Niechciane koszulki

Niechciane koszulki

Wolność słowa przegrała z rektorem i biskupem

Niby nic nowego, zdarzenie w dzisiejszej Polsce typowe, znak czasu: rektor lubelskiego Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej, prof. Wiesław A. Kamiński, zakazał wystawy „Tiszert dla wolności”, która miała towarzyszyć festiwalowi „Prawa człowieka w filmie”. W proteście Helsińska Fundacja Praw Człowieka odwołała organizowaną przez siebie imprezę, bo – tłumaczono – nie można rozmawiać o wolności w sytuacji, gdy jest ona dławiona (nie można?). Jednodniowy medialny szum, chwila wzburzenia przekuta w akcję wysyłania listów protestacyjnych do rektora, kilka słownych kalamburów, „za”, „przeciw”, „nie mam zdania” – i po sprawie.
Na koszulkach napisy: „Mam AIDS”, „Nie płakałem po papieżu”, „Jestem Żydem”, „Usunęłam ciążę”, „Mam okres”, „Byłem w więzieniu” – symboliczne dotknięcie tabu, cios w ksenofobię, obnażenie społecznego lęku, drwina z głupoty, nazwanie po imieniu wzniosłego obiektu dyskryminacji czy, jak mówi Agnieszka Holland ubrana w koszulkę z napisem „Nie chodzę do kościoła”, „walnięcie w skorupę konformizmu, która w Polsce jest bardzo twarda”. Oprócz niej akcję poparli ludzie z różnych bajek: Kofta, Wojewódzki, Gebert, Szczuka, świetlanej pamięci Kałużyński, Materna, Wojewódzki, Bralczyk, Kutz, Staszczyk. Na ocenzurowanej wystawie w Akademickim Centrum Kultury „Chatka Żaka” miały być pokazane ich fotografie w wolnościowych T-shirtach. Nie będą.
Oponenci nie mieli złudzeń ani wątpliwości – poszli ostro i osiągnęli cel. Abp Józef Życiński mówił natchniony o zaniku elementarnych ludzkich uczuć, politycznej poprawności i prostej drodze do cynizmu. Rektor Kamiński opowiadał o groźbie naruszenia uczuć i poglądów wielu osób oraz istotnych protestach. Zastępca redaktora naczelnego „Najwyższego Czasu!”, Tomasz Sommer, bardziej przejął się w TVN 24 niesprawiedliwym, jego zdaniem, wyrokiem na Davida Irvinga, którego w Austrii skazano za kłamstwo oświęcimskie na trzy lata więzienia, niż kolejnym triumfem kołtuna w Polsce. Demagogia nie zna granic.
Cały ten skandal (bo to jest skandal) mówi nam coś więcej. Że pełzająca cenzura? Owszem. Że dulszczyzna? Tak. Że głupota? Jeszcze jaka. Ale przede wszystkim po raz kolejny dowiedzieliśmy się, że w batalii o wolność słowa przegrywają ulegli, tchórzliwi i delikatni. O ile prawica bez skrupułów sięga po kamienienie sofistyki, dogmatyzmu i ideologii, o tyle lewica zakłada bezpieczne rękawiczki rezygnacji, poczucia krzywdy i listu protestacyjnego: Kościół się burzy – odwołajmy, Wierzejski krzyczy – wycofajmy się, PiS piszczy – na wszelki wypadek uniknijmy starcia. Dlaczego nie przeniesiono wystawy i festiwalu w inne miejsce? Komu zapaliła się w głowie czerwona lampka?
Walka z odradzającą się cenzurą na progu IV Rzeczypospolitej przypomina niemy krzyk. Czasem silny, zwykle pusty. Czas bawełnianych prowokacji mija. Pora ubrać się w coś cięższego.

 

Wydanie: 09/2006, 2006

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy