Niewesoło mamy

Zapiski polityczne

Czwartą kadencję przebywam w Sejmie. Z minionych trzech tylko jedna – ta z lat 1993-1997 – miała pełny wymiar. Pozostałe, z czasów burzy i naporu, trwały krócej, niż tego wymagała norma konstytucyjna. Naprawdę wartościowy był okres trwania Sejmu X kadencji, czyli Sejmu Mądrego. Tego, który stworzył wzorcowe dla sporej części Europy okoliczności zmiany ustroju z totalitarnego na demokratyczny, co przyniosło pewien warty naśladowania wzorzec dla wielu innych narodów. Trzeba przypomnieć, że prócz Rumunii, gdzie doszło do swoistego samosądu nad dyktatorem Caucescu, rozstrzelanym bez uczciwej rozprawy sądowej, reszta naszej części Europy zmieniła systemy polityczne łagodnie, gdyż dawne dyktatorskie reżimy, a raczej ich elity spostrzegły, iż – jak to się szczęśliwie zdarzyło w Polsce – można oddawać władzę bez konieczności oddawania głowy pod topór.
Pytałem o wpływ tego polskiego wzorca kilku ważnych polityków poprzedniego okresu – czy, bez polskiego przykładu, ich przekształcenia ustrojowe mogłyby mieć taki charakter, jaki znamy, czyli pokojowy. Wszyscy potwierdzali moją hipotezę. Polski – nazwijmy go pokojowy – model przekazywania władzy okazał się zaraźliwy i dobrze przysłużył się tej części Europy. Tym bardziej zdumiewa mnie to, z czym teraz mamy do czynienia na polskiej arenie politycznej, na której gorycz przegranej w ostatnich wyborach zaćmiewa umysły do tego stopnia, że politycy tak zwanej opozycji nie są w stanie zrozumieć, jak to się dzieje, że znienawidzone przez nich państwo, które wprawdzie dało im możność zdobycia dobrego wykształcenia i wejścia w krąg intelektualnych elit kraju, jest teraz przez znaczną część społeczeństwa wspominane z łezką i wielu jego obywateli deklaruje, że chciałoby, gdyby taki cud mógł się zdarzyć, znowu zamieszkać w PRL.
Znaczna część tych elit, które swoją wysoką pozycję w hierarchii społecznej zdobyły właśnie dzięki możliwościom istniejącym w owej znienawidzonej ludowej ojczyźnie, nie jest w stanie zrozumieć przyczyn sympatii okazywanej dawnym czasom. Tymczasem owi zdumiewający sympatycy PRL mają mocne argumenty. Przede wszystkim ten, że dla wszystkich, którzy chcieli pracować, była praca, może nie zawsze dobrze płatna, ale dająca wolność od upokorzenia, jakie niesie za sobą bezrobocie. Tego elementu owej tęsknoty za dawnym i minionym elity nie mogą zrozumieć, gdyż nie spotkały się one osobiście z upokorzeniem bezrobocia.
Praca daje obywatelowi kraju godność, jej brak upokarza. Elity, wydawałoby się, że składające się z ludzi inteligentnych, odrzucają uporczywie tę oczywistą prawdę i dziwią się, iż tak mało osób czuje się dobrze w III Rzeczypospolitej. Cóż można z tym zrobić, skoro nowa forma ustrojowa tak bardzo upodliła miliony ludzi. Podobnie jak owe, pożal się nad nami Panie Boże, kręgi intelektualne nie są w stanie zrozumieć sympatii ludu polskiego do Edwarda Gierka, którego wspomnienie łączy się z intensywnym rozwojem kraju. Nieżyczliwi mu ludzie mówią, że długi, jakie porobił, będziemy teraz spłacać długie lata. To prawda, lecz za te pożyczone pieniądze Edward Gierek nadał całej prawie Polsce olbrzymie przyśpieszenie rozwojowe. Te fabryki stoją teraz puste albo bankrutują w prywatnych rękach, gdyż kapitalizm polski okazał się zjawiskiem nieudolnym, zaś długi zagraniczne rosną nadal i trwa astronomiczne bezrobocie. Gierek zatrudniał. III RP restrukturyzuje, czyli wyrzuca ludzi z pracy prosto na bruk z minimalnym zabezpieczeniem społecznym albo i bez niego. Stąd bierze się trudne dla tępych głów ludzi z elit politycznych do zrozumienia zjawisko rosnącego kultu Edwarda Gierka, którego pamięć zaczyna się czcić pomnikami. Tak na marginesie dodam, że nie mogę zrozumieć decyzji internowania Gierka, tam na poligonie drawskim, gdzie i ja, i wielu moich kolegów z kręgów kierowniczych „Solidarności” mieliśmy stworzone lepsze warunki, niż je dano Gierkowi. Rosnący i budzący zdumienie tępaków politycznych kult Edwarda Gierka jest swoistym wymierzeniem przez sporą część społeczeństwa pośmiertnej sprawiedliwości wieloletniemu, rozumnemu górnikowi, któremu los, jak zawsze trudny do przeniknięcia, powierzył na długie lata decydujący wpływ na położenie ludzi pracy w Polsce, co pozostało w ich wdzięcznej pamięci i obfituje teraz pomnikami oraz nazywaniem ulic jego imieniem. I to zjawisko – proszę tępaków politycznych – będzie się rozszerzać, bo na razie nie widać na naszym horyzoncie ekonomicznym czasów na tyle lepszych, by mogła zostać zapomniana pamięć o wielkim przywódcy, który dawał ludziom pracę, mieszkania i godność.
Ktoś mi powie: Co jest z tą godnością, której tak się uczepiłeś? Potwierdzam. Uczepiłem się, gdyż pozbawianie ludzi ich przyrodzonej godności, jaką daje praca, budzi w nich odruchy buntu i nienawiści – te, z jakimi mamy teraz tak widocznie do czynienia i na których robi niezwykłą karierę polityczną ugrupowanie Andrzeja Leppera, głoszące nieraz absurdalne tezy ekonomiczne wraz z oskarżeniami elit politycznych o całe zło, z którym społeczeństwo ma do czynienia. Kłopot z tym, że Lepperowskie prawdy są łatwe do zrozumienia i przyswojenia, do uznania za swoje własne kredo. Andrzej Lepper podsuwa zrozpaczonym ludziom klucze do rozumienia rzeczywistości. Cóż z tego, że jest to zrozumienie opaczne i prymitywne, gdyż obecna rzeczywistość gospodarcza oraz polityczna jest o wiele bardziej złożona, niż to ukazują swoim wyznawcom prorocy nowego bezładu, w jaki Polska musi popaść – co może się zdarzyć – w ręce oszołomów ekonomicznych, jeżeli Lepper wygra. Na dodatek nad wydającą się do niedawna nienaruszalną opoką stabilności religijnej też zbierają się czarne chmury i bardzo wiele błyskawic jawi się na horyzoncie, gdyż coraz wyraźniej umacnia swoją pozycję nowa sekta, nowy Kościół toruńsko-katolicki zbuntowanego mnicha, dyrektora Rydzyka. Póki żyliśmy w systemie totalitarnym, ciche porozumienia tronu z ołtarzem mogły takie zagrożenie zlikwidować, choćby za pomocą podatków czy innych represji majątkowych. Teraz z małego Rydzyka rodzi się na naszych oczach duży Rydz i zagraża jedności Kościoła Bożego. Niewesoło mamy, oj niewesoło!

12 września 2002 r.

 

Wydanie: 2002, 37/2002

Kategorie: Felietony

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy