(Nie)realna inflacja

(Nie)realna inflacja

Rosnące ceny i niezadowolenie z obecności uchodźców wpłyną na przyszłoroczne decyzje wyborcze Turków

Inflacja to słowo, które niesie dzisiaj potężny ładunek strachu. W dobie rosnących cen podstawowych towarów i usług niewielu może beztrosko dysponować zawartością portfela i ze spokojem patrzeć w przyszłość. Te problemy, mniej lub bardziej, dotyczą znacznej części świata, która właśnie wychodzi z kryzysu pandemicznego. Jednym z najjaskrawszych przykładów galopującej inflacji jest Turcja, która pobiła swój niechlubny rekord sprzed dwóch dekad, osiągając w kwietniu br. wskaźnik inflacji 69,97%, przynajmniej według rządowych danych.

Sam wskaźnik jest narzędziem dość abstrakcyjnym, dlatego lepiej się posłużyć przykładem pieczywa, w Turcji często spożywanego do każdego posiłku. Już w grudniu ub.r. informowano, że piekarnie podnoszą ceny, sprzedając bochenek nawet za 4 liry, kiedy minimalna płaca wynosiła 2826 lir. Nie wydaje się to dużą sumą, ale gdy zestawić to z kosztami wynajmu mieszkania, sytuacja przestaje być kolorowa, bo np. w Stambule właściciele nierzadko wystawiali stosunkowo niewielkie i nieodnowione mieszkania nawet za 4,5 tys. lir. Wówczas przedstawiciele głównego opozycyjnego ugrupowania, Republikańskiej Partii Ludowej (CHP), domagali się interwencji rządu na rynku mieszkaniowym.

To jednak doniesienia z minionego roku. Teraz jest jeszcze gorzej. W kwietniu bank centralny opublikował raport z sytuacji na rynku mieszkaniowym, z którego wynika przede wszystkim, że w 2022 r. przeciętny koszt nieruchomości w Stambule osiągnął 1,6 mln lir, gdy w roku ubiegłym było to 750 tys. Wśród przyczyn tej sytuacji wymienia się nierównowagę między popytem a podażą, inflację i rosnące koszty budowy, do których przyczyniła się rosyjska agresja na Ukrainę.

Według informacji portalu Middle East Eye tona żelaza budowlanego kosztuje nawet 15 tys. lir, podczas gdy w kwietniu ub.r. 6,1 tys. Mimo że wraz z początkiem 2022 r. płacę minimalną podniesiono o 50%, do 4253 lir, niewiele zarabiający pracownik musiałby przez ponad 31 lat przeznaczać całą swoją pensję, by pozwolić sobie na przeciętną nieruchomość w największym mieście kraju. I to przy założeniu, że ceny się nie podniosą, a inflacja stanie w miejscu. A nawet w najmniej rozwiniętych częściach kraju, np. w zdominowanych przez Kurdów miastach Diyarbakır i Şanlıurfa na południowym wschodzie, ceny mieszkań wzrosły o 111% w stosunku do zeszłego roku.

Rosnące ceny wywołują też niezadowolenie z obecności w kraju licznych obcokrajowców. Według tureckich przepisów obywatelstwo może uzyskać osoba, która dokonuje znaczących inwestycji, takich jak zdeponowanie równowartości przynajmniej 500 tys. dol. w obcych walutach lub lirach w tureckich bankach albo nabycie nieruchomości wartej przynajmniej 250 tys. dol. Według portalu Sözcü w ostatnich dziewięciu latach, od kiedy wprowadzono te przepisy, znacząco wzrosła liczba domów sprzedawanych obcokrajowcom. W ciągu niecałej dekady sprzedano aż 293 tys. nieruchomości o łącznej wartości 41,3 mld dol. W tureckich mediach społecznościowych pojawiają się nawoływania, by ten proceder ukrócić.

Jednak nie tylko inwestorzy są narażeni na gniew Turków. Sytuacja odbija się również na żyjących tu ponad 4 mln uchodźców, głównie z Syrii. Ich obecność także wpływa na rynek mieszkaniowy, gdyż część z nich decyduje się na wynajem, zwłaszcza jeśli podejmują pracę w miastach. Tureccy politycy nawołują więc do odesłania uchodźców do Syrii. Obiecuje to choćby lider CHP Kemal Kılıçdaroğlu, mówiący, że jeśli jego ugrupowanie zwycięży w przyszłorocznych wyborach, to w ciągu dwóch lat Syryjczycy wrócą do ojczyzny. Negatywnie o uchodźcach wypowiada się też Ümit Özdağ, lider Partii Zwycięstwa, który w listopadzie ub.r. ogłosił, że ma zamiar zebrać 10 mln podpisów pod petycją o odesłaniu do ojczyzn Syryjczyków i Afgańczyków. Te zapędy studzi obecny prezydent Recep Tayyip Erdoğan, według którego „nie zostaną oni nigdy wygnani”, a Turcja „nie wyda ich w ręce morderców”, odnosząc się w ten sposób do reżimu Baszara al-Asada, który przetrwał krwawą syryjską wojnę domową i kontroluje dzisiaj ok. 70% terytorium kraju.

Podczas gdy politycy i zwykli obywatele szukają winnych dramatycznej sytuacji w kraju, oczy wielu zwracają się właśnie w kierunku Erdoğana. Według badań ośrodka MetroPOLL, w kwietniu aż 60% ankietowanych właśnie jego i Partię Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) uznaje za głównych sprawców problemu. Ale tureckie władze widzą sprawę inaczej. – Pod koniec roku rząd eksponował narrację, zgodnie z którą turecka gospodarka nie może wyjść z kryzysu z powodu ataku obcych mocarstw – zauważa Aleksandra Maria Spancerska z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. – Obecnie coraz częściej twierdzi, że do wzrostu inflacji przyczynia się rosyjska agresja na Ukrainę, wzrost cen surowców, ale też chciwość i oportunizm producentów. Jednocześnie decydenci tłumaczą, że problem inflacji w Turcji jest tymczasowy i nie dotyczy jedynie ich kraju, ale również innych państw rozwiniętych. Wskazują tutaj przede wszystkim Stany Zjednoczone.

Trudno jednak porównywać turecką inflację ze wskaźnikiem odnotowywanym w Waszyngtonie. Pod koniec marca stopa inflacji w Stanach Zjednoczonych wyniosła bowiem 8,5%. Różnica staje się wręcz groteskowa, jeśli wziąć pod uwagę, że według niezależnego think tanku ENAGrup rzeczywista inflacja w Turcji to aż 156,86%. Dzisiaj tego typu dane można jeszcze przeczytać, ale według portalu Bloomberg w kwietniu AKP podjęła kroki w kierunku wprowadzenia nowej legislacji, która groziłaby ekonomistom nawet trzema latami pozbawienia wolności za publikowanie nieoficjalnych danych bez uzyskania zgody głównej agencji statystycznej kraju. Turecki Instytut Statystyczny wniósł nawet skargę do sądu przeciwko ENAGrup, oskarżając badaczy o „celowe oczernianie” instytutu i „wprowadzanie w błąd opinii publicznej”.

Zdaniem Spancerskiej takie działania rządu, mające zwrócić uwagę obywateli przede wszystkim na oficjalne dane, są kontrproduktywne i sprawiły, że wzrosło zaufanie opinii publicznej do niezależnych instytucji, a spadło do rządu. Zauważa ona jednak, że Erdoğan podejmuje decyzje  mające przeciwdziałać samej inflacji, obok podniesienia płacy minimalnej. – Obniżono podatek VAT na podstawowe produkty spożywcze z 8% do 1%, a na towary takie jak detergenty, mydło, papier toaletowy, chusteczki czy pieluchy dziecięce z 18% do 8%. Jedną z nowszych propozycji jest zaoferowanie obywatelom 0,99% miesięcznego oprocentowania kredytów hipotecznych dla osób kupujących po raz pierwszy w życiu dom do wartości 2 mln lir – wylicza. – Sytuacja skłoniła też rząd do poprawy relacji z państwami Zatoki Perskiej, gdyż Erdoğanowi bardzo zależy na pozyskaniu inwestycji bezpośrednio z państw arabskich, co pomogłoby mu w utorowaniu drogi do zwycięstwa w przyszłorocznych wyborach generalnych.

Może to nie być łatwe, bo według badań MetroPOLL aż 59% Turków nie wierzy, by prezydent był w stanie naprawić sytuację gospodarczą kraju. – Jednocześnie rozpowszechnione jest przekonanie, że opozycja w dalszym ciągu nie jest zdolna do zarządzania gospodarką i jej naprawy. Ale to niezadowolenie społeczne w połączeniu z frustracją wynikającą z obecności w Turcji uchodźców może znaleźć odzwierciedlenie w spadku poparcia dla obozu rządowego – mówi Spancerska. – Już w lutym mogliśmy obserwować protesty przeciwko podwyżkom cen energii elektrycznej, sprzedawcy wywieszali w witrynach sklepowych swoje rachunki za prąd, w mediach społecznościowych popularność zdobywał hasztag #Geçinemiyoruz, czyli nie możemy związać końca z końcem”.

Lider CHP Kemal Kılıçdaroğlu w akcie nieposłuszeństwa obywatelskiego oświadczył nawet, że nie zapłaci rachunków za prąd, dopóki Erdoğan nie wycofa się z podwyżek cen, które podpisał 31 grudnia. Ostatecznie w kwietniu odcięto mu dostawy elektryczności i w ramach solidarności z obywatelami, którzy nie mogą uregulować rachunków, postanowił on spędzić tydzień w ciemności. Nie wiadomo, czy pomogła mu lampka oliwna, którą otrzymał od Devleta Bahçeliego, lidera sprzymierzonej z AKP nacjonalistycznej Partii Narodowego Działania. Bahçeli postanowił mu wręczyć taki prezent już w lutym, z życzeniami „oświecenia serca”.

Te utarczki między politykami mogą się wydawać absurdalne, ale w dobie kampanii wyborczej kreują rzeczywistość Turków. Świadczą też o tym, że politycy doskonale wiedzą, że właśnie rosnące niemal codziennie ceny podyktują, kto w przyszłym roku będzie rządził w Ankarze.

Fot. East News

Wydanie: 2022, 21/2022

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy