Nie wystarczy wejść na szczyt

Nie wystarczy wejść na szczyt

Edmund Hillary, pierwszy zdobywca Mount Everestu

– Proszę ostatecznie rozwiać wątpliwości, kto z waszej dwójki pierwszy stanął na szczycie Everestu, pan czy Tenzing? Pytam o to, bo pod koniec życia Tenzing czuł się trochę niedoceniany.
– Kiedy po zdobyciu Everestu wróciliśmy do Katmandu, nepalscy politycy bardzo mocno naciskali Tenzinga, żeby ogłosił, że to on zdobył szczyt jako pierwszy. Dla nas, wspinaczy, było kwestią kompletnie nieistotną, kto z członków naszej ekspedycji stanie na szczycie. W prasie doszło jednak do rozmaitych kłótni na ten temat – a media potrafią rozdmuchiwać podobne sytuacje. Przedyskutowaliśmy sprawę, Tenzing i ja, i umówiliśmy się, że będziemy twierdzić, iż zdobyliśmy Everest „niemal razem”. W obu książkach, jakie opublikował Tenzing – były one w gruncie rzeczy pisane za niego – napisał on, że nie ma znaczenia, kto tak naprawdę postawił pierwszy krok na wierzchołku. Przypisywano mu jednak różne wypowiedzi. Tenzing zmarł, a ludzie wciąż zadawali pytanie, kto zdobył szczyt jako pierwszy. Cała ta kłótnia zaczęła mnie już trochę męczyć. Prawda jest taka, że to ja prowadziłem przez całą drogę na szczyt i wycinałem stopnie – dlatego przecież na Evereście jest Uskok Hillary’ego – i to ja jako pierwszy postawiłem krok na wierzchołku. Naprawdę nie miało dla nas znaczenia, kto był pierwszy. Niemniej jednak to nie był Tenzing.
– Czy Mallory i Irvine idący w 1924 r. od trudniejszej, północnej strony, mogli zdobyć Mount Everest?
– Nigdy się nie dowiemy, jaki dokładnie przebieg miał ich atak i co naprawdę tam się stało. Wiemy tylko tyle, że kilka lat temu pod wierzchołkiem Everestu odnaleziono zwłoki Mallory’ego i pobrano parę przedmiotów, które miał ze sobą – co nawiasem mówiąc, uważam za rzecz niewłaściwą, bo ciało należało zostawić w spokoju. Czy weszli na szczyt? Od kilkudziesięciu lat to ja byłem bohaterem Everestu, więc nawet jakby się okazało, że Mallory był pierwszym zdobywcą szczytu, to naprawdę nie mam na co narzekać. We wspinaczce chodzi jednak nie tylko o to, żeby wejść na szczyt, lecz także o to, by bezpiecznie z niego zejść. A Tenzingowi i mnie to się udało.

* * *

W 1953 r. ruszyła dziesiąta już wyprawa na Everest zorganizowana przez Wielką Brytanię. Na swoją kolejkę czekała silna ekspedycja szwajcarska, więc teraz albo nigdy. To nie Hillary i Tenzing mieli zostać pierwszymi zdobywcami szczytu, lecz ich dwaj koledzy z wyprawy, rodowici Anglicy. Gdy nie dali rady, do góry poszli Szerpa z Nowozelandczykiem. Obaj bardzo mocni i uparci, wiedzieli, że stoją przed ogromną szansą. – To, co zaczynam, lubię doprowadzać do końca – mówił Edmund Hillary podczas swej wizyty w Polsce.
Hillary (ur. w 1919 r.) zdobył wielką sławę, na którą solidnie zapracował nie tylko zdobyciem góry, lecz wszystkimi latami swojej działalności. Trafił na nowozelandzki banknot i znaczek pocztowy, zbudowano jego pomniki, królowa brytyjska przyznała mu tytuł szlachecki, goszczono go z honorami na całym świecie. – To zabawne, że przy swoich kłopotach w szkole uzyskałem osiem doktoratów honoris causa – powiedział w trakcie spotkania ze studentami Politechniki Warszawskiej. W Warszawie rozmawiał m.in. z Leszkiem Cichym, pierwszym zdobywcą Everestu zimą (wraz z Krzysztofem Wielickim). Obaj bardzo wysocy, Hillary wciąż postawny mimo swego wieku. Nowozelandzki gość dobrze mówi o osiągnięciach naszych wspinaczy. – Doceniam polskich himalaistów, to że wybierają najtrudniejsze drogi i bardzo często wspinają się w warunkach zimowych. Dlatego są wielce szanowani przez cały świat alpinistyczny – stwierdził.
Hillary po zdobyciu Everestu w górach wysokich niewiele już osiągnął. Zdobywanie szczytów uniemożliwił mu, niewytłumaczalny do dziś, zanik zdolności aklimatyzacyjnych organizmu. Zapadał na ostrą chorobę wysokościową, parę razy ledwo go odratowano, ostatni raz został zniesiony spod Everestu z wysokości 5,5 tys. m. Poprowadził jednak wyprawy na bieguny północny i południowy, tropił ślady yeti, dotarł do źródeł Gangesu.
Dzięki Szerpom wysokogórski Nepal stał się jego drugą ojczyzną. – Podziwiam ich odwagę, poczucie humoru, siłę umożliwiającą życie w tak surowym środowisku – mówił w Warszawie. Gdy ponad 40 lat temu zapytał przywódców Szerpów, co można zrobić, żeby im pomóc, usłyszał: „Nasze dzieci mają oczy, ale nie widzą, muszą się uczyć, zdobywać lepsze oceny”. Wtedy Hillary, wraz z kolegami wspinaczami, pomógł w postawieniu szkoły, własnoręcznie dźwigał elementy budowlane. Potem założył fundację Himalaya Trust, był ambasadorem Nowej Zelandii w Indiach, Nepalu i Bangladeszu. Za jego sprawą zbudowano dla Szerpów 27 szkół, dwa szpitale, 12 przychodni, lotniska i wodociągi, posadzono setki tysięcy drzew. W Nepalu przeżył jednak także tragedię – w katastrofie lotniczej zginęły jego pierwsza żona oraz najmłodsza córka. A syn w pewnym stopniu poszedł jego śladami – i też zdobył Everest, tak jak syn Tenzinga.

AD

 

Wydanie: 2004, 26/2004

Kategorie: Sylwetki

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy