Nie do wiary

Nie do wiary

Telepatia, telekineza, jasnowidzenie, duchy – zjawiska, których nie potrafią wytłumaczyć naukowcy

Telepatia, telekineza, jasnowidzenie, duchy – te zagadkowe fenomeny od dziesięcioleci fascynowały ludzkość. Także obecnie znajdują licznych wyznawców. Według ankiety przeprowadzonej przez CBOS, blisko dwie trzecie Polaków uważa, że niektórzy ludzie są obdarzeni zdolnością jasnowidzenia, 57% – że istnieją osoby zdolne przewidywać przyszłość, a 46% – że możliwa jest telepatia. Stwierdzenia o charakterze paranaukowym bardziej skłonni są akceptować ludzie z wyższym wykształceniem, mieszkańcy dużych miast. 37% Polaków deklaruje, że przynajmniej raz w życiu zdarzyło im się przeczuć fakty, które potem nastąpiły, co czwarty badany miał prorocze sny, 12% uczestników sondażu twierdzi, że spotkało się z duchem zmarłego człowieka. Poważni badacze, swoiści inkwizytorzy nauki, niekiedy podejmują wysiłki, aby wyjaśnić tajemnice dziwnych fenomenów.
Eksperymenty z przekazywaniem myśli na odległość zazwyczaj kończyły się fiaskiem

Fenomen telepatii

Zapewne najbardziej znanym spośród zjawisk paranormalnych jest telepatia – przekazywanie i odczytywanie myśli samą siłą umysłu. Telepaci twierdzą, że potrafią przesyłać myśli na nieograniczone odległości, przez betonowe ściany, ołowiane płyty i tzw. klatkę Faradaya – metalową konstrukcję stanowiącą ekran dla fal radiowych. Fenomen ten występuje najczęściej podobno wśród bliźniąt jednojajowych oraz osób silnie związanych emocjonalnie, przyjaciół czy kochanków. Któż nie spostrzegł pewnego razu, że wraz z ukochaną osobą jednocześnie myśli o tym samym? Czy to tylko przypadek lub intuicja? A może telepatyczne przekazywanie sygnałów z umysłu? Do tej pory doświadczenia nie dały odpowiedzi na to pytanie.
Jeden z największych eksperymentów dotyczących telepatii przeprowadzony został w grudniu 2000 r. w Muzeum Nieznanego w londyńskiej dzielnicy South Bank. Przedsięwzięcie zorganizował dr Richard Wiseman, psycholog z Uniwersytetu Hertfordshire, od lat analizujący fenomeny paranormalne z zastosowaniem ścisłych kryteriów naukowych. Wiseman chciał sprawdzić, czy można wzmocnić sygnały telepatyczne poprzez udział większej liczby nadawców. Zatrudnił więc około tysiąca „telepatów z przypadku”. Mieli oni wysyłać umysłowy wizerunek obrazu odbiorcom znajdującym się w zamkniętym pomieszczeniu w sąsiednim biurowcu. Odbiorcy zostali wprowadzeni w stan odprężenia czy też medytacji ułatwiający jakoby odbiór przekazów telepatycznych. Oczy ochotników przykryto połówkami piłeczek pingpongowych, ich twarze oświetlono czerwonym światłem, na uszach odbiorcy mieli słuchawki, z których płynęły monotonne, usypiające szmery. Zadaniem odbiorców było wskazanie właściwego z czterech obrazów, pozostałe trzy mieli uporządkować według największego prawdopodobieństwa. W ośmiu eksperymentach nadawcy mieli emitować umysłem wizerunki z pomieszczeń muzealnych. W ostatnich dwóch testach wielkie obrazy wyświetlono na ścianie gmachu muzeum, a „nadawał” je zgromadzony na zewnątrz tłum. Ale nawet tysiąc telepatów niewiele wskórało. W dziesięciu eksperymentach odbiorcy powinni wskazać dwa lub trzy wysłane telepatycznie obrazy na zasadzie zwykłego prawdopodobieństwa. Tymczasem udało im się prawidłowo wytypować zaledwie jeden. Co więcej, w pięciu eksperymentach odbiorcy uznali wyemitowany umysłem obraz za najmniej prawdopodobny spośród czterech.
Kontrowersje wokół telepatii najlepiej ilustruje spór, który we wrześniu 2001 r. rozgorzał w Wielkiej Brytanii. Poczta Królewska wydała wówczas sześć znaczków z okazji setnej rocznicy ustanowienia Nagrody Nobla. Do znaczków pocztowych dołączono broszurę, w której sześciu brytyjskich noblistów przedstawiło perspektywy swej dziedziny nauki. Prof. Brian Johnson, fizyk i laureat Nagrody Nobla z 1973 r., przedstawił zdumiewającą opinię: nowe odkrycia z teorii kwantów mogą przyczynić się do wyjaśnienia zjawisk, których wciąż nie rozumie konwencjonalna nauka, takich jak telepatia. Wśród kolegów po fachu zawrzało. Większość fizyków Albionu doszła do wniosku, że tak poważna instytucja jak Poczta Królewska dała się wyprowadzić w pole przez badacza, mającego wprawdzie na swym koncie błyskotliwe osiągnięcia, ale który dawno już osiadł na mieliźnie fenomenów paranormalnych.
Prof. Johnson odpowiadał, że telepatia prawdopodobnie jest elementem rzeczywistości, tylko renomowane czasopisma – „Nature” czy „Science” – cenzurują informacje na ten temat. A przecież można przyjąć pewien model teorii kwantów, wyjaśniający istnienie zjawisk paranormalnych. Telepaci zapewne wykorzystują określony rodzaj osobliwej energii istniejącej na poziomie subatomowym…
Anna Leszkowska, redaktor naczelna biuletynu Komitetu Badań Naukowych „Sprawy Nauki” nie ma jednoznacznej opinii na temat telepatii ani innych zjawisk paranormalnych: – Badacze podchodzą do tych spraw bardzo sceptycznie. Ale każdy naukowiec jest tylko człowiekiem. Specjaliści od telepatii i telekinezy próbują unaukowić swoje działania. Bo nauka nobilituje. Jednak to, co oni robią, to w większości zwykła szarlataneria. Kiedyś ci ludzie nazywali siebie magami i znachorami, a teraz dorobili do swoich profesji różne „logie”. Ci terapeuci mają jedną stałą wymówkę, że nauka ze swoją aparaturą jest zbyt toporna dla ich delikatnej wiedzy. Cóż, może tak jest? W końcu upadały już wielkie teorie, a naukowcy poza swoimi wąskimi dziedzinami bywają ułomni. Dlatego lepiej teraz mówić „nie wiem”, niż stawiać ostre tezy. Kiedy wszystko zawodzi i nauka bierze w łeb, ludzie zwracają się do zjawisk nadprzyrodzonych.


Parapsychiczni szpiedzy

W latach zimnej wojny badania nad telepatią prowadziły dwa zwaśnione wielkie mocarstwa, których przywódcy doszli do wniosku, że będzie to znakomita broń, by pognębić wroga. Kiedy francuska prasa podała wiadomość – nieprawdziwą, jak się później okazało – jak to amerykański telepata zdołał nawiązać łączność z okrętem podwodnym „Nautilus”, zanurzonym głęboko w oceanie, także Związek Radziecki opublikował częściowo wyniki swoich badań. Miały one świadczyć, że Moskwa nie jest bezbronna w tej „wojnie parapsychików”. W 1960 r. neuropsycholog Leonid Wasiliew oświadczył na kongresie naukowym: „Odkrycie energii umożliwiającej postrzeganie pozazmysłowe miałoby rangę porównywalną do odkrycia bomby atomowej”. Rok później był już dyrektorem Instytutu Parapsychologii uniwersytetu w Leningradzie. Podobno wykazał, że osoby pogrążone w hipnotycznym transie można obudzić z odległości 1,5 tys. km, lecz aż do śmierci w 1966 r. nie zdołał udowodnić istnienia zjawisk paranormalnych. W 1978 r. Amerykanie powołali w Fort Meade w stanie Maryland oddział szpiegostwa parapsychicznego, który działał w ramach operacji Stargate. Jednym z jego asów był oficer Joe McMoneagle, który doznawszy „przeżyć z pogranicza śmierci”, zyskał jakoby zdolność odczytywania myśli innych. McMoneagle za pomocą siły umysłu wykrył ponoć, że pod największym dachem świata, skonstruowanym w sowieckiej stoczni w Siewierodwinsku, budowany jest nowy, ogromny okręt podwodny (według zachodniej terminologii – klasy Typhoon, według rosyjskiej – Akuła, 171 m długości). Oddział parapsychicznych szpiegów Wuja Sama rozwiązano (przynajmniej oficjalnie) w końcu 1995 r. – wtedy też po raz pierwszy poinformowano o jego istnieniu. Oficjalny raport do Kongresu USA stwierdza, że 80% operacji parapsychicznego wywiadu skończyło się fiaskiem. Nie wiadomo jednak, jakie „sukcesy” przyniosło pozostałe 20%.


Polacy powinni szczególnie łatwo uprawiać telekinezę – przekonują bioterapeuci

Przemieszczanie siłą woli

Podobno każdy z nas mógłby o ułamek milimetra przemieścić lub wprawić w ruch przedmiot umieszczony w takim środowisku, w którym współczynnik tarcia jest bliski zera. Wystarczy skoncentrować się i wpatrywać intensywnie w wybrany przedmiot, ignorując wszystkie bodźce zewnętrzne. Polakom powinno być szczególnie łatwo, bo nasz kraj, a zwłaszcza tereny północno-wschodnie, leżą w bardzo podatnym regionie – przekonują bioterapeuci.
Telekineza to poruszanie i zmienianie kształtu przedmiotów na odległość wyłącznie siłą woli, bez użycia rąk. Niestety, brakuje wiarygodnych badań na temat tego fenomenu.
– Z telekinezą jest tak, że wiele osób miało z nią do czynienia, ale nie potrafią tego naukowo wytłumaczyć. A nasz świat jest tak urządzony, że czego nie rozumie nauka, tego oficjalnie nie ma – mówi Ryszard Tomaszewski, bioterapeuta i wiceprezes Międzynarodowego Towarzystwa Badań Psychotronicznych. Uważa on, że telekineza to jedna z naszych cech atawistycznych. Uśpiły ją tylko cywilizacja i boleśnie racjonalny styl myślenia.
– Ja pokazuję, co potrafię, a nie bełkoczę o tym. I tym pozyskuję świat nauki – dodaje. Siedzi na krześle, napina mięśnie całego ciała i opuszcza powoli ręce. Żyły na jego dłoniach wychodzą na wierzch. I nagle od zgięcia palców przesuwa się ku górze kula krwi. Znika dopiero na wysokości przedramienia. – W układzie żylnym są zastawki, a ja potrafię nimi kierować – opisuje. Jak? – Człowiek używa od 5 do 15% swojego mózgu. Reszta to niewykorzystany gigantyczny potencjał.
– Na początku trzeba się wyluzować. Bo medytując, osiągamy prąd czynnościowy mózgu alfa i nasz organizm nabiera nieco innych właściwości. Podnosi się poziom neurohormonów, serotoniny, endorfiny. To hormony szczęścia, które relaksują nasz organizm. Polepsza się ukrwienie ciała – tłumaczy zasady telekinezy Ryszard Tomaszewski. – Procesom życiowym komórki towarzyszą procesy energetyczne, elektromagnetyczne, magnetyczne i oddziaływanie elektrostatyczne. Wniosek: w zależności od nastroju mamy różne potencjały na powierzchni skóry. Spontaniczne odpychanie od siebie przedmiotów oznacza, że mamy dar. Sztuką jest robienie tego na komendę.
Wpływanie na fizyczny ruch przedmiotów polega prawdopodobnie na skierowaniu na przedmiot silnego pola elektromagnetycznego wytwarzanego przez mózg. Przypuszcza się, że za telekinezę i inne zdolności telepatyczne odpowiada szyszynka – część mózgu będąca u większości ludzi nieaktywna.
Psycholog Zbigniew Chmielewski jest nastawiony bardziej sceptycznie: – Telekineza i telepatia występują. Ale w jakim stopniu, nie wiadomo. Poza tym jak to sprawdzić? Gdy ktoś się chwali, że ma doktora , to wystarczy sprawdzić na danej uczelni. Ze zjawiskami sprawa jest bardziej skomplikowana. Kiedyś pracowałem na oddziale psychiatrycznym. Trafił do nas różdżkarz. Wyczuł u nas dużo złych prądów. Obserwowaliśmy człowieka przez dwa tygodnie. Mimo że zachowywał się bardzo autentycznie, to jego predyspozycje okazały się zwykłym urojeniem. Większość takich przypadków bierze się z tego, że coś się komuś wydawało. Wiele w sobie można wyćwiczyć. Oddech, ciśnienie krwi, tętno, perystaltykę jelit. Ale takie działanie na dłuższą metę może być niebezpieczne. Maszyna ludzka funkcjonuje w najbardziej optymalny sposób. Wszystkie odchylenia mogą się skończyć tragicznie. Zresztą od wpływania na własne ciało do wpływania na innych jest bardzo długa droga.
Są dwie szkoły telekinezy. Jedna polega na skupieniu woli na efekcie, który chcemy uzyskać. Druga – na energetycznym wejściu w przedmiot i pokierowaniu nim od środka. Jakby był częścią naszego ciała, nad którą mamy władzę. To bardziej skomplikowane, ale pozwala dokonać większych rzeczy.
– Telekineza jest związana z wiekiem. Najczęściej pojawia się w okresie dojrzewania, kiedy zaczynają się burzyć hormony. Organizm ma wtedy nieco inne właściwości energetyczne. Z latami ten proces słabnie – mówi Ryszard Tomaszewski.
Eksperymenty z przesuwaniem przedmiotów siłą woli były bardzo popularne na początku ubiegłego wieku. W Polsce zajmował się nimi m.in. fizyk Julian Ochorowicz. On też przekonywał, że telekinezy można się nauczyć. Opisywał przypadek Stanisławy Tomczyk, której początkowo niewielkie zdolności zostały rozwinięte dzięki intensywnemu treningowi hipnotycznemu. Kobieta potrafiła jakoby w warunkach laboratoryjnych unosić w powietrzu i przesuwać lekkie przedmioty.
To jednak nic w porównaniu ze światową telekinetyczną gwiazdą, za jaką uchodził swojego czasu Uri Geller. W 1971 r. informacja o niezwykłych talentach młodego Izraelczyka dotarła do amerykańskiego parapsychologa Andrija Puharicha. Puharich zaproponował Gellerowi poddanie się serii testów. Amerykanin pomyślał trzy cyfry: 2, 3 i 4. Geller natychmiast bezbłędnie zapisał je w notesie. Puharich przekonywał, że to właśnie Geller skłonił go do pomyślenia tych cyfr.
W 1972 r. Puharich zorganizował wizytę medium w USA. Fizycy Harold Puthoff i Russel Targa z Instytutu Badawczego Stanford przeprowadzili z nim szereg eksperymentów. Filmowali je i pokazywali potem zawodowym iluzjonistom, by wykryli sceniczne tricki. Geller trzymał dłonie nad 10 metalowymi kasetami i bezbłędnie odgadywał, która jest pusta.
Jednak opublikowanie w 1974 r. tych relacji nie tylko podważyło reputację Puharicha, ale również doprowadziło do przerwania doświadczeń z Gellerem. Przeciwko izraelskiemu medium wszczęto intensywną kampanię, którą kierowali zawodowi prestidigitatorzy – Charles Reynolds i James Randi z USA. Twierdzili, że paranormalne zdolności są tylko zwykłą sztuczką.
Mimo to w Wielkiej Brytanii wybuchła istna epidemia telekinetyczna. Krążyły setki opowieści o wykrzywionych sztućcach i chochlach, połamanych patelniach i metalowych grzebieniach. A pewna młoda Szwedka wystąpiła do sądu, twierdząc, że przez Gellera zaszła w ciążę, bo podczas programu telewizyjnego zadziałał na jej spiralę wewnątrzmaciczną. Obecnie jednak wielu naukowców uważa izraelskiego zginacza łyżek za przebiegłego szarlatana. Geller niechętnie poddawał swe umiejętności rzetelnym testom naukowym, co więcej, jego talenty znikały, gdy pokazy telekinezy przeprowadzono w obecności nastawionych sceptycznie osób. Po latach popularności Geller szybko został zapomniany.
Ryszard Tomaszewski, który kiedyś spotkał się z izraelskim telekinetykiem, jest przekonany, że dzięki szkoleniom w Polsce udałoby się odkryć takiego mistrza. – Trzeba tylko uważać z tymi szkoleniami. Ludzie muszą być pod ścisłą kontrolą, bo inaczej poczują się jak półbogowie. A stąd już tylko krok do domu wariatów – ostrzega.
Przed telekinezą jest przyszłość.


Czy jesteś telekinetykiem
1. Ćwicz, rzucając kostkę do gry i starając się spowodować siłą woli, żeby wyrzucać określony wynik. Prowadź dziennik osiągniętych rezultatów. Prawa prawdopodobieństwa umożliwią ci sprawdzenie, czy twoje wyniki są przypadkiem, czy osiągasz sukcesy. Klasyczna sześciościenna kostka do gry, dając prawdopodobieństwo przypadkowego odgadnięcia wyniku około 16% rzutów, nie jest wystarczająco precyzyjna – kości do gier RPG mają po 10, 12 lub 20 ścianek i lepiej się nadają do tego rodzaju ćwiczeń.
2. Poćwicz rozszerzanie swojej aury na różne przedmioty. Wyobrażaj sobie, że jesteś danym przedmiotem albo że on jest częścią ciebie. Staraj się zgrać z jego ruchem i naturą. Możesz też ćwiczyć na kostce do gry i próbować wpływać na wynik jej ruchu.


Z magnetometrem wartości 42 tys. dolarów na poszukiwanie zjaw

Duchy tylko w umyśle?

Widma, duchy, zjawy i upiory pojawiają się we wszystkich epokach i kręgach kulturowych. Któż nie słyszał opowieści o nawiedzonym zamczysku czy domu, w którym straszy Biała Dama? W bibliotece wspaniałego pałacu w Nieborowie wychodzi nocą z wielkiego obrazu upiorny kardynał Radziejowski, w zamku Olsztyn wojewoda Maćko Borkowic, zamorzony tu głodem z rozkazu Kazimierza Wielkiego, objawia się po północy wśród jęków i brzęku łańcuchów, nad jeziorem zamku w Tucznie spaceruje w świetle księżyca Biała Dama ze swym kochankiem – sokolnikiem.
Podejmowano wiele prób wytłumaczenia tych dziwnych zjawisk. Spirytualiści są pewni, że widma to dusze osób, które nie ułożyły do końca swoich spraw na ziemskim padole, nie zdają sobie sprawy, że umarły i tak krążą bezradnie między krainą żywych a „tamtym światem”. Według umysłów nastawionych bardziej racjonalnie, duchy są eterycznymi obrazami emitowanymi przez umysły wrażliwych nadawców. Naukowcy kilkakrotnie usiłowali wziąć fenomen zjaw pod szkiełko i oko. Najpoważniejszą próbę wytłumaczenia tego zjawiska podjęli w bieżącym roku specjaliści brytyjscy. Wyniki tego eksperymentu opublikowano w poważnym czasopiśmie akademickim („British Journal of Psychology”). Łatwo wytłumaczyć, dlaczego właśnie badacze ze Zjednoczonego Królestwa postanowili dobrać się gościom z tamtego świata do eterycznej skóry. Wielka Brytania ma opinię najbardziej nawiedzonego kraju na świecie. Według internetowej strony Haunted Britain, na milę kwadratową przypada tu pięć widm i duchów.
Za najbardziej uduchowione miejsca w Wielkiej Brytanii uchodzą Hampton Court w Surrey, wspaniały kompleks pałacowy nad Tamizą, oraz piwnice i lochy South Bridge Vaults w Edynburgu. W piwnicach pod mostem w szkockiej stolicy, pochodzących z końca XVIII w., zagnieździł się jakoby chłopięcy duch, znany jako Mr Boots, który znienacka szepcze żywym do ucha sprośności. W styczniu br. prasa w Edynburgu poinformowała, że w South Bridge Vaults przypadkowo nagrano na taśmę magnetofonową dziwny głos, który w języku gaelickim ostrzega zwiedzających: „Odejdźcie stąd!”. W Hampton Court trwoży personel i turystów podobno aż 25 zjaw, w tym duch królowej Katarzyny Howard, ściętej w 1542 r. z rozkazu męża, Henryka VIII. Inna żona tego monarchy, Jane Seymur, ubrana na biało, przechadza się jakoby po apartamentach królewskich ze świecą w dłoni. W południowo-zachodnim skrzydle Hampton Court można spotkać widmo Sibell Penn, piastunki króla Edwarda VI, jedynego syna Henryka VIII. Podobno niestrudzony duch Sibell od 150 lat krąży po korytarzach i krużgankach.
To właśnie w Hampton Court na początku tego roku przeprowadzili swoje badania psycholog Richard Wiseman z Uniwersytetu Hertfordshire i jego koleżanka Caroline Watt z uniwersytetu w Edynburgu. Naukowcy mieli do dyspozycji najnowocześniejszy sprzęt. Jeden tylko aparat do wykrywania zmian pola magnetycznego Ziemi wart był 42 tys. dol. Do tego dochodziły sensory światła, wykrywacze ruchu, skaner temperatur itp. Naukowcy postanowili urządzić obławę na widma z udziałem licznych ochotników. W eksperymencie w Hampton Court wzięło udział aż 462 wolontariuszy, do lochów pod South Bridge zstąpiło ich 218. Przed wyprawą ochotnicy musieli spisać swe poprzednie doświadczenia ze zjawiskami nadprzyrodzonymi. Kiedy łowcy duchów rozeszli się po korytarzach, piwnicach i galeriach, badacze uruchomili aparaturę pomiarową. Rezultaty okazały się zaskakujące. Połowa ochotników doznała dziwnych wrażeń, szczególnie intensywnych w tych zakamarkach czy komnatach, które od dawna uchodziły za nawiedzone. Łowcy duchów odczuwali przyspieszone bicie serca, zawroty głowy czy też byli pewni, że ktoś niespodziewanie dotyka ich ubrań. Aparatura badawcza pozwoliła na wyjaśnienie tych osobliwych wydarzeń. W miejscach szczególnie „widmowych” występują dziwne zjawiska fizyczne. W Nawiedzonej Galerii w Hampton Court naukowcy wykryli nagły spadek temperatury aż o dwa stopnie. – Ludzie dosłownie wbiegają w kolumnę zimnego powietrza i odczuwają to jak spotkanie z duchem – wyjaśnia Wiseman. W innych przypadkach były to niewielkie zmiany pól magnetycznych, słabe, migotliwe światło czy też przeciągi. Znamienne, że ochotnicy wybierali na miejsca, w których najchętniej spędziliby noc, komnaty gdzie pole magnetyczne było najbardziej stabilne. Wiseman i Watt doszli przeto do konkluzji, że duchy tworzone są niejako przez umysł. – Zjawisko nawiedzenia istnieje w tym sensie, że istnieją miejsca, w których ludzie z całą pewnością przeżywają niezwykłe doznania – oświadczył Wiseman w wywiadzie dla rozgłośni BBC. Umysł usiłuje wytłumaczyć te fenomeny poprzez zjawiska duchów i widm. – Ludzie chcą wierzyć, że w życiu jest coś więcej niż tylko rzeczy widzialne. Świat staje się wtedy znacznie bardziej interesujący – twierdzi Caroline Watt. Przyznaje jednak, że całkowite wykluczenie istnienia duchów według kryteriów naukowych jest niemożliwe. Także jej kolega Wiseman, który w zasadzie nie wierzy w zjawy i upiory, nie zajmuje ostatecznego stanowiska – Jeśli na własne oczy zobaczę widmo przechodzące przez ścianę, wtedy być może się przekonam – mówi naukowiec.


Mózg i widmowe sobowtóry

Peter Brugger, neurolog z kliniki uniwersyteckiej w Zurychu, jest zdania, że domniemane duchy to fantomy, wytwarzane przez uszkodzony mózg. Odbywa się to na tej samej zasadzie, według której chory wciąż odczuwa ból w amputowanej ręce czy nodze. – Objawienia duchów są jak fantomy utraconych członków, tylko że obejmują całe ciało. Duchy są niczym więcej, ale także niczym mniej, niż fantomami całego ciała wykreowanymi przez mózg – uważa Brugger. Wskazuje on na częste pojawianie się widm sobowtórów żywych ludzi. Prawdopodobnie sobowtóry te wytwarzane są przez uszkodzone lub nadmiernie aktywne regiony mózgu odpowiedzialne za widzenie i rozróżnienie między własnym ciałem a otaczającą je przestrzenią.


Czy można przewidzieć przyszłość?

Zagadki prekognicji

Amerykańscy menedżerowie, którzy chcą iść z duchem czasu, zapisują się obecnie na treningi intuicji. Nie jogi czy trendów biznesowych, ale właśnie przewidywania przyszłości. A wszystko przez badania zależności między intuicją a sukcesem finansowym. Autorzy jednego z takich studiów, Douglas Dean i John Mihalasky z New Jersey Institute of Technology, twierdzą, że aż 80% szefów firm amerykańskich, najszybciej w ostatnich latach zwiększających swoje zyski, osiągnęło w testach zdolności prekognicyjnych bardzo dobre wyniki. Natomiast dosłownie 100% osób kierujących podupadającymi firmami wykazało całkowity brak tego rodzaju talentów.
Prekognicja to rodzaj jasnowidzenia pozwalający na przewidywanie przyszłych wydarzeń. Czasem traktowany jest jako forma autosugestii, kiedy osoba mająca wizje kreuje przyszłość, stając się podświadomie jej sprawcą.
Najwięcej emocji wzbudza intuicja, będąca elementem przewidywania zjawisk. W 1980 r. organizacja Financial World przeprowadziła ciekawe badania. 20 najlepszym nowojorskim ekonomistom polecono wyłączyć intuicję przy podejmowaniu decyzji giełdowych. Mieli przewidzieć rozwój sytuacji jedynie na podstawie komputerowych analiz finansowych. Okazało się, że aż dwie trzecie ich diagnoz było błędnych.
Najczęściej mówi się o trzech rodzajach prekognicji: racjonalnej, intuicyjnej i twórczej. Racjonalna to umiejętność budowania prawdopodobnych hipotez dotyczących przyszłości, na podstawie faktów i zachodzących między nimi zależności. Na przykład prognozowanie pogody, rozwoju demograficznego społeczności. Intuicyjna jest natomiast rodzajem widzenia pozazmysłowego. To już dar, a człowiek nim obdarzony widzi i czuje przyszłość. I nie potrafi tego racjonalnie wytłumaczyć. Karol Gustaw Jung opisał intuicję jako jeden z czterech punktów kompasu psychiki. Obok myśli, doznań i uczuć. Jedną z odmian prekognicji intuicyjnej są prorocze sny. Zastanawiamy się, jak to jest, że czasami we śnie widzimy wydarzenia, które dopiero będą miały miejsce. Zasada jest prosta. We śnie część naszego mózgu jest mniej aktywna. Świadomy umysł wyposażony w bariery chroniące przed jasnowidzeniem jest uśpiony, a do głosu dochodzą podświadomość i szósty zmysł – to najczęstsze wytłumaczenie, które nie znajduje uznania „poważnych” psychologów.
Jednak najbardziej widowiskowa jest prekognicja twórcza, czyli rodzaj proroctw z całą barokową dekoracją symboli i zagadek. I to one zyskują najwięcej zwolenników, są drukowane i gorączkowo dyskutowane. Najsłynniejsze to przepowiednie syna żydowskich kupców zbożowych w Prowansji, Michela de Notre-Dame, czyli słynnego Nostradamusa (1503-1566). Pełno tu niejasności. Na przykład ta o wielkiej wojnie:
„W lipcu 1999 r. zstąpi z nieba wielki wódz,
by wskrzesić (pamięć?) wielkiego zdobywcy Anqouleme.
Zarówno przedtem, jak i potem
Wojna będzie królować szczęśliwie”.
Tekst jest wyjątkowo tajemniczy. Kim jest wielki zdobywca? Nie wiadomo. Choć jeszcze kilka lat temu interpretatorzy Nostradamusa byli przekonani, że ten fragment to zapowiedź III wojny światowej, która wybuchnie w 1999 r. Jak wiemy, do wojny jednak nie doszło.
Nie wiadomo, czy prekognicja rzeczywiście istnieje, pewne jest jednak, że dzięki niej wielu samozwańczych jasnowidzów nabiło sobie kabzy. Z internetowego ogłoszenia: oferujemy programy komputerowe do treningu intuicji i zdolności przewidywania przyszłości („Prekognicja-I” i „Prekognicja-II”), pakiet programów do analiz numerologicznych („Kabalistyka”), wyrocznie na dyskietkach („I Cing” i „Runy”), filmy wideo o zastosowaniu run i o geomancji oraz kurs niemieckiego na kasetach audio dla początkujących superszybką, skuteczną, opartą o relaks metodą sugestopedyczną (sic!). Za zaliczeniem pocztowym.


Sprawdź, czy masz prorocze sny
* Potrzebne są dwie osoby
* Testujący wybiera 10 różnych tematycznie zdjęć. Kilka poruszających wyobraźnię, emocjonalnych i kilka zupełnie neutralnych. Najważniejsze, żeby testowany nie miał żadnego wpływu na ich wybór.
* Zdjęcia należy umieścić w 10 identycznych kopertach, wymieszać je i poprosić osobę testowaną o wybór jednej z nich.
* Testowany kładzie kopertę pod poduszką, ale przed zaśnięciem koncentruje się na zdjęciu z koperty (oczywiście nie otwierając jej) i stara się śnić o zdjęciu z koperty.
* Po przebudzeniu należy przypomnieć sobie sen i natychmiast zapisać.
* Wraz z testującym otworzyć kopertę i omówić wyniki testu według poniższych wskazówek.

Ocena wyników:
– Na początku trzeba stworzyć jak najdokładniejszy obraz snu (lub kilka obrazów w przypadku kilku snów). Potem sprawdzić, co jest na zdjęciu, i porównać wyniki.
– Im więcej wspólnego, tym większe zdolności testowanego.
– Test najlepiej przeprowadzić kilka razy (np. przez pięć nocy z rzędu). Jeżeli wyniki stopniowo się poprawiają, można w ten sposób rozwijać swoje zdolności.

 

 

Wydanie: 2003, 34/2003

Kategorie: Obserwacje

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy