To nie może być byle kto

To nie może być byle kto

Zapytaliśmy przedstawicieli środowisk twórczych, jaki minister kultury jest nam potrzebny?

Kazimierz Kutz, reżyser:
Najlepszy byłby niedoszły minister, Andrzej Urbańczyk. Ogromnie żałuję, że go już nie ma. Myślę, że mógłby przełamać ten straszliwy, dziesięcioletni impas w traktowaniu kultury i sztuki w Polsce.
W obecnej sytuacji, kiedy resort kultury jest jawnie lekceważony, jego ministrem może być każdy. Chodzi o to, aby państwo zmieniło stosunek do kultury i twórczości oraz o równouprawnienie Ministerstwa Kultury. Uważam, że przy obecnej zapaści kulturalnej jest ono bardziej potrzebne niż kiedykolwiek.
Dobrze by było, żeby ministrem był ktoś, kto kulturę lubi, jest jej odbiorcą, ma wyższe wykształcenie, najlepiej humanistyczne. Ktoś „z nazwiskiem”, budzący szacunek i będący gwarancją, że kultura zacznie być traktowana poważnie. Na przykład Edward Pałłasz.

Antoni Wit, dyrygent:
Ministrem kultury powinna zostać osoba, mająca jakieś rzeczywiste osiągnięcia na polu działania w sferze kultury, przy czym nie uważam, żeby miał nim być artysta. To musi być ktoś zorientowany w kulturze, wiedzący, na co warto wydawać pieniądze. Najlepiej, żeby ministrem kultury został jakiś wybitny polityk. Środowiska twórcze liczyły, że będzie nim Andrzej Urbańczyk, który spełniał wszystkie te wymagania, dlatego jego śmierć jest stratą nieodżałowaną… Nie znam osobiście ludzi, których mógłbym bez wahania, tak jak Urbańczyka, polecić na to stanowisko. W SLD jest sporo odpowiedzialnych osób, choćby Marek Borowski – człowiek mądry, zorientowany, mający autorytet – ale trudno sobie wyobrazić, żeby mianowano go ministrem kultury, z pewnością zostaną mu powierzone bardziej odpowiedzialne zadania.

Jerzy Adamski, krytyk literacki i teatralny, kulturoznawca:
Ministerstwo Kultury jest obecnie w ruinie. Należy je odbudować jako organizatora państwowego mecenatu sztuki. Obszar działania tego mecenatu to promocja twórczości artystycznej, ochrona zabytków i współpraca z samorządami. Minister kultury powinien być osobą cieszącą się powszechnym szacunkiem, zdolną do utworzenia trzech ekip ekspertów w wymienionych dziedzinach. Zespoły te pracowałyby pod kierunkiem ministra, lecz byłyby kompetentne do podejmowania decyzji, inicjatyw i współpracy z instytucjami. Minister kultury winien umieć skupić wokół siebie takich ludzi i kierować pracą tak pomyślanego państwowego mecenatu sztuki, wolnego od partyjnej nomenklatury. Kandydatów widzę dwóch. Pierwszym jest Rafał Skąpski, który przepracował wiele lat w MKiS jako dyrektor departamentu, obecnie zajmuje się sztuką w sposób właściwy mecenatowi, umie współżyć z ludźmi i ma zaufanie środowiska. Drugi to dr Grzegorz Wiśniewski, długoletni pracownik MKiS, człowiek twórczy, znakomicie wykształcony, cieszący się zaufaniem środowiska i umiejący współżyć z ludźmi.

Antoni Marianowicz, pisarz, prezes ZAiKS:
Uważam, że Ministerstwo Kultury powinno być, ale gdyby ktoś uznał inaczej i je skasował, łatwo bym to przeżył. Jeśli chodzi o osobę ministra, chciałbym, aby był nim ktoś, kto w najmniejszym stopniu zaszkodzi kulturze. Ostatnio obserwowałem ministrów, którzy byli bardzo aktywni i narobili wiele szkód, toteż marzę o ministrze niegroźnym. Nie chciałbym, żeby to był ktoś spośród twórców. Uważam, że twórcy powinni zajmować się tworzeniem, w żadnym wypadku urzędowaniem na stanowiskach państwowych. Raczej widziałbym jakiegoś chlubnie działającego w środowisku menedżera, miłośnika sztuki. Niestety, nie znam nikogo takiego.

Jerzy Trela, aktor:
Trudno mi wymienić kogoś imiennie, gdyż – moim zdaniem – jedynym kandydatem na to stanowisko był Andrzej Urbańczyk, który spełniał wszystkie warunki: był oddany kulturze, rozumiał jej znaczenie dla narodu i wierzył w sens jej rozwoju.
Minister kultury musi być silnym partnerem dla współrządzących. To nie może być człowiek słaby, uległy, chcący zachować posadę. To musi być ktoś, kto nada rangę temu ministerstwu, traktowanemu w ostatnich latach z lekceważeniem, jak polityczny ochłap. Wiem, że są zwolennicy jego likwidacji, ale ja do nich nie należę.
Moim zdaniem, powinien to być człowiek silnie związany ze środowiskiem twórczym. Dobry menedżer, mecenas kultury, traktujący swe stanowisko jako misję, a nie „miejsce przetrwania” czy start do wielkiej polityki. Ktoś, kto otoczy się kompetentnymi doradcami i potrafi skorzystać z doświadczenia wartościowych pracowników resortu. Ktoś, komu zależy.

Zygmunt Kałużyński, krytyk filmowy, publicysta:
Dzisiejsze Ministerstwo Kultury jest ministerstwem „na marginesie”, ubogim i bezsilnym. Za czasów systemu było główną siłą kulturotwórczą, finansowało wszystkie ważne książki, filmy, utrzymywało domy kultury i biblioteki. Dzisiaj jest atrapą. Nie ma znaczenia, kto będzie ministrem kultury – jego pole manewru jest minimalne, wpływ na kulturę znikomy. Cała rozgrywka sprowadza się do tego, czy będzie to nasz znajomy, ktoś z naszej partii, czy też nie.

Piotr Kuncewicz, pisarz, prezes ZLP:
Na to pytanie odpowiedź mam krótką: potrzebujemy Kazimierza Dejmka. Okazał się bardzo dobrym ministrem, obiektywnym; choć był człowiekiem teatru, dbał o książkę. Nie ma powodu, żeby sprawdzony człowiek nie wrócił na stanowisko, na którym się sprawdził. Nie wiem, czy należy on do jakiejkolwiek partii i w ogóle mnie to nie interesuje.

Andrzej Kondratiuk, reżyser:
Jeżeli chcemy „wygrać przyszłość”, to zacznijmy poważnie traktować kulturę i naukę oraz stanowisko ministra kultury. Powinien to być człowiek godny, mający autorytet, o szerokich horyzontach (nie tylko menedżer, bo i tak pieniędzy w kasie nie ma).
Nie znam Andy Rottenberg, ale dopóki była szefową Zachęty, coś tam się działo. Wiem, że byłaby to kłopotliwa kandydatura, zwłaszcza dla nacjonalistów, szowinistów itd. Ale ktoś taki jest potrzebny – teoretyk i jednocześnie animator kultury. Jakiś polski odpowiednik André Malraux… Może Karol Modzelewski – mądry człowiek, nigdy się nie „sk…”. Ministrem kultury nie może być byle kto.

Kazimierz Kord, dyrygent, dyrektor Filharmonii Narodowej:
Potrzebny jest mądry człowiek, który rozumie znaczenie tego, czym zarządza. Niestety, ogromnie trudno jest znaleźć kogoś naprawdę kompetentnego. Nie uważam, że powinien to być menedżer, administrator, lecz człowiek reprezentujący kulturę, który działa w jakiejś dziedzinie. Sądzę, że świetnym ministrem kultury byłby np. Krzysztof Zanussi – człowiek wszechstronny, inteligentny, mający klasę, znakomity partner w dialogu.

Marek Kwiatkowski, historyk sztuki, dyrektor Łazienek Królewskich:
Powinien to być człowiek rozkochany w kulturze polskiej, rozumiejący istotę dziedzictwa narodowego, dla którego priorytetem byłoby ratowanie zabytków od 20 lat pozostawionych samym sobie i niszczejących. Nie sądzę, że ministrem powinien być muzealnik, historyk sztuki czy artysta – już tacy byli i mało zrobili, myśleli przede wszystkim o adoracji własnych kręgów. Musi to być człowiek o szerokich horyzontach, mający kontakty ze światem kultury europejskiej, bo żeby dobrze reprezentować kulturę polską i nie kultywować „zaścianka”, trzeba wiedzieć, co dzieje się w świecie. Widziałbym na tym stanowisku Janusza Pietkiewicza – byłego, dobrego dyrektora Teatru Wielkiego, który spełnia wszystkie te warunki.

Leszek Jampolski, szef Radia dla Ciebie:
Powinien to być ktoś godny bycia ministrem kultury. Niestety, jestem zdania, że żaden minister już naszej upadłej, skomercjalizowanej kulturze nie pomoże. Może lepiej rozwiązać to ministerstwo? Nie wiem, jaka jest jego rola, za co urzędnicy ministerialni biorą pensje. Kantor, mądry człowiek, nie bez powodu mawiał: „Te idiotki z ministerstwa”…
Gdybym koniecznie musiał zgłosić swojego kandydata, zgłosiłbym Owsiaka. Ten facet umie zorganizować pieniądze, rozumie oczekiwania ludzi, ma zaufanie, autorytet. Mam wielki szacunek dla niego, bo potrafił w dobie wielkiej komercji z niczego zrobić coś, udowodnić strukturom, departamentom, sekretarzom i urzędnikom, że można zapalić ludzi do czegoś, a ludzie potrzebują autorytetów.

Stanisław Sołtys, prezes wydawnictwa Książka i Wiedza

Uważam, że nie powinien to być artysta, lecz pierwszoplanowy działacz formacji, która zwycięży. Ktoś na tyle silny politycznie, żeby mógł stworzyć lobby kulturalne i wywrzeć presję na innych polityków, a także porozumieć się z szefami publicznego radia i telewizji, żeby bardziej interesowali się problemami kultury. Twórca tego nie zrobi. Minister kultury powinien patrzeć na sprawy kultury od strony społecznej, a nie jakiegoś środowiska artystycznego, z którym jest związany. Ponadto powinien być zainteresowany kulturą. Dobrze by było, gdyby był znany środowiskom twórczym, choć wszystkie te cechy w jednym człowieku trudno będzie znaleźć.

Andrzej Czeczot, satyryk, malarz:
Ministerstwo Kultury w ogóle jest niepotrzebne, wiele krajów obywa się bez niego. Nie potrzeba całej masy urzędników biorących pieniądze za organizowanie kultury, na którą pieniędzy nie ma. Kultura dobrze się czuje bez urzędników. Mogłaby być zarządzana przez związki twórcze, przez silne lobby kulturalne, naciskające na Sejm i forsujące uchwalanie ustaw, które by ją dofinansowały.

 

Wydanie: 2001, 40/2001

Kategorie: Kultura
Tagi: Ewa Likowska

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy