Niemiecka wydajność proszków

Niemiecka wydajność proszków

Dlaczego zagraniczni producenci chemii gospodarstwa domowego oferują nam gorsze gatunki detergentów?

Na ten temat napisano już dziesiątki różnych artykułów i wylano, w przenośni i dosłownie, hektolitry zaprawionej detergentami wody. Chodzi o sprawę, z którą miał do czynienia każdy zajmujący się utrzymywaniem rodziny w czystości. Mówiąc wprost – proszki sprowadzane bezpośrednio z Niemiec piorą lepiej. Zresztą nie tylko proszki mocniej działają, lecz także inne środki czystości przywożone w ramach prywatnego importu zza Odry, choć produkty tych samych firm można bez trudu kupić w Polsce.
Transport i sprzedaż „oryginalnych” wyrobów piorących stały się od pewnego czasu nowym zajęciem dającym niezłe utrzymanie. Trudno w to uwierzyć, ale tak jest. Wystarczy zatrzymać się przy drodze prowadzącej przez znaną z najnowszej historii Polski Magdalenkę, gdzie na poboczu zamiast „tirówek” stoją osobowe auta załadowane proszkami. Wystarczy otworzyć internet i wpisać w wyszukiwarce „proszek”, aby zobaczyć, ile firm zajmuje się sprzedażą wysyłkową tych łazienkowo-kuchennych asortymentów, które są przywożone z niemieckich sklepów i hurtowni tuż przy polskiej granicy.

Mit dla maluczkich?

Po co ci drobni importerzy regularnie odwiedzają naszych zachodnich sąsiadów? Bo ktoś sobie uświadomił, że niemieckie gospodynie mogą prać lepiej.
– Czy to legenda? – pytam Piotra Dziekańskiego, właściciela „specjalistycznego” sklepu w podwarszawskim Izabelinie.
– To jest legenda, dopóki się samemu nie sprawdzi, że jest prawdziwa. Ale tę prawdę uparcie się ukrywa i nie podaje do publicznej wiadomości.
– Dlaczego?
– Gdyż uderza w oficjalnych producentów i dystrybutorów zachodnich firm, które mają w Polsce swoje oddziały.
– Wystarczy zrobić uczciwy test i porównać efekty.
– Każdy może taki test wykonać dla siebie. Oficjalnie jednak nikt się nie podejmie. W jednym z programów komercyjnej telewizji próbowano podać do wiadomości, że na rynku niemieckim te same produkty są wyższej jakości, ale producenci zagrozili, że stacja nie otrzyma więcej reklam proszków. Zrozumieli, że nie warto się wygłupiać, bo to się nie opłaci. Ten temat w telewizji nie został już więcej pociągnięty.
– A klientom pańskiego sklepu opłaci się kupować to samo, tylko drożej?
– Gdybym nie chciał zarobić na sprzedaży środków piorących i innych kosmetyków do codziennego użytku, to ceny byłyby takie same jak polskich odpowiedników. Ponieważ jednak coś zarabiam, niemieckie proszki są u mnie o ok. 20% droższe niż polskie. Ale niektóre towary sprzedaję po takiej samej cenie albo nawet nieco taniej, niż można nabyć np. w hipermarketach. Dotyczy to niektórych dezodorantów, lakierów do włosów, żeli pod prysznic i balsamów do ciała. Na tym się nie zarabia, ale klienci sobie chwalą.
– Co chwalą najbardziej?
– Wszystko chwalą, co jest zagraniczne i służy do prania lub sprzątania. Płyny do mycia naczyń, do mycia szyb, pasty do zębów, kremy. Różnicę widać gołym okiem, bo konsystencja niemieckich detergentów jest inna, są gęstsze, bardziej skondensowane, a przez to bardziej wydajne w stosowaniu. Wystarczy mniejsza dawka proszku wsypana do pralki, aby uzyskać dobry efekt. W sumie polski proszek gospodyni zużywa w ciągu miesiąca, a przywieziony z Niemiec np. w trzy miesiące. W rezultacie wychodzi taniej, choć jedno opakowanie jest droższe.

Głosy internautów

Sprzedawca artykułów z prywatnego importu musi zachwalać swoje towary, ale dlaczego proniemieckie hymny wyśpiewują polscy internauci? Czyżbyśmy wszyscy byli zwolennikami niemieckich towarów?
„Zobacz sobie na jakimś bazarku albo targu – zazwyczaj można znaleźć sprzedawców z proszkami z Niemiec. Mają w ogóle dużo chemii domowej”, doradza jedna gospodyni drugiej.
„Kosmo” przyznaje: „Ostatnio zamówiłam sobie z Niemiec duże proszki. Za 6 kg Ariela zapłaciłam po 30 zł i 10 zł za płyn do płukania. Zapach i jakość – nieporównywalna – tak jak powiedziała Foremka. – Do dywanów polecam jeszcze proszek – sypie się na dywan, lekko wciera i po jakimś czasie odkurza. Teraz Vanish to wypuścił, ale ja miałam jakiś niemiecki”.
Pisze „sikorka”: „Jakieś lepsze te rzeczy, tzn. proszki, kremy i nawet pampersy!! Miałam porównanie, bo ciotka mi z Niemiec przywiozła – i te niemieckie faktycznie łapią te rzadkie kupki – zostawała tylko taka plastelinka w pieluszce. Tak to ja mogę pampersy zmieniać”.
Nie brakuje również argumentów zdrowotnych. Mężczyzna, który od niedawna zajmuje się sprzedażą artykułów chemicznych z Niemiec, zapewnia: „Mam stałą klientkę, która pierze tylko w niemieckim proszku, bo na polski tej samej marki ma alergię”. A „niezadowolona” dodaje: „Przez pewien czas prałam w vizirze sprowadzanym wprost z Niemiec – pranie było naprawdę czyste, a ja nie miałam żadnych kłopotów alergicznych. Gdy nie mogłam już kupić oryginalnego proszku, kupiłam ten produkowany w Polsce. Uczulenie po pierwszym praniu i plamy na bieliźnie. Ale najważniejsze są różnice w wydajności. Proszek produkowany na rynek niemiecki jest silniejszy – 100 g odpowiada 150 g proszku tej samej marki produkowanego na rynek polski”.

Nie, czyli tak

Czy te wszystkie różnice to tylko wynik sugestii i cielęcego zachwytu? Odpowiedź od specjalistki Działu Komunikacji Korporacyjnej w firmie Henkel Polska, Anny Kobierskiej, przychodzi po dwóch dniach: „Firma Henkel oferuje swoje produkty w ponad 125 krajach na całym świecie. Działając na tak ogromną skalę, docieramy do konsumentów żyjących w różnych kulturach, strefach czasowych i w całkowicie odmiennych warunkach środowiskowych. Nasza oferta produktów musi odpowiadać warunkom panującym na konkretnym, lokalnym rynku i być dostosowana do oczekiwań i potrzeb tamtejszych konsumentów. Niezależnie od rynku, na którym sprzedawane są produkty Henkla, zawsze muszą one spełniać zasadę najwyższej jakości i efektywności jak odpowiadające im produkty na rynkach europejskich i światowych. Dotyczy to także proszków do prania, które są w Polsce równie wysokiej jakości jak te sprzedawane w innych krajach europejskich, np. w Czechach, Niemczech, Francji czy Hiszpanii”.
Z odpowiedzi firmy Henkel dowiadujemy się również, że proszki do prania są wytwarzane w wielu zakładach produkcyjnych w różnych krajach. Np. proszki do prania produkowane w Düsseldorfie sprzedawane są w Niemczech i np. w krajach Beneluksu, a pochodzące z polskiej wytwórni w Raciborzu – w Polsce, na Litwie, Łotwie lub w Estonii. Miejsce produkcji oferowanych przez Henkel Polska środków czystości podawane jest zawsze na opakowaniach. W Polsce produkuje się proszki Persil, Rex, Bobas, a inne produkty pochodzą z najbliżej nas położonych wytwórni w Austrii i na Węgrzech.
Czy pomiędzy proszkami o tej samej nazwie występują jakieś różnice? Okazuje się, że tak. „Konsumenci w różnych krajach mają specyficzne upodobania i przyzwyczajenia. Stąd pomiędzy proszkami tych samych marek na różnych rynkach mogą występować różnice np. w zapachu, rodzaju opakowań, gramaturze itp.”.
Jest również informacja o poziomie kondensacji tych samych proszków w Niemczech i np. w Polsce. „Od dłuższego czasu europejscy producenci proszków do prania stopniowo zwiększają ich koncentrację, aby ograniczyć ilość chemikaliów odprowadzanych po praniu do ścieków, a tym samym ograniczyć negatywne oddziaływanie na środowisko. Zmiany te wprowadzane są etapami, ponieważ wymagają akcji informacyjno-edukacyjnej skierowanej do konsumentów, ale także przygotowań po stronie producentów: dostosowania procesów technologicznych, zmian formatów opakowań itp. Od kilku lat na rynku polskim są proszki o zwiększonej koncentracji (dla wyróżnienia znakowane były jako EuroCompact).
W międzyczasie w krajach zachodnioeuropejskich, gdzie analogiczne działania rozpoczęto dużo wcześniej, dokonano kolejnego kroku. Dlatego tamtejsze proszki charakteryzują się obecnie większą koncentracją, która przekłada się na zalecane dozowanie (przy średnio twardej wodzie i średnim zabrudzeniu pranych tekstyliów) wynoszące 75-95 g/pranie. To dozowanie w przypadku większości proszków na rynku polskim, w tym oferowanych przez naszą firmę, wynosi obecnie 100 g na pranie”.

Wyszło szydło z proszku

To nie jest sen. Wszystko, co zaobserwowali polscy użytkownicy proszków, jest prawdą, bo producent też to potwierdza. Inne mogą być nie tylko opakowania, ale i zapachy, koncentracja i wydajność. Tyle że nikt nie chce nazwać rzeczy po imieniu. Zachód różni się od Polski i wyprzedza nas o kilka-kilkanaście lat, także w technologiach stosowanych w gospodarstwie domowym i poziomie ochrony środowiska. Jednak prywatny import i niczym nieskrępowana wymiana towarowa może przyśpieszyć nasz „awans” do krajów tzw. starej Unii. Oby jak najszybciej. A może powinniśmy w ramach lekcji patriotyzmu kupować tylko niezawodne polskie proszki IXI i Cypisek.

Wydanie: 2009, 38/2009

Kategorie: Kraj

Komentarze

  1. Logan
    Logan 20 czerwca, 2019, 09:13

    Konkluzja, choć wynika z przekory jest dobra. Tak na marginesie właścicielem marki IXI jest firma Henkel i ten proszek nie jest produkowany. Takie rzeczy jak jakość środków piorących reguluje rynek. Pomimo prywatnego importu i tak jest wystarczająca ilość klientów co kupuje „firmowe” proszki w polskich marketach. Wiec po co zmieniać skład skoro ten co jest przynosi kolosalne zyski. Osobiście robiłem różne testy i wyszło mi, że lepiej kupić w biedrze płyn kłębuszek za 8 zł niż vizir za 23 zł. Wyszło taniej i lepiej. Ale kto dzisiaj ma czas zajmować się testami. Rządzi psychologia, tzn. Skoro nie stać mnie na nowego mercedesa to kupię sobie chociaż „firmowy” proszek.

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy