18 sierpnia: Dziś po raz pierwszy Londyn podał, że słyszy nasze audycje… Cieszyliśmy się jak dzieci, że po pięciu latach słyszymy się znów wzajemnie.
20 sierpnia: W górze jesteśmy bezbronni, brak artylerii przeciwlotniczej.
24 sierpnia: Dzień u nas tragiczny. W czasie mej nieobecności na podwórze domu padło osiem granatów, zabijając kilkanaście osób, a dwadzieścia kilka raniąc mniej lub więcej ciężko. Mamusia z Łuczkiem… tknięta przeczuciem wstała, wzięła Synka na ręce i wyszła na korytarz. Wtedy padł granat. Detonacja. Szyby w pokoiku Łukasza rozprysły się. Odłamki rozsypały po pokoju i łóżku, tnąc kołdrę… Łuczek wystraszył się, począł płakać. Na podwórzu krzyczeli ludzie, jęczeli ranni. Nad pięcioletnim zabitym chłopczykiem nie płakała, a wyła przeraźliwie Matka (uciekła ze Złotej z jedynakiem, gdzie przed godziną bomba zabiła jej męża i siostrę!).
25 sierpnia: Zmęczenie jest ogromne. Upływ krwi niezmierny. Liczba domów mieszkalnych zmniejsza się codziennie. A tu żadnej pomocy. A przecież na oczyszczenie Warszawy z Niemców starczyłoby niewiele ciężkiej broni, gdyby nam ją dano.
26 sierpnia: Nie chcemy nic za darmo od nikogo. Za wolność płacimy własną krwią i własnym mieniem. I dlatego mamy prawo żądać od sprzymierzonych broni i amunicji, artylerii i samolotów. Przez cztery lata lotnicy polscy bronią Londynu, a przez cztery tygodnie od bombowców niemieckich nie broni Warszawy nikt.
30 sierpnia: Dziś Warszawa to aleje gruzów, ulice zgliszcz, przecznice ruin. Nie ma chodników – płyty tkwią na barykadach. Za to depczemy mazowiecki piasek, z którego co krok usypujemy nową mogiłę. Ten różaniec grobów na każdej ulicy nie kończy się, rośnie.
1 września: Niedawno nazwano nas nierozsądnymi ludźmi w rozsądnym świecie… Wiemy: we wrześniu 1939 r. alianci nic nam dać nie mogli, bo sami nie posiadali. Lecz w sierpniu 1944 r., po pięciu latach tworzenia gigantycznych arsenałów, nieudzielenie pomocy Warszawie jest jakąś konsekwencją tragiczną… Warszawa musi otrzymać broń i amunicję – dług września 1939 r.
2 września: Dziś padła Starówka. Zniszczyli Niemcy kolumnę Zygmunta, pomnik Poniatowskiego i Grób Nieznanego Żołnierza… Ta zbrodnia nieudzielenia pomocy Warszawie będzie w historii nie do wymazania… Nie! Synku! Nie wierz przyszłym alianckim i rosyjskim historykom. To, co się dzieje w Warszawie – to zbrodnia. Prawda, popełniona przez Niemców, ale moralnie akceptowana przez Aliantów i Sowiety i przez nich faktycznie dopiero umożliwiona. Kto widział tę całą makabrę płonącej, krwawiącej i druzgotanej Warszawy – ten nie zapomni już tej zbrodniczej lekcji, że nie wolno być słabym i nie wolno liczyć na sojuszników. Synku! Polska musi być silna! Bardzo silna! Wtedy dopiero będziemy bezpieczni nie od „romantyzmu powstań”, lecz od „realizmu sąsiadów”.
3 września: Pali się i pada w gruzy od bomb i pocisków Śródmieście. Elektrownia zburzona. Nie ma światła. Woda już tylko w studniach… Nasza krótkofalówka uszkodzona.
4 września: Już mamy dziś piąte bombardowanie… Dla Warszawy są tylko słowa, słowa… z Londynu. Z Moskwy zaś wyzwiska i naigrawanie… Musimy stać się najbardziej realistycznym i najchłodniej kalkulującym narodem… Zapamiętaj, że dziś jesteśmy lekceważeni, pogardzani i wydrwiwani przez zbrodniarzy i sojuszników zbrodniarzy, nazywających się naszymi sojusznikami, za to, że jesteśmy słabi.
6 września: Środa, o godzinie 11.30 uderzyły bomby przed i w nasz dom… Rozpoczął się czwarty tego dnia nalot… Nowe uderzenie i trzask walących się stropów i czarność od dymu, gryzącego, duszącego. Przycisnąłem cię, Łuczku, do piersi, by zasłonić od dymu. U góry w ścianie było okienko na klatkę schodową, gdzie prześwitywało czystsze powietrze. Wszedłem więc na krzesło i trzymałem Cię wysoko, Synku, byś miał czym oddychać… Na Chmielnej tysiące ludzi z tobołkami… To dzisiejsi pogorzelcy. Wynędzniali, brudni, w czerwonym świetle pożarów czynią wrażenie niesamowite. Tragiczne osamotnienie w potwornej bezbronności druzgocze ludzi, tak jak bomby zdruzgotały ich domy.
9 września: W walczącej Warszawie rodzą się dzieci. Obywatele niepodległej Polski… Wiele Matek w huku bomb i min straciło pokarm. A mleka w Warszawie nie ma. Od sześciu tygodni nie ma mleka ani dla noworodków, ani dla niemowląt, ani dla dzieci… Wczoraj i dzisiaj wyszło kilka tysięcy kobiet i dzieci pod sztandarami Polskiego Czerwonego Krzyża z walczącej Warszawy do Niemców. Po sześciu tygodniach tragicznej wolności decyzja pójścia w tragiczną niewolę… Wyszli, chcąc ratować dzieci, straciwszy wprzód mienie, a często i najbliższych, i straciwszy wiarę w pomoc, już nie wojskową, lecz po prostu humanitarną. Nie dziwimy się Matkom. Dziwimy się humanitarnemu Światu. Warszawa jest ciężko ranna.
13 września: Warszawa walczy 44. dzień bez pomocy… Potworne morze ludzkiego cierpienia zalewa nas co godzina nową ogłuszającą falą. To, co otrzymujemy, nie jest pomocą. Powtarzam: nie jest pomocą.
14 września: Jesteśmy u kresu sił. Chodzimy jak cienie. Rozpoczął się głód. Nie jestem w stanie coś pisać, bo mnie taka pasja bierze, że bym wymyślał od łotrów, a tu trzeba w dyplomatyczną bawełnę obwijać to, co każde warszawskie podwórko krzyczy.
15 września: Warszawa jeszcze walczy. Zbrodnia nie ma końca… Ile razy trzeba nam umierać, aby żyła Polska?
16 września: Po 45 dniach samotnej walki wreszcie na niebie raz po raz pojawiają się samoloty sowieckie i płoszą tchórzliwych Niemców… Po drugiej stronie Wisły stoją na Pradze dywizje polskich żołnierzy. Po obu stronach Wisły zatem krew polska płynie. Przez ziemie polskie przewala się olbrzymi front rosyjsko-niemiecki. A w sercu tego frontu samotna Stolica Kraju, brocząca polską krwią, walcząca o polską Wolność.
17 września: Powstanie ciągle trwa. Zniszczeń nie ma końca, zbrodnia nie ma kresu. (…) Syneczek znów się nałykał pyłu i sadzy, po czym przez dwa dni krztusił się i kasłał. Okna bez szyb. Zaziębił się więc, bo noce już bardzo zimne… Wszystkie jego sweterki i ubranka spaliły się… Trwa wciąż ta potworna masakra konającego miasta… Od dwóch dni Moskale mają Pragę. Liczyliśmy, że teraz choć nie będzie bombowców niemieckich i ciężkiej artylerii. Gdzie tam.
18 września: Żaden naród w historii jeszcze takiej ceny za wolność nie płacił. My zapłaciliśmy.
19 września: Po długiej przerwie znów pomoc zachodnich naszych sojuszników. Niemniej rzeczywistość jest tak okrutna, że radość pomocy głuszy makabra zgliszcz i ruin, stęchlizna piwnic, w których żyją setki tysięcy ludzi pozbawionych dachu nad głową, głód, który jest już powszechny, brak wody, który jest nieznośny, i zimno z każdą nocą coraz dokuczliwsze.
21 września: A dziś rano… zmarł jedyny Synek maleńki, skończywszy cztery miesiące – Łukasz. Zagłodzony, nie wytrzymał zapalenia płuc w zimnych ruinach domu na ulicy Wilczej. Matka krzyczy w rozpaczy… Po południu pogrzeb. Śpi maleńki na podwórku Biblioteki na Koszykowej – tam, gdzie nasza radiostacja. Jesteśmy straszliwie sami. Tak jak Warszawa.
24 września: W Warszawie, gdzie przez osiem tygodni można było pozbyć się wszelkich złudzeń, patrzymy na sprawy polityczne bardzo trzeźwo… Powstanie nauczyło nas, że potrafimy przetrzymać więcej, niż człowiek jest w mocy.
27 września: Warszawa walczy. Przed pięciu laty skapitulowała. Dziś walczy… Nie skarżymy się. Stwierdzamy tylko, że nam – Polakom – los wyznaczył najgorszą i najdłuższą drogę do wolności.
A książki p. Osmańczyka próżno szukać w księgarniach…
W 1947 „CZYTELNIK” wydal „Dokumenty Pruskie”. Pan jednak nie oczekuje ze jakies wydawnictwo TE ksiazke dzisiaj wyda (tak samo jak „Dysproporcje” Eugeniusza Kwiatkowskiego) !?? Pozostaje „All…o”