Nieludzkim głosem

Nieludzkim głosem

Zwierzęta mówią dużo, trzeba tylko zrozumieć ich mowę

Nigdy nie słyszałem, by zwierzęta mówiły ludzkim głosem, ani w wigilię św. Jana, ani w okolicy przesilenia zimowego. Nie oznacza to jednak, że w ogóle nie mówią, przeciwnie, trzeba tylko zrozumieć ich mowę.

Zwykle, kiedy myślimy o mowie, chodzi nam o głosy wydobywające się z gardzieli, jak w „Rejsie”, gdzie chodziło o podanie odgłosu konia paszczą. Nic dziwnego, to nasz główny sposób komunikacji, który jest bardzo popularny wśród ptaków. Ssaki pod tym względem zajmują pośrednie miejsce, z nielicznymi wyjątkami, do których właśnie my się zaliczamy. To również jedna z przyczyn, dla których lepiej rozumiemy ptaki niż naszych krewniaków. Ptaki kojarzą się nam głównie ze wspaniałymi śpiewami w okresie godowym. Powszechnie wiadomo, że w ten sposób wabią partnerki, choć to nie cała prawda. Wprawdzie śpiew jest często informacją dla samicy, o sile i zdrowiu samca, ale zwykle głównym adresatem treli są inne samce. Opierzeni soliści oznaczają w ten sposób swoje terytorium. Inny samiec otrzymuje informację, że lepiej tu nie zaglądać. Choć nie wszyscy do tego się zastosują – wpadną z wizytą osobniki, które nie przystąpiły do lęgów, bo gdzieś podziać się muszą. Wpadnie też sąsiad, ale raczej do szanownej małżonki, zwłaszcza gdy właściciel terenu nie jest przesadnie atrakcyjny, lecz o tym innym razem.

Poza sezonem godowym, a także w jego trakcie, słyszymy głosy kontaktowe oraz ostrzegawcze. Te ostatnie są szczególnie ważne, gdy mamy do czynienia ze zgrupowaniami ptaków, np. przy karmniku często możemy usłyszeć ostrzeżenie przed krogulcem. Alarm sprawia, że natychmiast cała ferajna kryje się w niedostępnych miejscach. Alarm ptasiej drobnicy to wysoki gwizd, podobny u różnych gatunków, mamy tu więc coś na kształt esperanto. Podobny mechanizm wykształciły kaczki, wydające dobrze nam znane, międzygatunkowe kwakanie. Podobieństwo sygnału alarmowego w stadzie, poza oczywistym porozumiewaniem się między gatunkami, ma też inną zaletę – osobnik wszczynający alarm nie wyróżnia się w grupie, dzięki czemu nie ściąga na siebie uwagi napastnika. Ten drugi fakt zdaje się bardziej istotny, ponieważ odmienne sygnały alarmowe są często zrozumiałe dla zwierząt spoza grupy. Wiewiórki intensywnie nasłuchują głosów wydawanych przez ptaki i są w stanie wychwycić zagrożenie, bez względu na to, czy alarm podniesie bogatka, kwiczoł czy sójka. Każde ze wspomnianych zwierząt robi to w odmienny sposób, ale i każde rozpoznaje sygnały ostrzegawcze pozostałych.

By posługiwać się głosem, konieczny jest aparat nadawczy, np. wspomniana paszcza. Skoro emitujemy dźwięk, liczymy, że ktoś go odbierze i zrozumie, konieczny jest więc aparat odbiorczy. Dla ludzi to spore zaskoczenie, że większość świata zwierząt jest głucha. Spośród owadów, stanowiących trzy czwarte świata zwierząt, tylko niewielka grupa ma słuch. Wśród sześcionożnych organizmów do nielicznych posiadaczy słuchu należą prostoskrzydłe, których przedstawicielami są pasikoniki. Zmysł słuchu powstał u nich bez związku z naszymi uszami i zupełnie inaczej zlokalizowane są aparaty odbiorcze, zwane narządem tympanalnym. Zapewne pasikoniki dziwią się, że nosimy uszy na głowie, one mają je na goleniach. Do wydawania głosów nie używają też jamy gębowej, lecz posługują się strydulacją – czyli pocieraniem różnych części ciała o siebie, np. nogi o skrzydło, skrzydła o drugie skrzydło czy, jak niektóre pluskwiaki, penisa o podbrzusze.

Mechaniczne metody nie są też obce ptakom, np. gorzykowatym. Ich najwybitniejszym muzycznie przedstawicielem jest kusogorzyk miotlasty, którego muzyka jest porównywana z dźwiękami skrzypiec (mnie przypomina raczej piszczałkę, ale chyba uszy mam z drewna i na goleniach). By zaimponować dziewczynom, kusogorzyki uderzają o siebie skrzydłami 107 razy na sekundę! Tempo nieosiągalne nawet dla Paganiniego. Z rodzimych ptaków najbardziej znanymi instrumentalistami są bociany, które uderzając dwiema połówkami dzioba, wydają klekot. Metodami perkusyjnymi posługują się również dzięcioły, bębniące o dobrze rezonujące gałęzie, latarnie czy blaszane dachy. Z kolei kszyki, znane głównie jako wyjątek ortograficzny, którym poloniści katują dzieci, wzlatują wysoko, a następnie opadają pod kątem 45 st., rozpościerając zewnętrzne skrzydła w ogonie, co powoduje dźwięczny furkot, przypominający beczenie jagnięcia. Temu dźwiękowi imię zawdzięcza cała grupa tych ptaków, zwanych bekasami.

Wracając do owadów, większość komunikuje się za pomocą zapachów. Samice jelonka rogacza z odchodami rozsiewają feromony, działające na samce niczym Chanel N°5. Podobnie rzecz się ma u motyli, są one jednak znacznie bardziej wyrafinowane. Panowie mają plamy zapachowe na skrzydłach, które rozsyłają zapach będący zaproszeniem (i informacją o kondycji) dla samic. Najlepszym tego przykładem jest latolistek cytrynek, charakterystyczny żółty motyl, jedna z pierwszych oznak wiosny, często nazywany po prostu cytrynkiem. Warto wiedzieć, że żółte są tylko samce. Większość ludzi myśli, że nazwa gatunku pochodzi od tego koloru, tymczasem wywodzi się ona od cytrynowego zapachu. Gwoli sprawiedliwości dodam, że niektóre motyle wydają i słyszą dźwięki, ale ich narządy tympanalne zlokalizowane są u podstawy pierwszej pary skrzydeł.

Bardziej złożoną mową zapachów posługują się mrówki. Specjalnym zapachem oznaczają ścieżkę, po której idą, by później trafić do mrowiska. Jeśli znajdą obfite źródło pokarmu, zostawiają drogowskaz zapachowy dla pobratymców z kolonii. Dzięki zapachowemu dowodowi osobistemu rozpoznają siostry z własnego mrowiska, odróżniając je od intruzek, które należy niezwłocznie (brutalnie) wyprosić. Poszczególne gatunki mrówek mogą używać dobrze ponad setki różnych informacji zapachowych. Podobnie sprawa się ma z większością ssaków. Każdy mieszkający z psem czy kotem wie, że pies zaznacza terytorium moczem, a kot – ocierając się o różne przedmioty. Ba! Koty, a także ich dzicy i bardzo rzadcy w naturze pobratymcy, żbiki i rysie, zostawiają swój zapach nawet włoskami między opuszkami na łapkach. Cenną pomocą w zostawianiu zapachu jest gruczoł fiołkowy, obecny m.in. u wilków i lisów. Znajduje się on na grzbiecie, w pobliżu nasady ogona.

A skoro już doszliśmy do ssaków, warto napomknąć, jak potrafią porozumiewać się paszczą, np. wilki z ich legendarnym nocnym wyciem. Ponadto wilki warczą, ale nigdy nie szczekają. To ostatnie jest domeną… saren, ostre szczeknięcie stanowi sygnał ostrzegawczy, zwykle wydawany przez matkę, ale można je usłyszeć także zimą, gdy sarny grupują się w mniejsze lub większe stada.

Choć u ssaków wzrok zwykle nie odgrywa pierwszoplanowej roli, to i komunikacja wzrokowa jest istotna. Wspomniane sarny mają wokół odbytu plamy jasnego owłosienia, zwane lustrem. Służy ono do komunikacji – dzięki temu zwierzęta widzą się w nocy i stado się nie gubi. Ponadto może ono służyć jako informacja ostrzegawcza – zaskoczone nagłą bliskością zagrożenia sarny nie wokalizują, lecz biorą nogi za pas. Szybko oddalające się lusterko jest sygnałem, że i my powinniśmy czym prędzej dać drapaka. Ta metoda bywa pomocna w porozumiewaniu się ofiar z… drapieżnikami. Oddalające się lustro może być sygnałem dla napastnika, by dać sobie spokój, ponieważ niedoszły posiłek jest zbyt sprawny, by go dogonić. To pozwala oszczędzić cenną energię. Znacznie dalej w tej metodzie doszły zamieszkujące południową Afrykę skoczniki antylopie, nieco większe od naszych saren. Na widok lwa czy lamparta wykonują podskoki na wysokość 4 m! Zdaje się, że zwierzę mówi w ten sposób: „Daj spokój, widzisz, jaki jestem sprawny? Nie dopadniesz mnie!”. I rzeczywiście, po takiej demonstracji wielkie koty często odpuszczają, no chyba że któryś osobnik skacze niezbyt wiarygodnie.

Wizualne porozumiewanie się ma znaczenie również dla wyboru odpowiedniego partnera. Wydaje się, że w tej dziedzinie mistrzami są niektóre ośmiornice, sygnalizujące zmianą barwy uczucia względem potencjalnego partnera. Naczelne, do których i my należymy, często mają intensywnie czerwone pośladki. Widoczne jest to szczególnie u małpich samic. Wprawdzie u naszych krewniaków samce nie są specjalnie wybredne, niemniej jednak to informacja o witalności samicy. Dziewczyny o mniej wybarwionych pośladkach mogą liczyć na mniej ponętnych partnerów. Od tych atrakcyjniejszych odpędzą je laski o intensywnie czerwonych i wielkich pupach. Podobnie rzecz się ma u innych zwierząt z widocznymi różnicami między chłopakami a dziewczynami, zwanych przez biologów dymorfizmem płciowym. Rzecz jasna, w takich razach myśl nasza biegnie do ptaków, szczególnie do kaczek, u których dziewczyny uchodzą za brzydkie (skądinąd niesłusznie, ich maskujące i zarazem misterne ubarwienie jest zachwycające), panowie zaś za kolorowych i pięknych. I rzeczywiście, wybierając kaczorów na mężów, kaczki kierują się ich wyglądem. Im barwniejszy, tym lepszy. Ale liczba najatrakcyjniejszych samców jest ograniczona, nie wszystkim dziewczynom trafi się supermen. Rogi mało wyględnemu samcowi trudno dorobić, panowie bardzo pilnują swoich wybranek, zresztą oddalenie się od partnera naraża samicę na gwałt, niekiedy zbiorowy. Takim niezbyt przystojnym kaczorom samice złożą mniejsze jaja. Ale o tym napiszę w kolejnym artykule.

Fot. Bewphoto

Wydanie: 2020, 52/2020

Kategorie: Ekologia