Niepełnosprawny nie znaczy bierny

Niepełnosprawny nie znaczy bierny

Kończą studia, uprawiają sporty, mają przyjaciół. Tylko trudno im znaleźć pracę

Panią Wiesławę zastaję w jej ezoterycznym sklepie-galerii na elbląskiej starówce. Zapach kadzidełek miesza się z wonią świec, w półmroku połyskują tajemniczo monety, talizmany, kamienie, można tu znaleźć wahadełka, różdżki i amulety, można sobie powróżyć. Każdemu klientowi pani Wiesława doradza też, jak uaktywnić talizman, aby przynosił korzyści i chronił. Swój sklepik otworzyła kilka miesięcy temu, korzystając z pożyczki z Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. W Elblągu więcej osób niepełnosprawnych zdecydowało się na własną działalność gospodarczą. W ten sposób działa kilka małych sklepów, warsztat jubilerski, blacharski, biura ubezpieczeniowe i rachunkowe.
Pani Wiesława, ekonomistka z zawodu i zodiakalny Byk, należy do ludzi aktywnych i praktycznych. Otwarcie własnego biznesu zgodnego z jej pasją stanowi nowy rozdział w jej życiu. Gdyby nie choroba kręgosłupa, pewnie nigdy nie odkryłaby w sobie takich możliwości, mimo to o swojej niepełnosprawności mówi niechętnie.
– To żadna chluba być niepełnosprawnym w Polsce – ucina, dodając jednak, że przyznana niedawno naszemu krajowi Międzynarodowa Nagroda Niepełnosprawności im. F.D. Roosevelta w pełni się nam należy. – To wyróżnienie nie jest na wyrost, ostatnio dużo robi się dla takich osób jak ja. Zmieniła się zwłaszcza mentalność urzędników, ich stosunek do nas jest o wiele bardziej przyjazny, natomiast wciąż są problemy z podejściem pracodawców i zwykłych ludzi. Mam koleżankę w Warszawie bardzo uzdolnioną plastycznie, ale z rażącą niepełnosprawnością. Nieraz gdy siada w tramwaju albo w autobusie, osoby siedzące obok niej nagle wstają bez słowa.

Rower to wolność
Radek Rudzki z Młynar pod Elblągiem przejmowanie się takim ostracyzmem ma już za sobą. Na spotkanie ze mną przyjeżdża fantazyjnym, czerwonym rowerem z przyczepką. Uśmiechnięty, wyluzowany, w sportowym stroju wcale nie wygląda na osobę z pierwszą grupą inwalidzką. Urodził się z porażeniem mózgowym. Lekarze nie dawali mu żadnych szans.
– Gdyby moi rodzice im uwierzyli, tobym tylko leżał i czekał na obsługę. Początkowo nie mogłem nawet usiąść – wspomina. Jego opiekunowie uparli się jednak, przeprowadzając w domu żmudną rehabilitację syna. Próbowali go też zainteresować sportem dla niepełnosprawnych. Radek sprawdzał się zwłaszcza w lekkoatletyce, miotał kulą, rzucał oszczepem i dyskiem. W domu z tego okresu ma całą gablotę medali. Na rower wsiadł 12 lat temu i do dzisiaj nie schodzi z siodełka.
– Pierwszy taki bolid ojciec przytargał dla mnie gdzieś z południa Polski, następne były składane w Elblągu, ostatni kupiliśmy w firmie pod Warszawą. Jakbym nie miał tego roweru, to siedziałbym w domu i gapił się w ścianę, bo przejść o kulach mogę najwyżej 300 metrów – podkreśla.
Radek bardzo wcześnie zrezygnował też z nauczania indywidualnego, chciał być w klasie, wśród kolegów, nawet kosztem niższych ocen. Niedawno zdał maturę i dostał się na informatykę stosowaną w Elbląskiej Wyższej Szkole Zawodowej. Tu jednak nie poradził sobie z matematyką i musiał zrezygnować ze studiów. To wcale go nie załamało. Od trzech miesięcy mieszka na stancji w Elblągu i do 440 zł renty dorabia w miejscowym Zakładzie Aktywności Zawodowej prowadzonym przez Elbląską Radę Konsultacyjną Osób Niepełnosprawnych. Pracuje przy komputerze i wycina folie na reklamy, banery, projektuje wizytówki. Ze studiów bynajmniej nie zrezygnował, będzie się uczył zaocznie. Tylko jeszcze nie wie, skąd weźmie na to pieniądze. Ostatnio zignorowano jego podanie o pracę w serwisie komputerowym. Nie rozumie też decyzji urzędników z Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych, którzy odmówili mu sfinansowania nowego roweru.
– Poinformowano mnie, iż wedle przepisów przysługuje mi tylko rowerek stacjonarny do ćwiczeń w mieszkaniu, ale po co mi taki, ja potrzebuję roweru do poruszania się po mieście. Ten, którym jeżdżę, psuje się, ostatnio ludzie z Zakładu Aktywności Zawodowej pomagali mi go nareperować.
Rodziców w Młynarach odwiedza w weekendy. Już nie panikują, że sobie nie poradzi, ba, czasem nawet korzystają z jego finansowego wsparcia.
– Przeprowadzka do Elbląga to dla mnie błogosławieństwo – podkreśla Radek. – Tu naprawdę odżyłem, pokonałem samego siebie, te wszystkie śmieszne kompleksy. Teraz tylko muszę do końca się usamodzielnić, zdobyć lepszą pracę i jakieś mieszkanie.
O swojej niepełnosprawności Radek jakby zapomniał, zresztą ma tyle spraw na głowie. W Młynarach jak tylko ma czas, pomaga dzieciakom w świetlicy środowiskowej, naprawia znajomym komputery, ale najważniejsza dla niego w życiu jest przyjaźń, a przyjaciół ma bez liku.
– Nie chcę się chwalić, ale ludzie mnie lubią, akceptują, mówią, że mam taki sympatyczny charakter – dodaje i wsiada na rower.

Piąta w kraju z doktoratem
Niewidoma 31-letnia Agnieszka Pietrzyk z Elbląga wydaje się mniej przebojowa od Radka. Wzrok zaczęła tracić w wieku 12 lat, gdy zachorowała na jaskrę. Wyciszona, delikatna, starannie dobiera słowa. Pewnie i bezpiecznie czuje się jedynie w swoim pokoju, który dzieli z siostrą. Na miasto wychodzi wyłącznie z rodziną lub przyjaciółmi. Nigdy nie próbowała chodzić z laską ani z psem. Nie ma też żadnych znajomych wśród niepełnosprawnych. Raczej spotyka się z pełnosprawnymi koleżankami ze studiów, to z nimi jeździ na wycieczki po kraju i za granicę. Siedem lat temu skończyła polonistykę na Uniwersytecie Gdańskim. Zaraz potem podjęła studia doktoranckie. Doktorat obroniła trzy lata temu, jego tematem był wątek morza w dziełach Juliusza Słowackiego. Mimo skończonych studiów i tytułu doktora (piąty doktorat osoby niewidomej w Polsce) pracy w swojej specjalności znaleźć nie może.
Próbowała jej szukać w miejscowych instytucjach zarządzania oświatą, na elbląskich uczelniach, wszędzie odpowiadano jej to samo: nie można jej zatrudnić, gdyż nie odbyła pięcioletniej praktyki pedagogicznej.
Na nic nie zdały się tłumaczenia, że świetnie posługuje się brajlem, że doskonale radzi sobie z komputerowym programem dźwiękowym dla niewidomych, że zna języki obce. Podobna odmowa spotkała ją w bibliotekach. Ostatnio z pomocą przyszła jej Elbląska Rada Konsultacyjna Osób Niepełnosprawnych, zaproponowano jej dorywczo wykłady z literatury na Uniwersytecie Trzeciego Wieku. Agnieszka ogromnie się z tego cieszy, ale marzy o prawdziwym zajęciu na uczelni. Od roku do skromnej renty dorabia, wysyłając przez internet oferty przetargów na drugi koniec Polski. W tej pracy jest jednak zależna od matki, która wychwytuje oferty w gazetach i na tablicach ogłoszeń. Agnieszka skarżyć się nie potrafi, woli milczeć, za to jej matka ma wiele żalu.
– Ostatnio, gdy w PFRON ubiegałam się o dofinansowanie na telefon komórkowy dla córki, usłyszałam od jednej z urzędniczek: „A po co jej telefon, przecież i tak siedzi w domu”. Nikt nie rozumie, że ona żyje aktywnie, jak każdy z nas, pisze artykuły specjalistyczne, musi kontaktować się z pracodawcą. I tak jest bez przerwy, osoby niepełnosprawne są gorzej traktowane już od małego, podcina się im skrzydła na starcie, np. w nauczaniu indywidualnym godzin z poszczególnych przedmiotów mają mniej i co za tym idzie, gorsze szanse na maturze i przy starcie na studia; gdy inne dzieci uczą się dwóch języków, naszym przysługuje tylko jeden. W ogóle utarło się jakoś w Polsce, że niepełnosprawny to osoba ograniczona, wystarczy, żeby podstawówkę skończył. Do tego dochodzą inne problemy: straszna biurokracja w urzędach, przez którą nawet pełnosprawnym trudno się przebić, bariery architektoniczne, problemy z mieszkaniami, na które osób niepełnosprawnych nie stać ze względu na niskie dochody. Sama walczę o mieszkanie komunalne dla córki, chciałabym, żeby się usamodzielniła, zanim mnie zabraknie. Na razie jesteśmy gdzieś na 500. miejscu.
Agnieszka żyje dniem dzisiejszym, o przyszłości nie chce myśleć. Nawet do schodzenia po schodach z trzeciego piętra się przyzwyczaiła. Boi się tylko awarii drogiego komputera, kupionego dzięki dofinansowaniu z PFRON. Bez niego, tak jak Radek bez roweru, nie wyobraża sobie życia, nie mówiąc już o pracy…

Na wózku w kadrze narodowej
Z Rafałem Rockim, młodym wysportowanym mężczyzną, który od siedmiu lat porusza się na wózku po ciężkim urazie kręgosłupa, spotykam się w jego elbląskim mieszkaniu. Akurat je urządza i przystosowuje do swoich potrzeb. Z łazienki rozlegają się hałasy, gdyż właśnie montowana jest nowa pralka. Rafał zamieszka tu ze swoją dziewczyną.
Z dumą pokazuje mi zdjęcie uśmiechniętej brunetki, trochę jakby nie wierząc we własne szczęście. – Zdecydowaliśmy się na wspólne życie, choć to wcale nie jest łatwe w przypadku takich „kulawych” jak ja. Najgorzej jest z mieszkaniami. Początkowo rozglądaliśmy się za jakimś świeżo wybudowanym lokum, ale po odwiedzeniu wielu firm okazało się, że żadne z mieszkań nie spełnia wymogów. Właściwie nie buduje się dla niepełnosprawnych, tak by mogli swobodnie poruszać się między futrynami, wjechać do kuchni, do toalety. Postanowiliśmy więc wynająć mieszkanie w starym budownictwie i poczekać.
Rafał patrzy na swoje miasto z wysokości wózka.
– Ostatnio – mówi – Elbląg stał się bardziej dostępny dla niepełnosprawnych, chociaż są jeszcze bariery. Np. basen miejski to forteca -15 schodów do szatni, na płytę basenu 10 śliskich stopni, do Multikina dostanę się windą, która wjeżdża na poziom sklepów, ale już z poruszaniem się na sali kinowej mam kłopoty, na dodatek winda zamykana jest o dziewiątej wieczorem. W urzędzie miasta i w urzędzie skarbowym jest OK, ale dostanie się do mojego mieszkania na pierwszym piętrze to już horror, bez pomocy bliskich nigdzie wyjść nie dam rady. Czasem gdy zabawię dłużej na mieście, muszę ich budzić po nocy.
Rafał wstaje przed piątą rano, najpierw pomaga siostrze w piekarni, potem jedzie do sklepu ortopedycznego, gdzie dorabia do renty. Wieczorami ćwiczy rugby na wózku w Integracyjnym Klubie Sportowym „Atak”, trafił nawet do kadry narodowej w tym sporcie. Świetnie też pływa, skacze na spadochronie w tandemie, ba, nawet latał szybowcem i nurkował. Sport na wózku to jego wielka pasja, próbuje nawet pokazać mi amerykański film dokumentalny o tej tematyce, ale komputer nie chce czytać płyty. Na inny nie ma szans, właśnie dostał trzecią odmowę z PFRON. Jego zdaniem urzędnicy zza góry papierów i przepisów nie widzą tam człowieka i jego jednostkowego przypadku.
– W takich instytucjach powinni pracować niepełnosprawni – podkreśla. Krytykuje też przyznawanie młodym ludziom po wypadkach „z urzędu” wózków nieaktywnych, które cofają ich rehabilitację na zawsze.
Właśnie takim osobom stara się pomagać. Po okresie letnim szuka ich w szpitalach, wspierając w pierwszym najtrudniejszym okresie akceptacji swojej niepełnosprawności. – Na początku zawsze powtarzam moim podopiecznym, że wózek to tylko pewien etap w życiu, okres przejściowy. Może czasem trochę ich okłamuję, ale w ten sposób daję im nadzieję i siły do konfrontacji ze światem. Aby wytrzymali ciężar tych wszystkich spojrzeń, komentarzy, tej całej litości, pomieszanej z niezdrową sensacją. Gdy zdołają się przemóc i polubić siebie, będzie im lżej i otoczenie też szybciej ich zaakceptuje – tłumaczy, dodając, że wciąż najbardziej denerwują go nadopiekuńcze matki odrywające ciekawskie dzieciaki od jego wózka w taki sposób, jakby bały się, że te zarażą się od niego niepełnosprawnością.

Coś się zmienia
Według Światowej Organizacji Zdrowia osoby niepełnosprawne stanowią około 10-14% populacji. W Polsce powinno ich być nawet ponad 4 mln, jednak nie widać tego na ulicach. – Największym problemem jest wyciągnięcie ludzi z domów, zwłaszcza na terenach wiejskich – mówi Ewa Sprawka z Elbląskiej Rady Konsultacyjnej Osób Niepełnosprawnych, pełniąca też obowiązki konsultanta do spraw niepełnosprawnych w Elblągu.
Dlatego organizacje takie jak ERKON czy Sejmiki Osób Niepełnosprawnych postawiły sobie za zadanie dotrzeć do środowisk najbardziej odległych. W tym celu np. rada powołała ostatnio punkty w terenie, w Pasłęku, Tolkmicku i Fromborku.
– Zapotrzebowanie jest ogromne – mówi pracownica punktu w Pasłęku. – Zgłaszają się do nas ludzie także z sąsiednich gmin. Niepełnosprawni najczęściej szukają porad dotyczących dofinansowania na likwidację barier, na zakup sprzętu, szukają też ofert pracy lub porad prawnych.
Kolejnym zadaniem, jakie stawia sobie ERKON, jest aktywizacja zawodowa niepełnosprawnych. Zaczyna się ona już w sieci warsztatów terapii zajęciowej, potem niepełnosprawny może trafić do Zakładu Aktywności Zawodowej, który przygotowuje go do poruszania się na otwartym rynku pracy. Może też skorzystać z ofert biura pośrednictwa pracy, które działa przy radzie, czy wziąć udział w projekcie „Indywidualne ścieżki zawodowe”, finansowanym z Europejskiego Funduszu Społecznego.
Mimo tych wszystkich działań start niepełnosprawnych w samodzielne życie wciąż w Polsce jest trudny. – Barierą oprócz znalezienia pracy jest też brak mieszkań i asystentów, którzy pomagaliby niepełnosprawnym w samodzielnym życiu. Przeszkoliliśmy już grupę chętnych na stanowisko asystenta, ale pracują oni wyłącznie w wolontariacie – mówi Ewa Sprawka z ERKON.
Jak wynika z badań, tylko 15% pracodawców nie widzi możliwości zatrudnienia osoby niepełnosprawnej. Mimo tak pięknych deklaracji jedynie co trzeci takie osoby zatrudnia… Choć ostatnio zainteresowanie pracodawców jest większe. Być może to efekt kampanii medialnej „Niepełnosprawni w życiu, pełnosprawni w pracy”.

 

Wydanie: 2006, 44/2006

Kategorie: Reportaż
Tagi: Helena Leman

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy