Nie koalicja, ale rozliczenie PiS

Nie koalicja, ale rozliczenie PiS

To byłby niesamowity widok. Jarosław Kaczyński staje w obronie artystki Doroty Nieznalskiej i gratuluje Alicji Tysiąc wygranych procesów z „Gościem Niedzielnym”. A jego brat, prezydent Lech Kaczyński, zachęca aktyw PiS do czytania tekstów prof. Magdy Środy i uroczyście otwiera marsz kolejnej Manify. Absolutne science fiction.
Podobnie absurdalne jak sondowany przez kilku polityków PiS pomysł możliwej po wyborach parlamentarnych koalicji tej partii z SLD. Do tych wyborów jest jeszcze co najmniej rok i nie o nie tu przecież chodzi. Znacznie szybciej będą wybory prezydenckie. A te są niemożliwe do wygrania bez poparcia wyborców o poglądach centrolewicowych.
Prawo i Sprawiedliwość walczące o reelekcję Lecha Kaczyńskiego musi pozyskać dla niego głosy jak największej części tego elektoratu. W tym momencie już sama wiara w szanse na drugą kadencję faworyta PiS wydaje się zwykłą mrzonką. Sondaże od dawna nie dają mu przecież żadnych szans. Tyle że w realnej polityce rozstrzygają nie badania socjologiczne, ale bardzo konkretni ludzie. Wyborcy, którzy pójdą głosować albo i nie. A jak faktycznie zagłosują, będzie wiadomo dopiero po drugiej turze wyborów. I jeśli w tych wyborach coś jest w miarę pewne, to brak realnych szans na powtórkę z 2000 r., kiedy to Aleksander Kwaśniewski został wybrany na drugą kadencję już w pierwszej turze głosowania. Urzędujący prezydent ma bowiem dodatkowe atuty. Choć jak widać po Lechu Kaczyńskim, nie każdy. Dla niego z kolei pewną pociechą może być to, że i Lech Wałęsa poległ po jednej kadencji. Jednak rozliczanie porażki to scenariusz dopiero na grudzień. A na razie widać w obozie PiS ogromną determinację.
Pałac Prezydencki z pewnością nie będzie opuszczony bez twardej walki. Jednym z najważniejszych elementów tego planu są zaloty do wyborców lewicowych. Już raz taka operacja się powiodła. W 2005 r. Lech Kaczyński wygrał z faworyzowanym Donaldem Tuskiem, bo w finale poparli go wyborcy Leppera i część środowisk lewicowych. Ówczesny pretendent i wspierające go PiS nie mieli żadnych zahamowań, by poprosić te środowiska o głosy wyborcze. Pamiętamy, jak na tym wyszli wyborcy Samoobrony.
A lewica? Długo będzie pamiętać rządy PiS. Bo długi jest katalog zarzutów. Łamanie prawa, bezprawne naciski na służby i prokuraturę, nielegalne podsłuchy, nepotyzm i korupcja nawet w antykorupcyjnej służbie, czyli w CBA. Śmierć Barbary Blidy.
Po dwóch latach rządów PO i PSL ciągle aktualne pozostaje żądanie rozliczenia PiS z tamtych działań. I o rozliczeniu z PiS, a nie o koalicji z nim słusznie mówi przewodniczący SLD, Napieralski.
A jeśli są jacyś działacze SLD czy innych lewicowych organizacji, którym by taki związek z PiS przychodził do głowy, to powinni się szybko spotkać z wyborcami. Nie sądzę, by mieli oni wyrozumiałość dla takich pomysłów. Żartowanie z wyborców bardzo szkodzi i grozi katastrofą każdemu politykowi. A nadmiar energii i pomysłowość nowych Machiavellich lepiej spożytkować w kampanii Jerzego Szmajdzińskiego. Za wielu działaczy klepie go po plecach, zamiast wziąć się do walki o swojego kandydata. Tak jak to robi PiS mające przecież dużo słabszy atut w osobie Lecha Kaczyńskiego.

Wydanie: 11/2010, 2010

Kategorie: Felietony, Jerzy Domański

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy