Nie tylko Tusk

Nie tylko Tusk

Przyglądając się danym dotyczącym wlepionych mandatów za wykroczenia drogowe przez ostatnie lata, można wysnuć na pewno jeden wniosek – zależnie od tego, które akurat rządzi ten będzie częściej łapany na nieprzestrzeganiu przepisów drogowych.

Politycy, aby nie wzbudzać oburzenia w społeczeństwie i potęgować wrażenia, że są ponad prawem najczęściej przyjmują mandaty.

 

Partia kierowców

Dokładnie taką strategię przyjął 20 listopada Donald Tusk, który przekroczył prędkość w terenie zabudowanym o 57 km/godz. i na trzy miesiące stracił prawo jazdy. Ciekawa jest jedna z interpretacji tego zdarzenia, w której mowa o tym, że Tusk z odebranym prawem jazdy stał się teraz dzięki takiej „skazie” bliższy Polakom. Nie ma co ukrywać, coś w tej teorii jest. Polacy są bowiem drogowymi piratami. Jednym słowem, Tusk wkupił się do największej partii w Polsce, partii kierowców.

W 2020 r. prawo jazdy ze względu na przekroczenie prędkości w terenie zabudowanym odebrano 5,5 tys. kierującym. Ostatnio znów głośno było o wypadku przy ul. Sokratesa w Warszawie, który miał właśnie swój finał w sądzie. W 2019 r. kierowca wjechał z prędkością 134 km/godz. w rodzinę znajdującą się na przejściu. W wyniku zdarzenia zginął Adam G. Prokuratura chciała, aby sprawcę Krystiana O. sądzono z art. 148 Kodeksu karnego, czyli jak za zabójstwo. Sąd zmienił jednak kwalifikację czynu na spowodowanie wypadku komunikacyjnego. Kierowca dostał 7 lat i 10 miesięcy więzienia. Wyrok nie jest jeszcze prawomocny.

Według raportu Krajowej Rady Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego „Stan bezpieczeństwa ruchu drogowego oraz działania realizowane w tym zakresie w 2020 r.” liczba śmiertelnych wypadków w Polsce jest jedną z najwyższych w Europie – zajmujemy 4. miejsce. Na 1 mln mieszkańców ginie na polskich drogach 65 osób. Najwyższy wynik ma Rumunia, gdzie ginie ich 85.

Wróćmy jednak do polityków łamiących przepisy. Od 2015 r. wykroczeniami drogowymi posłów zajmuje się sejmowa Komisja regulaminowa i spraw poselskich, która wydaje zgody na uchylenie immunitetu w celu przyjęcia mandatu. Nie zdarzyło się jednak, aby rzeczona komisja nie przychyliła się do takiego wniosku.

Jak podaje „Gazeta Wyborcza”, w związku z wykroczeniami drogowymi immunitet w celu przyjęcia mandatu uchylono w ostatniej kadencji Sejmu czterem politykom PiS – Przemysławowi Czarneckiemu, Adamowi Czartoryskiemu, Marcinowi Warchołowi i Krzysztofowi Sobolewskiemu. W poprzedniej kadencji przewagę mieli przedstawiciele opozycji, ale nie brakuje w zestawieniu kolejnych polityków PiS: Ryszard Terlecki, Krzysztof Jurgiel i Jacek Świat, do tego z PO Piotr Misiło, Krystyna Skowrońska, Marzena Okła-Drewnowicz oraz Jacek Tomczak (PSL) i Stanisław Żmijan (Koalicja Europejska).

Kary za przestępstwa drogowe politycy po 2015 r. przyjmują dość pokornie, jednak zawsze trafi się jakiś rodzynek. W połowie listopada media ujawniły, że syn prezydenta Olsztyna uderzył kilkanaście dni wcześniej w drzewo, będąc pod wpływem alkoholu. W odpowiedzi na te doniesienia na tweeterowym koncie prezydenta Piotra Grzymowicza pojawił się wpis: „No walnął w drzewo. I co? Niech rzuci kamieniem każdy, kto w życiu nie uderzył w drzewo po pijaku”. Post szybko zniknął z sieci, a w zamian pojawił się kolejny, informujący o tym, że ktoś włamał się na tweeterowe konto Grzymowicza. Co ciekawe, ten wpis również po kilku minutach zniknął.

 

Rajd w imię ojczyzny

Osiągnięcia polityków oraz ich kierowców mogłyby mieć osobną kolumnę w dowolnym dzienniku i codziennie znalazłby się jakiś news. Dziś, szczególnie ze strony polityków PiS sypią się gromy na Donalda Tuska, który przekroczył prędkość i stracił prawo jazdy. Jednak, jeśli przyjrzeć się ich wyczynom, można znaleźć byłemu premierowi kilku mocnych konkurentów.

Na miano topowego rajdowca wśród polityków ewidentnie zasługuje Jacek Kurski. W 2013 r. wtedy eurodeputowany, dziś prezes TVP jechał warszawską Wisłostradą z prędkością 156 km/godz., nie zatrzymując się na czerwonych światłach. W 2009 r. Kurskiego zatrzymano pod Olsztynem, przekroczył prędkość o 39 km/godz., bo podobno śpieszył się na otwarcie biura. Media twierdziły, że europoseł zasłaniał się immunitetem. Kurski zaprzeczył, mówiąc, że przyjmuje kary, a dowodem jest jego ostatni mandat za… przekroczenie ciągłej linii. Rok wcześniej Kurski śpieszył się na posiedzenie Sejmu, a gdy okazało się, że z powodu mgły nie może dotrzeć z Gdańska do Warszawy samolotem, wsiadł w samochód. Na drodze napotkał konwój przewożący na sygnale niebezpiecznego przestępcę. Polityk postanowił dołączyć na jego tył. Służby myślały, że ktoś chce odbić więźnia. W RMF FM Kurski potwierdził też, że stracił kiedyś prawo jazdy i musiał ponownie zdawać egzamin.

Inny polityk, który podczepił się na tył kolumny rządowej, to Marek Suski. W czerwcu 2021 r. poseł jechał z prędkością 150 km/godz. za limuzynami przewożącymi Jacka Sasina. Drobny szczegół – Suski nie jest członkiem rządu, a więc łamał prawo jak każdy zwykły obywatel, który nie może zamienić swojego samochodu w pojazd uprzywilejowany.

Czym jest paradoks drogowy, obrazuje sytuacja z 2015 r. Stanisław Żmijan z PO, który był jednym z inicjatorów wprowadzenia przepisu o odbieraniu prawa jazdy kierowcom, którzy przekroczą prędkość w terenie zabudowanym o 50 km/godz., sam padł ofiarą swojego pomysłu, kiedy złapano go na jeździe 53 km/godz. ponad dozwoloną.

 

Kolumna rządowa – na bombach albo wcale

Kiedy ktoś ma wypadek z limuzyną należącą do władzy albo zostaje współwinnym zdarzenia, albo nie może doczekać się wyroku w sądzie. Uczestników takiego wypadku czekają batalie sądowe, które wydają się nie mieć końca. Można się też spodziewać, że w sprawie będą brali udział sądowi biegli od wypadków, nawet jeśli sprawa wydaje się jasna. Zderzenie w Oświęcimiu limuzyny rządowej wiozącej Beatę Szydło z fiatem seicento nadal nie ma swojego finału.

To był najsławniejszy wypadku z udziałem rządowej kolumny. Doszło do niego 10 lutego 2017 r. Policja poinformowała, że kolumna trzech samochodów, w której jechała Beata Szydło, wyprzedzała fiata. Kierowca Sebastian K. przepuścił pierwszy samochód, a następnie zaczął skręcać w lewo i uderzył w auto ówczesnej premier, które wjechało w drzewo.

Dlaczego ta sprawa jest tak kontrowersyjna? Przede wszystkim, jak podawał dziennik „Rzeczpospolita”, kluczową kwestią, wokół której narosły wątpliwości, było to, czy kolumna miała włączone sygnały dźwiękowe, czy jedynie świetlne. Jedenastu funkcjonariuszy zeznało, że dźwięk był włączony, jednak tej pewności nie mieli już inni świadkowie, których nikt zresztą nie przesłuchał. Gazeta powołuje się na ustalenia Pawła Wodniaka, redaktora naczelnego „Faktów Oświęcim”: „Z przekazów osób, z którymi rozmawiałem, wynika, że nikt z kierowcami tych aut nie rozmawiał, odjechały, zanim na miejsce przyjechali policjanci, wygląda na to, że ktoś im na to pozwolił. Po wypadku pierwsi zabezpieczali teren funkcjonariusze BOR”.

Z fiatami seicento i obecną władzą coś musi być na rzeczy. Europoseł Dominik Tarczyński wymusił pierwszeństwo na skrzyżowaniu na wjeździe do miejscowości Bełżyce. Czarne BMW polityka PiS nie zatrzymało się przy znaku STOP i wjechało w małego fiacika. Kobietę zabrano do szpitala. Wypadek zdarzył się ok. 150 m od domu rodziców europosła. Jeden z sąsiadów tłumaczył Tarczyńskiego, że organizację ruchu zmieniono niedawno, więc pewnie pojechał na pamięć. Być może, jednak ze zdjęć zamieszczonych w sieci widać, że znak STOP przed skrzyżowaniem jest bardzo dobrze widoczny.

Czy ktoś jednak pamięta o wypadku limuzyny, którą przewożono prezesa TVP? W 2017 r. samochód wiozący Kurskiego z festiwalu w Opolu zderzył się z osobowym oplem. Škoda Kurskiego miała włączać się do ruchu bez kierunkowskazu i uderzyć w mijający ją samochód. W wypadku nikt nie ucierpiał. Policja z KWP w Opolu wyraźnie wskazała wtedy, że winę za zdarzenie ponosi kierowca prezesa TVP, który jednak nie przyjął mandatu. Sprawę oddano więc do sądu.

Po dwóch latach kierowca opla Grzegorz Wróbel usłyszał w opolskim sądzie, że jest współwinnym wypadku. Dziennik „Fakt” podawał, że przed wymiarem sprawiedliwości zeznawał sam Kurski, zaś jego kierowca miał zmienić zeznania: „Chciałem przyjąć mandat, by chronić prezesa przed rozgłosem – tłumaczył na sądowej sali Grzegorz K, kierowca służbowej limuzyny prezesa TVP Jacka Kurskiego (52 l.)” – pisał „Fakt”.

Innym sławnym kierowcą rządowej limuzyny został szofer Antoniego Macierewicza, który w 2015 r. zasłynął jako rajdowiec. „Pan Kazimierz” w 100 minut przejechał 200 km, jadąc na sygnale. Wszystko, aby jego pasażer, minister obrony narodowej, zdążył na urodziny Radia Maryja. Gorzej było w drodze powrotnej, kiedy rządowa limuzyna roztrzaskała się na wyjeździe z Torunia w Lubiczu Dolnym o inne samochody stojące na światłach.

Czy wchodzące 1 grudnia nowe przepisy poprawią sytuację na drogach? Być może na zwykłych użytkowników dróg bat w postaci mandatów po 3-5 tys. zł zadziała. Co zaś się tyczy polityków, nie możemy mieć tej pewności. Jak pokazuje praktyka, „pokorne” przyjmowanie mandatów za nadmierną prędkość jest działaniem na pokaz. Kiedy ktoś „naprawdę” narozrabia, nagle okazuje się, że bardzo trudno cokolwiek udowodnić. Istnieje więc duże prawdopodobieństwo, że gdy w świetle nowych przepisów nadmierna prędkość stanie się poważnym wykroczeniem, politykom skończą się dotychczasowe pokłady pokory.

 

fot. Anton Jansson/Unsplash

Wydanie:

Kategorie: Z dnia na dzień

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy