Nie patrz w lustro

Nie patrz  w lustro

Nikt przy zdrowych zmysłach nie pamięta, kiedy zaczyna pić do lustra. Karolina też nie sięga pamięcią tamtego dnia

Karolina woli nie spoglądać w lustro. Widzi siebie. Piękną, smutną, zmęczoną, 30-letnią. Szarymi oczyma robi szybki bilans. Nieźle. Udało się wstać. Różowieje już niebo na wschodzie. Piąta rano. Za chwilę obudzą się dzieci. Wstanie Bartosz. Nawet kot cichutko zajrzy do kuchni. Trzeba będzie przygotować śniadanie i pójść do pracy. Ta myśl pobudza ją odrobinę do poruszania się po kuchni. Szykuje kanapki, herbatę, jedzenie dla kota. Nieco leniwie poddaje się pocałunkowi Bartka. Nie chce widzieć, że mężowski cmok sprawdza zapach z jej ust. Nie, dziś jeszcze nie piła. Dziś będzie inaczej. Bartosz czyta w jej myślach, mocno przytula i nieśmiało się uśmiecha.
– Będzie dobry dzień – mówi, zaklinając nadzieję w pewność.
– Taak – rozciąga odpowiedź jak koci grzbiet. Czuje błogi spokój. Wczorajszy wieczór jest wspomnieniem. Nawet głowa już nie jest ciężka. Pozostało tylko obite sumienie. Ale z tym sobie poradzi.

Piękna rodzina,

powtarzają wszyscy do znudzenia. Bo nie wiedzą, że oni swoje boje toczą w czterech ścianach, a każdy dzień okupują ranami nie do zaleczenia. Ilością wypitego alkoholu, wynoszonych po cichu butelek, nieustannego poszukiwania, gdzie ta jedna, ostatnia butelka może być. Wie przecież, że ją schowała. I nie pamięta gdzie. On też to wie. Ale znacznie szybciej domyślił się, że w pawlaczu. Nim do niego dotarła – wylał wódkę. Powstrzymała rosnącą agresję, bo przypomniała sobie, że w kieszeni kostiumu ma piersiówkę. Tam na pewno nie zdążył sprawdzić.
Z okien na ósmym piętrze miasto rozciąga się jak na dłoni. Lubili siadać na kanapie przy oknie, popijać czerwone wino i patrzeć na świat. Czasem marzyli, że z własnego okna zobaczą Madryt, Rzym, a może nawet Nowy Jork.
Bartosz nie pamięta, kiedy wszystko się nieoczekiwanie skończyło. Chyba wraz z urodzeniem pierwszego dziecka.
– Ona, ciągle chwalona finansistka w pracy, nagle w domu przestała sobie radzić – opowiada. – Nie mogła wejść w rytm, jaki nadaje dziecko. Denerwowało ją karmienie piersią, a ten stan emocji powodował brak pokarmu. Syn gryzł pierś, ją bolało. Gdy przeszła na mleko z butelki, okazało się, że i z tym są problemy. Wyraźnie nie akceptowała siebie w nowej roli. Nie mogłem jej pomóc. Mimo że bardzo chciałem.
Karolina nie może powiedzieć tego na głos, że o swoich dzieciach myśli: bachory. Nie chciała zmieniać stylu życia. Marzyła o podróżach, wędrowaniu, sportach ekstremalnych, wybudowaniu domu, w którym jeden ogromny pokój byłby biblioteką. Chciała czytać literaturę w oryginale, w języku japońskim i rozszyfrować tajemnicę tanga. W tym programie obliczonym na lata życia nie było pieluch, kaszek, nocnego płaczu i całego tego zamieszania związanego z dzieckiem.
Mimo wszystko nie chciała dać po sobie poznać, że „wpadka” tak ją rozeźliła. A jednak dała temu wyraz. Ślub wzięła w czarnej koronkowej sukni z tiulem i atłasem. Z kaliami w dłoni. – Ekscentryczna – powiedzieli przyjaciele. Rodzice milczeli. Zięcia poznali przed ślubem. On również, gdy zobaczył Karolinę w czerni – zdrętwiał. Nie tak wyobrażał sobie pannę młodą. Swoją miłość. Burza rudawych włosów, które nie poddały się fryzjerowi, w otoczeniu czerni, bardziej pasowała do wdowy po mafiosie niż oblubienicy. Karolina kończyła pewien okres życia. Definitywnie, boleśnie, żałośnie.
– Bałam się nawet westchnąć nad jej rozpaczą, aby jej jeszcze bardziej nie pogrążyć – wspomina matka Karoliny. – Co mogłam powiedzieć, gdy zadzwoniła, że jest w ciąży i za tydzień będzie skromny ślub. Jechaliśmy przez pół Polski, aby być świadkami. A żal mi serce ściskał, gdy ją zobaczyłam. Mąż od tego czasu choruje. Nie może patrzeć na smutek Karoliny. Bo ona stale strapiona. Jak madonna na świętym obrazie.
Przez pewien czas prowadziła pamiętnik. Opis niechęci do świata, nienawiści do męża, obojętności wobec dzieci. Bartosz trafił nań przypadkiem. Gdy zobaczyła, że podczytuje – wyrzuciła notes. Darła kartkę po kartce. Na jego oczach. Tak jak on przy niej wylewał ostatnie krople wina do muszli klozetowej. Wylewał i mówił, że za chwilę to będzie jej miejsce. Bo

leci w dół, nie patrząc na nic ani nikogo.

– Mamy dzieci, pamiętasz? – powtarzał bezsilny. – Mamy dzieci, kocham cię. Spójrz, co robisz z naszym życiem!
Nie słuchała. W alkoholowych oparach wydawał się jej śmieszny z pytaniami, czy zrobiła zakupy, gdzie schowała ubranka córki, dlaczego wydała wszystkie pieniądze. A on mnożył prośby, groźby, przeprosiny i błagania. Nie mogła od nich uciec. Nie miała siły. Z trudem otwierała oczy, gdy mówił i mówił, i mówił, zamieniając się w szum, którego nie rozumiała. Odpływała. Bardziej bolesne bywały tylko poranki. Gdy spragnione ciało wołało o łyczek czegoś mocniejszego, dzieci pakowały się do łóżka, a Bartosz z niechęcią spoglądał na jej twarz. Jakby nie dość, kot rozpaczliwie miauczał, że znów o nim zapomniano. A przecież musiała wstać. Zacząć dzień.
– Nie jestem alkoholiczką – podkreśla z mocą. – Bartosz tak mówi, bo myśli, że kieliszek wina do kolacji to alkoholizm. A wino szybko na mnie działa, bo jestem zmęczona. Cholernie zmęczona.
Nikt przy zdrowych zmysłach nie pamięta, kiedy zaczyna pić do lustra. Karolina też nie sięga pamięcią tamtego dnia. Oburza się na samo pytanie. Bo ona nigdy nie piła do lustra. Dlatego nie może czegoś takiego pamiętać.
Zaczęła chyba po urodzeniu Agaty. Druga wpadka wyprowadziła ją z równowagi. Teraz jakby nawet chciała mieć dzieci – już nie może. Decyzja była ostateczna.
– Cieszyłem się – przypomina Bartosz.
– Zawsze chciałem mieć co najmniej dwójkę dzieci. Chłopca i dziewczynkę. W takiej kolejności, by starszy brat mógł się troszczyć o siostrę. W czasie drugiej ciąży prawie nosiłem Karolinę na rękach. Wszystko robiłem. Przyjaciele potwierdzą. Karolina miała tylko o siebie dbać. Wyglądała źle mimo dobrych wyników. Stale chodziła w piżamie, była przygnębiona i smutna. Nawet Adaś nie umiał wydobyć z niej uśmiechu. A przecież jest słodki. Śpi całe noce, grzecznie je, nie płacze bez powodu, uwielbia słuchać bajek i ciągle powtarza: „Kocham cię”. Czy można mieć lepsze dziecko?
Można mieć lepsze życie, burzy się Karolina. Lecz coraz mniej pewnie. Pierwsza lampka wina daje poczucie odprężenia. Wycisza niepokoje. Tych ma dużo. Rok temu wróciła do pracy. Psychicznie obita nieudaną rolą matki, skacowana świadomością, że pije. W biurze jeszcze tego nie zauważyli. Sięga po czekoladki z wódką, likierem, koniakiem. Namiastka tego, co wyobraża sobie, iż czeka na nią w domu. Gdy w biurze spoglądają uważnie, albo jej się tak zdaje, ogląda fotografie dzieci ustawione na biurku i zagaduje o matczynych rozterkach. Zawsze to działa, odwraca uwagę od niej.
– Seks? – Bartosz nawet nie jest skrępowany pytaniem. – Po trzeciej lampce jest gotowa na wszystko, ale nie o taki seks mi chodzi. A jej tylko o to, aby wypić jeszcze. I zaczyna się zabawa w chowanego. Kto pierwszy znajdzie ukrytą butelczynę. Ja nawet butelki z octem wącham, bo ostatnio tam był alkohol.
Karolina może wyliczyć. Matematycznie wszystko jest proste. Ma 30 lat. W związku z Bartoszem jest 10 lat. Po ślubie – pięć. Ma dwójkę dzieci: pięcioletniego Adama i trzyipółletnią Agatę. Do pracy wróciła rok temu. Finansowo też wszystko jest banalne: są właścicielami 80-metrowego mieszkania na ósmym piętrze i ośmioletniego forda. Na koncie oszczędności brak, ale kredytu – również. Obydwoje mają ciekawą pracę. Mimo to jest źle. Życie uwiera Karolinę jak za mały but.
– But zdejmiesz – mówi filozoficznie. – A jak zmienić życie? Jak wykreślić z życiorysu ten matematycznie prosty rachunek?
O alkoholu nie będziemy rozmawiać, bo pijący nałogowo to ci spod budki z piwem, zachlani faceci w parkach, kobiety z podbitymi oczyma, wędrujące nocą w poszukiwaniu faceta i czegoś mocniejszego. I pijący denaturat. Alkoholicy nie mogą przerwać. Czują mus, a Karolina pije, by odpocząć po pracy, zebrać siły na wieczór. Zmierzch każdego dnia jest trudny. Należy włączyć pralkę, przygotować ubranka na jutro do przedszkola, przyszykować kolację, posprzątać mieszkanie, wymyślić jakiś obiad, nakarmić dzieci, ustalić z Bartoszem, kto jutro płaci rachunki, kto odbiera dzieci, kto…
Bartosz ma koncepcję. Próbował ją nawet wcielić w życie. Wymyślił, że gdy Karolina wypije dwie-trzy lampki wina przy kolacji, to jej wystarczy. Właściwie się nie mylił. Wieczór był cichy i spokojny. Dopiero około drugiej w nocy Karolina zwlekała się z łóżka w poszukiwaniu „szklanki wody”. Zawsze tak mówi: „Idę szukać szklanki wody, śpij”. Sam już nie wie, ile pieniędzy przelało się w winach, wermutach, koniakach, szampanach czy nawet nalewkach owocowych. Nawet nie wie, kiedy nauczył się, że Karolina te wszystkie swoje skarby chowa po kątach: w koszu z lalkami, w brudnej bieliźnie, pośród środków czyszczących. Był pewien, że zna wszystkie możliwe skrytki i wykręty. A okazało się, że potrafi

wlać sobie wódkę do… rosołu.

– Nie domyśliłbym się, gdyby nie przypadek – Bartosz przypomina zdarzenie sprzed dwóch lat. – Jedliśmy rosół. Agatka zjadła ze swojego talerza i sięgnęła łyżką do Karoliny. Karolina odsunęła ją tak gwałtownie, aż córka zaczęła płakać. Spróbowałem zupy. To był prawie sam alkohol.
– Masz fantastyczną żonę – powiedział do Bartosza z prawdziwym uznaniem w głosie szef przyjaciel. Smukła Karolina z rudawą czupryną i delikatnymi, długimi dłońmi bywa olśniewająca. Jak niegdyś potrafi rozprawiać o zawiłości tekstów Witkacego, najnowszej wystawie w muzeum, przyczynach kryzysu cieplarnianego na świecie. Dopóty, dopóki ktoś nie podsunie pierwszej lampki.
Boi się z nią wychodzić. Nie chce, żeby ktokolwiek wiedział, że ma żonę alkoholiczkę. Nie chce, aby wiedzieli, jak śledzi jej każdy ruch, każdy łyk wina czy wódki. Musi sam sobie odpowiedzieć na pytanie, czy już powinni wyjść. Czy jeszcze będzie pewnie stała na szpilkach, czy też uwiesi się kogokolwiek? Czy zdąży odwieźć ją tak, aby dzieci również niczego nie zauważyły.
– Brzydko mamusiu pachniesz – powiedziała kiedyś Agatka. Była piąta rano. Dla Karoliny jeszcze nie skończyła się noc. Pokój śmierdział oparami wódy jak gorzelnia. Nie pomagało wietrzenie.
– Mamusia jest chora i musi jeszcze pospać – wyprowadził małą z sypialni. Miał ochotę po raz pierwszy Karolinę pobić. Chwycić za łeb i bić, aż się opamięta. Aż będzie krwawić krwią, a nie wódką. Aż będzie błagać o litość.
– Bartosz, to twój problem. Musisz sam go rozwiązać – zwyczajnie odrzekł ojciec Karoliny. – Ja nie mam żadnego wpływu na córkę. Przykro mi, że tak się stało.
Teść nawet nie próbował pomóc. Nie odwiedza ich. Nie dzwoni. Nie chce być okłamywany.
Bywają piękne dni. Nieskazitelna przejrzystość powietrza, słoneczne pająki w oknie, głośny śmiech dzieci, którym niewiele potrzeba do szczęścia. Zapach kawy. Zdarza się, że budzi tak Bartosza i on wie, że będzie dobry dzień. Kolejny dzień obietnicy, że wszystko, co było złe, już się skończyło. Takiego poranka nie zrywa się z łóżka. Słyszy, jak Karolina wyjmuje sztućce, kroi chleb, rozkłada talerze, parzy kawę i robi czekoladę dla dzieci. Pachnie domem. Budzi nadzieję. Nawet kot leniwie mruży oczy w szczęściu nie do pochwycenia.

————————————————————–

Kobiety uzależniają się szybciej

Prof. dr hab. Jerzy Mellibruda, psycholog specjalizujący się w problematyce uzależnień jest autorem licznych prac z dziedziny psychologii, w tym szczególnie problemów alkoholowych, kierownikiem Katedry Psychologii Uzależnień, Przemocy i Sytuacji Kryzysowych w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie.

– Powszechnie sądzi się, że nadużywanie alkoholu to problem mężczyzn. Czy coś się w ostatnich latach zmieniło? Czy i tu mamy do czynienia ze swoistym „równouprawnieniem”?
– Twierdzenie, że nadużywanie alkoholu to jedynie problem mężczyzn, jest już od dawna nieaktualne. W ciągu ostatnich dziesięciu lat coraz więcej kobiet pije w sposób szkodliwy. W populacji nastolatków proporcje upijających się chłopców i dziewcząt są już bardzo podobne. Wśród osób uzależnionych od alkoholu leczących się w polskich placówkach odwykowych udział kobiet wzrósł o ponad połowę, chociaż nadal nie przekracza on jednej trzeciej wszystkich pacjentów.

– Kiedy się mówi, że kobiety piją, przed oczyma stają starsze, zmęczone życiem, bezrobotne, na tzw. marginesie. Tymczasem bohaterka reportażu to młoda, atrakcyjna, wykształcona kobieta…
– To jeden z kolejnych mitów – starsze kobiety piją znacznie mniej niż młodsze oraz mniej niż mężczyźni w tym samym wieku. Szacuje się, że wśród populacji osób pijących alkohol około 10-20% to osoby, które szkodliwie nadużywają, a od dwóch do czterech procent to osoby uzależnione. Ponieważ coraz więcej kobiet pije alkohol, rośnie liczba kobiet pijących szkodliwie i uzależnionych. Wydaje się, że wzrost konsumpcji dotyczy przede wszystkim kobiet w wieku 15-45 lat. Tak więc problemy alkoholowe wśród kobiet narastają.

– Co takiego zdarzyło się w życiu społecznym, że alkohol staje się niejako partnerem tak szybko? Dlaczego po wódkę sięgają młode kobiety?
– Zmieniają się obyczaje i wzory kulturowe dotyczące płci i rośnie przyzwolenie dla podejmowania przez kobiety zachowań, które poprzednio były tolerowane lub akceptowane przez mężczyzn. Dotyczy to nie tylko picia alkoholu, ale także palenia papierosów, zachowań seksualnych czy agresywnych. Alkohol dostarcza atrakcyjnych doznań związanych z doraźnym poprawianiem nastroju, z łagodzeniem napięcia, lęku i smutku, ułatwia rozhamowanie i pomaga w zanurzaniu się w przyjemne i złudne fantazje. Wprawdzie te efekty są krótkotrwałe, a sięganie po nie jest ryzykowne, ale pociąga to nie tylko mężczyzn, lecz także kobiety. Teraz jest im łatwiej sobie na to pozwolić. Wydaje się też, że wyraźny wzrost aktywności kobiet w różnych dziedzinach życia związanych ze stresem „robienia kariery”, rywalizacją i orientacją na osiągnięcia rynkowe zwiększył rozmiary napięcia i niepokoju wśród kobiet.

– Czy z uzależnienia alkoholowego można wyjść, zwłaszcza gdy nie przyjmuje się do wiadomości, że picie staje się przymusem? Jak radzić sobie z problemami, by nie sięgać po butelkę?
– Metafora „wychodzenia z uzależnienia” jest trochę dezorientująca – potrzebne jest leczenie, a nie wychodzenie. Definicja uzależnienia jest prosta – robię coś, co powoduje szkody; mimo tych szkód robię to dalej, a kiedy z powodu tych szkód próbuję to powstrzymać, próby te się załamują. Specyficzny dla uzależnienia rozpad zdolności do kontrolowania szkodliwego zachowania wynika z poważnych uszkodzeń procesów emocjonalnych i umysłowych oraz dezintegracji JA, związanych także z chemicznymi uszkodzeniami mózgu. Zdecydowana większość ludzi uzależnionych zaprzecza swoim problemom i neguje swoje uzależnienie oraz broni się przed terapią – to jeden z głównych objawów tego zaburzenia. Osoby bliskie nie są zdolne do powstrzymania osoby uzależnionej od picia i nie powinny tego robić. Tylko konfrontacja z destrukcyjnymi skutkami picia oraz racjonalna presja otoczenia skłaniająca do terapii może się przyczynić do jej rozpoczęcia i do uratowania życia tej osoby.
Kobiety uzależniają się szybciej i głębiej, a proces terapii i utrzymywania abstynencji jest u nich trudniejszy, bo otoczenie znacznie gorzej traktuje uzależnioną kobietę niż mężczyznę.

 

Wydanie: 17-18/2007, 2007

Kategorie: Reportaż

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy