Niechlubny koniec mitu jagiellońskiego

Niechlubny koniec mitu jagiellońskiego

Czy szaleństwo, które w latach 30. kazało niszczyć cerkwie, odrodziło się współcześnie w postaci „chorowania na Rosję”?

Artykuł „Swoi czy obcy” Anny Radziukiewicz (PRZEGLĄD nr 32/2018) czytałem przygnębiony. Wiedziałem o burzeniu cerkwi w Polsce międzywojennej, ale nie zdawałem sobie sprawy z rozmiaru tego, co się stało. To, co Polacy zrobili współobywatelom, było wstrętne i nieludzkie. Wiem, czym jest cerkiew lub kościół dla społeczności wsi czy gminy. To miejsce chrztu, pierwszej komunii, ślubu, pożegnania ojców i dziadków, miejsce wielu głębokich przeżyć i wzruszeń. Tymczasem przychodzą Polacy i burzą cerkiew. Jakie uczucia budzi taki fakt w prawosławnych współobywatelach? A jeśli takie zdarzenia mają miejsce w dziesiątkach gmin i wsi? Nie ulega wątpliwości, że między ofiarami a sprawcami pojawia się mur nienawiści. Ci, którym zburzono cerkwie, to Ukraińcy. Ci, którzy je burzą, to Polacy. Robią to chrześcijanie chrześcijanom, cerkwie są świątyniami wspólnego Boga. Czy te dwie społeczności mogą żyć obok siebie w zgodzie i harmonii?

Kilka lat później zdarzyło się to, co historycy nazywają rzezią wołyńską. Niewyobrażalna tragedia i niedająca niczym się usprawiedliwić zbrodnia ludobójstwa. Ofiarami tym razem są Polacy. Wydarzenia te niewątpliwie miały miejsce na gruncie głębokiej, trudnej do zmierzenia nienawiści między sprawcami a ofiarami. Ta nienawiść narastała przez długie lata. Burzenie cerkwi z pewnością ją podsyciło. Nie chcę prowadzić rozważań, kto bardziej zawinił.

Niedawno rozmawiałem z zaprzyjaźnionym profesorem, Ukraińcem ze Lwowa, mądrym i uczciwym człowiekiem, na temat stosunków między Ukraińcami i Polakami. Zapytałem, jak Ukraińcy oceniają nasze wspólne państwo, gdy mieliśmy wspólnych królów, często z rodów mających korzenie na Rusi (Wiśniowiecki, Sobieski), jak widzą okres międzywojenny. Odpowiedział mi po namyśle, że okres do unii lubelskiej (1569 r.) oceniają dobrze, po unii – źle. Byli wtedy okupowani, lata międzywojenne to też okupacja. Słowo okupacja zabrzmiało w moich uszach fatalnie. Jako dziecko przeżyłem okupację w Generalnej Guberni, więc mam świadomość, jaki ładunek uczuciowy zawiera to słowo. Z tą oceną nie sposób polemizować, przyjąłem ją ze smutkiem.

Norman Davies w znakomitej książce „Zaginione królestwa” opisuje przypadek Rzeczypospolitej, państwa w kształcie nadanym unią lubelską i przez Zygmunta Augusta, ostatniego z Jagiellonów. Państwo to zniknęło z mapy Europy po dwustu kilkudziesięciu latach. Historycy ze szczegółami opisali proces zaniku i bezsilności jego struktur. Magnateria i szlachta nie były w stanie zbudować mechanizmów i narzędzi państwa, jakim była Rzeczpospolita, nadać mu praw, stworzyć systemu podatkowego, utrzymać wojska. Wacław Potocki (1621-1696) zatytułował jedną z fraszek „Nierządem Polska stoi”. Dwuwyznaniowość, a dokładniej mówiąc wielowyznaniowość, związana z wielonarodowością, tworzyła nierówności podtrzymywane przez uprzywilejowany Kościół katolicki, które z kolei były źródłem sił odśrodkowych i niekończących się buntów. Najazdy łupieżców zrobiły resztę.

Kogo obarczyć odpowiedzialnością za upadek I Rzeczypospolitej? Chyba my, Polacy, musimy najwięcej winy wziąć na siebie, a dokładniej – zawinili magnaci i szlachta. Tym, co zrobili, ale szczególnie tym, czego nie zrobili. Poza tym bądźmy świadomi, że nie wszyscy mieszkańcy upadającego państwa załamywali ręce. Wielu powiedziało: wreszcie!

Klasa mająca dostęp do sterów państwa nie potrafiła nim kierować. Paweł Jasienica w „Rzeczypospolitej Obojga Narodów” wyraził żal, że nie udało nam się stworzyć Rzeczypospolitej Trojga Narodów, bo tylko taki twór miał szansę trwałego istnienia. Szansa jednakże nie oznacza pewności. Mamy w pamięci los Austro-Węgier, silnego kiedyś mocarstwa Habsburgów. Wiemy, co się stało z Jugosławią, pamiętamy o rozpadzie ZSRR, supermocarstwa przecież. Dążenia narodów do samostanowienia są bardzo trwałe i silne.

II Rzeczpospolita powstała w roku 1918; po wojnie 1920 r. i powstaniu wielkopolskim, kilkunarodowa, niosła w sobie ideę Rzeczypospolitej Trojga Narodów, dla wielu – przesłanie mitu jagiellońskiego. Niszczenie cerkwi było z pewnością gwoździem do trumny tego mitu, rzeź wołyńska ostatecznie trumnę zamknęła. Byłoby znacznie lepiej, gdyby udało nam się rozstać ze współbraćmi: Ukraińcami, Białorusinami i Litwinami, podaniem ręki, tak jak rozdzielili się Norwegowie ze Szwedami czy Słowacy z Czechami. Niestety, i tym razem tego nie potrafiliśmy. Ostatecznie rozdzielili nas Rosjanie, nakreślili nam granice i kształt prawie jednonarodowego państwa. Nie wyszliśmy na tym źle. Wytrwała praca ludzi PRL (!) nadała temu państwu osobowość i utrwaliła jego miejsce w Europie i w świecie.

Po rozpadzie ZSRR na terenach dawnej I Rzeczypospolitej powstały cztery państwa, bardziej lub mniej niezależne. W Polsce wspominamy z sentymentem dawne czasy. Gdyby sąsiedzi na wschodzie chcieli być z nami w jednym państwie, to my zawsze powiemy: tak. Rzecz w tym, że oni nie chcą. O ile mi wiadomo, na Litwie, Białorusi i Ukrainie nie istnieje żadna partia polityczna, która umieściłaby w programie dążenie do połączenia z Polską. Stowarzyszenia mieszkających tam Polaków oczywiście są za, ale wiedzą, że to tylko marzenia. Może Litwinom, Białorusinom i Ukraińcom połączenie z Polską kojarzy się z okupacją?

Rzeczywistość jest taka, że dawni współobywatele Ukraińcy, Białorusini i Litwini są naszymi sąsiadami. Jeśli nie udało nam się stworzyć wspólnego państwa, powinniśmy zbudować dobrosąsiedzkie, przyjazne stosunki. Nie są one złe, ale dobrymi trudno je nazwać. Dalej jesteśmy przekonani, że to my dyrygujemy tym kwartetem. Rozdajemy rady i pouczenia. Jednak najgorszy jest cel, jaki nam przyświeca – chcemy stworzyć sojusz antyrosyjski. W obecnej rzeczywistości geopolitycznej mamy z Rosją nieliczne punkty wspólne i żadnych pretensji granicznych. Można otworzyć czystą kartę i zapisywać ją dobrymi, obopólnie korzystnymi ustaleniami. Jednak my wybraliśmy inną drogę. IPN, który historię UB chce uczynić historią PRL, twórca ideologii antykomunizmu, jaką mamy wyznawać, naucza nas, że „Rosja jest odwiecznym wrogiem Polski”. Spisaliśmy długą listę doznanych krzywd, rozbiorów i stłumionych powstań. Przeczytałem właśnie, że winą za mordowanie ludności cywilnej w powstaniu warszawskim należy obarczyć Rosjan, którzy kolaborowali z Niemcami. Na owej liście krzywd ważne miejsce zajmuje „okupacja Polski w latach 1945-1989”. Już przeliczamy straty, wkrótce wystąpimy o odszkodowanie.

Od Litwinów, Białorusinów i Ukraińców domagamy się, aby dołączyli do nas. Mówimy: warto być przyjacielem Polski, ale nie można być przyjacielem Polski i Rosji jednocześnie, albo-albo. Na forum Unii Europejskiej najczęściej zabieramy głos, domagając się sankcji dla Rosji. Dodajmy, że „odwieczny wróg” nie przestanie nim być jutro ani pojutrze. Nasze stanowisko określa kurs polityki na długo. Trzeba zapytać, czy szaleństwo, które w latach 30. kazało niszczyć cerkwie, odrodziło się współcześnie w postaci „chorowania na Rosję”. Gdyby żył autor „Dziejów głupoty w Polsce”, napisałby tych dziejów kolejny rozdział. Dorastałem w Polsce powojennej, nie spotkałem ludzi, którzy po tym, co nas spotkało, myśleliby o rewanżu. Jednego oczekiwaliśmy: pokoju i możliwości pokojowej pracy.

Nie znałem tej nowej twarzy i drogi myślenia jakże licznych moich rodaków, sądziłem, że zniknęły na zawsze. Wróciły wraz ze skrajną prawicą. Nikt mi nie powiedział wcześniej, że głupota jest nieśmiertelna.

Bogdan Galwas jest emerytowanym profesorem Politechniki Warszawskiej, członkiem Komitetu Prognoz PAN

Wydanie: 2018, 37/2018

Kategorie: Opinie

Komentarze

  1. Kas
    Kas 15 września, 2018, 19:57

    Nie było takiej możliwości, żeby przedwojenna Polska dobrowolnie wyrzekła się Lwowa, Grodna i Wilna. To były polskie miasta. Jeżeli chodzi o Wileńszczyznę i Grodzieńszczyznę to w większości polskie były tam też wsie, zresztą nadal są. Tym bardziej nie było takiej możliwości wobec tego, co na tych terenach wyprawiali z Polakami przedstawiciele tych narodów w latach 1917 – 1920 (np. niesławnej pamięci Zachodnio-Ukraińska Republika Ludowa). To byłaby ze strony państwa polskiego zdrada polskiej ludności zamieszkującej te tereny od wieków i wydanie Polaków na pastwę barbarzyńców.

    https://www.pch24.pl/rocznica-zbrodni-w-zloczowie,13643,i.html

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy