. Ponad 200 tys. zabitych, rannych, zaginionych. Po obu stronach. Ale proszę pamiętać, że to była bitwa, która trwała pół roku. To nie był tylko bój o masyw Monte Cassino, ale cała bitwa o Rzym. Trudno powiedzieć, że bitwa była źle przygotowana. Ze względu na przygotowania do lądowania w Normandii część sił Alianckiej Armii Włoch skierowano do tej operacji oraz operacji „Anvil” – lądowania na południu Francji.

Zbrodnie na cywilach

Niewiele się mówi na temat zachowania Gurkhów, obcinania przez nich głów zabitym Niemcom. Ani o tym, co się stało po bitwie, o postępowaniu Marokańczyków.
– Nie bardzo mogę się z tym zgodzić. Jest przecież na ten temat głośny film „La ciociara” („Matka i córka”) w reżyserii Vittoria De Siki z Sophią Loren. Bardzo mocne, realistyczne dzieło pokazujące, czego dokonywano w stosunku do ludności cywilnej. Ocenia się, że po bitwie pod Monte Cassino Marokańczycy we francuskich mundurach (nazywani goumiers) zgwałcili 20 tys. Włoszek, niektórzy podają nawet liczbę 60 tys. Z Polakami nie było takich kłopotów, z Anglikami też nie, z Amerykanami również.

Czy Melchior Wańkowicz rzetelnie przedstawił obraz bitwy?
– Do szczebla kompanii tak. I to nawet bardzo rzetelnie.

Dlaczego tylko do szczebla kompanii?
– Bo nie miał wglądu do dokumentów. Rozkazy i decyzje zapadały na wysokim szczeblu, więc Wańkowicz wiedział tylko o tych, które mu jakiś wyższy oficer wyjawił. Przebieg całej bitwy jest dobrze udokumentowany, bo już po pierwszym natarciu gen. Anders wydał rozkaz zbierania relacji oraz opracowania szczegółowych raportów i sprawozdań. Mamy sprawozdania ludzi, którzy już w drugim natarciu zginęli, bitwa jest zatem dokładnie opisana. Również przez Wańkowicza, który przecież napisał bardzo dobry reportaż.

Uprawnione jest powiedzenie, że w tej bitwie byliśmy mięsem armatnim?
– Nie. Jeżeli tak, to to samo można powiedzieć o Nowozelandczykach, Amerykanach, Francuzach, Marokańczykach czy Brytyjczykach. A co pan powie o stratach na froncie wschodnim, kiedy w 1945 r. pod Wzgórzami Zelowskimi armia Czujkowa straciła prawie 70% stanu osobowego i 900 czołgów? Po co? Był w tym sens? Przecież było wiadomo, że i tak III Rzesza zaraz upadnie. Tydzień, góra dwa tygodnie później. A co pan powie na to, że zdobycie jednego piętra Reichstagu kosztowało 7 tys. istnień ludzkich? Na Monte Cassino w czwartej bitwie nie zginęło nawet tylu, a tam tylko jedno piętro pochłonęło ponad 7 tys. ludzi. To musi nie tylko zastanawiać, ale i przerażać.

Tam bito się o symbol, siedzibę hitlerowskich władz.
– Ale wiadomo było, że Reichstag rychło padnie, poza tym broniły go cudzoziemskie oddziały SS. Niemieckich było w nim niewiele!

O co bili się Polacy pod Monte Cassino?
– O Polskę. Wtedy jeszcze nie zdawali sobie sprawy, że nie wrócą do kraju, nie będą mogli go wyzwalać. Mieli informacje o tym, co się działo w kraju, o obozach, egzekucjach. Wiedzieli, że propaganda Stalina i zauroczeni nim zachodni dziennikarze pisali wiele nieprawdziwych rzeczy o Wojsku Polskim na Zachodzie, że stoi z bronią u nogi. W tym czasie opłaceni przez Sowietów dziennikarze starali się wymazać z pamięci udział Polaków w bitwie o Narvik, w bitwie o Anglię, w obronie Tobruku, udział Polskich Sił Powietrznych oraz Marynarki Wojennej w operacjach na froncie zachodnim.

Nie brakowało głosów, że gen. Anders posłał na niechybną śmierć wielu rodaków.
– Zgoda na udział 2. Korpusu w bitwie pod Monte Cassino była dla niego bardzo trudną decyzją. Przygotowano nawet ok. 3,5 tys. miejsc na groby. W walkach od 11 do 25 maja zginęło 923 żołnierzy. Były to oczywiście bardzo duże straty, śmierć każdego żołnierza jest bolesna. Ale ktoś, kto tak mówi o gen. Andersie, niech pojedzie zobaczyć cmentarze z okresu I wojny światowej na terenie Francji, Belgii czy Włoch.

Są takie w Polsce na południe od Krakowa.
– Pod Gorlicami. Cmentarze alianckie z II wojny światowej wywierają ogromne wrażenie poprzez liczbę krzyży czy pojedynczych pomniczków. Cmentarze rosyjskie takiego wrażenia nie robią, bo tam są mogiły zbiorowe na 10 tys. ludzi. Oni tak chowali, żeby nie pokazywać ogromu strat. To była polityka Stalina.

Starsi szeregowi

Czy Polacy poza męstwem, choć innym też nie można go odmówić, czymś się wyróżniali?
– To było bardzo specyficzne wojsko, złożone z różnych grup. Z tych, którzy przeszli na Zachód po Wrześniu 1939, walczyli we Francji w 1940 r., w Norwegii. Tych, którzy bili się w Tobruku, i tych, którzy zostali wzięci do niewoli przez Armię Czerwoną po 17 września oraz setek deportowanych z Kresów II RP w głąb Związku Sowieckiego w latach 1939-1941. Układ Sikorski-Majski przyniósł im wolność. To właśnie ci wszyscy ludzie tworzyli 2. Korpus Polski. Czym się różnili od innych żołnierzy? Głównie tym, że byli o wiele starsi. W jednostkach polskich dowódca batalionu miał średnio ok. 47 lat, a w jednostkach nowozelandzkich 26 lat. Polski szeregowy średnio miał 30 lat, a nowozelandzki 17-18.

Ilu w armii Andersa było takich, którzy przedtem nie mieli z wojskiem żadnej styczności?
– Można zakładać, że wśród szeregowych ok. 50%.

To duży odsetek nieobytych z ogniem.
– Ale trzeba pamiętać, że byli już w drugim roku szkolenia i Monte Cassino było ich drugą bitwą.

Czy uzasadnione jest mówienie, że bitwa o Monte Cassino była największą i najkrwawszą na froncie zachodnim?

– Patrząc ogólnie, tak. Największa była operacja normandzka, natomiast pod względem zaciętości walk oraz czasu ich trwania największa, najkrwawsza była oczywiście bitwa o Rzym i nie bez przyczyny jest symbolem nie tylko dla Polaków.

Wydanie: 20/2014, 2014

Kategorie: Historia

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy