Niebezpieczne związki

Niebezpieczne związki

I OPZZ, i „Solidarność” nie cieszą się zaufaniem pracowników

Trzy czwarte Polaków nie wierzy, że związki zawodowe bronią praw pracowniczych. Ich funkcjonowanie źle oceniają zarówno sami pracownicy, jak i pracodawcy. Czy kiepska kondycja związków i ich nieskuteczność to wynik trudnej sytuacji gospodarczej kraju i wysokiego bezrobocia, czy też problem tkwi w skostniałej, nieprzystosowanej do nowej rzeczywistości strukturze central związkowych?

Szeregi topnieją

Brzmi to absurdalnie, ale wychodzi na to, że związkowcy nie potrafią nawet doliczyć się swoich członków. W „S” poinformowano nas, że dokładna liczba nie jest znana, wiadomo tylko, że związkowców ubywa. – Jeszcze cztery lata temu mieliśmy 1,2 mln członków. Teraz jest ich ok. 900 tys. – ocenia Kajus Augustyniak, rzecznik „S”. Podobny kryzys przeżywa OPZZ. – Dwa, trzy lata temu było nas 3 mln, obecnie gdzieś poniżej 900 tys. osób – mówi Janusz Banaszczak, działacz OPZZ. Topnieją także szeregi organizacji zrzeszonych w OPZZ, a jest ich ok. 110. Grzegorz Ilka, rzecznik OPZZ, przyznaje: – Musieliśmy ostatnio skreślić kilka organizacji, bo nie płaciły składek.
Związkowcom coraz częściej zarzuca się biurokratyzację – tworzenie niezliczonych, kosztownych etatów związkowych. Podejrzenia wzbudza fakt, że żadna z największych central nie ujawnia, ilu działaczy jest na etacie związkowym. Oficjalnie nikt nie ma informacji mówiących o tym, ile pracodawcy wydają na utrzymanie działaczy. Ale zdaniem związkowców, nie wynika to z tego, że ukrywają skandaliczne dane. – Wszystko zależy od tego, jaką pensję miał działacz, zanim go wybrano na stanowisko i odszedł na etat związkowy. Przy naszej skomplikowanej strukturze organizacyjnej nie jest możliwe wyliczenie, ilu jest etatowców i ile kosztują – twierdzi Grzegorz Ilka.
Trudno jest także uzyskać informacje na temat majątku, jakim dysponują związki. – Majątek „Solidarności” jest nie do zweryfikowania. Zresztą nie ma potrzeby jego spisywania. Mogę tylko powiedzieć, że nie jest on wielki – zapewnia Kajus Augustyniak. W OPZZ dowiedzieliśmy się, że w rękach związkowców jest kilka budynków i Fundusz Wczasów Pracowniczych, które po podziale związkowej kasy pomiędzy dwie organizacje – „S” i OPZZ – przypadły tej ostatniej. – To nie jest tak, że czerpiemy z tego jakieś wielkie zyski. Budynki, które dostaliśmy, są stare i ciągle trzeba inwestować w ich remont – zastrzega Grzegorz Ilka.

Związkowe przywileje

Paradoksalnie mimo coraz mniejszej skuteczności związków ich liczba wcale się nie zmniejsza. Ubywa wprawdzie szeregowych związkowców, ale sama instytucja ma się dobrze. Dzieje się tak dlatego, że siła związków wcale nie tkwi w liczbie członków, lecz w przywilejach gwarantowanych przez prawo. Przysługuje im m.in. osobne pomieszczenie dla zakładowej organizacji, kupiony przez pracodawcę sprzęt biurowy. Związkowcy mogą żądać zmian płac i domagać się przyznania przez pracodawców dodatków stażowych, funkcyjnych, nagród jubileuszowych. Przy czym „góra” związkowa ma ustawowo zagwarantowane niezmniejszanie pensji nawet rok po wygaśnięciu mandatu. Organizacja zakładowa ma także prawo wpływać na regulamin pracy. Związkowcy jako przedstawiciele załogi dysponują funduszem świadczeń socjalnych udzielającym zapomóg i pożyczek (m.in. mieszkaniowych) finansowanych przez pracodawcę.
Pracodawcy zarzucają związkom, że chronią pracowników nierzetelnych, którzy nie mieliby szans na utrzymanie się w pracy. Założenie związku stało się – według nich – sposobem na uniknięcie zwolnienia. Zgodnie z prawem, nie można zwolnić członków zarządu związku i komisji rewizyjnej (w czasie kadencji i rok po jej zakończeniu) oraz członków komitetu założycielskiego (przez pół roku). Ile osób będzie do niego należało, zależy od samych działaczy.

Negatywny stereotyp związkowca utrwala się również przez to, że działacze zasiadają niekiedy w radach nadzorczych przedsiębiorstw. Działanie takie daje nie tylko spore możliwości wpływania na politykę firmy, tak aby była przede wszystkim sprzyjająca dla pracodawców, ale też szansę dla samego działacza na nawiązanie przydatnych znajomości.
– W ustawie o związkach zawodowych jest cały szereg zobowiązań, które prowadzą do patologii. To niesprawiedliwe, że pracodawca musi ponosić koszty utrzymania związkowców. W przypadku dużych firm obciążenie nie jest może wielkie, ale zawsze. Powinny też być wprowadzone ograniczenia, kto może znajdować się na etacie związkowym, a tym samym być zwolniony z obowiązku pracy – uważa Andrzej Malinowski, prezydent Konfederacji Pracodawców Polskich.
Na mankamenty ustawy dającej związkowcom zbyt wiele przywilejów zwraca także uwagę Bogusław Bobrowski, szef Gliwickiej Spółki Węglowej. – Ustawa sprawia, że związki mnożą się w sposób nieograniczony. Kiedy po wyborach w związku przegrywa dotychczasowy lider, zazwyczaj nie chce pogodzić się z przegraną, nie chce wracać do pracy w kopalni i zakłada własny związek. Im więcej związków, tym więcej osób oddelegowanych z pracy na spotkania związkowe, odbywające się przeważnie w godzinach pracy. Pracodawca musi też rozmawiać z każdym, nawet najmniej licznym związkiem, w myśl zasady, że decyzje powinny być podejmowane demokratycznie. Zresztą im mniejsza organizacja, tym bardziej populistyczne i nierealne hasła wysuwa, aby zaistnieć. Ustawa daje też nadmierną ochronę prawną osobom funkcyjnym. Nie można zmienić im płacy, dochodzą też koszty oddelegowania działacza do pracy w związku – mówi Bobrowski.

Na państwowym łatwiej

Związki działają głównie w zakładach państwowych (wg CBOS 81% ankietowanych z sektora państwowego pracuje w zakładach, w których są związki zawodowe). Największe uzwiązkowienie ma miejsce w oświacie, opiece zdrowotnej oraz w kopalniach i hutach (przykładem mogą być Huta Katowice, w której działa 13 związków zawodowych, i Huta Sendzimira – 9 związków). W telewizji publicznej działa 18 związków. W Gliwickiej Spółce Węglowej (5 kopalni) – 50 organizacji pracowniczych i 15 central związkowych.
Nadmierne uprzywilejowanie – zdaniem pracodawców – sprawia, że właściciele zakładów pracy niechętnie widzą u siebie organizacje pracownicze. Zdesperowani przedsiębiorcy niejednokrotnie pod byle pretekstem zwalniają osoby występujące z podobną inicjatywą. – Kiedy zespół, w którym pracowałam, dowiedział się, że będą zwolnienia, postanowiliśmy założyć związek. Najbardziej zagrożeni mieli się znaleźć w zarządzie – zgodnie z prawem nietykalnym w czasie trwania mandatu. W czwartek założyliśmy związki, a już w poniedziałek zostaliśmy wyrzuceni. Myśleliśmy, że jesteśmy nie do ruszenia. Fakt, że pracodawca musiał złamać prawo, aby nas zwolnić, nie był dla niego problemem. Wolał zapłacić wysokie odszkodowania niż mieć u siebie związki – mówi Katarzyna Kozuba, b. przewodnicząca ds. organizacyjnych związku zawodowego w jednym z portali internetowych.
Formą zniechęcenia pracowników do organizowania związków jest dyskryminacja płacowa działaczy. W firmach prywatyzowanych i prywatnych osoby należące do związków otrzymują niższe zarobki niż ci, którzy do nich nie należą (odwrotnie w zakładach państwowych). W efekcie tylko w co dziesiątej prywatnej firmie funkcjonują związki.

Związek dba o interesy

O rozczarowaniu centralami może świadczyć powstawanie całej masy nowych organizacji pracowniczych. Kiedy działacze nie są zadowoleni z pracy swoich przywódców, zakładają własny związek. Sprzyja temu prawo mówiące, że do jego założenia wystarczy 10 osób. W centralach także niewiele osób szukających pomocy. Katarzyna Orzech opowiada: – Kiedyś chciałam dowiedzieć się, jak wyciągnąć od pracodawcy zaległą pensję. Poszłam do centrali OPZZ, ale wydawali się być tak samo zagubieni jak ja. Nie bardzo orientowali się, gdzie i jakie podanie powinnam złożyć, nie powiedzieli, że lepiej, aby pozew do sądu złożyli wszyscy poszkodowani w tym samym czasie. Nie sądzę, abym jeszcze kiedyś zgłosiła się do nich.
Związkowcom często zarzuca się, że nie dbają o interes państwa, lecz o swoich członków, a nawet – wyłącznie o „górę” związkową. Według badań CBOS, uważa tak aż 10% związkowców. – W centralach mamy więc do czynienia z interesami politycznymi elit związkowych szukających dla siebie szansy w parlamencie, wyborach na różnych szczeblach i w miejscach quasi-politycznych. Na niższym szczeblu rozbudowany jest system przekupstwa działaczy związkowych: związki prowadzą działalność gospodarczą, urządzają krewnych i znajomych, są obecne w samorządach i innych lokalnych strukturach. Zabezpieczają zatrudnienie, ale przede wszystkim sobie – uważa Ryszard Bugaj.
– Do Transparency przychodzi bardzo wielu zwykłych działaczy rozczarowanych postawą zwierzchników. Często dochodzi do sytuacji, że gdy wybucha konflikt pracownicy-pracodawca, szefostwo związków trzyma się z boku. Szeregowi członkowie są przekonani, że liderzy bronią głównie swoje stołki. Takim przykładem może być to, co się działo w Warszawie. Związki zawodowe zaangażowały się w przekształcenie przedsiębiorstw miejskich w spółki miasta. Naciskali, aby przekształcać je łącznie z majątkiem. Na sesje Rady Warszawy przychodzili działacze związkowi z regionu i odsądzali radnych od czci i wiary, bo mówiliśmy, że przedsiębiorstwa miejskie można przekształcić, ale majątek musi pozostać w mieście. Okazało się później, że w spółkach tych z mocy ustawy dotychczasowy dyrektor stawał się na dwa lata nietykalnym prezesem, a działacze związkowi, którzy walczyli o przekazanie majątku, mieli mieć fuchy w strukturach zarządzających spółką. Pracownicy tych przedsiębiorstw mieli dostać udziały spółki. Tyle że majątek, jaki miał być przekazany spółce, nie był dokładnie oszacowany. Mogło to prowadzić do licznych nadużyć – np. do zaniżenia jego wartości. To z kolei powodowałoby, że wartość udziałów byłaby niska. Nie raz już dochodziło do sytuacji, że władze spółki skupowały takie akcje, po czym nagle okazywało się, że rzeczywista wartość majątku przedsiębiorstwa, a więc i udziały, są znacznie wyższe. Skupione za niewielkie pieniądze akcje sprzedawano później z ogromnym zyskiem. Korzyści odnosiły więc władze spółki i ci z zarządu, którzy przechwycili udziały pracowników. To klasyczny przykład działania związków – tłumaczy Julia Pitera, prezes Transparency International Polska i warszawska radna. – Politycy boją się związków. Przykładem tego, jak zabiega się o przychylność związków, może być porozumienie podpisane, gdy prezydentem Warszawy był Marcin Święcicki z NSZZ „S”. Prawo do darmowych przejazdów przysługujące pracownikom komunikacji miejskiej rozszerzono także na ich konkubiny i konkubentów. I to mimo że prawo polskie nie uwzględnia instytucji konkubenta i konkubiny. Co więcej, jeśli taka osoba prowadzi gospodarstwo z rodzicami, im także przysługiwały bezpłatne przejazdy. Łącznie korzystać z tego może 30 tys. osób. Nie słyszałam, aby wycofano się z tych zapisów. Zapewniono też ekwiwalenty za dodatki mundurowe. W ten sposób udowadnia się związkowcom, że dba się o ich interesy, po czym zwierzchnicy robią swoje – mówi Julia Pitera.

Nieskuteczne

– Związki są coraz gorzej postrzegane przede wszystkim dlatego, że spada ich skuteczność – mówi socjolog Michał Wenzel. Sondaże prowadzone przez ośrodki opinii publicznej są dla nich miażdżące. Trzy czwarte pytanych przez CBOS w ubiegłym roku uważało, że nie potrafią one bronić praw pracowniczych. Nie wywiązują się tym samym z ich podstawowego obowiązku. Zaledwie 6% ankietowanych uznało, że w razie kłopotów w pracy może liczyć na pomoc związków zawodowych! Większość uważa, że organizacje pracownicze są w tej mierze bezużyteczne i zwraca się do bezpośredniego przełożonego. Jedynie 8% pracowników nienależących do związków i 16% związkowców jest przekonanych, że organizacje pracownicze są efektywne, a załoga wiele im zawdzięcza. Socjologowie wskazują na niepokojące pogłębianie się „syndromu porzucenia” – poczucia, że nie ma żadnego skutecznego sposobu obrony interesów pracowników, że w razie problemów pracownik jest pozostawiony samemu sobie.
Z rezultatami badań CBOS nie zgadzają się sami związkowcy. – Gdyby związki nie były skuteczne, nie mielibyśmy nowych członków, a mamy – przekonuje Kajus Augustyniak i podaje mało imponujący przykład 3-5 tys. osób, głównie pracowników hipermarketów i hoteli, które w ostatnich latach przyłączyły się do „S”. – W społeczeństwie utrwala się negatywny stereotyp związków, bo od jakiegoś czasu środowiska liberalne prowadzą antyzwiązkową kampanię. Nie pokazuje się naszych dokonań, a przecież udało się wprowadzić wiele zmian korzystnych dla pracowników np. dotyczących zasad korzystania z urlopu macierzyńskiego, niestety, zlikwidowanych przez rząd Leszka Millera – wyjaśnia Augustyniak.
Podobnego zdania jest wiceprzewodniczący OPZZ, Jan Guz: – Odpływ członków związków nie świadczy o rzekomej nieudolności organizacji. Po prostu narasta bezrobocie, zmniejsza się liczba państwowych przedsiębiorstw, wzrasta natomiast liczba prywatnych lub sprywatyzowanych, gdzie poziom uzwiązkowienia wynosi zaledwie 1%. Pracodawcy wymuszają samozatrudnienie, co wpływa na liczbę członków organizacji pracowniczych. W społeczeństwie następuje też odwrót od wspólnoty, niewiele osób chce jeszcze działać w jakiś organizacjach. Dramatyczna sytuacja gospodarcza sprawia, że związki znalazły się w bardzo trudnym położeniu. Trafiają do nas najbardziej skomplikowane sprawy, z którymi nikt nie mógł się uporać, ale nie mam informacji, abyśmy byli nieskuteczni.
– To, że pracownicy zwracają się w razie kłopotów do bezpośredniego przełożonego, a nie do działaczy związkowych, jest efektem upolitycznienia związków – ocenia etyk i filozof Magdalena Środa. Ale Polacy, wytykając nadmierne zaangażowanie związków w życie polityczne, domagają się zarazem większego współdecydowania o polityce wewnętrznej państwa. – Polacy nie przystępują do związków, bo uważają je za słabe, nieskuteczne. Ale nie akceptują tego stanu i stąd życzenie powiększenia udziału związków w rządzeniu krajem. Odsetek ten wzrasta od kilku lat, teraz chce tego 65% badanych – przekonuje Michał Wenzel.
Ciekawe, że choć życzylibyśmy sobie zwiększenia wpływu związków na decyzje podejmowane przez rząd, nie kwapimy się do głosowania na związkowców kandydujących do parlamentu. – Proszę spojrzeć, ilu działaczy związkowych było na listach AWS w wyborach 2001 r. i ile głosów dostali. Przykładem może też być Jan Zaciura, były przewodniczący ZNP. To bardzo liczna organizacja, a jednak jej wieloletniemu szefowi nie udało się zostać posłem. To najlepiej oddaje stopień zaufania, jakim obdarzamy związkowców – mówi Julia Pitera.

Związkowy anachronizm

Postawa związków w Komisji Trójstronnej, w której rozmawiają przedstawiciele rządu, pracodawców i pracowników, oceniana jest dość krytycznie. Spór wokół nowelizacji kodeksu pracy zaostrzył wzajemne relacje. – Gdyby nie przyszłe wybory w związkach, rozmowy toczyłyby się łatwiej – przyznaje Andrzej Malinowski, prezydent Konfederacji Pracodawców Polskich. O grze liderów może świadczyć los zawartego wstępnie porozumienia szefów OPZZ z pracodawcami. Po spotkaniu liderów z lokalnymi działaczami porozumienie szybko zerwano. – Rozmowy są trudne. Nie udało się jeszcze przyjąć ani jednego projektu, który byłby zaakceptowany przez wszystkie strony. Rodzi się więc pytanie, czy nie był to czas stracony. Moim zdaniem, nie. Dialog jest potrzebny bo osłabia napięcia, sprzyja zrozumieniu obu stron – przyznaje dyrektor gabinetu politycznego ministra pracy, Dagmir Długosz.
Upór związków, aby nie oddać ani krzty przywilejów, sprawia, że coraz więcej osób odnosi się z nieukrywaną wrogością do samej organizacji. – Związki są zbędnym anachronizmem – uważa b. wiceminister finansów, Elżbieta Chojna-Duch. Podobne zdanie mają niektórzy politycy. – Związki są reliktem i trzeba się ich pozbyć jako elementu szkodliwego dla gospodarki. Bo kogo bronią – tych, którzy boją się zwolnienia z pracy, a więc pracowników nierzetelnych – mówi Janusz Korwin-Mikke, lider UPR.
Takie skrajne poglądy zdarzają się jednak sporadycznie. – Z pewnością nie można zlikwidować związków zawodowych. To bardzo ważna instytucja – podkreśla prof. Lena Bobińska-Kolarska z Instytutu Spraw Publicznych. Zlikwidowaniu związków nie przyklaskują też pracodawcy. – Nie jesteśmy przeciwni związkom, bo one uczulają nas na powstające problemy – zastrzega prezydent Konfederacji Pracodawców Polskich.
Związkowcy mają nadzieję, że poprawią swój wizerunek obrońcy praw pracowniczych, walcząc z propozycjami zliberalizowania kodeksu pracy. – „Solidarność” popierała reformy, z których część miała charakter liberalny, nierzadko były one bardzo krytykowane przez szeregowych związkowców. „S” jest w defensywie politycznej i zastanawia się, jaką rolę ma odegrać. W podobnej sytuacji jest OPZZ. W efekcie oba związki znalazły się w pewnej próżni. I nagle pojawia się sprawa czysto związkowa – obrona praw pracowniczych. Przy okazji sprawy liberalizacji kodeksu pracy mogą odbudować swoją strukturę, uwypuklić swoje związkowe interesy – stwierdziła w programie I TVP prof. Lena Bobińska-Kolarska.
– Być może ta sprawa sprowadzi związki na właściwe im miejsce. Politycy zajmą się polityką, a związkowcy prawami pracowniczymi. Warto dodać, że mit „S” ostatecznie – w sensie politycznym – upadł. I znalazła się ona teraz na właściwym miejscu. Czy będzie tę rolę kontynuowała, podobnie zresztą jak OPZZ, trudno powiedzieć. Ale miejmy nadzieję, że tak, bo to by świadczyło o normalizacji sytuacji – przekonuje Magdalena Środa.
Upór wobec zmian w kodeksie pracy może budzić wątpliwości, czemu ma to służyć, skoro i tak liberalizacja kodeksu jest przesądzona. Może chodzi o odwrócenie uwagi od kiepskiej kondycji związków. Na sprzeciwie wygrać mogą bowiem jedynie liderzy związkowi, którzy wykorzystując niezadowolenie działaczy, zyskają popularność. Ale czy na tym powinno zależeć szefom organizacji pracowniczych?


Przynależność do jednej z organizacji związkowców deklaruje 8% ogółu badanych, w tym 3% do NSZZ „Solidarność”, 2% – do któregoś ze związków zrzeszonych w OPZZ, a 3% – do innych związków zawodowych.

Jaki związek zawodowy najlepiej, Pana(i) zdaniem, reprezentuje interesy ludzi takich jak Pan(i)? (w %) IX 1992 r. VII 2001 r.
Zw. zaw. zrzeszone w OPZZ 6 8
NSZZ „Solidarność” 13 6
NSZZ „Solidarność” ’80 8 1
NSZZ Rolników Indywidualnych „Solidarność” 6 1
Zw. zaw. „Samoobrona” 2 4
Inny związek 0 2
Wszystkie zw. zaw., jakie działają w kraju – 4
Żaden 40 51
Trudno powiedzieć 24 22

Badanie „Aktualne problemy i wydarzenia” (134) CBOS przeprowadził w dniach 6-9 lipca 2001 r. na 1015-osobowej reprezentatywnej próbie losowo-adresowej dorosłych mieszkańców Polski.


Jaką rolę (funkcję) przede wszystkim pełnią w Pana(i) przedsiębiorstwie związki zawodowe? Ogółem pracownicy zakładów, w których są związki zawodowe (w %) Należący do związków zawodowych (w %) Nienależący do związków zawodowych (w %)
Kierują się bardziej interesem przedsiębiorstwa niż pracowników; idą ręka w rękę z dyrekcją 9 11 7
Bronią wszystkich pracowników i niekiedy twardo przeciwstawiają się dyrekcji 32 45 21
Bronią wobec dyrekcji tylko tych pracowników, którzy należą do związków zawodowych, o innych mało dbają 21 21 20
Dbają tylko o interesy działaczy związkowych, resztą pracowników nie zajmują się 11 5 17
Nie pełnią w przedsiębiorstwie żadnej roli; są, ale tak, jakby ich wcale nie było 20 15 25
Trudno powiedzieć 7 3 10

Badanie „Aktualne problemy i wydarzenia” (134) CBOS przeprowadził w dniach 6-9 lipca 2001 r. na 1015-osobowej reprezentatywnej próbie losowo-adresowej dorosłych mieszkańców Polski.

 

Wydanie: 14/2002, 2002

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy