Niedemokratyczna pani Birmy

Niedemokratyczna pani Birmy

Jak obecnego dalajlamę.

– Tak, ale dalajlama nie miał innej drogi. W przypadku Aung San Suu Kyi to przeniesienie oznaczało, że nikt nie patrzył na nią jak na polityka. Zaczęto ją przedstawiać jako postać bez skazy, biedną, kruchą. W ten sposób robi się jej krzywdę. Jest pełnokrwistym politykiem. Darzę ją ogromnym szacunkiem i sympatią, mając świadomość tego, jak paskudny jest to zawód. Niejednoznaczny moralnie, skazany na kompromisy. Będąc przedstawicielką tego zawodu, Aung San Suu Kyi ma ogromną klasę i mimo wszystko jest skuteczna.

Tę skuteczność ilustrujesz anegdotą o kaczce po pekińsku, którą podgrzewała za pomocą suszarki.

– To historia z jej biografii „Perfect hostage” Justina Wintle’a. Sama Aung San Suu Kyi ją prostowała, tłumacząc, że choć faktycznie były i kaczka, i suszarka, to nie do końca w takiej konfiguracji. Ale jest doskonałym potwierdzeniem jej pragmatyzmu. Wszystkie metody są dobre. To klasyczny realizm polityczny, jak w przypadku jej ojca, choć bez ofiar w ludziach.

W biografii piszesz, że rozmowa z nią zawsze jest przyjemna, nawet jeśli do niczego nie prowadzi. Jak wyglądały wasze spotkania?

– Właśnie tak. Rozmawiałem z nią dwukrotnie: w Warszawie i w Birmie. Od wszystkich pytań uciekała, ale robiła to w genialny sposób, nie psując atmosfery rozmowy. To zresztą bardzo azjatycka cecha. Rozmawiacie, jest super, a później wychodzisz i uświadamiasz sobie, że nie odpowiedziała na żadne z twoich pytań. Moje rozmowy z nią nie wniosły zbyt wiele do biografii, poza jednym – podkreśliła, że jest tylko politykiem. Tym stwierdzeniem ustawiła mi drogowskaz w pisaniu tej książki.

Mogła zostać ikoną Birmy i demokracji, a została tylko politykiem?

– Dawniej kochał ją cały naród, teraz może 70%. To wciąż ogromne poparcie. A jednak ciągle słyszę w Birmie, że Aung San Suu Kyi nie ma pomysłu na kraj, że nie ma nic do zaproponowania. Ani mniejszościom etnicznym, ani rodzącej się klasie średniej, ani samej Birmie. Całą energię poświęca na zdobycie władzy. I to pokazuje, jakimi idiotami są ludzie, którzy sprawują tam władzę.

Powinni z nią się dogadać, zrobić z niej prezydenta z ograniczoną władzą i mieć święty spokój. Wszyscy byliby zachwyceni. Aung San Suu Kyi byłaby piękną paprotką, obytą w świecie, z oksfordzkim angielskim, godnie reprezentującą kraj na zewnątrz.

Skoro chodzi jej tylko o władzę, co jest z birmańską demokracją, o której teraz tyle się mówi?

– Dużo jest tam dziś oddolnych ruchów obywatelskich. Choćby w Rangunie, gdzie ludzie stają w obronie miejskich parków czy placów przed deweloperami. Co innego w polityce – wszystkie inicjatywy konkurencyjne wobec jej partii – Narodowej Ligi na rzecz Demokracji – Aung San Suu Kyi blokuje. Jest absolutnie niedemokratyczna. Nie toleruje krytyki, wycina dysydentów, dla niej liczy się wyłącznie lojalność. Ale jeśli kilkanaście lat spędzasz w areszcie domowym, w kokonie, zyskujesz status niemal ikony, zaczyna cię denerwować, że ktoś śmie wyskoczyć z jakimś pytaniem czy odmiennym zdaniem. Zarzuca się jej – myślę, że słusznie – że przez ostatnie lata nie zbudowała żadnej platformy demokratycznej. Z partii zrobiła lojalistyczną przybudówkę dla samej siebie.

To fatalna prognoza dla Birmy.

– Jeśli Aung San Suu Kyi dojdzie do władzy, będzie musiała ją oprzeć na kadrach armii. Moja gorzka nadzieja bierze się stąd, że jest to dziś inna armia niż dawniej. Generałowie się zmienili, opłaca się im działać w sposób bardziej cywilizowany. Bo paskudztwo reżimu polegało na tym, że nie rozumiał świata, bał się go i uważał, że postulaty demokratyczne są tylko po to, aby go obalić. Nie rozumiał, że wiele z nich da się wprowadzić bez szkody dla samego reżimu. Teraz to się zmieniło.

W 2011 r. rozpoczęła się birmańska odwilż. Wypuszczono opozycjonistów, Zachód zdjął sankcje. Dogadał się z juntą – generałami, którzy zrzucili mundury – i to wszystko bez udziału Aung San Suu Kyi.

– Wystawiona do wiatru przez Amerykanów, bo to oni zmienili swoje podejście do reżimu, zachowała się jak rasowy polityk. Nie obraziła się, nie tupnęła nogą, lecz gra dalej. To świadczy o jej dojrzałości. W listopadowych wyborach parlamentarnych kierowana przez nią Narodowa Liga
na rzecz Demokracji (NLD) odniosła zdecydowane zwycięstwo.

AFP PHOTO / Ye Aung THU

Strony: 1 2 3

Wydanie: 2016, 24/2016

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy