Nie kłamałem przed Komisją Śledczą

Nie kłamałem przed Komisją Śledczą

Bolesław Sulik do Domańskiego…

Szanowny Panie Redaktorze,
Chcę prosić Pana o opublikowanie materiału, który zakończyłby sprawę szczególnie dla mnie irytującą i przykrą. Jak wiadomo, byłem świadkiem w tzw. sprawie Rywina zarówno przed parlamentarną Komisją Śledczą, jak i w sądzie. Zawdzięczam to okoliczności, że wykorzystując starą przyjaźń z Adamem Michnikiem, załatwiłem sobie możliwość wysłuchania słynnego dziś nagrania konfrontacji Adama z Lwem Rywinem. Kiedy stanąłem przed Komisją Śledczą, złożyłem uroczystą przysięgę na ręce jej przewodniczącego, Pana Marszałka Nałęcza, że będę mówił prawdę. Zeznawałem przez dwa dni, świadom tej dyscypliny i tej odpowiedzialności. Ku memu zdumieniu okazało się później, że Pan Marszałek dowolnie sobie wybiera, co w mych zeznaniach było prawdą, a co kłamstwem. W jednym z późniejszych przesłuchań Adama Michnika zasugerował świadkowi, że prosiłem go o dostęp do taśmy nie z własnej potrzeby, tylko jako tajny wysłannik Roberta Kwiatkowskiego. „Tygrys” – mówił dowcipnie Pan Marszałek – wysłał do „Gazety” „zwierzę roślinożerne”.
Zwołałem wtedy konferencję prasową w gmachu telewizji na Woronicza i najmocniej, jak mogłem, zaprzeczyłem spekulacjom Pana Marszałka. Napisałem też półprywatny list do Adama Michnika. Wysłałem go pocztą z datą listopadową i dotychczas nie otrzymałem żadnej reakcji. Sądzę, że mam już prawo jego treść ujawnić. Załączam kopię i mam nadzieję, że Pan Redaktor zechce ten załącznik opublikować. W lutym stawiłem się jako świadek w „sprawie Rywina” w sądzie i odpowiadając na pytanie Przewodniczącego składu sędziowskiego, raz jeszcze stwierdziłem, że szukałem dostępu do taśmy z nagraniem oferty korupcyjnej Rywina z własnej inicjatywy, nieinspirowany przez nikogo. I oto czytam w „projekcie wersji roboczej sprawozdania Komisji Śledczej” pióra Pana Marszałka Nałęcza, drukowanym we fragmentach w „Rzeczpospolitej” z 3 marca, co następuje: „Z kilkuset osób, które A. Michnik poinformował o korupcyjnej propozycji L. Rywina, tylko jeden człowiek zadał sobie wiele trudu, aby w szczegółach poznać treść nagranej rozmowy. Był to właśnie R. Kwiatkowski. Nie skontaktował się z „Gazetą Wyborczą” sam, bo to by niepotrzebnie zwracało na niego uwagę, tylko wykorzystał w tym celu oddanego mu Bolesława Sulika, zaprzyjaźnionego z kierownictwem „Agory” i „Gazety Wyborczej””.
Więc co mam robić? Czy Przewodniczącemu Komisji Śledczej naprawdę wolno bez żadnych podstaw zarzucać mi krzywoprzysięstwo? Czy w tej ponurej wizji wszechogarniającej personalnej, hierarchicznej zależności nie znajdzie się miejsce dla jednostek niezależnych i samodzielnych? Nie wiem, co mówi na ten temat prawo i regulamin Komisji Śledczej, i nie bardzo mnie to obchodzi. Sądzę, że odnieść się tu trzeba do tradycyjnych pojęć przyzwoitości i honoru. Postępowanie Pana Marszałka w stosunku do mnie uważam za bezczelne i nieprzyzwoite.
Z poważaniem, Bolesław Sulik
15 marca 2004


 

…i Adama Michnika

Drogi Adamie,
Długo zbierałem się do napisania tego listu. Przeczytałem znowu stenogramy z zeznań przed Komisją Śledczą, moich, Twoich, Piotrka i Wandy, i uznałem, że powinienem się jednak odezwać do Ciebie, właśnie w takiej osobistej formie. Mogłem wzruszyć ramionami na wymysły marszałka Nałęcza, który – doprawdy nie wiem na jakiej podstawie – głosi, że kłamałem pod przysięgą, bo według niego udałem się do Ciebie odsłuchać nagranie z propozycją Rywina na polecenie Roberta Kwiatkowskiego. Natomiast z Tobą byłem na innej stopie i łatwość, z jaką zgodziłeś się z marszałkiem Nałęczem, że byłeś naiwny, ufając mi, boleśnie mnie dotknęła.
Przypominam: byłem członkiem Rady Nadzorczej Telewizji Publicznej, głosowałem na wybór Roberta Kwiatkowskiego na prezesa zarządu kolejnej kadencji i namawiałem innych do głosowania tak samo. Kiedy dowiedziałem się od Macieja Kosińskiego o fakcie korupcyjnej propozycji Rywina złożonej Agorze i o istnieniu dosłownego nagrania rozmowy Rywina z Tobą, w której padło nazwisko Roberta Kwiatkowskiego, moim pierwszym impulsem była chęć odsłuchania tej taśmy w celu sprawdzenia roli prezesa Zarządu TVP w tej aferze. Oczywiście, działałem na własną odpowiedzialność, wykorzystując znajomości w środowisku „Gazety Wyborczej”.
Nie przypominam sobie, bym mówił Piotrkowi Niemczyckiemu w czasie naszego spotkania, że zamierzam w Radzie Nadzorczej złożyć wniosek o odwołanie prezesa. Ale jeżeli Piotr tak mówi, to pewnie tak było. Przecież gdyby podejrzenia dotyczące udziału Roberta Kwiatkowskiego w korupcyjnej propozycji Rywina potwierdziły się, nie wahałbym się przed złożeniem takiego wniosku. Człowiek, do którego kiedyś miałeś pełne zaufanie, nie mógłby postąpić inaczej. Zupełnie nie rozumiem Twoich pretensji, wyrażonych przed Komisją Śledczą, że rozmawiałem o treści nagrania z Robertem Kwiatkowskim bez Twojego zezwolenia. Przecież posiadłszy tę wiedzę, naturalnym i logicznym było, że chciałem, by prezes odniósł się do tego, w jakim kontekście jego nazwisko pojawia się w nagraniu. A Ty wcale wtedy nie zastrzegłeś dyskrecji. Właśnie zasady brytyjskiego fair play mówiły mi, że przed zamknięciem mojego własnego ograniczonego, prywatnego dochodzenia muszę zadać kilka pytań prezesowi Kwiatkowskiemu.
Sam przyznawałeś, że opowiadałeś o sprawie Rywina wielu znajomym. Kiedy po odsłuchaniu taśmy rozmawialiśmy, spekulując, że oferta Rywina mogła być prowokacją obliczoną na skompromitowanie Agory, nie jestem pewien, czy Ty, czy Piotrek – ale w Twojej obecności powiedział, że i Solorz, i Urban, czyli ludzie znający się na rzeczy, twierdzili, że to prowokacja, bo prawdziwych ofert korupcyjnych w ten sposób się nie składa. Stąd moje wrażenie, że obaj panowie odsłuchali taśmę. Rozumiem teraz, że to nieprawda, przepraszam. Ale relacja, której wysłuchali, musiała być szczególnie „precyzyjna i wiarygodna” – by odwrócić Twoje słowa z Komisji Śledczej – skoro wywołała taki komentarz.
Już tylko przy okazji parę słów o „Gazecie”, którą redagujesz, a którą przez lata traktowałem jako swoją, czytałem ją codziennie, znajdując w niej potwierdzenie własnych poglądów politycznych, własnego rozumienia demokracji. Ostatnio dowiedziałem się z niej, że jestem człowiekiem sprzedajnym. Pracuję i zarabiam na życie w niegodziwej telewizji publicznej, co już dyskwalifikuje mnie jako osobę niezależną działającą z własnego przekonania. Do tego dałem się swego czasu wybrać do Rady Nadzorczej telewizji jako „człowiek Roberta Kwiatkowskiego”. Zaliczono mnie w Twojej „Gazecie” do grona „utrwalaczy”. Mniejsza o to, że czuję się przez „Gazetę” osobiście obrażony. Przeraża mnie ten schemat zależności, w którym władza wchodzi w posiadanie sumienia obywatelskiego tych, których zatrudnia i którym płaci. Czy Ty, jako naczelny „Gazety”, dysponujesz sumieniem np. Pawła Smoleńskiego, Seweryna Blumsztajna, może nawet Helenki Łuczywo? Otóż ja nie jestem człowiekiem Roberta Kwiatkowskiego ani nawet Adama Michnika. Jestem swój własny. Odpowiadam za siebie. Tak dzisiaj, jak i 32 lata temu, kiedyśmy się poznali.
Potraktuj, Adamie, ten list, jak uznasz za stosowne: jako list prywatny lub jako otwarty. Ja jednak rezerwuję sobie prawo do kolportowania go w gronie swoich osobistych znajomych.
Dłoń ściskam, Bolesław Sulik
2 listopada 2003

 

Wydanie: 16/2004, 2004

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy