Nieodwracalne skutki rewolucji

ZAPISKI POLITYCZNE

Dawno nie słyszałem takiej ilości głupstw, jakie z okazji prezydenckiego weta do ustawy reprywatyzacyjnej wypowiedzieli ludzie prawicy. Można by machnąć ręką i skwitować te brednie krótkim: Każdy naród ma taką prawicę, na jaką zasługuje, ale sprawa reprywatyzacji jest bardziej skomplikowana. Pomysł reformy rolnej ma stary, przedwojenny rodowód. Kontynuowano ten zamysł zarówno w kraju, jak i w emigracyjnym rządzie londyńskim odnośnie Polski w granicach, jakie miała w XX-leciu. Przekazanie nam po wojnie olbrzymich obszarów poniemieckich zmieniło, lub mogło zmienić, stosunki agrarne. Zaczęliśmy mieć nadmiar ziemi, co trwa do dzisiaj. Trzy miliony hektarów gruntów rolnych odłoguje.
Przed wojną istotnie wieś cierpiała na wielki głód ziemi. Reforma rolna, której patronował minister Poniatowski, była prowadzona rozumnie. Tworzono gospodarstwa zwane poniatówkami, o ekonomicznie uzasadnionej wielkości, do tego były zabudowania mieszkalne i gospodarcze oraz kredyty na inwentarz żywy i martwy. Znałem dobrze ministra Poniatowskiego, który po każdym moim powrocie z reporterskiej wyprawy w Poznańskie wypytywał mnie o los jego poniatówek i cieszył się, gdy je chwaliłem.

Przyłączenie do Polski ziem poniemieckich radykalnie zmieniało bilans ziemi do przejęcia przez mieszkańców przeludnionej wsi. Ta oczywista prawda jest zazwyczaj przemilczana. Decyzję o reformie rolnej podjęto z zupełnie innych przyczyn, niż decydowano o tym przed wojną. Głównym motywem była chęć, czy nawet – z punktu widzenia imperium sowieckiego – konieczność likwidacji klasy politycznej, w której od półtora wieku rodziły się straceńcze na ogół idee wyzwolenia Polski z żelaznej obręczy imperium Romanowów. Stąd nie tylko odebrano ziemię, podstawę ekonomiczną ziemiaństwa, ale zniszczono całkiem świadomie dwory i pałace, te szlacheckie gniazda antyrosyjskiego oporu. Sławnym dowodem niech będzie dla potomności sytuacja wybitnego uczonego, Tadeusza Wolskiego, hodowcy zbóż, o światowym dorobku, który nie mógł na terenie swego dawnego majątku kontynuować eksperymentów rolniczych inaczej, niż opuszczając teren ośrodka hodowlanego na noc. W dzień mógł sobie pracować nad pszenżytem. Nocować musiał w sąsiednim powiecie.
Mimo drastycznej reformy Polska centralna i wschodnia pozostała do dzisiaj krajem małorolnych chłopów, z czym teraz też nie potrafimy się uporać. Natomiast na Zachodzie poniemieckim całymi latami stały opustoszałe budynki i ugorowała urodzajna ziemia. Dodanie po kawałeczku roli małorolnym gospodarstwom niczego w istocie nie zmieniało. Dawna wieś polska awansowała materialnie wraz z rozwojem przemysłu i łatwym dostępem do nauki, co teraz zostało w nowym ustroju brutalnie przerwane. Ruina, jaka zapanowała na ziemiach poniemieckich z braku osiedleńców, trwa do dzisiaj. Tysiące dworów i pałaców, nieraz znakomitych zabytków kultury, rozsypało się w zaniedbaniu wołającym o pomstę do nieba.
Przemiany, jakie zaszły w Polsce, objęły także klasę właścicieli przemysłu, również z wielką szkodą dla gospodarki, ale z pożytkiem w zakresie likwidacji klasy podobnie wrogiej sowieckiej okupacji, jak środowiska szlacheckie. Boleśnie ugodzono także w środowiska starej, patriotycznej inteligencji.
Nie mam tu możności opisania wszystkich przemian, jakie złożyły się na zjawisko, które można śmiało określić jako rewolucję – co prawda, jak nas we Wrocławiu na wydziale prawa nauczał profesor Andrzej Mycielski – przyniesioną na sowieckich bagnetach, ale jednak rewolucję ze wszystkimi jej negatywnym i pozytywnymi konsekwencjami.
W dziejach ludzkości rewolucje nie są niczym nowym. Zawsze się zdarzały i to się będzie powtarzać. Nie zdarzyło się natomiast nigdy odwrócenie skutków jakiejś rewolucji po kilkudziesięciu latach od jej wybuchu i po utrwaleniu klęsk lub sukcesów, jak kto woli.
Nie chcieli tej prawidłowości uznać autorzy ustawy reprywatyzacyjnej. Być może o niemożności powrotu do tego, co było niegdyś, w ogóle nie wiedzieli. Nasza prawica polityczna nie błyszczy erudycją. Niestety. Zasadniczy błąd ustawy reprywatyzacyjnej bierze się z aż kilku przyczyn. Środowiska byłych właścicieli czy to ziemskich, czy fabrycznych zupełnie nie zdają sobie sprawy z wrogości do szlachty panującej na wsi popańszczyźnianej. Nawet w rodzinach wysoko obecnie stojących w hierarchii społecznej trwa bolesna pamięć na poły niewolniczej, pańszczyźnianej przeszłości, czy wiejskiej biedy. Blisko 40 lat temu kręciłem film dokumentalny o dolinie Wisły. Były w nim zdjęcia zamieszkałych, kurnych chat. W Markowej pod Łańcutem sam w takiej chacie nocowałem, a moja gospodyni, staruszka, opowiadała, że za jej młodości prawie cała wieś tak mieszkała. Chłopska bieda ma olbrzymią literaturę piękną i naukową. I gorzką pamięć u współczesnych.
Jak zatem się nie dziwić wrogości sporej części Polaków wobec ustawy reprywatyzacyjnej i uznaniu, z jakim spotkało się weto prezydenta? Warto także pamiętać, że w zapale odwracania skutków rewolucji prawica przeforsowała w Sejmie prawnego bubla, narażającego Polskę na przykre konsekwencje międzynarodowe. W tej ostatniej sprawie zagrał nacjonalizm. Nie będą się nam Żydy znowu panoszyć!
Na marginesie tego konfliktu ciśnie się pod pióro taka refleksja. Różnym mądrym i szlachetnym ludziom marzy się Polska pojednana, Polska lojalnej współpracy wszystkich sił politycznych dla dobra kraju. Te piękne hasła i rozumne wyzwania nie trafiają do środowisk prawicy, nawet do tej mniej agresywnej.
Być może w kręgach inteligentniejszej i przyzwoitszej prawicy istnieją ludzie skłonni ulegać takim wezwaniom, lecz nie bardzo ich słychać na polu walki politycznej. Słabi są, czy lękliwi… to chciałoby się wiedzieć, gdyż na pierwszy plan wysuwają się postacie opanowane żądzą nieustającej walki, bluzgające obelgami pod adresem prezydenta Rzeczypospolitej, czy też środowisk lewicowych. Im mniejsze okazują się ich szanse wyborcze, tym większą objawiają agresywność. Inaczej na to patrząc, trudno się dziwić. Pogrążyli kraj w kryzysie. Za chwilę odezwą się biblijne słowa: “Zdaj sprawę z włodarstwa twego, bo już więcej włodarzyć nie będziesz”. 28 marca 2001 r.

Wydanie: 14/2001, 2001

Kategorie: Felietony

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy