Nie igrać z „Ogniem”

Nie igrać z „Ogniem”

Jeżeli IPN nie przestanie z bandytów robić świętych, to my ujawnimy, co o nich wiemy – mówią mieszkańcy Waksmundu

Im więcej czasu mijało od ostatniej wojny, tym normalniej żyli ludzie w Waksmundzie, rodzinnej miejscowości Józefa Kurasia „Ognia”. Zaczynali nawiązywać kontakty sąsiedzkie, rozmawiać ze sobą.

– Jezus kochany, przez lata w naszej wsi nie chciano nic mówić o „Ogniu” – wspomina 84-letnia dzisiaj Maria Mroszczakowa. – Tu ludzie panicznie się bali tego tematu i dla bezpieczeństwa nikt nie chciał powiedzieć, czy jest za Kurasiem, czy przeciw. Ile ja wycierpiałam, wyzywali mnie od zdrajców. To były czasy terroru i już myśleliśmy, że wszystko się skończyło.

Władysław Mroszczak, mąż pani Marii, mówi, że ten koszmar powrócił wraz z ustawą o „żołnierzach wyklętych”. – Już wszyscy myśleli, że będzie koniec przypominania o tamtych okropnych czasach, a tu z roku na rok nasila się propaganda. Z „Ognia” robią bohatera. Do tego dołącza Kościół – organizuje msze nie za ofiary, ale za dusze tych, którzy strzelali.

– Chciałam tu wystąpić w obronie naszego proboszcza, ks. Tadeusza Kozaka – prostuje Maria Mroszczakowa. – To jest ksiądz, który nie opowiada się po żadnej stronie, ani za ogniowcami, ani przeciw. Dlatego nie bierze udziału w mszach z okazji rocznic śmierci „Ognia”, organizowanych w Waksmundzie każdego roku pod koniec lutego. IPN przywozi własnych księży, którzy z ambony wychwalają Kurasia i swoje książki.

Książka o Józefie Kurasiu

Zamordowanie kupców. Luty 1946. Zabrzeż

Rok temu Władysław Mroszczak z odległości kilkuset metrów obserwował uroczystości 69. rocznicy śmierci „Ognia”. Widział kolumnę rządową z ministrem Antonim Macierewiczem, samochody posłów i senatorów, autobus z wojskiem. Kościół parafialny był obstawiony borowcami. Teoretycznie każdy mógł wejść, ale tylko kilkoro mieszkańców Waksmundu wzięło udział w tej uroczystości.

– W tym roku już nie poszedłem zobaczyć, co się działo, ale mówiono mi, że w kościele było tylko pięć osób z Waksmundu, wszyscy inni to przyjezdni – opowiada pan Władysław. – W czasie kazania ksiądz polecił do poczytania książkę dr. Korkucia.

Mieszkańcy Waksmundu dysponują dowodem. Przebieg całej mszy był rejestrowany i mają nagranie. Ksiądz celebrujący mszę powiedział: – Jesteśmy dzisiaj w tej świątyni po to, aby potomkowie funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa nie pisali i nie kształtowali w dalszym ciągu zakłamanej historii Polski. Trwa proces przywracania dobrego imienia żołnierzom wyklętym, dla nas niezłomnym. Majora i jego żołnierzy upamiętniono wspaniałym pomnikiem w centrum Zakopanego, pięknym pomnikiem na Turbaczu, tablicami w Warszawie i w sanktuarium w Licheniu. Upamiętnił „Ognia” pan Maciej Korkuć z krakowskiego IPN swoją wspaniałą, niezwykle rzetelną książką. Czekamy na drugi tom o dalszych losach majora i jego żołnierzy.

Mroszczakowie przypuszczają, że gdy IPN nadal będzie robił z „Ognia” świętego, ludzie staną się odważniejsi. Mogą mi opowiedzieć, jak dzień przed śmiercią „Ogień” w Waksmundzie pił na umór i strzelał do ludzi. W książkach IPN nie ma o tym ani słowa.

Pijany jak bela

Tamtego dnia, 20 lutego 1947 r., gdy kompletnie pijany „Ogień” wycelował w nią pistolet, Maria Mroszczakowa nigdy nie zapomni.
Miała wtedy 13 lat. Została w domu z 10-letnim bratem. Koło południa pod dom podjechał samochodem funkcjonariusz UB i powiedział, że jedzie do ich cioci Rozalii Waksmundzkiej. Nie znał drogi i zapytał, czy może prosić o podprowadzenie. Maria, nie mając zupełnie pojęcia, o co chodzi, poszła z tym mężczyzną pod dom ciotki. Dopiero później zrozumiała, co zrobiła.

W domu Rozalii Waksmundzkiej ubowiec zastał Jana Srala „Potrzaska”, zastępcę „Ognia”, jej narzeczonego. „Potrzask” nie stawiał oporu, dał się aresztować, oddał pistolet, pokazał nawet miejsce, gdzie ukrył karabin. Maria Mroszczakowa do dzisiaj nie może zrozumieć, dlaczego „Potrzask”, potężny chłop, tak łatwo dał się aresztować kulejącemu trochę ubowcowi. Może był tak pijany?

Tego dnia „Ogień” i jego partyzanci byli od samego rana w Waksmundzie. Pili w kilku domach, najwięcej u rodziny Ligęzów. Po południu 20 lutego pijany „Ogień” dowiedział się, że Urząd Bezpieczeństwa w domu Rozalii Waksmundzkiej aresztował „Potrzaska”. Natychmiast kazał zawieźć się tam saniami. Przypuszczał, że to narzeczona zdradziła jego zastępcę w oddziale, i postanowił dać jej nauczkę. Tymczasem Rozalia Waksmundzka powiedziała mu, że jest niewinna, to mała Marysia przyprowadziła funkcjonariusza UB. „Ogień” nie uwierzył i w obecności kilku osób strzelił do Rozalii. Ciężko raniona w okolicy serca, upadła nieprzytomna na podłogę. „Ogień” wsiadł do sań i kazał się wieźć do rodziców Marysi, aby z nimi też zrobić porządek. Tylko dzięki pomocy sąsiadów i szybkiemu przewiezieniu do szpitala w pobliskim Nowym Targu Rozalia Waksmundzka przeżyła.

– To już było wieczorem – wspomina Maria Mroszczakowa. – Przed dom zajechały sanie. Otworzyłam drzwi, a tu pijany „Ogień” do mnie celuje z pistoletu i krzyczy: „To ty zaprowadziłaś ubowca do »Potrzaska«!”. A ja mówię: „Panie, ja nie wiem, kto to jest »Potrzask«, poszliśmy do cioci”. Powiedział, że nas wystrzela jak kanarki. Zapytał o moich rodziców, których na szczęście nie było, bo z pewnością by ich natychmiast zastrzelił. Do swoich kompanów powiedział, że te dzieci trzeba wyprowadzić na zewnątrz i zlikwidować, ale oni tego nie zdążyli zrobić, bo musieli zająć się „Ogniem”, który osunął się na łóżko; z ręki wyleciał mu pistolet, a z kieszeni granat i natychmiast zasnął. Przybiegli Jan Kolasa „Powicher” i Irena Olszewska „Hanka”. Mówili, że „szef” się nie rusza. Początkowo chcieli, abym ugotowała mleka, że jak się napije, to może wytrzeźwieje. Potem jednak wzięli go za ręce i nogi, zupełnie nieprzytomnego rzucili na sanie i pojechali do Ostrowska.

Następnego dnia, 21 lutego 1947 r., oddział „Ognia” został otoczony w domu Józefa i Anny Zagatów w Ostrowsku przez kilkudziesięciu funkcjonariuszy bezpieki i żołnierzy KBW. W czasie strzelaniny poległo dwóch partyzantów i dwóch żołnierzy KBW. Kuraś próbował popełnić samobójstwo, strzelił sobie w głowę, ale się nie zabił. Dopiero po nieudanej operacji zmarł w szpitalu. We wszystkich notatkach lekarskich i milicyjnych jest informacja, że w chwili śmierci znajdował się w stanie upojenia alkoholowego. Nikt nie badał trzeźwości jego partyzantów, ale sądząc po całodniowej balandze w Waksmundzie, nie mieli wiele czasu na to, by alkohol wywietrzał im z głów. O tym wszystkim nie ma wzmianki w publikacjach IPN.

– Ci młodzi z IPN chcą, abyśmy wszyscy poszli do piachu i nie było już świadków – wypomina Maria Mroszczakowa. – Wtedy tylko oni będą mówili, jak było. Pijany „Ogień” postanowił zabić moją ciocię Rózię, a ona była niewinna. To ja pokazałam ubowcowi jej dom.

Dwie konferencje

Zamiast dążyć do rzetelnej dyskusji historycznej i gojenia ran, Instytut Pamięci Narodowej zorganizował 6 marca w sali widowiskowej Miejskiego Ośrodka Kultury w Nowym Targu konferencję „Mjr Józef Kuraś »Ogień« i inni Wyklęci – prawda a propaganda”. Prelegenci przybyli z Warszawy i Krakowa, zjawili się dyrektorzy krakowskiego IPN. Przed budynkiem członkowie Grupy Rekonstrukcji Historycznych Zgrupowania Partyzanckiego „Błyskawica” im. Józefa Kurasia „Ognia” strzelali z karabinów maszynowych, wcielali się w partyzantów, milicjantów, ubowców, partyjnych. Bohaterscy „wyklęci” trafiali celnie, milicjanci ginęli.

Nietrudno było przewidzieć, że taka pokazówka w Nowym Targu musi się spotkać z reakcją ludzi z Podhala, którzy dobrze wiedzą, co tu się działo. Godzinę przed galą IPN promującą postać Józefa Kurasia, piętro wyżej, w Sali Tischnerowskiej, odbyła się kontrkonferencja zorganizowana przez rodziny ofiar „Ognia”, potomków żołnierzy Wojska Polskiego i 1. Pułku Strzelców Podhalańskich Armii Krajowej oraz mniejszości narodowe. W prezydium konferencji zasiedli: Tadeusz Morawa – syn członka WiN, który po wojnie w więzieniach przesiedział prawie 10 lat, Marek Zapała – bliski krewny dowódcy 4. batalionu 1. Pułku Strzelców Podhalańskich AK mjr. Juliana Zapały „Lamparta”, Ludomir Molitoris – sekretarz generalny Towarzystwa Słowaków w Polsce, Tadeusz Byrdak – autor książki „Świadkowie mówią: »Ogień« był bandytą” i Adam Faix-Dąbrowski, syn „Bohuna”, żołnierza 1. PSP AK, aresztowanego przez UB.

Tadeusz Morawa i Marek Zapała poinformowali, że ich konferencja jest protestem przeciwko gloryfikacji przez IPN postaci bandyty Józefa Kurasia „Ognia” jako „żołnierza wyklętego”. Kuraś był dezerterem z Armii Krajowej, informatorem NKWD, pierwszym na Podhalu członkiem PPR, szefem MO i UB w Nowym Targu, sprawcą wielu morderstw, gwałtów i grabieży popełnionych na Polakach, Słowakach i Żydach. Dawanie przez IPN naszej młodzieży do naśladowania takiej osoby, niegodnej miana żołnierza polskiego, przeczy wszelkim zasadom etycznym, prawnym i moralnym obowiązującym w każdym cywilizowanym kraju. Gdzie w Polsce jest prawo i sprawiedliwość? – zapytali retorycznie.
Ludomir Molitoris powiedział, że gdy domaga się od IPN wyjaśnienia mordów i rabunków dokonanych przez „Ognia” na Słowakach, dostaje odpowiedź, że były to wypady aprowizacyjne. To coś niespotykanego, aby w państwie prawa tak to nazywać. Prosił o przesłuchanie osób, które jeszcze pamiętają zbrodnie Kurasia na Słowakach, ale nikt z nimi nie rozmawia. Dlaczego na Słowacji tego typu ludzie nazywani są bandytami, a w Polsce bohaterami?

Uczestnicy konferencji przynieśli dokumenty poświadczające, że od wielu lat piszą do różnych instytucji, informując o fałszowaniu historii przez IPN poprzez ignorowanie faktów historycznych i wybielanie zbrodniarzy. Historycy IPN nie chcą rozmawiać z ludźmi, wiedzę czerpią z dokumentów bezpieki. Wiadomo o co najmniej czterech miejscach w lasach, gdzie leżą ofiary „Ognia”. IPN nie wykazał najmniejszego zainteresowania tymi grobami, bo nie pochowano w nich „żołnierzy wyklętych”. Jeżeli IPN nie przestanie robić z Kurasia świętego, ludzie przestaną się bać i zaczną mówić.

Siedzący koło mnie mieszkaniec Nowego Targu, którego nazwisko zanotowałem tylko dla siebie, szepnął mi w tym momencie do ucha: – Przecież my tu, na Podhalu, doskonale wiemy, kto donosił do Służby Bezpieczeństwa, który z członków oddziału „Ognia” wzbogacił się na rabunkach, kto mordował Żydów dla pieniędzy, kto z żydowskiego złota i kosztowności zbudował dom.
Kontrkonferencja zakończyła się apelem do władz o odebranie badań nad „żołnierzami wyklętymi” historykom z IPN, którzy za państwowe pieniądze uprawiają propagandę, i powierzenie tego tematu niezależnym i rzetelnym naukowcom.

Świętym nie będzie

Piętro niżej, w sali widowiskowej ośrodka kultury, początek konferencji o Kurasiu i „żołnierzach wyklętych” przypominał akademię z czasów PRL. Najpierw odśpiewanie hymnu państwowego, potem na scenie, pod portretem „Ognia”, prelegenci zasiedli w towarzystwie stojących za nimi „wyklętych”. Trzech prelegentów z Warszawy – Tadeusz Płużański, Leszek Żebrowski, Jacek Pawłowicz, i trzech z Krakowa – Marcin Kasprzycki, Jarosław Ptak i Maciej Korkuć.

Zuzanna Kurtyka, wdowa po prezesie IPN, z wielkim trudem próbowała studzić reakcje sali, gdy prelegenci mówili, że trzeba pokazać całą prawdę o „Ogniu” i „żołnierzach wyklętych”. Gdy ze sceny padały słowa „mjr Józef Kuraś”, część sali odpowiadała: „Bandyta!” lub „Jaki major?”, czasem też gwizdano.

Nie pomogły apele organizatorów, że jest okres Wielkiego Postu i z tego powodu trzeba wykazać ducha wzajemnego zrozumienia, spokój i tolerancję. To wezwanie nie dotarło do publicysty Leszka Żebrowskiego, który zza stołu prezydialnego ubolewał nad niezrozumieniem idei „żołnierzy wyklętych” przez niektóre polskie media. Po kolejnych gwizdach powiedział: – Witam także przedstawicieli czerwonej zarazy, którzy są na sali.

Tego było już za wiele. Część ludzi wstała i zaczęła wychodzić. Ktoś krzyknął: – My jesteśmy potomkami akowców i winowców, a gwiżdżemy tylko na „Ognia”!

Do napaści słownych i na szczęście niegroźnych rękoczynów doszło na korytarzu, bo za opuszczającymi salę wyszło też kilkunastu zwolenników Kurasia. Prelegentowi za chamską odzywkę nie zwróciła uwagi prowadząca dyskusję Zuzanna Kurtyka, nie zareagował też obecny na sali dyrektor krakowskiego IPN dr Filip Musiał.

Dr Maciej Korkuć, autor książki o Józefie Kurasiu, tej polecanej z ambony przez księdza w Waksmundzie, tłumaczył, że „Ogień” nigdy nie był komunistą, to ludowcy polecili mu wstąpienie do milicji i bezpieki. Pracując krótko w Milicji Obywatelskiej i w Powiatowym Urzędzie Bezpieczeństwa Publicznego w Nowym Targu, nie akceptował rządu lubelskiego, nadal był powstańcem walczącym o niepodległą Polskę, „żołnierzem wyklętym”. Ktoś krzyknął: – Konradem Wallenrodem!

Gdy z sali odezwały się głosy, że wysyłał akowców na Syberię, współpracował z NKWD, dr Korkuć stwierdził: – Józef Kuraś to może nie kandydat na ołtarze, ale też nie komunista.

Boże, dzięki! Może nie będzie nowego świętego.

Wydanie: 11/2017, 2017

Kategorie: Kraj

Komentarze

  1. trzymansky
    trzymansky 13 marca, 2017, 17:21

    Teraz nie mogą powiedzieć, że przed śmiercią Ogień pił i strzelał do ludzi, ale jeszcze trochę i powiedzą, że przed śmiercią Ogień pił i strzelał do ludzi. Na razie mają odwagę powiedzieć czego nie powiedzą. Ale już niedługo…

    Odpowiedz na ten komentarz
    • kruk
      kruk 14 marca, 2017, 21:38

      Na razie nadal chcą żyć swoim życiem w swoich małych wioskach. Ale już niedługo zaczną mieć dość plucia innych na groby ich bliskich.

      Odpowiedz na ten komentarz
    • Anonim
      Anonim 15 marca, 2017, 13:45

      Zapytajcie w ruskich Piaskach o 3 „bohaterach,którzy dla zdobycia kilku beczek spirytusu zamordowali stróża na stacji kolejowej . Ojca trójki dzieci . Mienili się być żołnierzami AK.

      Odpowiedz na ten komentarz
  2. sumer
    sumer 13 marca, 2017, 22:11

    Bardzo jestem ciekaw jak ten pseudohistoryk z IPN wyjaśnił wyrok śmierci na Kurasia wydany przez AK. Oraz to że jak przyszli komuniści to organizował w Nowym Targu Milicję Obywatelską a następnie jak się nie dogadał z komunistami bo mu nie pozwolili samodzielnie rządzić to znowu poszedł do lasu. Ks. Tischner się w grobie przewraca.

    Odpowiedz na ten komentarz
  3. Tekst
    Tekst 14 marca, 2017, 00:33

    Historia jest skomplikowana. Ważne, że Polacy w odróżnieniu od innych pamiętają zarówno dobre i złe czyny. Tylko u nas to działa tak, że lewackie media mówią o tych złych czynach przez 99% czasu mimo, że stanowiły one 1% przypadków. Więc nie dziwne, że IPN tylko chwali, bo tamci nie mają umiaru i z bohaterów robią zbrodniarzy

    Odpowiedz na ten komentarz
    • xzxc
      xzxc 14 marca, 2017, 11:53

      masz rację wina lewaków – żydów i cyklistów – trzeba dodać jeszcze takich baranów jak ty

      Odpowiedz na ten komentarz
    • wspinaniegnieznoendrju
      wspinaniegnieznoendrju 14 marca, 2017, 22:52

      a skąd te statystyki? 99%; 1%. Może podasz jakieś źródła?

      Odpowiedz na ten komentarz
    • Gutek
      Gutek 15 marca, 2017, 17:00

      Za to prawicowe media, w ramach pamiętania również o czarnych kartach naszej historii, zapamiętale negują Jedwabne i inne pogromy. Brawo.

      Odpowiedz na ten komentarz
    • Kas
      Kas 16 marca, 2017, 09:14

      Trudno mi zyc w tym systemie 0-1 (lewica-prawca)… Ale wypowiem sie z punktu widzenia przyzwoitego czlowieka- bandzior jest bandziorem, kat katem i gdyby w retoryce pisu nie rzucac wszystkich wykletych do jednego worka a rozdzielic bohaterow od kryminalistow, to nie byloby takiego sprzeciwu… nie odprawiac za nich msze, wybielac ich czyny, fotografowac sie na tle domow ofiar… To wlasnie jest nieprzyzwoite i nie wiem, czy wynika to z glupoty czy tez ktos ma tutaj jakis glebszy cel…

      Odpowiedz na ten komentarz
      • Kas
        Kas 16 marca, 2017, 21:55

        Zgadzam sie w pelni, jednak odwrocenie sytuacji, czyli wybielanie wszystkich bez wyjatku tez nie jest rozwiazaniem… Nie mozna nazywac rzeczy po imieniu? Kata katem a bohatera bohaterem?

        Odpowiedz na ten komentarz
  4. sssss
    sssss 14 marca, 2017, 09:29

    najwyższy czas

    Odpowiedz na ten komentarz
    • trzymansky
      trzymansky 14 marca, 2017, 15:43

      Podobno z winy Ognia przez długie lata kury nie chciały się nieść a krowy dawać mleka. Myślę, że mieszkańcy powinni domagać się od państwa rekompensaty za stracone jaja i mleko.

      Odpowiedz na ten komentarz
  5. trzymansky
    trzymansky 14 marca, 2017, 12:53

    Podobno żyją jeszcze świadkowie pogoni pijanego „Ognia” za Timurem i jego drużyną. Kuraś wg poważanych źródeł gonił wspomnianą gromadkę czołgiem. Na szczęście Timura i jego przyjaciół uratował młody dzielny oficer, który kulom się nie kłaniał tj. Wojciech J.

    Odpowiedz na ten komentarz
  6. galas
    galas 14 marca, 2017, 15:41

    Podobno głupich się nie sieje sami się rodzą. Dla Podhalan temat Ognia jest ważny i dlatego mitomani z IPN nie przewidywali takiego oporu materii.Przecież już nie powinni żyć świadkowie tych wydarzeń a żyją /na pewno naciągane, albo to celowe działanie UB,SB i lewicy/. Co to za kraj, ze ludzie tak długo żyją? A później dziwią się, ze nie lubią ŻW. Lubią Wyklętych a nie bandziorów.

    Odpowiedz na ten komentarz
  7. Anonim
    Anonim 15 marca, 2017, 05:14

    Może pora przestać żyć przeszłością? Czy ktoś naje się dzisiaj obiadem sprzed roku? Historia niech idzie do szkół a my żyjmy tak aby się ta zła nie powtórzyła!

    Odpowiedz na ten komentarz
    • asd
      asd 15 marca, 2017, 11:57

      dobrze by było ale jak zaczna sie historia kupczyć jak dzisiaj to trzeba dawać odpór bo inczaj dzieci bedą pluc na własnych rodziców

      Odpowiedz na ten komentarz
  8. fly
    fly 17 marca, 2017, 18:23

    @trzymansky – masz rację , kury się nie niosły , bo je bandyci ukradli i zjedli . Krowy też . Sądzisz , że kupowali za swoje w Tesco?

    @neoarch , nie puszczaj bąków jak zwykle . Żygliwe to co piszesz .

    Poza tym , mówienie , że pierw jedni ( PRL ) oczerniali a teraz na odwrót jest nadużyciem . Nawet przed 56 rokiem większość skazanych to byli zwykli bandyci !
    Potem tzw. komuniści byli nad wyraz uprzejmi np. w stos. do AK ( która też często miała czarno za uszami ) . Potępianymi byli NSZ-towcy . Teraz propaganda wręcz szaleje w chamstwie !
    Scenariusz jest prostacki jak pomocnik apteczny Macierewicza –
    „patriota ” ( czytaj bandyta ) to postać niezłomna . Przystojny , prawy i niepijący .
    Rosjanin – wiecznie pijany . Pracownik UB – również . Milicjantów raczej się pomija , choć zabezpieczali ludność wiejską jak umieli .
    ( Cyt. chłopa z lubelskiego – „bardziej baliśmy się leśnych niż Niemców we wojnę „)

    Przy okazji – spróbujcie ( a jest wielu przeciwników ) wzorem tamtych ewidentnych bandytów – bo tylko burzyli budowany kraj i mordowali ludzi – spróbujcie więc „likwidować posterunki obcych wojsk , policji , czy sługusów systemu .

    Wojska USA/NATO , sługusi to np. Antoni M. Reszta do wyboru .
    Zobaczymy , czy nie dostaniecie dożywocia . Czapy już nie dają , więc macie szczęście . Do dzieła …qrwa , teoretycy !!!

    Odpowiedz na ten komentarz
  9. Anonim
    Anonim 28 listopada, 2017, 11:23

    Teraz rodzina Ognia żąda milionowego odszkodowaznia ciekawe czy w czasie porzewodu sadoiwego zostana przesluchani ci co stali w zimie po kolana w rzece Bialka

    Odpowiedz na ten komentarz
  10. Prawnik
    Prawnik 8 lutego, 2018, 02:57

    Dlatego takich bandytów powinno się tępić

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy