Nie utonie

Jak plotki głoszą, Leszek Miller nie przychylił się do prośby kierownictwa SLD i nie ogłosił chęci rezygnacji z funkcji premiera RP. Leszek Miller, jak może nie wszyscy pamiętają, jest aktualnie szeregowym członkiem Sojuszu. Zgodnie ze statutem tej partii, światłe kierownictwo może ukarać niesfornego członka karą nagany albo pozbawienia go prawa pełnienia funkcji w partii na okres czterech lat. Dodatkowo macierzyste koło może udzielić członkowi partii upomnienia. Bez wątpienia Leszek Miller ma świadomość nie tylko ciężaru, ale i nieuchronności tej kary.
Oczywiście, kierownictwo Sojuszu może podjąć działania dążące do wymiany premiera. Tyle że wymiana jednego rządu SLD-UP na inny jest przy obecnym układzie sił partyjnych w Sejmie niezwykle trudna. Rządząca koalicja, nawet wzmocniona federalistami z klubu Romana Jagielińskiego, nie ma wystarczającej, stabilnej większości. Na partie opozycyjne, zwłaszcza rosnące w sondażach PO i Samoobronę, trudno liczyć, ponieważ dotychczas dowiodły, że za cenę chwilowego wzrostu popularności i przodownictwa w rankingach przedwyborczych gotowe są do złamania poważnych międzypartyjnych uzgodnień.
Wielu zasiadających w obecnym Sejmie posłów ma świadomość, iż nie znajdzie się w tam w następnej kadencji. Poselska posada nie należy do najlepszych w naszym kraju, czego dowiodła niedawna decyzja posła Wiesława Walendziaka. Porzucił on to „sanktuarium demokracji” dla lepiej płatnej biznesowej posady. Dającej większe poczucie władztwa niż sprowadzony w tej kadencji do roli politycznego teatrzyku Sejm. Ale nie każdy z zasiadających w Wysokiej Izbie ma kwalifikacje Walendziaka. Poselska posada to nie tylko regularnie wypłacane pobory, to też zakontraktowany do końca przyszłego roku prestiż, możliwość załatwiania interesów w rodzinnym mieście albo gminie. Stabilność rządu to stabilność parlamentu. To szansa na jego działalność do końca konstytucyjnej kadencji, czyli do jesieni 2005 r. Ewentualnie do czerwca 2005 r., jeśli SLD zamierza spełnić wyborcze obietnice. Przenieść wybory parlamentarne na czas letni, aby po wakacjach nowa formacja rządząca miała czas na stworzenie swojego rządu, a ten na zaprojektowanie swojego budżetu. Aby nie było sytuacji, że odchodzący podrzucają, niczym kukułcze jaja, projekt budżetu swoim następcom. Zwykle z konkurencyjnego obozu.
Największe opozycyjne ugrupowania polityczne sprzyjają utrzymaniu rządu Leszka Millera. Realizuje on przecież wspólnie ustaloną politykę zagraniczną, streszczającą się w haśle „Nicea albo śmierć”. Nie wojuje z Kościołem katolickim. Pod rządami Leszka Millera gospodarka ma się coraz lepiej, co już odczuwają ludzie zamożni, popierający aktualnie PO. Dodatkowo stylem rządzenia rząd ciągnie SLD w przedwyborczych sondażach w dół. Nic zatem dziwnego, że liderzy PO zajęci są obecnie walką z konkurencyjną Samoobroną, a rządowi dają poparcie dla podejmowania niepopularnych społecznie, osłabiających wyborcze szanse SLD decyzji.
Niebawem będziemy mieli paradoksalną sytuację. Rząd Millera krytykowany będzie przez SLD, UP i całą opozycję. Ale będzie to gabinet niezwykle stabilny. I pewnie dotrwa tak do końca kadencji. Co nie będzie dla Polski żadnym wielkim nieszczęściem. Pogrąży za to SLD. Ale to już problem liderów tej partii. Zajętych głównie bezproduktywnym namawianiem Millera do dymisji, zamiast realizowaniem nośnego społecznie programu.

Wydanie: 13/2004, 2004

Kategorie: Blog

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy