Niedobre, bo polskie

Niedobre, bo polskie

Polsko-czeska wojna żywnościowa – zawieszenie broni?

Powodem wielu polsko-czeskich zgrzytów dyplomatycznych w ostatnim czasie jest trwająca od roku w Czechach i na Słowacji nagonka na polską żywność, na którą skarżą się nasi przedsiębiorcy. Zdesperowani producenci mówili nawet o wojnie handlowej i szukali wsparcia w Brukseli. W ubiegły czwartek, na zaproszenie prezydenta Bronisława Komorowskiego, Polskę odwiedził prezydent Republiki Czeskiej Miloš Zeman. Jednym z głównych celów wizyty było podreperowanie słabych ostatnio stosunków gospodarczych między naszymi krajami.

Bendl zapewnia i szczuje

Miesiąc temu czeski minister rolnictwa Peter Bendl zapewniał podczas wizyty w Polsce, że jego rząd nie prowadzi kampanii przeciwko polskiej żywności. Ministrowie rolnictwa Polski i Czech rozmawiali na temat bezpieczeństwa oraz jakości polskich produktów spożywczych. Podpisano także komunikat dotyczący zacieśnienia współpracy, w ramach której czescy i polscy inspektorzy żywności pojadą na wymienne staże. Po spotkaniu szef czeskiego resortu rolnictwa zapewniał, że kontrole żywnościowe w Czechach nie są wymierzone w importowaną polską żywność i nie mają na celu jej dyskredytacji. Jednak już w rozmowie z czeskimi dziennikarzami minister Bendl przypomniał, że w ubiegłym roku wśród żywności niespełniającej norm jakościowych znalazło się aż 24,1% produktów polskich, a czeskich jedynie 14,5%.
Polski minister Stanisław Kalemba wyraził nadzieję, że rozmowy będą przełomem w komunikacji na rynku żywnościowym. Ma do tego zostać wykorzystany m.in. Europejski System Szybkiego Ostrzegania dla Żywności i Pasz. Media w obu krajach mają być od tej pory informowane o wynikach kontroli dopiero kiedy nie będą one już wzbudzały żadnych wątpliwości. Spotkanie ministrów miało zażegnać spór dotyczący polskiej żywności na linii Polska-Czechy oraz zwalczać nieprawdziwy wizerunek polskich produktów.
Ostatnio Czesi zarzucali nam „niedostateczną wymianę informacji” między czeskimi i polskimi inspekcjami weterynaryjnymi, z kolei polscy producenci uznali ataki za celową nagonkę. Niedawno dyskutowano np. na temat „polskiej skażonej koniny”. Nie wszyscy wierzą w dobre intencje ministra Bendla. Pewien Czech mieszkający w Polsce skomentował na stronie Novinka.pl: „Nasz pan minister może sobie mówić, co chce. To właśnie minister Bendl szczuje czeskie media do szeroko zakrojonej kampanii antypolskiej. To już nie jest sprawa żywności, to jest sprawa polityczna, szerzenie nienawiści przeciw wszystkiemu co polskie. (…) Nikt nie mówi lub nie chce widzieć źródła problemu: produkty z Polski ktoś zamawia w Czechach po cenie, która importerowi odpowiada – tzn. po cenie jak najniższej. A polski producent taką żywność według zamówienia dostarcza. A co to może być za jakość? Oczywiście, że mizerna. Jeśli tego problemu minister Bendl nie widzi, powinien natychmiast ponieść konsekwencje i odejść. Przyczynił się do wielkiego zła w stosunkach polsko-czeskich”.

Handlowcy wiedzą swoje

Zdaniem handlowców, mimo starań władz obu krajów, nagonka na polską żywność trwa. W połowie kwietnia na portalu Aktuálne.cz ukazał się artykuł, którego autor, Tomáš Fránek, pyta, czy afera dotycząca jakości produktów importowanych do Czech z Polski, poparta jest wiarygodnymi argumentami, czy też jest zabiegiem mającym na celu usunięcie z rynku konkurencji. Wyniki kontroli czeskiej Państwowej Inspekcji Rolnictwa i Bezpieczeństwa Żywności z ostatnich 12 miesięcy wykazują, że wśród żywności czeskiej słabą jakością wykazało się wspomniane 14,5% przebadanych produktów, a wśród polskiej 24,1%. Jeśli chodzi o napoje bezalkoholowe, złą jakość ma 38,6% produktów polskich, czeskich 13,5%. Polskie produkty czekoladowe okazały się o 14% gorsze od czeskich. Wśród przetworów warzywnych różnica wynosi 21%, pieczywa 10%, a wśród kawy i herbaty 17%. Analizie poddano sześć produktów polskich i czeskich firm, które sprzedawane są w czeskich sklepach – czekoladę, kawę, herbatę, napoje bezalkoholowe, przetwory warzywne oraz pieczywo.
W czeskich sklepach polskie produkty stanowią 16%, czyli ponad cztery razy więcej niż przed 12 laty. Chociaż w Niemczech z roku na rok pojawia się coraz więcej polskich produktów, nie słychać stamtąd głosów niezadowolenia.
Czesi tłumaczą problem tym, że na polskim rynku spożywczym jest bardzo dużo produktów, a co za tym idzie, duża konkurencja cenowa. Sprowadzając najtańsze produkty, sprowadzają zwykle te najniższej jakości. Za jakość żywności często odpowiedzialni są handlowcy, którzy kierowani chęcią zysku bezkrytycznie przyjmują tanie produkty. Winni są także klienci, którzy je wybierają.
Zdania internautów są podzielone. Jeden z nich pisze: „Najsprawiedliwiej byłoby przeprowadzić kontrolę także w Polsce. Mogłoby z niej wyniknąć, że: a) Polacy faktycznie produkują straszne świństwa, b) żywność w Polsce jest w porządku, a gorsze produkty przywozi się tylko do nas, do Czech. Oba fakty miałyby jednak oczywiste skutki”. Często pojawiał się zarzut o atakach na tle narodowym. Jedna z komentujących odniosła się do tego: „Ja bym w to nie mieszała nacjonalizmu, ale wydaje mi się niepotrzebne kupowanie importowanej żywności, skoro można kupić produkty od rodzimych producentów, wspierając tym samym gospodarkę lokalną. Zgadzam się z tym, że za jakość powinni odpowiadać importerzy i kontrolować to, co sprowadzają na rynek”. Czesi są także krytyczni w stosunku do własnej żywności: „To jest tak jak z tasiemcem, który stał się ostatnio dużym problemem u nas. A przecież mięso, które jest przyczyną, nie pochodziło z Polski”.

Tylko nie made in Poland

Nie ulega wątpliwości, że kampania czarnego PR przeciwko polskiej żywności była wspierana przez władze czeskie i słowackie. W tej sprawie interweniował w Popradzie premier Donald Tusk. Dyrektor generalny Polskiej Federacji Producentów Żywności Andrzej Gantner uważa, że w Czechach i na Słowacji od roku mamy do czynienia z akcją dyskredytowania polskich produktów. Prezes Związku Polskie Mięso Witold Choiński mówił wręcz o próbach wyeliminowania nas z tamtych rynków. O tendencyjnych reakcjach władz Czech i Słowacji dodatkowo świadczy pomijanie wpadek np. Niemiec, Francji czy Włoch.
Eksport rolno-spożywczy w ostatnich latach stał się naszą specjalnością. Osiągnął on wartość 17,5 mld euro i zanotował przeszło 14-procentowy wzrost. Dla porównania w 2000 r. do Czech wysyłaliśmy żywność i zwierzęta żywe o wartości 133 mln euro, a w 2012 r. – już 868 mln euro. Polska jest dla Czech trzecim w kolejności partnerem handlowym. Wartość importu z Polski wynosi 7,7 mld euro. Dziś na czeskim rynku jest czterokrotnie więcej naszej żywności niż przed dziesięcioma laty. Tania żywność z Polski zalewa sąsiadów, przez co lokalni producenci nie wytrzymują cenowej konkurencji. Na Słowacji mniej niż połowa żywności produkowana jest w kraju. To tłumaczy, dlaczego słowacki minister rolnictwa L’ubomir Jahnátek wielokrotnie krytykował polską żywność i wytykał wszelkie uchybienia wykryte przez swoje służby. Zarzucano mu nawet manipulowanie statystyką.
W Czechach negatywne wypowiedzi na temat polskiej żywności także stały się normą. Odpowiednik polskiego głównego inspektora jakości handlowej artykułów rolno-spożywczych przyznał otwarcie w programie telewizyjnym, że polskiej żywności by nie kupował. Przedstawiciel czeskiej Izby Rolniczej w lipcu ub.r. utrzymywał w jednym z wywiadów, że „polskie rolnictwo opiera się wciąż na chłoporobotnikach, którzy mają hektar i dwie krowy i jest im wszystko jedno, za jaką cenę sprzedadzą swoje produkty”. Polskie produkty kontrolowano częściej niż np. niemieckie, których wyższa cena eliminowała je z listy konkurentów. Czeska Izba Producentów Żywności apelowała nawet do resortu rolnictwa o wprowadzenie zakazu importu polskich produktów rolnych. Na porządku dziennym były komunikaty nawołujące do wstrzymania importu, ostrzeżenia przed niebezpiecznymi produktami z Polski, których nie należy jeść. Główny inspektor Inspekcji Rolno-Spożywczej Jakub Sebasty w jednym z programów telewizyjnych także przyznał, że jeśli przeczyta na etykietce, z czego jest polski artykuł wyprodukowany, stara się go omijać. Negatywna kampania odbiła się na polskim eksporcie.
Nastawienie Czechów do naszych produktów nigdy nie było szczególnie entuzjastyczne, ale teraz etykietka made in Poland może je dyskwalifikować. W czeskich i słowackich mediach z miesiąca na miesiąc nasilały się komentarze drwiące z jakości produktów typu: „To lody z Polski, które zawierają środek na wszy”. Polski rząd wielokrotnie apelował o zaprzestanie pomówień dotyczących naszej żywności, które nie są poparte żadnymi dowodami.

Idzie ku lepszemu?

W wywiadzie dla gazety „Hospodařské noviny” minister Stanisław Kalemba stwierdził, że „im więcej polskich towarów jest na czeskim rynku, tym częściej Czesi szukają sposobów na to, jak się z tym problemem uporać”. Wspomniał także, że na jakość naszych produktów skarżą się tylko Czesi i Słowacy. Reakcją na krytykę sąsiadów były także negatywne komentarze ze strony polskich handlowców pod adresem Czech i Słowacji, zwłaszcza po głośnej czeskiej aferze alkoholowej oraz transporcie wołowiny zarażonej tasiemcem czy też przypadkach salmonelli w słowackich kurczakach. W przypadkach nieprawidłowości zarzucanych nam przez Czechów i Słowaków nie ma zagrażających życiu konsumentów, w przypadku alkoholu metylowego i salmonelli już jest.
Dyrektor Polskiej Federacji Producentów Żywności, Amdrzej Ganter, mówił o „goebbelsowskiej kampanii zastraszania i wprowadzania w błąd, w której nasza strona nie ma szans się bronić”. Dodatkowo Czesi wprowadzają odpowiedzialność zbiorową, czyli jeden incydent podważa jakość całej polskiej żywności. Polska ambasada w Pradze opublikowała w internecie oświadczenie na ten temat, w którym stwierdza, że kontrole polskich produktów są zgodne ze standardami Unii Europejskiej, natomiast czeska krytyka jakości naszej żywności nie sprzyja utrzymaniu dobrosąsiedzkich stosunków.
Czesi wielokrotnie zapewniali, że nie jest prowadzona żadna kampania przeciwko polskiej żywności. Chodzi jedynie o jej jakość. Czescy inspektorzy odkryli m.in. końskie mięso w wołowo-wieprzowych klopsikach i hamburgerach oraz sól techniczną w produktach żywnościowych. Słowakom podpadło m.in. polskie masło. Tamtejsza inspekcja weterynaryjna w jednym z supermarketów w Popradzie znalazła masło zawierające niedozwolone substancje: emulgatory E 471, E 322 (lecytynę sojową), E 472 c oraz konserwant E 202. Zgodnie z przepisami słowackimi i unijnymi, nie powinny się one znaleźć w produkcie mleczarskim. Masło wycofano ze sprzedaży, a klienci zostali wezwani do zwrotu towaru. Zakwestionowane masło odesłano do producenta. Żeby załagodzić sytuację, w pierwszej połowie maja zorganizowano w Pradze tzw. polsko-czeski okrągły stół żywnościowy. Inicjatywa miała poprzez debatę doprowadzić do uspokojenia sytuacji i rozładowania negatywnych emocji, jakie towarzyszą naszym stosunkom gospodarczym. W rozmowach uczestniczyli ministrowie rolnictwa Polski i Czech, producenci żywności oraz przedstawiciele zrzeszających ich organizacji.
O tym, że idzie ku lepszemu, świadczy artykuł w czeskim dzienniku „Dnes” zatytułowany „Polskie produkty żywnościowe smakują i wyglądają lepiej niż czeskie, wykazała degustacja”. Gazeta podaje, że liczby wskazują na to, że Czesi nic nie robią sobie z ostrzeżeń i popularność naszych produktów w Czechach rośnie. Gazeta pyta, czy to dzięki temu, że są lepsze, czy dlatego, że są tańsze. Ankieta serwisu iDNES.cz pokazała, że w kategorii niskich cen polskie produkty smakują i wyglądają lepiej niż czeskie. Serwis badał w ankiecie dziewięć rodzajów produktów – masło, ser w plasterkach i dojrzewający, dżem, paluszki, wafelki, czekoladę, sok i piwo. Oceniający stwierdzili, że trochę lepszy smak i wygląd ma pięć polskich produktów i tylko dwa czeskie. Jeden produkt dostał tyle samo głosów w obu krajach, a jedna próbka pierwszeństwo w smaku dla Polski, a w wyglądzie dla Czech. Werdykt ogłosili czterej szefowie kuchni czeskich luksusowych restauracji i pięciu innych smakoszy. Degustacja odbyła się na konferencji prasowej podczas prezentacji książki kucharskiej przeznaczonej dla panów „Mężczyźni sobie”. Redakcja zakupiła dziewięć produktów z Czech i z Polski w podobnej cenie. Przygotowała je tak, żeby nie można było poznać, skąd pochodzą, i rozdała ankiety z pytaniem, który lepiej wygląda i smakuje. Wybrać nie było łatwo, bo na wielu etykietach widniało tylko oznaczenie „wyprodukowano w UE”. Początkowo nie smakowały im żadne i nie chcieli oceniać. W kategoriach masło, ser w plasterkach, paluszki, sok pomarańczowy i piwo wygrały produkty z Polski. Zremisowaliśmy w kategorii czekolada. Komentarze pod tekstem były raczej sceptyczne, ponieważ to, co nam smakuje, nie oznacza, że jest zdrowe i wysokiej jakości.

Wydanie: 2013, 22/2013

Kategorie: Świat

Komentarze

  1. Jkun
    Jkun 24 stycznia, 2016, 19:41

    Nie ma co się oszukiwać.Polskie wędliny są niesmaczne!

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy